Autor:

Allunia

Data publikacji:

19.08.2004

zaloguj się, żeby móc oceniać artykuły

Po kontrolnym badaniu.

No i mamy: ZAPALNIE ZMIENIONA DOCZESNA (cytat z wyniku badania histo-patologicznego). Czyli zapalenie. "To mogło być to", rzekł lekarz. Tylko czemu ja nic nie wiedziałam że mam jakiś stan zapalny? Żadnych upławów, bólu, nic :$ dlaczego mój organizm nie daje mi znać że coś jest nie tak? Moje ciało chyba pogniewało się na mnie, nie trzyma mojej strony w tej kwestii. Przecież gdyby od razu zasygnalizowało że dzidziuś nie żyje, to pewnie byłabym już w połowie kolejnego cyklu. I za co się tak obraziło? Za papierosy może...? No, nic innego przeciw zdrowiu nie robiłam. A moze ono coś chciało powiedzieć tylko ja nie słuchałam... bardziej chciałam zauwazyć znaki zwiastujące ciążę, a nie jakies niepokojące sygnały. Cóż, teraz te rozważania nie maja sensu. Może wcale nie przez to zapalenie moje dziecko umarło. Staram się jak mogę spełnić słowo dane lekarzowi ("Proszę myśleć pozytywnie, pani Alu"). Zobaczę jeszcze jakie bedą wyniki badań hormonalnych. W następnym cyklu mam określić poziom prolaktyny (boję się zeby nie była za wysoka) i progesteronu (boję się żeby nie był za niski) oraz TSH - to zdaje się jest hormon tarczycy. Jeśli okaże się że wyniki w normie, mój poziom pozytywnego myślenia wzrośnie. Chyba nie muszę wyglądać najgorzej od środka (endometrium tłuściutkie na 12 mm, potwierdzona owulacja z lewego jajnika, brak jakichkolwiek niepokojących zmian) i ten wynik badania histopato też chyba nienajgorszy bo lekarz zmienił zdanie co do wznowienia starań. Po zabiegu mówił o półrocznej przerwie, a teraz wspomniał coś o październiku :-))))))) chciałabym mieć dzieciątko na Boże Narodzenie... jeśli nie w żłóbku (czytaj: w łóżeczku) to chociaż w brzuchu... Poza średnio pozytywnym nastawieniem (zależącym od wyników kolejnych badań:-)) zauważyłam u siebie inną, ale bardzo niepokojącą postawę. Przyznaję że całe to wydarzenie oddaliło mnie od najblizszych... kiedyś chętnie chodziłam odwiedzać brata, po kilka razy dziennie latałam do Rodziców (klatka obok), sto razy na godzinę potrafiłam powiedzieć mężowi że go kocham nad życie... teraz nie pamiętam kiedy byłam u brata, nie umiem rozmawiać z Mamą, drażni mnie sama jej obecność, zdarza się że kilka dni mnie nie widzi bo nie zaglądam do nich, a jak sama przyjdzie to jestem "bardzo zajęta". To podłe, kocham Mamę, ale... nawet nie umiem tego wytłumaczyć. Długo byłam bardzo przywiązana do Mamy, mój mąż głosił tezę "nieodpępowienia". Źle brzmiało ale może miał rację... nie umiałam się obejść bez codziennego spotkania z Mamą, choćby na chwilkę. Koniec z tym teraz. Co sie dzieje? A mąż? Przestał nagle być taki umiłowany. Sądziłam że wspólne doświadczenia, trudności przeżywane razem, wzmacniają związki... Moze mąż tak czuje, On chyba nie doświadcza ostudzenia uczuć, wręcz przeciwnie, to On teraz zapewnia mnie nieustannie o swojej miłości. A ja tylko mechanicznie odpowiadam "ja cię też" bo wiem ze byłoby Mu przykro gdybym nic nie odpowiedziała. (Ale przecież nie przestałam Go kochać!) Drażni mnie robienie projektu kuchni, choć jest piękny. Przestałam cieszyć się z kredytu, choć wiem że pod koniec przyszłego tygodnia mozemy wszystko sfinalizować podpisaniem umowy i otrzymać pierwszą transzę. Gdy mąż po południu próbuje zaciągnąć mnie gdzieś w jakiejś sprawie dotyczącej budowy, wykręcam się pracą lub złym samopoczuciem. Ale dlaczego? Przecież czekałam na ten czas kiedy będziemy mogli kończyć nasz dom, będziemy wybierać okna, podłogowe deski, kafelki...Teraz nic mnie nie cieszy. Z modlitwą też nienajlepiej... jedyne na co mogę się zdobyć wieczorem to "Boże dobranoc, przepraszam że nie pogadamy". Jakby w moim sercu rozsypała się Sahara i zasypała wszystkie moje uczucia. Jak to wytłumaczyć, co powiedziałby psycholog? Chyba nie to że mam podświadomie żal do wszystkich ze przytrafiło mi się poronienie, bo tak nie jest! Wiem teraz że to nie była wina męża (przez chwilę przemknęło mi to przez głowę, gdy przeczytałam gdzieś o bakteriach w nasieniu i czemu one mgą być winne) tylko moja najprawdopodobniej, bo to ja miałam zapalenie! Nie wiem jak taki stan w jakim teraz jestem nazywałby się fachowo, nie obchodzi mnie to. Chcę tylko żeby minął jaknajszybciej i więcej nie wrócił. Chcę znów nie móc obejść się bez pogaduszek z Mamą, chcę oszaleć na punkcie własnego męża i z wiarą modlić się codziennie. Mam nadzieję że to wszystko wróci, przecież takie uczuciowe odrętwienie w jakim się znalazłam, nie może trwać długo, tym bardziej że nie rozumiem tego co sie ze mną dzieje i nie godzę się na to! p.s. usłyszałam dzisiaj że jestem taką zawsze uśmiechniętą i radosną dziewczyną... czy to właśnie jest maska?

