- Dzień dobry pani Iwono, dr S. po dyżurze przekazał mi wyniki wczorajszego usg. Wygląda na to, że maluch od poprzedniego badania 2 tyg temu nie urósł. Nie ma na co czekać, proponuję Pani dziś rozwiązanie ciąży za pomocą cesarskiego cięcia. Myslę, że jest w miarę bezpiecznie bo to już 37/38 tydzień...
Uśmiechnęłam się do pana dr, ale serce podskoczyło do gardła... Jak to już, dzisiaj, zobaczę go, dotknę, poczuję. Jezu kochany!!??Dzwonię do J. _ dzis mam cesarkę o 11.30. Słyszę gwałtowne hamowanie w słuchawce. Mój mąż juz wyjechał w trasę, ale oczywiście wraca. Dzwonię do mamy: \\"kochanie nie denerwuj się, zaraz jestem\\"... jednak przez ten czas jestem sama ze sobą, ze swoim strachem, ze swoimi nadziejami, podekscytowaniem, że za 3 godziny zobaczę swojego synka. Wchodzi położna. Idę za nią do gabinetu , każe się położyć na fotelu ginekologicznym, nakłada piankę i goli mnie. Mówię, że mogę zrobić to sama, ale jakby mnie nie słyszała, rozmawia z koleżanką o pieleniu kwiatków w swoim ogródku...W sumie jest mi już wszystko jedno, czuję ucisk w żołądku, patrzę na mój wielki brzuch, widze jak się rusza, to mój synek się obudził.. Ciekawe, czy czuje, że za parę chwil się zobaczymy.... Juz ogolona, dostaję płyn w butelce,którym mam się umyć pod prysznicem, to jakiś srodek dezynfekujący... Myję sie, woda spływa po moim ciele, jestem przerażona. Martwię, się strasznie, czy wszystko z Kubusiem ok? Dlaczego nie rośnie, co się dzieje?Czy moje wrogie ciało, które przez tyle czasu oszukiwałam wlewami, lekami, zastrzykami, w końcu odkryło spisek i teraz chce się pozbyć mojego skarba. Boże, wyciągajcie go już!!!! Woda płynie po policzkach, tylko dlaczego jest taka słona? Umyta wracam na calę, siadam na łózku i czekam. czuję się taka bezradna. Jestem zdana ta lekarzy, położne, nic nie zalezy już ode mnie... dziewczyny na sali pocieszają, \\"będzie dobrz,e nie martw się\\"... Pakuję torbę z którą przyszłam 3 tyg temu. Jestem gotowa, schodzimy na porodówkę. Podłączają mnie do ktg, ok, słyszę miarowe bicie serduszka mojego synka, teraz pora na cewnik. wrrrr, straszne uczucie, boli, ale co tam, dam radę. Wchodzą J. i mama. Sciskamy się ja płaczę, on staraja się być twardzi. Tak bardzo się boję, nie bólu, nie myslę wcale o sobie. Boję się o Kubusia. Jak on to zniesie, czy jest bardzo maleńki. Wg usg waży 2300-2500gr. To za mało jak na ten tydzien ciązy....Przerażenie. Dociera do mnie, że może byc źle, bardzo źle. Polożna prosi mnie i przechodzimy na salę operacyjną, na przeciwko sali porodowej. Dwa kroki, więc wchodzę sama. Zespól operacyjny już czeka. 11.13- proszę się rozebrać, pomagają mi ściągnąć koszulę. Siedzę naga, z wielkim brzuchem, bezbronna, przerażona, sama, pełna obaw ale i nadziei. Anestezjolog każe usiąść i pochylić się do przodu, czuję ukłucie w kręgosłup... Kładę się na stól, przed moimi oczami stawiają parawan, lekarze żaruję, że mam śliczny brzuszek, że fajne nazwisko, takie szlacheckie, starają się mnie rozluźnić, odpowiadam, ale strach paraliżuje mnie coraz bardziej. \\"Iwonka, jesteś gotowa?\\" Kiwam głową\\"no to zaczynamy\\". leżę, nie czuję bólu, ale czuję dotknięcie skalpela. Lekarze rozmawiają o swoich planach wakacyjnych, czekam....
11.30\\"Ok dawaj Wojtek, odciągnij bardzie, bardziej cholera. Dobra, widzę, oj jaki drobniutki, Pani Iwono, maleńki jest, ale ....o boże, jakim owiniety pepowiną, dawaj Wojtek, trzymaj małego. Ok, ok. Wszystko dobrze, Pani Iwono, Ma pani syna. Słyszę płacz, krzyk mojego dziecka. Jestem odrętwiała, Pokażcie mi go, mówię przez zaciśnięte zęby. Położna zwiesza nam moja twarzą maleńkie ciałko. Wrzeszczy, wierci się, jest cały we krwi, ale jest śliczny. Całuję go w czoło, zabierają go, wywożą z sali. Na zewnątrz czekają mama i J. Słyszę płacz mamy męża. Po kilkunastu minutach wywożą mnie. Mama i J., czekają. \\"Iwonka, dostał 10 pkt jest zdrowy, wazy 2920, 56 cm długi, wszystko ok\\" Zasypiam....
Zobaczyłam Kubusia po około 4 godzinach od porodu, przynieśli go zwiniętego w niebieski rożek...Był taki malutki, drobny, śliczny. Bałam się czy podołam, bałam się że uczucie które we mnie rosło jest za małe, ze On zasługuje na większą miłość. Nie umiałam karmic, nie umialam przewijać, trzymać... wszystko przyszło samo, naturalnie... macierzyński instynkt był we mnie czekał na ten własciwy moment. Ten moment nadszedł dla mnie i dziekuję Bogu, że dał mi tę szanse. Te wspomnienia są we mnie bardzo żywe.Dziś mija rok od tych wydarzeń, przeleciał tak szybko, za szybko... Bardzo chcę synku, abyś był zawsze szczęśliwy, a ze to niemożliwe, życzę Ci abyś umiał radzić sobie z niepowodzeniami, abyś mógł zawsze na mnie liczyć, żebym Cie nie zawiodła. KOcham cie mój roczny Cudzie STO LAT KOCHANIE!!!!
30-08-2009 II kreseczki, 07-05-2010 Przyszedł na świat mój ukochany synek