Odliczam dni. Znowu. Ale teraz w drugą stronę. Nie liczę dni od ukończenia kursu i oczekiwania na telefon. Teraz liczę dni od momentu poznania mojego syna.
Minęło ich 40. Sześć weekendów, jak mało. Zaledwie sześć. A mam wrażenie, że znamy się tak długo.
Zużytych pieluch nie liczyłam :) Odliczam dni do rozprawy sądowej. Na szczęście tych zostało niewiele - jednocyfrowa liczba!
Zapisuje w notesie wspomnienia. Małe sukcesy, liczbę zębów, nasze emocje. To są tak ulotne momenty, że ja sama już ich nie pamiętam.
Syn nam rośnie. Ubranka kupowane 40 dni temu z małym zapasem są na styk. Chyba prawdą są skoki wzrostowe u dzieci. Dzieci jakby nawozem podlane, jakby w trakcie popołudniowej drzemki rosły :)
Tata jest najważniejszy. Musi być w pobliżu. Musi być w zasięgu wzroku.
Tyle było czekania. Tyle emocji. A teraz jest tak normalnie. Tak zwyczajnie. Tak codziennie. Czekamy na decyzję sądu i na "wprowadzkę" naszego syna.
3
Komentarze
- AgataTofik
13/07/2015 - 14:07
Twój wpis brzmi super :D Zazdroszczę, że macie już swoje miejsce na ziemi :D Powodzenia