Komentarze

  • avatar
    haniaaa

    19/08/2004 - 00:08

    Alu, takie poczucie wyobcowania to pewien etap przeżywania cierpienia, który na pewno minie. Ja też tak miałam po pierwszym poronieniu. U Ciebie cała sprawa wygląda optymistycznie (mimo wszystko) - jest konkretna przyczyna poronienia, było tylko jedno, są wielkie szanse na kolejną, tym razem zdrową ciążę, czego Ci szczerze życzę. I głowa do góry! :) A "odpępowienie" też chyba nie jest takie złe. ;)
    Najszczęśliwsza mama Olusi (IV 2005 r.) i Zuzi (X 2006 r.)
  • dziubasek2

    20/08/2004 - 00:08

    Alu jest dobrze tzn że możesz starać się szybko i napewno teraz będziesz bardziej przygotowana i wszystko się uda. Ciesz się kuchnią remontem, bo jak sie pojawi maleństwo to nie będzie na to czasu na takie rzeczy a jednocześnie troszkę zajmiesz się czymś innym i powróci Ci radość z życia. Bo przecież życie jest piękne choć czasami wydaje się że nie.Dużo dużo uścisków - Ania
  • doctor

    22/05/2005 - 00:05

    Niestety poronienia samoistne czy też ciąże obumarłe się zdarzaja. Najczęściej w okresie jesiennym - przyczyna to infekcje wirusowe czy bakteryjne - najczęstsza przyczyna strat wczesnej ciąży poza nieprawidłowosciami genetycznymi zarodka co swiadczy , że organizm broni się przed nieprawidłową ciążą. Wynik badania histopatologiczne przeważnie nic nie wnosi - jego znaczenie jest istotne tylko w małych ciążach dla zróżnicowania ciąży wewnątrz od - pozamacicznej. Jedno poronienie nie jest też wskazaniem do jakiś szczególnie wyrafinowanych badań. Wiele takich poronień zdarza się w okresie kiedy tak naprawde nie wiadomo, że ciąża już jest ( np. przedłużające się wystąpienie miesiączki). Szczególnie przykro, kiedy tajka sytuacja występuje po kilku tygodniach ciąży kiedy o niej już wiemy. Trzeba odczekać kilka miesięcy i spróbować jeszcze raz. A słonce znowu się uśmiechnie.