NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

radości i sukcesy ale również problemy, z którymi rodziny adopcyjne mogą się spotkać już po adopcji

Moderator: Moderatorzy po adopcji

Sugar_Woman
Posty: 8
Rejestracja: 10 sie 2016 14:02

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Sugar_Woman »

Tak, w sumie jestem zazdrosna - nie umiem tego wyjaśnić, ale tak właśnie czuję. W sumie zazdrość to w tej sytuacji "dobre" uczucie, to znaczy, że mi zależy. Cieszę się, że jestem na Naszym Bocianie, Wasze wypowiedzi skłaniają mnie do zastanowienia się nad sobą, ostatnio staram się odpuszczać, właśnie tak jak pisze Kalka58 nie muszę wszystkiego wiedzieć, odpowiadać jako pierwsza, tak mi się wydawało, że żeby stworzyć obraz matki prawdziwej muszę być zawsze pierwsza we wszystkim, wszystko zrobić szybko, najlepiej, że synek jest dla mnie ważny, a jak ktoś mnie wyprzedził było mi przykro i od razu takie uczucia, że się nie nadaję....Jestem matką adopcyjną, nie biologiczną, przy czym to nie ma dla mnie żadnego znaczenia, matka to matka, ALE wszystko co robię jest książkowe, psychologiczne, bo nie mam w sobie tego mechanizmu, żeby się nie przejmować, wszystko biorę do serca, każdą porażkę. Ostatnio mam z synkiem problem, już 3 noc moczy się w nocy...nie wiem, czemu...myślę, że problem tkwi w przedszkolu. Jestem na niego zła, a przecież nic się nie stało. Myślę, że matka biol. nie byłaby zła na swoje dziecko, a ja jestem, bo przecież już dawno wyszliśmy z pampersów.... Nadal jest tak, że synek niby dobrze się czuje w przedszkolu, ale ostatnio wrócił taki trochę podrapany na twarzy, zapytałam co się stało, powiedział, że jakiś Olek chwycił go za twarz i ciągnął, a jak pytam co mój synek zrobił, a on mówił, że on zaczął płakać. Nie naskarżył też Pani przedszkolance. Myślę, że dużo się dzieje w tym przedszkolu, może za dużo jak na rok po adopcji...ale przecież trzeba jakoś żyć, ludzie mają dzieci, pracują, nawet Ci adopcyjni rodzice. Boję się napisać prawdę, ale mój synek nie jest dla mnie całym światem. Nie zrozumcie mnie zle, spróbuję to zobrazować: moje życie jest powiedzmy układanka z puzzli na którą składa się: mąż, rodzina, dziecko, przyjaciele, własny kąt, praca - to wszystko jest dla mnie ważne i musi występować w moim życiu. Jak nie było dziecka, czułam się nieszczęśliwa, jak nie miałam męża byłam nieszczęśliwa, nie miałam pracy, byłam nieszczęśliwa. Potrzebuję tych wszystkich elementów na raz. Każdy "puzzel" jest ważny. Ostatnio dzwoniłam do OA i usłyszałam, że szukając dziecka dla rodziny myślą, że to dziecko będzie dla nas całym światem, całą naszą układanką....
aggita
Posty: 28
Rejestracja: 15 lut 2016 14:10

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: aggita »

Sugar_Woman

Ja Cię doskonale rozumiem. Mam dwoje adoptowanych dzieci. Synek jest z nami około 3 lat już, córeczka ponad rok. Przy każdym z dzieci zaakceptowanie i pokochanie go zabierało mi dużo czasu, teraz widzę dużą różnicę w tym, jaki jest mój stosunek do synka (będącego u nas od 3 lat), a niepełnosprawnej, nadal nie chodzącej córeczki, która mieszka u nas ponad rok. Czuję, że synka kocham całym sercem, jak dziecko biologiczne (oczywiście nie wiem, jak to jest kochać biologiczne dziecko, bo nigdy nie miałam okazji się o tym przekonać, ale sądzę, że tak właśnie). Córeczkę powoli zaczynam kochać, ale do tej pory to była ciągła walka z nią, ciągły płacz, wymaganie i ciężka rehabilitacja. I miałam dość, myślałam o tym, żeby ją oddać, żałowałam wręcz, że mieszka u nas i zastanawiałam się, po co mi to było. Przeszłam poważne załamanie nerwowe (jestem pod opieką psychiatry, wróciłam na własną terapię, także całą rodziną zaczęliśmy uczęszczać na terapię systemową). Gdy poszłam po pomoc do ośrodka to powiedziano mi, że dziecko trzeba po prostu kochać (fajnie się mówi, tylko jak to zrobić???).

