Autor:

sina

Data publikacji:

07.03.2009

zaloguj się, żeby móc oceniać artykuły

jin+tonic

Jestem szczęśliwą posiadaczką prywatnego męża. Mój prywatny mąż jest szczęśliwym posiadaczem prywatnych rodziców. Jego prywatni rodzice są szczęśliwymi posiadaczami prywatnego domu nad Bugiem.

Jestem szczęśliwą posiadaczką prywatnego męża, który wsadził mnie do prywatnego samochodu (co zawsze zaznacza jego osobistego samochodu) i zawiózł do prywatnego domu jego prywatnych rodziców. Tu mój prywatny mąż rozpalił w kominku. Coś pięknego. Coś dobijającego. Coś uspokajającego. Sam kominek nie pomógł. W prywatnym domu prywatnych rodziców mojego męża jakoś tak cicho było. Ta cisza również była prywatna choć ta prywatność nam nie odpowiadała. Mój prywatny mąż patrzył na mnie ze swoją prywatną bezradnością w oczach a ja patrzyłam na prywatny kominek jego prywatnych rodziców. Cicho. Głucho. Do tak zwanej dupy (przepraszam za słowo dupa, staram się jak mogę dobierać słowa i zapewniam to najlżejsze jakie znam a które ciągle pasuje). Więc tak siedzieliśmy sami, bezradni. Każde chciało pomóc drugiemu ale jak pomóc drugiej osobie (którą kochasz nad życie) jeśli nie wiesz jak to uczynić. Nie zrozumcie mnie źle. Nie to, że się oddalamy. Z każdą stratą jesteśmy coraz bliżej. Czasem tak blisko, że aż się tego boję. Że jak zabraknie mi mojego prywatnego męża....Nie o tym piszę.

Na czym stanęłam? A! Siedzimy w ciszy. Pomagamy sobie samym byciem obok siebie. Pomagamy sobie tym, że jak jedno płacze to drugie mu nie przerywa. Nikt nie pyta dlaczego, po co, na co? Nie pyta bo po co pytać jak wszystko jest jasne. Jasne jak jasna cholera. Jaśniejsze niż ten ogień w kominku. Boimy się rozmawiać. Boimy bo wiemy: wiem i ja i mój prywatny mąż, że oboje chcemy zapytać o to samo. Pytanie brzmi: a może my nie możemy mieć dzieci? Nikt tego nie mówi na głos. Siedzimy. Kochamy i nienawidzimy ciszy, która jest dookoła nas.

Świadomość kolejnej porażki jest tak ciężka, że nie możemy oddychać. A tak pięknie. Ogień w kominku. Na dworze zaczął padać wielki, gruby śnieg. Płatki w kształcie gwiazd. Przecudowne. A my siedzimy tacy pokonani przez życie. Pokonani przez nasze własne organizmy. A kominek z tym śniegiem za oknem tworzą niemal świąteczną atmosferę. Jest tak cudnie i tak tragicznie. Zawsze wydawało mi się, że te uczucia nie współistnieją jednocześnie....

Cisza trwa przez ponad pół dnia. I niczego więcej niby nie potrzeba. Aż nagle mój prywatny mąż wpada na genialny pomysł. Pomysł tak genialny, że sama się dziwię, że ja na to nie wpadłam. Mój prywatny mąż wsiada w jego prywatny samochód i odjeżdża. Bez słowa. Nie kłamię! Mówi, że zaraz będzie.

Mija kwadrans. Wraca z zakupami. Zakupy składają się z jinu, tonicu, cytryny, papierosów. Wszystko w ilościach hurtowych. Jedzenia nie kupił bo po co komu jedzenie? Czy ktoś może trawić w tym stanie? Ja nie. Mój prywatny mąż też nie. Mamy plan. Plan jest bardzo prosty z założenia. Upijemy się jak małolaty. Tzn. nie musimy się upijać ale wypijemy wszystko co kupił mój prywatny mąż (czyli ja się upiję). W trakcie będziemy wyć do księżyca, zadawać tysiące pytań do Boga na które Bóg nie odpowie bo ma ważniejsze sprawy na głowie. Będziemy rozmawiać do północy nie używając słów. Nie używając słów tyle sobie powiemy, tyle wykrzyczymy.

To cudowne, że posiadam prywatnego męża, którego prywatni rodzice posiadają prywatny dom nad Bugiem. Nie wiem czy wiecie ale to jest po środku niczego. Ale to wszystko byłoby o tyłek potłóc gdyby nie to, że ktoś kiedyś wymyślił jin i połączył go z toniciem. Wielki szacunek dla tego człowiek bo to połączenie czyni mój dzisiejszy dzień jakby lżejszym.

PS: dziś preferuję drinki. Skład: jin, tonic, cytryna, lód. Proporcje: 90% jinu reszta to tonic i cytryna z lodem. Cudownie słucha się trzaskającego drewna w kominku zaciągając się papierosem i popijając moim drinkiem..............................................................................................................................................................................................................
Choć nie wiem czemu ukojenie i spokój nie nadchodzi???

Komentarze

  • avatar
    eko

    07/03/2009 - 22:03

    No cóż... Ja też gdyby nie mój \"prywatny mąż\" już dawno starciłabym sens życia. Mam wrażenie, że Bóg mi nie wierzy ,że będę dobrą matką. Pozostaną tylko te milczące chwile...?
    (*) (*)
    11.10.2011r. Córka!
    19.02.2013r. Syn!
  • avatar
    eee

    08/03/2009 - 22:03

    O Boze, jak bardzo wiem o czym piszesz.....
    maj 2005 Aniołek
    luty 2006 Aniołek
    luty2008 Aniołek
    grudzień 2008 Aniołek
    Prof.Malinowski
    sierpień 2009 zielone światło
    lipiec 2010 Aniołek
    29.05.2011 Nasz Cud: HANIA