Jak niepłodność zmieniła Wasze życie.

Archiwum forów "muszę o tym porozmawiać"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Naria
Posty: 3144
Rejestracja: 06 lut 2004 01:00

Post autor: Naria »

Cześć dziewczyny,

Nie odzywałam się na Bocianie przez prawie dwa lata. Nieudane in vitro w październiku 2005 obcięło mi nie tylko skrzydła, połamało nogi, wyrwało serce i zmiażdżyło głowę. Mogłabym przepisać dosłownie wszystkie uczucia, o których wcześniej czytałam w waszych postach i się pod nimi podpisać.
Ale chcę powiedzieć o czymś innym. Po tamtym wydarzeniu nawet nie zastanawiałam się, czy kiedyś to powtórzę, czy kiedyś coś się w moim życiu zmieni. Poprostu żyłam, bo musiałam. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że minęło tyle czasu. Każdy dzień był podobny do poprzedniego i wiedziałam, że z następnym będzie tak samo.
I nie wiem kiedy, gdzie ani jak przyszła mi do głowy myśl, spadła na mnie jak pierwsza wielka kropla ulewnego deszczu.... Przecież gdybym miała dziecko i byłoby chore, nieszczęśliwe czy w jakikolwiek sposób potrzebowałoby mojej pomocy, to walczyłabym jak lew o jego życie i zdrowie. Dlaczego mam zatem nie wyobrazić sobie, że MOJE DZIECKO JEST, gdzieś na mnie czeka, może za siedmioma górami, za siedmioma lasami, może nawet na dnie piekła, ale przecież JA MUSZĘ je stamtąd wydostać!!! Pytanie nie brzmi CZY tylko KIEDY! Nagle zdałam sobie sprawęz tego, że nie wolno mi siedzieć, użalać się nad sobą i czekać aż zdarzy się cud! Muszę uzbroić się w widły, zbroję i cholera wie co jeszcze i iść jak na wojnę walczyć o MOJE DZIECKO!
Wierzcie mi lub nie, ale trzymam się tej myśli, jak listu od mojego nienarodzonego dziecka z prośbą do mnie, żebym po nie przyszła i je przytuliła! I zrobię to, jak mi Bóg miły zrobię! Odnajdę Cię moje kochanie i już zawsze będziemy razem!

Dzisiaj idę na pierwszą od tamtego czasu wizytę, wypowiadam wojnę wszystkim i wszytkiemu co stanie na mojej drodze! Nikt mnie nie powstrzyma na drodze do mojego dziecka!
A jak któraś z Was potrzebuje kopa, żeby się pozbierać i rozpocząć albo znowu zacząć walczyć, to chętnie pomogę swoją nogą :)

Pozdrawiam
Awatar użytkownika
Siaba79
Posty: 11
Rejestracja: 22 kwie 2007 00:00

Post autor: Siaba79 »

Naria !!!!!!!!!!!!! piękna siła bije z tego postu :) Z takim nastawieniem MUSI SIĘ UDAĆ !!!!!!! FAJNIE ŻE WRACASZ DO WALKI !
Pozdrawiam Cieplutko
Basia
anonymouse018
Posty: 204
Rejestracja: 05 paź 2006 00:00

Post autor: anonymouse018 »

treść postu usunięta na
prośbę użytkownika
Awatar użytkownika
Kasia-Warmia
Posty: 24
Rejestracja: 19 kwie 2007 00:00

Post autor: Kasia-Warmia »

Gratuluję dziewczyny takiego podejścia. Bo ja mam prawdziwie duże doła i coraz gorzej sobie z nim radzę i moi domownicy też. Kiedyś lekarz zaproponował mi wizytę u psygologa ale stwiedziłam że napewno sobie poradzę, teraz wiem że powoli nie daję rady. Nie potrafię zaakceptować siebie, bardzo mnie boli kiedy widze u moje męża łzy w oczach kiedy mówi że śnił jak trzyma nasze maleństwo w ramionach. :(
Cukierczek
Posty: 2673
Rejestracja: 25 paź 2006 00:00

Post autor: Cukierczek »

dzis ja przeszłam kryzys,
pojawiła sie nadzieja na ciaze, ale szybko prysła :(

ale nie poddam sie bedę walczyć dalej
Awatar użytkownika
aliszka
Posty: 1976
Rejestracja: 30 wrz 2003 00:00

Post autor: aliszka »

aliszka pisze:Jak zmieniła? A tak:

