Zaczęło się całkiem niewinnie. W sobotę rano po nieprzespanej nocy zaczął mi twardnieć brzuch. Początkowo sporadycznie. Nie za bardzo się tym przejęłam. Wzięłam to na karb całotygodniowego zmęczenia i bezsennych nocy. Ale w ciągu dnia twardnienie się nasiliło. Poszedł w ruch wujek Google. I ok, pasowałoby to na skurcze Braxtona- Hicksa, ale 18 tc to na nie ciut za wcześnie i poza tym ta częstotliwość. W niedzielę było trochę lepiej, więc jakoś się uspokoiłam, ale w poniedziałek twardnienia wróciły i były już naprawdę częste. Szybka nieplanowana wizyta u lekarza. Końskie dawki magnezu i luteiny i skierowanie do spa na badania. Zaczęłam się bać. I nadal się boję, tak po prostu, choć wstępne wyniki nie wykazały niczego podejrzanego, a częstotliwość skurczy po podaniu leków zmalała. Boję się, bo wiem, że w 19 tc dziecko nie ma szans na przeżycie, dziecko, o które tak bardzo walczyłam. Na razie nie mam nakazu leżenia. Jak to skwitował lekarz: "po prostu zdecydowanie musi Pani zwolnić" - a jeszcze tydzień temu śmiałam się z nim, że ja to pewnie do 30 tc popracuję. Powoli przestawiam wszystko w swojej głowie. Już wiem, że to jest walka o najwyższą stawkę i że jeśli będzie trzeba, przeleżę plackiem te 18 tygodni, oby tylko urodzić w terminie i oby tylko maleństwo było zdrowe. Dotarło do mnie, że to zaledwie 5 miesięcy w porównaniu z całą resztą życia z moim dzieckiem. Smutna konkluzja jest taka, że my - dziewczyny po in vitro, gdzie często ciąża przebiega z przygodami, nie potrafimy się cieszyć tym stanem. Odliczamy kolejne dni, aż to dziecko w końcu przyjdzie na świat. Chyba dopiero wtedy odetchniemy. Pewnie na krótko, bo zaczną się inne schizy.
Komentarze
-
10/03/2016 - 23:03
-
11/03/2016 - 07:03
Każdy z nas jest inny i w sumie dobrze, bo świat wyglądałby w przeciwnym razie jednowymiarowo. Ja jestem taką osobą, której siedzenie na L4 przez całą ciążę przy braku wskazań (a takich od 7 tc nie miałam) dałoby bardziej w kość niż praca, w której się spełniam i którą bardzo lubię. Na forum jest wiele przypadków dziewczyn, które mimo bycia na L4 przez całą ciążę i tzw. oszczędzania się ciążę miały problemową, bo czasami są to kwestie, na które zwyczajnie nie mamy wpływu. Ale pewnie masz rację, że bycie na L4 pewne ryzyka zmniejsza.
I fajnie, że potrafisz się cieszyć na 100% swoim stanem.3 lata starań
3xIUI
XI 2015 I ICSI-SET. 31 dpt :love:
04.08.2016 - Olga na świecie. -
11/03/2016 - 07:03
Uważaj na siebie. Czasami nie możemy w życiu pociągnąć wszystkiego, a przecież najważniejsze jewt teraz zdrowie Twoje i dziecka. Jeśli tak Ci zależy na pracy to może możesz pracować zdalnie? To zawsze trochę mbiej wysiłku, bo możesz się w razie czego położyć.
Moja mama żeby urodzić moją siostrę leżała 9 miesięcy bez ruchu. Mówi, że przeczytała wtedy całe stado książek :)
-
11/03/2016 - 08:03
już zwolniłam. Siedzę grzecznie w domu, jak trzeba, wyślę maila służbowego, wczoraj przeczytałam wszystkie zaległe gazety. I chyba rzeczywiście jest lepiej. A Twoja mama i dziewczyny w takiej sytuacji to dla mnie osoby godne podziwu. Ale wiadomo, jest cel, to i droga wydaje się łatwiejsza.
Trzymam kciuki za Twoją stymulację u lekarza-sąsiada. Najważniejsze, że masz do niego zaufanie.3 lata starań
3xIUI
XI 2015 I ICSI-SET. 31 dpt :love:
04.08.2016 - Olga na świecie. -
11/03/2016 - 09:03
Nie ma co oceniać czy kobiety w stanie błogosławionym chodzą do pracy czy nie. Każda z nas jest inna i inaczej preferuje spędzanie czasu:)
Myślę że jak ze wszystkim należy zachować umiar, jeżeli nie masz przeciwskazań do pracy podczas ciąży to możesz do niej chodzić. Ale jeżeli cos jest nie tak z twoim stanem, to należy zrezygonować.
Dobrze zrobiłaś że teraz odpoczywasz. Jak urodzi się dzidzia będziesz jeszcze za odpoczynkiem tęsknić :D2 x IUI
3 IUI odowalna
pazdziernik 2016 ciąża biochemiczna, 5 tc :(
luty 2017 ICSI:(
czerwiec 2017 transfer:(
4 transfer i jest serce , chwilo trwaj !!! -
11/03/2016 - 10:03
Ja jestem leń:) z przyjemnością poszlabym na L4 :D
Ja po mniej więcej takim samym okresie starania, nawet się nie zastanawiałam i od razu poszłam na L4-po pozytywnej becie, nie czekając nawet na pierwsze USG. Przez myśl mi nie przyszło, że mogłabym pracować. Przysięgłam sobie, że dla dziecka zrobię wszystko. A praca, to tylko praca. Tak więc nie każda po in vitro nie potrafi się cieszyć tym stanem. Myślę, że to kwestia bardzo indywidualna, każdy z nas jest inny :)Schizów nie miałam i nie mam, bo mam świadomość, że uważam na siebie. Tak więc pewnie się znajdzie ktoś komu się nie spodoba moja wypowiedź ale ja nadzywczajniej w świecie nie rozumiem aż takiego analizowania chodzenia do pracy po długim okresie starań, nie mówiąc już o sytuacji, kiedy nie czułabym się dobrze.