Ja jestem 3 lata w sumie na macierzyńskich, wychowawczych, teraz na pielęgnacyjnym i zawsze robiłam coś dodatkowego, uczyłam w weekendy na uczelni, miałam uczniów prywatnych, chociażby chodziłam na fitness, teraz idę na studia, bo wiem, że dzieci to nie jest mój cały świat, chociaż wiele im poświęciłam, zrezygnowałam z pracy na etat, jestem dla nich w domu. Ale wiem, że nie chce całe życie siedzieć teraz na świadczeniu pielęgnacyjnym, bo mam niepełnosprawną córkę i mogłabym. Chcę coś robić dla siebie, rozwijać się, bo to mi daje satysfakcję. Dzieci kiedyś pójdą własną drogą (mam nadzieję), bo do tego chcemy doprowadzić - żeby były niezależne. Ostatnio wyjechaliśmy z mężem na jedną noc do hotelu, bo chcieliśmy na spokojnie pobyć ze sobą i się zwyczajnie wyspać, odetchnąć innym powietrzem, niż tym w domu.

Uważam, że masz normalne, zdrowie podejście. Nie można się zafiksować na jednej sprawie, masz prawo do własnych marzeń, wyjścia czasem z koleżankami na kawę, czy piwo, masz prawo do wysłania dzieci do przedszkola (ja sobie tego prawa ponad dwa lata nie dawałam, dopiero po załamaniu nerwowym i wizycie w ośrodku uświadomiono mi, że jak najbardziej, mam prawo do tego, aby zostać odciążoną w swoich obowiązkach bycia z dziećmi, mam prawo do odpoczynku, własnych marzeń, myśli o tym, jak w przyszłości będzie wyglądała moja kariera zawodowa, co będzie POTEM, POTEM, gdy córka zacznie w miarę normalnie funkcjonować, chodzić, a synek z FASem nauczy się mówić).

U nas w ośrodku ceniono nas za to, że umożliwimy dzieciom niezależność, samodzielność, pójście własną drogą. Ja wprost mówiłam w ośrodku, że dziecko to nie jest cały mój świat. Długo po ślubie wcale nie chciałam mieć dzieci, chciałam nacieszyć się mężem, podróżować, a dziecko to był kolejny etap w życiu, który chciałam osiągnąć, kolejna naturalna konsekwencja bycia razem i małżeństwa. Kolejny stopień wtajemniczenia, ze tak powiem.

Ja często mam wrażenie, że gdybym była biologiczną matką mojej córki, to jej ryk w czasie rehabilitacji tak by mnie nie irytował, a wrzaski nadpobudliwego adoptowanego syna, które słychać na cały budynek, nie powodowałyby u mnie chęci wyjścia z pokoju i trzaśnięcia drzwiami. Ale nie wiem, czy tak by było naprawdę. Rodzice biologiczni też przecież mają dość...:)
matula
Posty: 397
Rejestracja: 16 lip 2013 16:10

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: matula »

Sugar_Woman, pamiętaj o jednym; matka nie musi być idealna, tylko "wystarczająco dobra". Czyli ta, która reaguje na ważne potrzeby dziecka.

Z tego co piszesz wynika że, jesteś co najmniej taką matką, jesteś w porządku.

Słusznie też postępujesz, gdy mówisz dziecku, że przyszłaś po nie, bo je kochasz. Nie raz usłyszałam, że nie jestem "prawdziwą matką", oddajcie mnie z powrotem do domu dziecka". To nie oznacza, że dziecko tego oczekiwało, to oznaczało, że jest mu w danej chwili źle i na ogól oczekuje potwierdzenia przynależności.
Magiusa
Posty: 2
Rejestracja: 20 paź 2016 22:45

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Magiusa »