Już nie jestem tą samą osobą co kiedyś - roześmianą i radosną, zgasła we mnie taka zwykła, prosta radość życia, nie pamiętam już kiedy ostatnio śmiałam się na maxa - do łez i bólu brzucha, prawie wszystkie moje myśli krążą wokół jednego tematu, nie mogę się skupić nawet nad książką, jestem tym bardzo zmęczona, chciałabym zapomnieć chociaż na chwilę, oderwać się od tego wszystkiego, czuję smutek i rezygnację, przestaję wierzyć w to, że się uda, leczenie (hmm, tak to nazwijmy, jakoś nie mogę uwierzyć jego sens przy niepłodności idiopatycznej) traktuję nie jako szansę ale jako coś, co muszę zrobić, żeby nie móc sobie zarzucić, że nic nie zrobiłam, boję się myśleć o przyszłości, nie potrafie jej sobie wyobrazić bez dziecka, boję się, że kiedy przyjdzie powiedzieć sobie "stop" nie będę potrafiła tego wprowadzić w życie i zostanę... zgorzkniałą, wiecznie skrzywioną, upierdliwą jędzą. Uff, skończyłam i było to chyba najdłuższe zdanie jakie w życiu napisałam :wink:
Powyższy post napisałam ponad 2 lata temu. I teraz ku pokrzepieniu serc:

Niepłodność:

1) Nauczyła mnie empatii.
2) Nauczyła mnie, że trzeba cieszyć się z tego co się ma, radować się chwilą, dostrzegać to, że małe jest piękne.
3) Gdyby nie niepłodność nigdy nie spotkałabym mojego kochanego synka :love:

Tak sobie myślę, że strach przed utkwieniem w bagnie niepłodnościowym na wieki :wink: był moim wybawieniem. Ciężko się napracowałam, żeby się z niego wyrwać, skończyć z bezsensownym leczeniem, zacząć z powrotem żyć.

Pozdrawiam serdecznie
styczeń 2003 - początek starań
maj 2007 - synek z serduszka
luty 2008 - [*]
luty 2010 - synek urodzynek
maj 2012 - synek urodzynek
Awatar użytkownika
Wafel
Posty: 7455
Rejestracja: 06 lis 2003 01:00

Post autor: Wafel »

Aliszka :love:

**********************************************************

czytając stare posty "starych" forumowiczek(-ów) widać, że każda historia kończy się happy end'em
Czasem jest ciężko i nie widzimy już szansy dla nas, nie wierzymy, że CUD się wydarzy ale
on się pojawia w końcu i to jest najpiękniejsze.
Borykanie się z niepłodnością kończy się, a dzięki temu, że mamy siebie, że podnosimy się i walczymy o własne szczęscie na końcu drogi czeka na nas ten najcudniejszy z prezentów od Boga :love:

**********************************************************

Bardzo dziękuję za to forum.
Dzięki niepłodności znalazłam to miejsce, znalazłam tu najwspanialszych przyjaciół i wsparcie jeśli tylko go potrzebowałam, znalazłam siłę do tego aby podnieść się i uwierzyć, że i my doczekamy się maleństwa :loving:
I tak się stało :lol:
Oluś 2006 Alicja 2008 i 3 Aniołki
Awatar użytkownika
andzi
Posty: 604
Rejestracja: 12 sie 2005 00:00

Post autor: andzi »

I ja postanowiłam tu napisać.

Moja walka nadal trwa i zakończy się powodzeniem. nie wiem czy będzie to moje dziecko biologiczne czy adoptowane ale wiem, że BĘDZIE MOJE!!!Najwspanialsze, najukochańsze.
Moja walka już trochę trwa. Były chwile radości, ale i chwile smutku, beznadziejności a nawet ogromnej zazdrości :oops: Rodziły się kolejne dzieci w rodzinie... a mną targały różne czasem bardzo złe uczucia. Teraz już inaczej na to wszystko patrzę, wydoroślałam, nauczyłam się cierpliwości i pokory. Niepłodność pozwoliła mi zrozumieć wiele spraw, pozwoliła stworzyć wspaniały, głęboki związek z moim mężem.
Zrozumiałam również, że nie można wszystkiego podporządkowywać tylko jednemu - pragnieniu posiadania dziecka. Jest to bardzo ważne, ale powinniśmy również realizować inne swoje marzenia, plany... Uwierzcie mi, że gdyby nie niepłodność nie zdecydowałabym się na rozpoczęcie studiów doktoranckich. Walczę o dziecko, ale również realizuję swoje marzenia. Życzę wszystkim wytrwałości i podejmowania mądrych życiowych decyzji :D
19.03.2009 r. urodził się nasz ukochany synek Cezary
Awatar użytkownika
e-linka
Posty: 107
Rejestracja: 05 lip 2007 00:00

