Lolek z wakacji wrócił bardzo przytulaśny i taki bardziej dziecinny. Podbiega do mnie, wiesza się, chce się tulić, tulimy się. Dunia która dotąd była sama do tulenia nie jest zadowolona z takiego obrotu sytuacji, więc mój kręgosłup ma co dźwigać.
Powrót dla Karola, po tygodniu nieobecności, był trudny, w łzach i złości, bo on jeszcze nie chce do domu. Od babci było spokojnie, bo jeszcze po drodze odwiedzaliśmy ciocię, ale w jego mniemaniu, by go tam zostawić, o czym w ogóle nie było mowy... Przyszedł wieczór czas pożegnania i Karol się zaparł. On nie chce do domu. Usiadł w rogu trampoliny, którą mają w ogrodzie, skulił się ze swoją upartą miną i płakał, wydając z siebie jęki \\"nie\\" jak kazaliśmy się przebierać. Sandra mocno zdziwiona takim widowiskiem, nie opuszczała mnie na krok. Karolowi w końcu przeszło, ze śmiechem się pożegnał i wsiadł do samochodu, a wieczorem nie było końca przytulasom i zapewnieniom czy ja tęskniłam, bo on tęsknił bardzo.
W poniedziałek wieczorem zawieźliśmy dzieciaki do dziadków na noc, by tam spędziły dzień do mojego powrotu z pracy. Niestety w sezonie urlopowym szef krzywo się patrzy na urlopy jednodniowe. Kiedy R pracuje, ja muszę brać urlop, ale teraz teściowa ma rękę złamaną i nie pracuje, zgadza się na opiekę nad dziećmi, więc ja trochę urlopu przyoszczędzę. W roku szkolnym musiałam często brać urlopy jednodniowe, no i trochę mało mi go zostało już... Karol znowu w żywiole, tv do woli, pogoda mu dopisała, bo cały poniedziałek padał deszcz, więc dziadek nie wyganiał do ogrodu. Lolka zastałam, leżącego na kanapie z pilotem w ręku, no i jak tu chcieć wracać do domu, gdzie praktycznie nie ma tv? Dodatkowo babcia mnie drażni, bo w czasie mojej nieobecności wciąż im obiecuje, że mogą zostać na jeszcze jedną noc. Dzieci chcą, ale ona już nie jest taka chętna i ich nie zatrzymuje gdy po nich przyjeżdżam... Szkoda słów w ogóle, już mam ochotę powiedzieć im, że babcia żartowała i wcale tak bardzo nie chce, żeby zostali. Mam serdecznie dość tłumaczenia dlaczego \\"nie pozwoliłam\\" im zostać jeszcze jeden dzień u babci...
Lolek wieczorem znowu mocne przytulanie, bieganie za mną, wieszanie się i tulenie.
Na Sandrę takie noclegi poza domem nie wpływają dobrze, w czasie powrotu do domu upewnia się, czy może spać ze mną, a w nocy zdarza się jej płakać przez sen i śpi bardzo niespokojnie, ale rano pyta kiedy znowu będzie nocować u babci, bo ona dziś znowu by chciała. Ot, rozpieszczanie dziadków.
Sandra pomyślnie przeszła bilans czterolatka. 97 centyl wzrost i waga, przy czym 1,5 nadwagi, no więc jedzenie trzeba ograniczyć. Poważnie się zastanawiam jak u takiego ruchliwego i wszędobylskiego dzieciaka może się jeszcze wziąć nadwaga, no i jak by wyglądała, gdyby tak się nie ruszała? Oczywiście wstydliwość nie pozwoliła sprawdzić wzroku, bo na pytania co widzi na tablicy, gdy zasłoni oczko lewe, prawe - Sandra milczała... Podeszłam do niej i szeptała mi do ucha. Pielęgniarki były przerażone co będzie się zaraz działo, bo bilans połączyliśmy ze szczepieniem na pneumokoki (wyszło z badań, że jest nosicielem), no i wszyscy - na równi z mężem - bardzo się zdziwili, bo Sandra przyglądała się co pani robi i nawet nie jęknęła - wszyscy pełni podziwu, że taka dzielna. Dostaliśmy jeszcze skierowanie do chirurga, bo Dunia stawia stópki do środka, może uda się to skorygować. No i po tym chirurgu, to już chyba koniec ze specjalistami - przynajmniej dla Sandry... Wyszliśmy z gabinetu lekarza z dużą ilością nalepek z dodatkową ilością z zabiegowego. Stwierdziłam, że do końca roku nam wystarczy, a może jeszcze dłużej? Trochę sceptycznie podchodzę do szczepień, no cóż zobaczymy czy ta jakoś wzmocni, uodporni Sandrę?