Witaj,
Jestem tu nowa i w gruncie rzeczy przeczytalam glownie Twoja pierwsza wypowiedz i kilka innych pod nia i chcialam cos Ci napisax ze swojej perspektywy.
Jestem mama 2ki biologicznych dzieci ( jestem tu bo rozwazamy adopcje za jakis czas i chce blizej zapoznac sie z tematem). W zwiazku z powyzszym jestem na fb z gdupa mam ktore maja dzieci w rownym wiemu co moje.
Chcialabym Ci nalisac ze wiele rzeczy o ktorych piszesz to sprawy ktore nie musza sie wiazac z adopcja, ze wiele spraw i "problemow" maja tez dzieci ze swoimi bilogicznymi rodzicami.
1. Piszesz o wymuszaniu i kombinowaniu slowem "kocham" tego co chce. Dzieciaki kolo 2r.z.zaczynaja testowac granice ( co trwa dosc dlugo) i uwierz ze bardzo duzo mam biologicznych boryka sie z buntem, rzucaniem na ziemie, awanturami i krzykami gdy dziecko czegos chce. Te sprytne dzieci tez kombinuja przytuleniem itp. I kazdy rodzic ( niewazne czy adoptujacy czy biologiczny) musi po prostu zmierszyc sie z zadaniem by zaczac wyznaczac madre granicd
2. Piszesz o przytulaniu sie do innych. Moj starszy wlasciwie po tym jak z 30 min ktos u nas posiedzi albo my u kogos ( tyle zajmuje mu poczucie sie pewniej) tez zaczyna sie tulic.
3. Piszesz o tuleniu do obcych. No tego nie robi za to nie pojmuje dlaczego z pelna premedytacja zdarza mu sie np.powiedzidc gdy idzie Ktos obcy " o tata". Nie raz glupio wyszlo bo sie facet obracal i pytal z usmiechem " czy ja o czyms nie wiem". Za chiny nie wiem skad ma takie pomysly bo kiedy go zapytalam czy np.chxiqlby isc z takkm nowym tata to w zyciu nigdy...
4. Piszesz o awanturach przy wychodzeniu. Niejedna mama przezywa " koszmar w markecie". Mam wrazenie ze tutaj sprawa zalezy od obycia. Gdy urodzilam pierworodnego to wyjscia w miejsca publiczne na spotkania ( nie spacery) tez mi sie wydawaly przegrane. Natomiast znajoma ktora urodzila drugie dziecko radzila sobie z tym swietnie. Mysle ze to ograniczenie jest akurat w nas. Boimy sie tych awantur i zachcianek i po prostu w sytuacji gdy nastspuja wiejemy. Z czasem kazda z nas nauczy sie postepowac ale wierz.mi ze to nie jest dylemat przypisany do dzieci adopcyjnych tylko.

To na tyle co mi o tej poznej porze w glowie swita. Mam nadzieje ze dodalam Ci nieco otuchy

-- 21 paź 2016 02:01 --

Witaj,
Jestem tu nowa i w gruncie rzeczy przeczytalam glownie Twoja pierwsza wypowiedz i kilka innych pod nia i chcialam cos Ci napisax ze swojej perspektywy.
Jestem mama 2ki biologicznych dzieci ( jestem tu bo rozwazamy adopcje za jakis czas i chce blizej zapoznac sie z tematem). W zwiazku z powyzszym jestem na fb z gdupa mam ktore maja dzieci w rownym wiemu co moje.
Chcialabym Ci nalisac ze wiele rzeczy o ktorych piszesz to sprawy ktore nie musza sie wiazac z adopcja, ze wiele spraw i "problemow" maja tez dzieci ze swoimi bilogicznymi rodzicami.
1. Piszesz o wymuszaniu i kombinowaniu slowem "kocham" tego co chce. Dzieciaki kolo 2r.z.zaczynaja testowac granice ( co trwa dosc dlugo) i uwierz ze bardzo duzo mam biologicznych boryka sie z buntem, rzucaniem na ziemie, awanturami i krzykami gdy dziecko czegos chce. Te sprytne dzieci tez kombinuja przytuleniem itp. I kazdy rodzic ( niewazne czy adoptujacy czy biologiczny) musi po prostu zmierszyc sie z zadaniem by zaczac wyznaczac madre granicd
2. Piszesz o przytulaniu sie do innych. Moj starszy wlasciwie po tym jak z 30 min ktos u nas posiedzi albo my u kogos ( tyle zajmuje mu poczucie sie pewniej) tez zaczyna sie tulic.
3. Piszesz o tuleniu do obcych. No tego nie robi za to nie pojmuje dlaczego z pelna premedytacja zdarza mu sie np.powiedzidc gdy idzie Ktos obcy " o tata". Nie raz glupio wyszlo bo sie facet obracal i pytal z usmiechem " czy ja o czyms nie wiem". Za chiny nie wiem skad ma takie pomysly bo kiedy go zapytalam czy np.chxiqlby isc z takkm nowym tata to w zyciu nigdy...
4. Piszesz o awanturach przy wychodzeniu. Niejedna mama przezywa " koszmar w markecie". Mam wrazenie ze tutaj sprawa zalezy od obycia. Gdy urodzilam pierworodnego to wyjscia w miejsca publiczne na spotkania ( nie spacery) tez mi sie wydawaly przegrane. Natomiast znajoma ktora urodzila drugie dziecko radzila sobie z tym swietnie. Mysle ze to ograniczenie jest akurat w nas. Boimy sie tych awantur i zachcianek i po prostu w sytuacji gdy nastspuja wiejemy. Z czasem kazda z nas nauczy sie postepowac ale wierz.mi ze to nie jest dylemat przypisany do dzieci adopcyjnych tylko.

