Autor:

arvena

Data publikacji:

27.05.2004

zaloguj się, żeby móc oceniać artykuły

27 maja 2004r - słońce w nocy :-)

Osiągnęliśmy wczoraj apogeum depresji. Siedzieliśmy w wannie i ryczeliśmy. Mój mąż stwierdził, że dopiero do niego to eszystko zaczyna docierać i z każdą chwilą jest gorzej. To tak, jakby następował przypływ - zabiera coraz więcej kochanego stałego lądu. Rzucił kilka tekstów w stylu: po co żyć, chyba domu to już budować nie muszę itp. o których wolę nie pamiętać. I nagle, pod wpływem chyba dobrych myśli ludzi o szczerym sercu i gorliwej modlitwy jakiegoś tajemniczego przyjaciela, wstąpiły we mnie siły i niemalże wzięłam tego mojego "połamanego duchowo" męża na silne bary i zaczęłam wynosić z dna naszego piekiełka. Zaczęło się od wymieniania na zmianę dobrych stron naszej sytuacji, oto najważniejsze: skończą się schizy związane z urojonymi objawami ciąży i płaczem, gdy nadchodzi okres, mogę pić kawę kiedy chcę, jak zaboli mnie pęcherz, to bez problemu mogę łykać furaginum, a jak głowa to wszystkie prochy stoją otworem. Irek z kolei może nosić obcisłe slipki, kąpać się w gorącej wodzie, szaleć na całego:-) Zaczęliśmy się śmiać jak wariaci. Później stwierdziliśmy, że w tej całej sytuacji jest dobre to, że wiemy na początku drogi jak sprawy się mają. Przecież mogło być takie schorzenie, które leczylibyśmy latami z nadzieją, że wreszcie się uda, a po 20 latach.... Teraz stwierdziliśmy, że trzeba myśleć o adopcji. Może nie teraz i zaraz, ale jest to droga dla nas realna. Już możemy układać swoje życie i plany tak, aby ten cel zrealizować. Przecież dziecku trzeba jakieś konkretne warunki stworzyć, aby wzięli nas wogóle pod uwagę. Jedno jest pewne: tyle dzieci usycha w domach dziecka, a my się nad sobą użalamy!!!! Pomógł nam post Kaczuchy, która napisała, że rok temu była w identycznej sytuacji, a dzisiaj za ścianą jej synek adopcyjny śpiewa jak opętany MAMA. Najważniejsze, że moja Irula zaczęła się śmiać przez chwilę i zasnęliśmy w dobrych nastrojach. Dzisiaj nie płakaliśmy (ciężko, bo boli mnie podbrzusze po prawej stronie - owulacja), choć mój mężczyzna z lekka przybity. Wiem, że tak będzie, ale co tam - są jakieś nadzieje, a jak są nadzieje to i życie się znajdzie. Postanowiliśmy sobie wczoraj w wannie, że nigdy nie będziemy zdziwaczałymi i zgorzkniałymi staruchami - pozytywne wibracje. A dzisiaj sex był rewelacyjny :-)