Autor:

arvena

Data publikacji:

29.04.2007

zaloguj się, żeby móc oceniać artykuły

29 kwietnia 2007 r.

Przez ostatnie cztery dni moje ciało trawiła grypa żołądkowa. Pierwszy raz doświadczyłam takiego koszmarU; wyskoa gorączka, zawroty głowy, przeszywający ból wszystkiego, każdej części ciała i mdłości. Jedynym wiktem i radością życia była dla mnie niegazowana woda i biszkopty (no i słoneczny papier toaletowy, ale to w chwilach gdy nawiedzałam wc). Doświadczyłam zupełnej niemocy fizycznej. Musiałam iść do lekarza, ale nie mogłam podnieść się z łóżka - prawie mdlałam lub dopadały mnie skurcze łydek. Przez dwa dni po 11 godzin leżałam w łóżku sama, wpatrzona w sufit i nasłuchująca, czy już wraca z pracy Irek. Nawet pies instynktownie unikał kontaktu ze mną, wiedząc, jak potwornie zaraźliwy wirus mnie męczył. Nie mam do niego o to żalu Wink Trzeciego dnia do mojej diety wprowadziliśmy rosół (gorący kubek Knorra). Po pierwszym łyku prawie rozpłakałam się ze szczęścia. Dziwne, jak podczas choroby, wszystko ulega przewartościowaniu. Wczoraj gorączka ustąpiła, ale przyszedł ból żołądka i narządów towarzyszących. Co najciekawsze, nieustannie mam wrażenie, że moje jelita nie podjęły pracy.

Wszystko przybrało inny kształt i kolor. Paradokalnie dziękowałam Bogu, że nie ma z nami dziecka, bo chyba umarłabym ze strachu, że zarzi się moją chorobą, że będzie musiało tak cierpieć, a z drugiej strony nie wyobrażałabym sobie nie móc do niego podejść, przytulić, zobaczyć.

Zobaczyłam rzeczy, których nie widziałam. Że rosół z torebki jest ósmym cudem świata, że nasza podwórkowa lipa wypuściła wreszcie listki, że mam przy sobie kochane osoby, że zdrowie jest jednym z największych darów, jakie człowiek dostaje. Cieszyłam się, bo wiedziałam, że moja choroba minie, ale co, jeśli by nie minęła?

Przestałam liczyć na jakieś magiczne terminy TEGO telefonu. Mało tego, już nawet nie liczę na tę wiosnę. W wakację obawiam się, że OAO ma przerwę. Może jesienią?
Tylko raz dokonałam przez te cztery dni podsumowania: Było nas trzy pary w naszym OAO - Renia i Mirek, którzy doczekali się córeczki w czerwcu; Państwo X, którzy doczekali się córeczki w październiku (obie adopcje dzieliły cztery miesiące); My, czyli Sylwia i Irek, czekamy od kwalifikacji szósty miesiąc. Jak widać łamiemy wszelkie schematy. Podsumowanie wyszło niekorzystanie, wobec tego porzuciłam je.
Już nic nie obliczam, nie pytam Boga ani gwiazd, nie analizuję snów. Z resztą te ostatnie i tak się przestały pojawiać.

Myjąc podłogę w przedpokoju, pomyślałam, że trzeba spojrzec prawdzie w oczy. Jesteśmy bezpłodną parą. Ten stan, czyli bezdzietność, w naszej sytuacji jest naturalny. Odstępstwo od niego w postaci dziecka jest dla nas prezentem, niespodzianką. Trzeba nauczyć się żyć w swojej własnej rzeczywistości, żeby móc przyjąć tą, która ma nas zaskoczyć. Nie można się oszukiwać i twierdzić, że coś nam się należy. Nie można udawać, że jest się w ciży, skoro się nie jest. odrobinę realizmu, Sylka, dobrze Ci to zrobi!