Post autor: e-linka »

Ja też mam często chwile zwątpienia, czy świeci słońce, czy pada deszcz, wszystko wokół wydaje się być bez sensu. Zwykłe, proste rzeczy, które dawniej dawały radość, teraz już nie cieszą. Czuję się pusta i wypalona. Chwile nadziei przynosicie zawsze WY. :wink: .Tak sobie myślę, że byłoby dobrze, gdyby te wszystkie życzliwe osoby, które "troskliwie" pytają co jest nie tak, które z nas nie może, co to za małzeństwo bez dzieci, czy robimy jakieś dzieci (ostatnio"to może wam trzeba w końcu otruć tego psa, żebyście wreszcie pomysleli o dziecku?), zeby te osoby miały szansę poczytać taki nasz kącik psychoterapeutyczny. Może dotarło by w końcu, że gdyby w moim i Waszym pewnie też przypadku zależało to od chęci, to już dawno miałybyśmy gromadkę ? Nikt nie pyta bo chce pomóc.To zwykła ciekawość i szukanie sensacji. Boli wszystkich, ze jestesmy z mężem blisko i widać, że jestesmy jedno. Zazdroszczą wspólnych wyjazdów, drobnych gestów. Docinają ze mozemy sobie pozwolic na rózne rzeczy bo nie mamy dzieci. Nikt nie wie ze chcialbym oddac dziecku wszystko, czas, milosc serce, wszystko, gdyby tylko bylo z nami. W pracy na odwrót" ty sie trzymaj i nie planuj dłuższego urlopu, bo kto będzie pracował(3 koleżanki na zwolnieniu- bo są w ciąży)." Już nie mam siły. Zawsze iskierka nadziei pojawia się jednak wraz z Naszym Bociankiem, bo jest w Was tyle mądrości, determinacji i przede wszystkim ZROZUMIENIA. Dziekuję ,że jesteście. Trzymam za nas wszystkie kciuki. Buziaki
Awatar użytkownika
KoEmi
Posty: 75
Rejestracja: 09 mar 2007 01:00

Post autor: KoEmi »

Jak niepłodność zmieniła nasze życie?

przede wszystkim oszczędzamy na antykoncepcji :wink:
a tak poważnie: bardziej dbamy o siebie, nie tylko o zdrowie i kondycję fizyczną, ale przede wszystkim staramy się realizować marzenia, przyjemnie spędzać czas, doceniać to co mamy - czyli siebie :D
Niepłodność dała nam do zrozumienia, że nie jesteśmy "nietykalni", że wszystko, zarówno to co jest dobre, jak i to, co jest złe może nas spotkać.
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

przeczytałam swoje posty sprzed 2 lat... kurcze, miałam wtedy chyba więcej siły niż teraz...
moja bezpłodność (bo nawet nie NIEpłodność, tylko BEZ, czyli szans na ciążę 0,00% ;( ) jak jakiś chromolony cień się nade mną rozpięła...
do wszystkiego, co było przed dwoma laty doszło:
- rozwód
- utrata kilkunastu koleżanek i znajomych, czasem bardzo bliskich, bo jak tylko usłyszałam, że któraś jest w ciąży, dostawałam histerii i nie potrafiłam z nią normalnie rozmawiać :?
- problemy, wielkie, w obecnym związku, ponieważ on ma dzieci biologiczne, o które jestem masakrycznie zazdrosna, tj. o to, że on ma, a ja nie i ciągłe kłótnie, że on nie rozumie, co ja czuję, bo ma dzieci, ciągłe myśli, że gdyby tych dzieci nie miał, nie związałby się ze mną, bo przecież kto by mnie taką chciał...
- generalnie moja samoocena sięgnęła dna, a potem nawet dno się oberwało :(
jest mi coraz gorzej i mam coraz mniej siły, zamiast godzić się z życiem, z sytuacją, jestem coraz smutniejsza, coraz mniej mam siły i chęci żeby walczyć...
zmieniłam się na gorsze... i wcale siebie takiej nie lubię :cry:
inspektor
Posty: 1047
Rejestracja: 13 cze 2004 00:00

Post autor: inspektor »

Founda, bido moja, trzymaj się Misiu, no...