Powrót dla Karola, po tygodniu nieobecności, był trudny, w łzach i złości, bo on jeszcze nie chce do domu. Od babci było spokojnie, bo jeszcze po drodze odwiedzaliśmy ciocię, ale w jego mniemaniu, by go tam zostawić, o czym w ogóle nie było mowy... Przyszedł wieczór czas pożegnania i Karol się zaparł. On nie chce do domu. Usiadł w rogu trampoliny, którą mają w ogrodzie, skulił się ze swoją upartą miną i płakał, wydając z siebie jęki \\"nie\\" jak kazaliśmy się przebierać. Sandra mocno zdziwiona takim widowiskiem, nie opuszczała mnie na krok. Karolowi w końcu przeszło, ze śmiechem się pożegnał i wsiadł do samochodu, a wieczorem nie było końca przytulasom i zapewnieniom czy ja tęskniłam, bo on tęsknił bardzo.
W poniedziałek wieczorem zawieźliśmy dzieciaki do dziadków na noc, by tam spędziły dzień do mojego powrotu z pracy. Niestety w sezonie urlopowym szef krzywo się patrzy na urlopy jednodniowe. Kiedy R pracuje, ja muszę brać urlop, ale teraz teściowa ma rękę złamaną i nie pracuje, zgadza się na opiekę nad dziećmi, więc ja trochę urlopu przyoszczędzę. W roku szkolnym musiałam często brać urlopy jednodniowe, no i trochę mało mi go zostało już... Karol znowu w żywiole, tv do woli, pogoda mu dopisała, bo cały poniedziałek padał deszcz, więc dziadek nie wyganiał do ogrodu. Lolka zastałam, leżącego na kanapie z pilotem w ręku, no i jak tu chcieć wracać do domu, gdzie praktycznie nie ma tv? Dodatkowo babcia mnie drażni, bo w czasie mojej nieobecności wciąż im obiecuje, że mogą zostać na jeszcze jedną noc. Dzieci chcą, ale ona już nie jest taka chętna i ich nie zatrzymuje gdy po nich przyjeżdżam... Szkoda słów w ogóle, już mam ochotę powiedzieć im, że babcia żartowała i wcale tak bardzo nie chce, żeby zostali. Mam serdecznie dość tłumaczenia dlaczego \\"nie pozwoliłam\\" im zostać jeszcze jeden dzień u babci...
Lolek wieczorem znowu mocne przytulanie, bieganie za mną, wieszanie się i tulenie.
Na Sandrę takie noclegi poza domem nie wpływają dobrze, w czasie powrotu do domu upewnia się, czy może spać ze mną, a w nocy zdarza się jej płakać przez sen i śpi bardzo niespokojnie, ale rano pyta kiedy znowu będzie nocować u babci, bo ona dziś znowu by chciała. Ot, rozpieszczanie dziadków.
Sandra pomyślnie przeszła bilans czterolatka. 97 centyl wzrost i waga, przy czym 1,5 nadwagi, no więc jedzenie trzeba ograniczyć. Poważnie się zastanawiam jak u takiego ruchliwego i wszędobylskiego dzieciaka może się jeszcze wziąć nadwaga, no i jak by wyglądała, gdyby tak się nie ruszała? Oczywiście wstydliwość nie pozwoliła sprawdzić wzroku, bo na pytania co widzi na tablicy, gdy zasłoni oczko lewe, prawe - Sandra milczała... Podeszłam do niej i szeptała mi do ucha. Pielęgniarki były przerażone co będzie się zaraz działo, bo bilans połączyliśmy ze szczepieniem na pneumokoki (wyszło z badań, że jest nosicielem), no i wszyscy - na równi z mężem - bardzo się zdziwili, bo Sandra przyglądała się co pani robi i nawet nie jęknęła - wszyscy pełni podziwu, że taka dzielna. Dostaliśmy jeszcze skierowanie do chirurga, bo Dunia stawia stópki do środka, może uda się to skorygować. No i po tym chirurgu, to już chyba koniec ze specjalistami - przynajmniej dla Sandry... Wyszliśmy z gabinetu lekarza z dużą ilością nalepek z dodatkową ilością z zabiegowego. Stwierdziłam, że do końca roku nam wystarczy, a może jeszcze dłużej? Trochę sceptycznie podchodzę do szczepień, no cóż zobaczymy czy ta jakoś wzmocni, uodporni Sandrę?
Co do Babć na pocieszenie napiszę tylko,że mam podobne problemy... :-/