To na tyle co mi o tej poznej porze w glowie swita. Mam nadzieje ze dodalam Ci nieco otuchy

-- 21 paź 2016 02:05 --

I tak, rodzice biologiczni tez miewaja dosc. Czasami tez mamy ochote uciec. I tez mi wstyd czasami za syna. No moze wstyd to za duzo powiedziane ale mi glupio. Np.ostatjio na wizycie u mojej cioci zaczal wojcowac jak szalony...ale to nic. Glupio mi bylo bo nawet jdzielajac jakiejs tam odpowiedzi nie umial na chwile spokojnie siedziec tylko np.stawal na glowie. Po prostu na twj wizycie wpadl w jakis amok chyba :) no i teochd glupio mi bylo bo ciotka ma swoje wnuki, ulozone a moje szoguny w prawo i lewo lataly jak dziki
Awatar użytkownika
Wiesiula
Posty: 3
Rejestracja: 03 lis 2016 14:07

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Wiesiula »

:-) oj dlaczego tak późno tu jestem ????????

Tak dawno obwiniam sie ,że nie potrafię byc idealna , kochająca i współczująca.

Mam 2 dorosłych synów i adoptowaną córę od 13 lat ,.

Moja córa została po 10 latach zdiagnozowana przez znajoma psycholog jako obarczoną RAD.

I czytam tutaj wątki o adopcji i o RAD i wiem , ze jestem NORMALNA!!!!!!

Dziękuje Wam .

:bigok:
Pockahontas
Posty: 2897
Rejestracja: 06 wrz 2012 15:13

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Pockahontas »

Wiesiula, oczywiście, że jesteś normalna :-D Witaj u nas!
Awatar użytkownika
Wiesiula
Posty: 3
Rejestracja: 03 lis 2016 14:07

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Wiesiula »

Pockahontas pisze:Wiesiula, oczywiście, że jesteś normalna :-D Witaj u nas!
Czytałam twoje wpisy na RAD - mądra jesteś kobita ,
szkoda , że takiej nie spotkałam 14 lat temu , o ile prochów na depresję mniej by było .
Pockahontas
Posty: 2897
Rejestracja: 06 wrz 2012 15:13

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Pockahontas »

Wiesiula, 14 lat temu też taka mądra nie byłam :cool: Na pierwszym szkoleniu o RAD byłam jakieś 10-11 lat temu. Minęło trochę życia od tamtego czasu, a wiedza ta, o zgrozo, nadal raczkuje. Tymczasem rodzice niepotrzebnie czują się winni i osamotnieni...
sugar.woman
Posty: 1
Rejestracja: 10 lut 2017 15:40

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: sugar.woman »

Ja, niestety, również przeszłam przez psychiatrę, stany depresyjne, leki oraz terapie u psychologa, którą nadal kontynuuję, ale mogę szczerze powiedzieć, że po adopcji córki, a mija już 3 lata od tego dnia, gdy u nas zamieszkała, z całego serca żałuję tej decyzji i nigdy bym jej nie podjęła ponownie. Córka ma prawie 5 lat, przyszła do nas, gdy miała 2 lata. Cierpi na dziecięce porażenie mózgowe, wygląda na zewnątrz na wspaniałe dziecko, wesołe, o pięknej buzi, kręconych loczkach, bardzo gadatliwe i elokwentne. Niestety u nas w domu, za drzwiami mieszkania trwa koszmar.