Dodane po: 7 minutach:

ech bo tak bez konkretów poleciałam
ja walczyłam o dziecko i je mam - cudnego syna, kocham go bardzo, ale małżeństwo też mi się rozpadło, już jestem po rozwodzie
i trochę rozumiem, trochę
czy ktoś ci pomaga? jakaś bratnia mądra dusza? psycholog?
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

inspektor
ech, no pomagają, pomagają...
łażę na psychoterapię
mam kilkoro przyjaciół
no i moje kochanie tuli i scałowywuje łezki, tłumaczy, że przecież on też chciałby mieć ze mną dziecko, że przecież zrobi wszystko, żebyśmy mieli, że przecież to nie jest tak, że jestem cudowna i wspaniała
tylko ja się kurde wcale nie czuję cudowna i wspaniała :(
bo zaraz są jego dzieci, bo młody to, a młody tamto, a jaki do dziadka podobny, a wdał się w tatusia... tak mimowolnie :mur: a ja umieram w środku :help:
a jeszcze cholera jakiś baby boom u znajomych, przyjaciel ma trzecie dziecko, kilka koleżanek zaliczyło wpadki i dostają, za przeproszeniem, [na forum nie tolerujemy wulgaryzmów! - informacja wygenerowana automatycznie] :mur: już nie ona chce pić, tylko GROSZUŚ chce pić, nie ona je, tylko GROSZUŚ je, nie ona chce siku, tylko GROSZUŚ chce siku, nosz jasna dupa, jak z taką gadać? i ci faceci publicznie brzuchy obcałowywujący, to ciągłe "kochanie, uważaj na siebie, kochanie, nie za ciężko ci? kochanie, ja to poniosę, bo wiesz, ty się nie możesz przemęczać, bo GROSZUŚ"

:bawling: :bawling: :bawling: :bawling: :bawling: :bawling: :bawling: :bawling: :bawling:
czasem mam ochotę powiedzieć im wszystkim żeby mi dali spokój :cry:
czasem nie mam już siły
do dupy to wszystko jest ... i w dodatku pada deszcz :bawling: :bawling:
inspektor
Posty: 1047
Rejestracja: 13 cze 2004 00:00

Post autor: inspektor »

Groszuś, dzidziuś, Brzusio,
też tego nie lubię hehehe

a jak tam z postępowami w kierunku posiadania dzieciora :wink: ? napisałaś, że niemasz szans na biologiczne dziecko. A adopcja?
hm
a nie myślałaś, głupie, pewnie myślałaś, ale czy próbowałaś coś zrobić z relacjami pomiedzy Tobą a dziecmi meża? moja koleżanka pokochała synka swego męża, mają dla siebie wiele czułości, aż miło popatrzeć, on jest dla niej synkiem, naprawdę
to koszmarnie trudne, ale moze i Tobie się uda?
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

inspektor
no więc tak, po pierwsze on nie jest moim mężem i na razie zostać nim nie może... dokładnie nie wiemy ile, ale pewnie ze 2-3 lata to potrwa :(
po drugie z jednym z jego dzieci mam super kontakt ( z młodszym, 20 miesięcznym) i jak jesteśmy na spacerze, to jestem brana za jego matkę... ale nie mogę tak o tym myśleć, bo te dzieci mają matkę, która żyje, czuje się dobrze i ma pełnię praw rodzicielskich, więc nie mogę udawać, że to ja nią jestem, ani przed nimi, ani przed sobą.
starszy ciągle gdzieś tam daleko... ma 7 lat, bardziej z matką związany, plus inne sprawy... nie jest łatwo
a jeśli chodzi o adopcję, to razem na razie nie mamy szans nic robić, bo właśnie, brak ślubu :(
a sama... skomplikowane ... jesienią mamy zamiar coś z tym zrobić, przynajmniej spróbować, czy się da przynajmniej kurs zrobić, żeby było szybciej, ale też przede wszystkim żeby czuć, że COŚ się robi...
na dzień dzisiejszy jest kanał, a ja już świra dostaję :(
są takie dni, że jest OK, że jestem spokojna, wesoła, wszystko jest dobrze... ale od 2 tygodni jest jakiś koszmar, codziennie płacz, codziennie myśli, tęsknota...
ja na dziecko czekam w sumie 8 lat!
najpierw 2 lata żeby mieć warunki żeby zajść w ciążę, a potem, jak warunki się znalazły, choroba :( i potem 4 lata nadziei na adopcję, ex mąż się wycofał, a raczej przyznał, że jak mi obiecywał adopcję, to wcale o niej nie myślał, nie zastanawiał się!!
no i 2 lata bez szans, bo bez męża... a lata lecą, niebawem 32 kończę :bawling:
jezu jak mi źle :bawling:
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Muszę o tym porozmawiać”