Tydzień temu o tej porze Franek pojawił się na świecie. Poród nie był chyba specjalnie długi, bo dojechaliśmy do szpitala ok. 8 rano, izba przyjęć była zamknięta dla rodzących ze względu na przepełnienie (wyż demograficzny chyba nam się znowu szykuje ) , ale dojechałam tak już w takim „stanie”,że odesłać mnie nie mogli, nawet na oddziale porodowym do góry lekarz kazał szybciej salę szykować, żebym na korytarzu mu nagle rodzić nie zaczęła. No ale to tak szybko nie poszło. Pomimo, że nie trafiłam na dyżur znajomej położnej, to niee narzekam, bo i lekarze i położne i studentki (zwłaszcza jedna co miała mnie pod opieką cały czas) były bardzo miłe i pomocne. Skłamałabym jakbym napisała że nie bolało… Bolało, ale pomagały masaże pleców A., który był ze mną i cały czas się martwił, czy aby nie za mocno masuje, bo mi siaki wyjdą…
Już po odczułam ulgę i taki przypływ energii, jakby mi ktoś baterie wymienił na te co używają ich króliczki w reklamie
Mam teraz porównanie po cc Zosi i porodzie Franka zdecydowanie wolę poród naturalny - pomimo bólu, późniejszych problemów z siadaniem doszłam do siebie o wiele szybciej (chociaż z Zosią wydawało mi się, że też szybko stanęłam na nogi), psychicznie też czułam się o niebo lepiej…
Po dwóch dobach wyszliśmy ze szpitala, w którym ze względu na grypę obowiązuje całkowity zakaz odwiedzin i można tylko podawać paczki (i to po 15 dopiero), więc swoje urodziny spędziłam w towarzystwie Franusia i telefonu komórkowego, który łączył pacjentki ze światem. Zosia z Tatusiem przysłali mi w paczce kartkę z misiem i pączkiem róży. Róża wiedziałam że od Zosi, która zafascynowana bajką o Pięknej i Bestii już kiedyś obiecała mi na urodziny „prawdziwą różę”. Jak tylko zobaczyłam to to się zaraz rozkleiłam i nawet nie zajrzałam dokładnie do koperty. To jest najpiękniejsza róża jaką dostałam w życiu.
Zosia zachwycona jest bratem, jakoś naturalnie przyjęła to, że wyjechaliśmy w czwartek rano z Frankiem w brzuchu, a w sobotę wieczorem już byliśmy we czwórkę. Chyba dlatego, że dla niej już od jakiegoś czasu nasz rodzina to była Mama, Tata, Zosia i Franek (nawet jeśli był jeszcze w brzuchu i tylko ją kopał). Organizacyjnie się „docieramy” - Tatuś na razie ma opiekę i chociaż musi czasem podjechać do pracy to jednak duże ułatwienie jak np. rano nie trzeba się spieszyć aż tak do przedszkola i to tatuś może ją odebrać a nie babcia z dziadkiem… Wczoraj miała „wagary” i zostałyśmy w domu - właśnie jak Tatuś musiał jechać na zebranie. Ugotowałyśmy obiad, zrobiłyśmy pranie, pobawiłyśmy się - więc całkiem nieźle sobie poradziłyśmy.
Zobaczymy jak bedzie dalej...
Już po odczułam ulgę i taki przypływ energii, jakby mi ktoś baterie wymienił na te co używają ich króliczki w reklamie
Mam teraz porównanie po cc Zosi i porodzie Franka zdecydowanie wolę poród naturalny - pomimo bólu, późniejszych problemów z siadaniem doszłam do siebie o wiele szybciej (chociaż z Zosią wydawało mi się, że też szybko stanęłam na nogi), psychicznie też czułam się o niebo lepiej…
Po dwóch dobach wyszliśmy ze szpitala, w którym ze względu na grypę obowiązuje całkowity zakaz odwiedzin i można tylko podawać paczki (i to po 15 dopiero), więc swoje urodziny spędziłam w towarzystwie Franusia i telefonu komórkowego, który łączył pacjentki ze światem. Zosia z Tatusiem przysłali mi w paczce kartkę z misiem i pączkiem róży. Róża wiedziałam że od Zosi, która zafascynowana bajką o Pięknej i Bestii już kiedyś obiecała mi na urodziny „prawdziwą różę”. Jak tylko zobaczyłam to to się zaraz rozkleiłam i nawet nie zajrzałam dokładnie do koperty. To jest najpiękniejsza róża jaką dostałam w życiu.
Zosia zachwycona jest bratem, jakoś naturalnie przyjęła to, że wyjechaliśmy w czwartek rano z Frankiem w brzuchu, a w sobotę wieczorem już byliśmy we czwórkę. Chyba dlatego, że dla niej już od jakiegoś czasu nasz rodzina to była Mama, Tata, Zosia i Franek (nawet jeśli był jeszcze w brzuchu i tylko ją kopał). Organizacyjnie się „docieramy” - Tatuś na razie ma opiekę i chociaż musi czasem podjechać do pracy to jednak duże ułatwienie jak np. rano nie trzeba się spieszyć aż tak do przedszkola i to tatuś może ją odebrać a nie babcia z dziadkiem… Wczoraj miała „wagary” i zostałyśmy w domu - właśnie jak Tatuś musiał jechać na zebranie. Ugotowałyśmy obiad, zrobiłyśmy pranie, pobawiłyśmy się - więc całkiem nieźle sobie poradziłyśmy.
Zobaczymy jak bedzie dalej...
laparo - VII.03, X.09
endometrioza (lewa strona drożna)
hiperprolaktynemia
nasienie - prawie ok
IUI - IV.09
ICSI - 03.10
crio - 04.10
crio - 01.11
szukam przyczyny niepowodzenia IVF