Dwa lata temu, w upalny lipcowy dzień pojechalismy do sklepu i wróciliśmy z łóżeczkiem.
Do terminu porodu były jeszcze dwa miesiące, ale Zosia już wtedy miała \\"charakterek\\" i postanowiła nie czekać tak długo i zacząć się trochę rozpychać. Cel osiągnęła Mama zwolniła tempo i razem z Taticiem zabrała się za \\"wicie gniazda\\" i ostateczne zakupy.
Łóżeczko pojechało do Dziadków i tam zostało rozpakowane, aby się wywietrzyło (zapach nawet najbardziej ekologicznego lakieru nie jest przyjemny dla nas a co dopiero dla kogos kto miał tam spać).
Po kilku tygodniach łóżeczko stanęło u nas w mieszkaniu. Łóżeczko wydawało się wielkie, a Zosia wyglądała w nim jak biedronka na wielkim liściu.
Z czasem łóżeczko zaczęło się \\"zmniejszać\\", trzeba było obniżyć materacyk, później wyjąć szczebelki... w końcu stało sie doskonałym \\"sprzętem gimnastycznym\\" z którego zawiesiwszy się na górnej barierce, uważając na to aby nie uderzyć się w głowę, można było skakać na dywan,można też było się na nie wdrapywać. Do celu do którego zostało stworzone nadawało się coraz mniej, w nocy Zosia wierciła się, uderzała o szczebelki, przebudzala się i wędrowała do nas do łóżka.
I pewnego (też lipcowego) dnia decyzja zapadła - kupujemy nowe łóżko.
Nowe łóżko wybrała Zosia, stare Tatić z wujkiem Tomkiem (Cin-Cinkiem) rozkręcili i znowu pojechało do Dziadków. Stoi spakowane w tym samym pokoju co kiedyś, tylko teraz nikt na nie nie patrzy z wyczekiwaniem.
Mam nadzieję, że jak mówi Zosia \\"blacisiek ulodzi się\\" i kiedyś rozłożymy je i znowu będzie dla kogoś \\"wielkim łóżkiem\\".
Czasem mi żal, że czas tak szybko mija, a jednocześnie cieszę się, że mam możliwość uczestniczyć w \\"dorastaniu\\" Zosi, doceniam to,że mogę być mamą na cały etat. I \\"mam w nosie\\" tych co mówią, że siedzenie w domu z dzieckiem to brak ambicji i lenistwo.
Tu wkleiłam zdjęcie Zosi na nowym łóżku i jest też link do fotek znad morza i \\"inne zosiowe przypadki\\" :
www.nasz-bocian.pl/modules.php?name=Forums&file=viewtopic&t=33557&start=135
Do terminu porodu były jeszcze dwa miesiące, ale Zosia już wtedy miała \\"charakterek\\" i postanowiła nie czekać tak długo i zacząć się trochę rozpychać. Cel osiągnęła Mama zwolniła tempo i razem z Taticiem zabrała się za \\"wicie gniazda\\" i ostateczne zakupy.
Łóżeczko pojechało do Dziadków i tam zostało rozpakowane, aby się wywietrzyło (zapach nawet najbardziej ekologicznego lakieru nie jest przyjemny dla nas a co dopiero dla kogos kto miał tam spać).
Po kilku tygodniach łóżeczko stanęło u nas w mieszkaniu. Łóżeczko wydawało się wielkie, a Zosia wyglądała w nim jak biedronka na wielkim liściu.
Z czasem łóżeczko zaczęło się \\"zmniejszać\\", trzeba było obniżyć materacyk, później wyjąć szczebelki... w końcu stało sie doskonałym \\"sprzętem gimnastycznym\\" z którego zawiesiwszy się na górnej barierce, uważając na to aby nie uderzyć się w głowę, można było skakać na dywan,można też było się na nie wdrapywać. Do celu do którego zostało stworzone nadawało się coraz mniej, w nocy Zosia wierciła się, uderzała o szczebelki, przebudzala się i wędrowała do nas do łóżka.
I pewnego (też lipcowego) dnia decyzja zapadła - kupujemy nowe łóżko.
Nowe łóżko wybrała Zosia, stare Tatić z wujkiem Tomkiem (Cin-Cinkiem) rozkręcili i znowu pojechało do Dziadków. Stoi spakowane w tym samym pokoju co kiedyś, tylko teraz nikt na nie nie patrzy z wyczekiwaniem.
Mam nadzieję, że jak mówi Zosia \\"blacisiek ulodzi się\\" i kiedyś rozłożymy je i znowu będzie dla kogoś \\"wielkim łóżkiem\\".
Czasem mi żal, że czas tak szybko mija, a jednocześnie cieszę się, że mam możliwość uczestniczyć w \\"dorastaniu\\" Zosi, doceniam to,że mogę być mamą na cały etat. I \\"mam w nosie\\" tych co mówią, że siedzenie w domu z dzieckiem to brak ambicji i lenistwo.
Tu wkleiłam zdjęcie Zosi na nowym łóżku i jest też link do fotek znad morza i \\"inne zosiowe przypadki\\" :
www.nasz-bocian.pl/modules.php?name=Forums&file=viewtopic&t=33557&start=135
Pozdrwieńka !