Zacznę od tego,że weekend majowy a właściwie cały pierwszy tydzień maja spędziliśmy razem z Krzyśkami na Półwyspie Helskim. Zosia wróciła ze swoich pierwszych w życiu wakacji:
a) z pierwszym ząbkiem (drugi "wykluł" się zaraz po przyjeździe do domu)
b) z nową pasją jaką jest grzebanie w piachu
c) z wiedzą,że piasku się nie je (wiedzę przekazaliśmy jej my licznymi zakazami i teraz już tak uparcie nie próbuje)
Nauczyła się też docierać do upatrzonego wcześniej celu przez połączenie techiki kulania i pełzania. Musieliśmy obniżyć poziom w łóżeczku, bo z siedzenia podnosi się i klęka przy barierce... No i rozgadała się "na dobre" ;-)) głodna woła "Emmmm,emmm", woła "Mamamama" i "Tatata"(od wczoraj to jej ulubione słowo, powtarzane cały czas (nie muszę chyba pisać,że Tatuś pęka z dumy ;-)) i różen inne zbitki sylabowe.
Umie też robić "papa" i "brawo,brawo". Jak zostaje z babcią i ja wracam to zaraz muszę ją brać na ręce i prztula się i robi Babci "papa":-))) Mama w domu to Babcia może sobie iść ;-)
Lubię obserwować jak rośnie , jak uczy się nowych rzeczy, jak cieszy się jak budzi się i widzi,że leżymy koło niej oboje (nad ranem śpi u nas w łóżku), jak rano klepie Tatusia żeby się obudził, jak śmieje się jak ją łaskoczemy albo jak się razem bawimy. Lubię nasze "małe rytuały", wspólne spacerki, obiadki, zasypianie...i wcale mi nie brakuje codziennej pracy, wieczornych wyjść, czasu na chodzenie po sklepach i tego całego "wyścigu". Żyjemy sobie z Zosią na naszej małej wyspie odliczając czas od śniadanka do obiadku i od obiadku do przyjścia Tatusia i jesteśmy po prostu SZCZĘŚLIWE!!!! (i żałujemy,że nie możemy więcej czasu spędzać we trójkę z Tatusiem...ale jak to on mówi, ktoś musi pracować- niestety....)