Znowu byłam w wielkim mieście. Jeszcze kilka razy a będę mogła zrobić szczegółową mapę trasy. Bardzo detaliczną. Nie tylko jak dojechać. To każda mapa pokaże. Moja będzie zawierać informacje o stacjach benzynowych, restauracjach i ubikacjach. Dorzucę dane dotyczące fotoradarów (z podziałem na działające i niedziałające), nieoznakowanych wozów policyjnych (wraz z numerami rejestracyjnymi, kolorem i marką) oraz miejscami gdzie policja stoi najczęściej z tzw. suszarką. Jeszcze tylko pojadę ze dwa razy i mogę taką mapkę opublikować
Zaczynam powoli myśleć, że profesor znalazł przyczynę moich niepowodzeń. Moje podejrzenia są bardzo nieśmiałe. Nie chcę zapeszyć bo przyzwyczaiłam się do myśli, że po prostu czasem tak bywa. Co prawda pięć nieudanych ciąż wzbudza panikę i powinno wzbudzić ciekawość lekarzy - ekspertów ale jak widać na załączonym przykładzie (czytaj na mnie) nie koniecznie. "Tak czasem bywa" - tyle razy to słyszałam, że się do tego przyzwyczaiłam. Nawet uznałam, że to prawda. Dlaczego? A no dlatego, że jestem przebadana wzdłuż i w poprzek, mój mąż też. Wyniki mówią, że jest super. Tylko super niestety nie było. W dzień zmarłych powinnam zapalać pięć zniczy. Niestety nie mam takiej możliwości więc zapalam je w sercu. Chyba nawet płoną nieustannie przez cały czas!
To już drugi miesiąc. Ponownie jestem stymulowana. Efekt jest taki, że po lekach w dwunastym dniu cyklu moje pęcherzyki nie nadają się do niczego. Są po prostu za małe! W poprzednim miesiącu inseminacja była dopiero w osiemnastym dniu cyklu. Teraz zapowiada się podobnie. Czy to mogła być przyczyna? Ja zawsze zachodziłam właśnie w dwunastym dniu cyklu. Tzn. wtedy nasilaliśmy starania. No i się udawało. Oczywiście na krótko. Zaczynam podejrzewać, że po tylu latach, po tylu wypłakanych łzach, po tylu cierpieniach, po takiej ilości bólu psycho - fizycznego - w końcu mamy punkt zaczepienia! Oczywiście nie wiem czy to, że pęcherzyki byłe za małe powodowało katastrofę ale jak no moją chłopską logikę, to może coś w tym jest. Z wrażenia zapomniałam o tym pogadać z profesorem. Nic straconego! Dostałam nowe zastrzyki i w niedzielę znowu jadę do wielkiego miasta!
Moja nadzieja rośnie. Widzę światełeczko w malutkim tuneliku. Może to złuda, może fatamorgana (bo dziś taki upał) ale jestem dobrej myśli. Poza tym profesor obiecał, że zrobi mi ciążę więc nie będę z nim dyskutować. Przecież jak profesor obiecuje to obiecuje! Nie!
PS: ....jutro jadę do Aidy....Trochę się boję ale pojadę!
Zaczynam powoli myśleć, że profesor znalazł przyczynę moich niepowodzeń. Moje podejrzenia są bardzo nieśmiałe. Nie chcę zapeszyć bo przyzwyczaiłam się do myśli, że po prostu czasem tak bywa. Co prawda pięć nieudanych ciąż wzbudza panikę i powinno wzbudzić ciekawość lekarzy - ekspertów ale jak widać na załączonym przykładzie (czytaj na mnie) nie koniecznie. "Tak czasem bywa" - tyle razy to słyszałam, że się do tego przyzwyczaiłam. Nawet uznałam, że to prawda. Dlaczego? A no dlatego, że jestem przebadana wzdłuż i w poprzek, mój mąż też. Wyniki mówią, że jest super. Tylko super niestety nie było. W dzień zmarłych powinnam zapalać pięć zniczy. Niestety nie mam takiej możliwości więc zapalam je w sercu. Chyba nawet płoną nieustannie przez cały czas!
To już drugi miesiąc. Ponownie jestem stymulowana. Efekt jest taki, że po lekach w dwunastym dniu cyklu moje pęcherzyki nie nadają się do niczego. Są po prostu za małe! W poprzednim miesiącu inseminacja była dopiero w osiemnastym dniu cyklu. Teraz zapowiada się podobnie. Czy to mogła być przyczyna? Ja zawsze zachodziłam właśnie w dwunastym dniu cyklu. Tzn. wtedy nasilaliśmy starania. No i się udawało. Oczywiście na krótko. Zaczynam podejrzewać, że po tylu latach, po tylu wypłakanych łzach, po tylu cierpieniach, po takiej ilości bólu psycho - fizycznego - w końcu mamy punkt zaczepienia! Oczywiście nie wiem czy to, że pęcherzyki byłe za małe powodowało katastrofę ale jak no moją chłopską logikę, to może coś w tym jest. Z wrażenia zapomniałam o tym pogadać z profesorem. Nic straconego! Dostałam nowe zastrzyki i w niedzielę znowu jadę do wielkiego miasta!
Moja nadzieja rośnie. Widzę światełeczko w malutkim tuneliku. Może to złuda, może fatamorgana (bo dziś taki upał) ale jestem dobrej myśli. Poza tym profesor obiecał, że zrobi mi ciążę więc nie będę z nim dyskutować. Przecież jak profesor obiecuje to obiecuje! Nie!
PS: ....jutro jadę do Aidy....Trochę się boję ale pojadę!
Skoro profesor obiecał, że \"zrobi ciążę\" wszystko będzie oki .