Autor:

arvena

Data publikacji:

14.05.2007

zaloguj się, żeby móc oceniać artykuły

14 maja 2007 r.

Odliczanie do godziny zero. Cha, cha, cha! Za cztery dni minie magicznych 6 miesięcy od kwalifikacji. Rzec by można - wyśnionych. I nic się nie wydarzyło i nie wydarzy. Nie wierzę w to.



Chyba od samego początku nie wierzyłam, że się doczekamy na wiosnę. Gdybym wierzyła, to by się stało. Dziewczyna na wątku \\"Adopcja czekanie cierpiliwe i mniej cierpliwe\\" czeka dopiero od 2 miesięcy. od samego początku bił z niej entuzjazm i nadzieja. Wierzyła z całych sił, że jej dzieci już się urodziły. Kupowała ciuszki. I co? I zadzwonił ten telefon, czekają na nich dwaj chłopcy, bliźniaki trzymiesięczne.



A ja nie wierzę i nie mam. Tylko z każdym dniem coraz trudniej wykrzesać w sobie nadzieję...



Z wcześniej opisywanego dzieciątka będą nici. matak owszem, nadal chce oddać dziecko do adopcji, ale matka_mojej_koleżanki stwierdziła, że najlepiej gdybym zadzwoniła do OAO i sama sobie wszystko załatwiła, ona tylko pomoże. Nie tak się przecież umawialiśmy! Być może tracę szansę na wspaniałe dziecko, ale nie potrafie podjąć tej decyzji.



Nie potrafię podjąć żadnej decyzji: o telefonie do OAO, o zgłoszeniu się do innego ośrodka...



Nie potrafię pogodzić się z naszymi durnymi decyzjami sprzed 2 lat. gdybyśmy wtedy poszli do ośrodka koszalińskiego, na mur beton już dawno bylibyśmy rodzicami... Jakie licho nas podkusiło?! Dlaczego jesteśmy tak beznadziejnie głupi? Od samego początku jakoś dziwnie z nami pogrywali i urządzali spotkania raz na 3 - 4 miesiące. Jak dziś pamiętam czerwcowe testy, po których pani psycholog powiedziała: do zobaczenia w październiku. Płakałam trzy dni, myślałam, że się nie doczekam. Czułam się oszukana.



*********************************



Wybralismy się wczoraj na spacer. Po drodze postanowiliśmy wstąpić do Netto. W tym czasie wygłosiłam tyradę o tym, że nie doczekamy się tego telefonu, że może na jesień, że nie wiem, jak przetrwam wakacje, że smutno będzie tak samej... gdy wypowiedziałam ostatnie słowo, zza rogu wyjrzał Mirek z całą swoją rodziną. Uśmiechnął się od ucha do ucha. Zatkało mnie.



Czemu On za mną łazi?