od świąt w domu jest jeden temat najważniejszy. i to nie my o tym mówimy a masz synuś. codziennie słysze pytanie :,,mamo o czy juz blisko żeby sie nam dzidziuś urodził?,,
moje tłumaczenia są zbywane.
dziś puściłam Synciowi piosenki jakie śpiewał jak miał 2 latka. uśmialiśmy sie do łez.
było ,,idą słonie biditonie, każdy totardke ma na ogonie ,ten pudłaty ten łaciaty,kochaja sie ja wajaty,, i był ,,strażak Sam ,,:) komiczne to było.
idziemy spać i znów sie zaczyna.mamo a jak już urodzisz dzidziusia to ja go naucze tak śpiewać jak jak śpiewałem, i wiesz co nie pozwole mu pić coli i alkoholu. bo ja cole moge pić bo już duży jestem,a alkoholu nie moge i nikt nie może.
wczoraj zaś był tekst że jak już urodze dzidka to bede musieć być w szpitalu i on bedzie tęsknil,ale wytrzyma.
dziś zakonczyłam rozmowe tekstem że to nie takie proste mieć dzidziusia. bo na ciebie Synku bardzo dlugo czekaliśmy to i na dzidziusia musimy poczekać jeszcze.
i usłyszałam tylko ,,ale bedziemy go mieć?,,
skwitowałam tylko,, idziemy spać,,
nie znam odpowiedzi na to pytanie.
jutro znów bedzie sie widział z malutka kuzynką i sądze że temat dziecko nie skończy sie nigdy.
troche ciężko o tym rozmawiać z 4latkiem. jak wytłumaczyć coś czego sama nie umie wytłumaczyć.
moja mama mówi ze dobrze że Kacper tak naciska-że może coś wywoła :) może.
ale te tematy codziennie drążone sa dla mnie coraz trudniejsze. chyba czas ignorować te rozmowy .
Z Twoich poprzednich postów wynikał obraz stwarzania jednak dogodnych warunków dla fantazji dziecka o przyszłym rodzeństwie. Samo fantazjowanie (czy snucie opowieści) o tym, jak to "Boziuś da dzidka" jest takim przykładem. Nie chodzi jedynie o to, że jestem ateistką i generalnie "it's not my cup of tea" jak mówią, chodzi o to, że psycholodzy dość zgodnie podkreślają, iż nie powinno się sugerować dziecku możliwości wpływu na sytuacje, na które tak naprawdę dziecko wpływu nie ma.
Na przykład popularna scenka, którą część dorosłych z uporem powtarza czyli:
- Stasiu, chciałbyś mieć rodzeństwo?
pyta mamusia w czwartym miesiącu ciąży. Zupełnie bez sensu, bo ona już jest w ciąży i jest oczywiste, że spodziewa się odpowiedzi "tak, mamusiu!". Tymczasem często taki Staś mówi "nie, nie chcę!" i klops. Bo przecież zdanie Stasia tak naprawdę w ogóle nie jest brane pod uwagę przez jego rodziców, kiedy ci decydują, czy chcą mieć kolejne dziecko czy nie chcą. Nie powinni więc w żadnym momencie sugerować Stasiowi, że będzie mieć na to wpływ, bo jest jasne, że mieć go nie będzie.
Takie pytanie jedynie mąci dziecku w głowie i napełnia go nieufnością do dorosłych, bo pięć miesięcy później jednak brat/siostra się rodzi niezależnie od opinii Stasia.
Analogicznie jeśli pokazujesz dziecku, że przyjście dzidziusia zależy pośrednio od dziecka (np. poprzez modlitwy i szczerą chęć) to może to zadziałać jak miecz obosieczny. Czasem bowiem na to dziecko się czeka długo, jak napisałaś. Czasem ono nie przyjdzie. Nadzieja zaś pozostaje i pozostaje przekonanie dziecka, że najwidoczniej nie postarało się wystarczająco, skoro "Boziuś" mu brata czy siostry jednak nie dał.
Oczywiście rozumiem, ze dla osoby wierzącej schemat wymodlenia dziecka jest realny i namacalny, szanuję to. Myślę jednak, że jest spora różnica między osobą dorosłą i jej umiejętnością abstrakcyjnego myślenia o darze, modlitwie i wspaniałomyślności Boga, a dzieckiem i jego bardzo dosłownym myśleniem "proszę Bozię-Bozia da" czyli "mam wpływ na otaczającą mnie rzeczywistość".
Fachowo to się nazywa poczuciem omnipotencji i przechodzi ten etap każde dziecko, niektóre jednak się na nim zatrzymują, co nie jest dobre. Wydaje mi się, że naprawdę nie jest rozsądne wspieranie w dziecku tego poczucia.
Zrobisz jak uważasz, ale ja w Twoim opisie nie widzę, aby te naciski Kacpra miały być pozytywne (jak zauważyła Twoja mama, że to coś "dobrego wywoła"). Bardziej prawdopodobne jest to, że będzie dalej nakręcać nerwowo Kacpra, a Ciebie frustrować.
Wydaje mi się więc, że idziesz w dobrym kierunku ucinając te fantazje i nie wchodząc w dalsze rozważania, za to odwołując się do tego, jak to było, kiedy czekałaś na Kacpra. Ja bym jeszcze zachęcała Cię do mówienia "nie wiem" na pytania, na które naprawdę nie znasz odpowiedzi (bo nie wiesz, czy zajdziesz w ciążę czy nie). Sądzę też, że warto podkreślać, iż czasem same chęci to za mało i że tak po prostu czasem w życiu jest, że się nie wie, co czeka za rogiem.
Paradoksalnie dzieciom łatwiej jest z odpowiedzią "nie wiem" niż z optymistycznymi wizjami, które się nie realizują, a dzieci na to codziennie czekają.
powodzenia!