Weszliśmy w ostatni etap- ostatni trymestr… niby 3 miesiące to dużo czasu, listopadowe ciemne popołudnia, dżdżyste dni wydają się dziś bardzo odległe. Jednak z drugiej strony wydaje mi się, że kilka dni temu rozdawałam uczniom świadectwa - a to już ponad dwa miesiące temu…
We wtorek popodglądaliśmy Frania - spał smacznie, co mu się rzadko zdarza Rośnie, kopie coraz mocniej i jak na razie leży główką do dołu.
Za to moje wyniki glukozy po obciążeniu dały Doktorowi do myślenia- bo niby mało, ale ponad normę… ale lepiej sprawdzić i w środę mam się stawić w szpitalu na badania szczegółowe…Mam nadzieję,że jak mówił Doktor to tylko jedna doba...
Dostałam zwolnienie, bo koniec wakacji i już wydzwaniali ze szkoły czy wracam.
Dziś rano pojechałam tam, odebrałam w kadrach pismo, że umowa zostaje mi przedłużona do dnia porodu, wzięłam resztę rzeczy z szafki i… tak zakończyłam jakiś tam, kolejny etap. Było rano więc szkoła pomimo egzaminów poprawkowych świeciła jeszcze pustkami… Weszłam -wyszłam… i jadąc w tramwaju do domu pomyślałam, że przez te ponad dwa lata nie zawsze było łatwo, przerobiłam chyba większość problemów omawianych na kursach pedagogicznych, miałam jakiś znajomych ale nie wpasowałam się do żadnej grupy, które się tworzyły wśród nauczycieli (pracuje ich tam dość dużo- z dużą rotacją) ale lubiłam tę pracę - nadal lubię, tylko po przerwie będę musiała poszukać sobie innego miejsca.
Tak mnie wzięło na rozmyślania, przyjechałam do domu i wzięłam się za zaległe prasowanie. Zosia bawiła się grzecznie na balkonie, a ja 2 godziny prasowałam…
Popołudniu zadzwonił A. z pracy z pytaniem czy pojedziemy na weekend do Krakowa, bo wygrał pobyt w hotelu… I tak, choć jeszcze wczoraj mówiłam, że ja już wakacyjne podróżowanie zakończyłam, dziś znowu pakowałam walizki, żeby jutro wyruszyć na spotkanie ze Smokiem Wawelskim i koniecznie posłuchać w sobotnie (i pewnie niedzielne) południe hejnału na Rynku, o czym Zosia marzyła, a my ciągle taką wyprawę przekładaliśmy.
Mam tylko nadzieję, że nie będzie dużych korków na drogach i w miarę sprawnie dojedziemy tam...
We wtorek popodglądaliśmy Frania - spał smacznie, co mu się rzadko zdarza Rośnie, kopie coraz mocniej i jak na razie leży główką do dołu.
Za to moje wyniki glukozy po obciążeniu dały Doktorowi do myślenia- bo niby mało, ale ponad normę… ale lepiej sprawdzić i w środę mam się stawić w szpitalu na badania szczegółowe…Mam nadzieję,że jak mówił Doktor to tylko jedna doba...
Dostałam zwolnienie, bo koniec wakacji i już wydzwaniali ze szkoły czy wracam.
Dziś rano pojechałam tam, odebrałam w kadrach pismo, że umowa zostaje mi przedłużona do dnia porodu, wzięłam resztę rzeczy z szafki i… tak zakończyłam jakiś tam, kolejny etap. Było rano więc szkoła pomimo egzaminów poprawkowych świeciła jeszcze pustkami… Weszłam -wyszłam… i jadąc w tramwaju do domu pomyślałam, że przez te ponad dwa lata nie zawsze było łatwo, przerobiłam chyba większość problemów omawianych na kursach pedagogicznych, miałam jakiś znajomych ale nie wpasowałam się do żadnej grupy, które się tworzyły wśród nauczycieli (pracuje ich tam dość dużo- z dużą rotacją) ale lubiłam tę pracę - nadal lubię, tylko po przerwie będę musiała poszukać sobie innego miejsca.
Tak mnie wzięło na rozmyślania, przyjechałam do domu i wzięłam się za zaległe prasowanie. Zosia bawiła się grzecznie na balkonie, a ja 2 godziny prasowałam…
Popołudniu zadzwonił A. z pracy z pytaniem czy pojedziemy na weekend do Krakowa, bo wygrał pobyt w hotelu… I tak, choć jeszcze wczoraj mówiłam, że ja już wakacyjne podróżowanie zakończyłam, dziś znowu pakowałam walizki, żeby jutro wyruszyć na spotkanie ze Smokiem Wawelskim i koniecznie posłuchać w sobotnie (i pewnie niedzielne) południe hejnału na Rynku, o czym Zosia marzyła, a my ciągle taką wyprawę przekładaliśmy.
Mam tylko nadzieję, że nie będzie dużych korków na drogach i w miarę sprawnie dojedziemy tam...
http://www.suwaczki.com/tickers/zpdoxqpk5iifc0l8.png
http://agatkaboj.blogspot.com/