Wczoraj byłam na spotkaniu klasowym z liceum. Po siedmiu latach znów mogłam spotkać się z dziewczynami.
Impreza była zorganizowana w innym mieście(dojeżdżałam do szkoły) więc umówiłam się z jedną z koleżanek z którą jeszcze utrzymuję sporadyczny kontakt, że pojedziemy razem, bo właśnie zawoziła tego dnia męża na imprezę do mojej miejscowości. .
Przyjechała po mnie o siedemnastej. Zaczęła pytać o poronienie i o to jak się teraz czuję. Ona opowiadała o swoich perypetiach z podwyższona prolaktyną i po chwili mówi „No bo wiesz co? Ja jestem znów w ciąży(ma już 2-letniego synka)” Zatkało mnie. Tak bez żadnych oporów była w stanie przejść od tematu moich poronień do swojej ciąży. Nie było mi smutno. O dziwo to nie zabolało. Mogę nawet powiedzieć, ze poczułam pewną ulgę, bo A… jest pierwszą osobą, która nie ukrywała przede mną faktu bycia w ciąży. Jestem jej za to wdzięczna, że nie potraktowała mnie jak dziwadło, które nie zrozumie jej szczęścia.
To miał być dopiero początek lawiny opowiadań o ciąży, poradach i dzieciach.
Do lokalu w którym miałyśmy rezerwację weszłyśmy w czwórkę, bo po drodze spotkałyśmy dwie koleżanki. Po chwili zaczęły się pojawiać kolejne dziewczyny. Niestety w ostateczności z naszej ponad trzydziestoosobowej klasy zjawiło się tylko dwanaście dziewczyn. Były uściski, wzruszenia. Zamówiłam sobie wielkie lody i drinka, bo jak szaleć to szaleć.
Zaczęły się opowieści o tym czym każda z nas się zajmuje i czy zmieniła stan cywilny. Opowiadałyśmy też o nieobecnych… Najwięcej jednak czasu dziewczyny poświęciły na opowiadanie o swoich dzieciach, porodach itp. Czułam się gorsza…Było mi smutno, bo milczałam.
Nie mogłam opowiadać o pierwszych słowach, krokach. Nie mogłam pokazywać zdjęć.
Miałam ściśnięte gardło i łzy w oczach. Chciałam jak najszybciej uciec…
Czułam, że nie dam rady słuchać ich opowieści. Na szczęście A. musiała o 21.00 jechać do domu więc wykorzystałam sytuacje i też wymknęłam się z imprezy.
Takie sytuacje jak wczorajsze spotkanie uświadamia mi ile wspaniałych chwil straciłam. Jest mi źle, bo zabrano mi wzruszenia, szczęście zmazane z posiadaniem dziecka.
Chyba nie nadaję się do takich spotkań. Następnym razem muszę znaleźć jakąś wymówkę.
Impreza była zorganizowana w innym mieście(dojeżdżałam do szkoły) więc umówiłam się z jedną z koleżanek z którą jeszcze utrzymuję sporadyczny kontakt, że pojedziemy razem, bo właśnie zawoziła tego dnia męża na imprezę do mojej miejscowości. .
Przyjechała po mnie o siedemnastej. Zaczęła pytać o poronienie i o to jak się teraz czuję. Ona opowiadała o swoich perypetiach z podwyższona prolaktyną i po chwili mówi „No bo wiesz co? Ja jestem znów w ciąży(ma już 2-letniego synka)” Zatkało mnie. Tak bez żadnych oporów była w stanie przejść od tematu moich poronień do swojej ciąży. Nie było mi smutno. O dziwo to nie zabolało. Mogę nawet powiedzieć, ze poczułam pewną ulgę, bo A… jest pierwszą osobą, która nie ukrywała przede mną faktu bycia w ciąży. Jestem jej za to wdzięczna, że nie potraktowała mnie jak dziwadło, które nie zrozumie jej szczęścia.
To miał być dopiero początek lawiny opowiadań o ciąży, poradach i dzieciach.
Do lokalu w którym miałyśmy rezerwację weszłyśmy w czwórkę, bo po drodze spotkałyśmy dwie koleżanki. Po chwili zaczęły się pojawiać kolejne dziewczyny. Niestety w ostateczności z naszej ponad trzydziestoosobowej klasy zjawiło się tylko dwanaście dziewczyn. Były uściski, wzruszenia. Zamówiłam sobie wielkie lody i drinka, bo jak szaleć to szaleć.
Zaczęły się opowieści o tym czym każda z nas się zajmuje i czy zmieniła stan cywilny. Opowiadałyśmy też o nieobecnych… Najwięcej jednak czasu dziewczyny poświęciły na opowiadanie o swoich dzieciach, porodach itp. Czułam się gorsza…Było mi smutno, bo milczałam.
Nie mogłam opowiadać o pierwszych słowach, krokach. Nie mogłam pokazywać zdjęć.
Miałam ściśnięte gardło i łzy w oczach. Chciałam jak najszybciej uciec…
Czułam, że nie dam rady słuchać ich opowieści. Na szczęście A. musiała o 21.00 jechać do domu więc wykorzystałam sytuacje i też wymknęłam się z imprezy.
Takie sytuacje jak wczorajsze spotkanie uświadamia mi ile wspaniałych chwil straciłam. Jest mi źle, bo zabrano mi wzruszenia, szczęście zmazane z posiadaniem dziecka.
Chyba nie nadaję się do takich spotkań. Następnym razem muszę znaleźć jakąś wymówkę.