Miała 2 lata, gdy ją poznaliśmy, pełzała na brzuchu, bo nie była właściwie rehabilitowana, ale potrafiła robić do wszystkich słodkie oczka, co sprawiała, że każdy dorosły przy niej tańczył, jak mu zagrała-dopiero, gdy trafiła do nas pokazała na co ją stać - histerie o wszystko, wymuszanie, okazało się, jak bardzo była rozpieszczana i nauczona wymuszania, będąc w RZ, gdzie wszystko za nią robiono i wyręczano we wszystkim. Oczywiście teraz wiem, że należało ją oddać, gdy była jeszcze w pieczy tymczasowej, ale mieliśmy już pewne doświadczenia, bo to drugie nasze adoptowane dziecko, więc sądziliśmy, że to przejściowe, że to minie i uda nam się dziecko wyprowadzić.

Do chwili obecnej przeszliśmy gehennę i przechodzimy ja właściwie każdego dnia. Gdybym tylko mogła cofnąć czas, albo gdyby znalazł się ktoś, kto mógłby to dziecko od nas zabrać, z radością bym się na to zgodziła. Mała jest dzieckiem wiecznie niezadowolonym, rozkapryszonym, problemy były ze wszystkim np. z jedzeniem, do tej pory najlepiej w ogóle za nią pogryźć, bo jej się często nie chce, kiedyś widzi, że coś jest np za twarde (ma dziecięce porażenie mózgowe, ale jest bardzo inteligentna, rączki ma w pełni zdrowe, jedynie sama nadal nie chodzi). Neurolog, lekarze, rehabilitanci zgodnie orzekli już kilka lat temu, że rokowania są bardzo dobre, powinna być sama w pełni sprawna, chodzić (może nie jakoś idealnie, ale zawsze). Rehabilitacja to jednak był zawsze i jest obecnie koszmar, straszliwy ryk, wymuszanie, mimo, iż dobrze wiemy, że spokojnie w stanie wiele rzeczy wykonać sama, iść w ortezach samodzielnie itd, ale jej się zwyczajnie nie chce, robi wszystko na minimum, żeby się nie wysilić. Potrafi przez godzinę strasznie histeryzować, kiedy tylko się od niej czegoś wymaga (zwłaszcza chodzenia). Ja powoli tracę nadzieję, że ona kiedykolwiek stanie się samodzielna z takim nastawieniem, nie mam sił jej nosić na rękach, a gdy tylko się ją postawi na korytarzu nawet na chwilę przy ścianie to jest histeria i ryk.

Szukaliśmy pomocy już wszędzie - w terapiach, w ośrodku adopcyjnym (gdzie potraktowali nas jak jakieś potwory, gdy przyszliśmy tam zupełnie załamani i wykończeni), jestem w tej chwili na lekach uspokajających, chodzę na terapię, rozpada mi się rodzina, bo nie potrafię już pielęgnować mojego związku z mężem, to,c o w domu staje mi się obojętne, jeszcze tylko do synka mam jakieś ciepłe uczucia, córki nie kocham i wiem, że nigdy nie pokocham. Nie mogę na nią patrzeć, działa mi na nerwy, a kiedy słyszę ten jej ryk, gdy nie chce ćwiczyć, to jestem na niego normalnie uczulona - nie mam tak, jak inne matki, które biegną do dziecka, gdy płacze. Ten ryk wzbudza we mnie już tylko agresję, albo staję się totalnie nieczuła. Wiem, że nigdy nie wyplącze się z tego koszmaru, w który sama weszłam, bo byłam u prawniczki, szukając wyjścia z sytuacji, rozwiązania adopcji, ale nie ma za bardzo takiej możliwości. Powiedziano mi wprost, że żaden sąd nie przychyli się do wniosku o rozwiązanie adopcji tak małego dziecka. Myślę sobie czasem, ze dla niej by było lepiej, gdyby poszła do jakiejś rodziny zastępczej długofalowej, albo do domu dziecka, bo tam nikt by od niej nie wymagał i byłaby wreszcie szczęśliwa.

Pewnie napiszecie, że jestem nieczułym potworem, pewnie jestem, ale tak się po prostu czuję i tak to u mnie jest. Koszmarem jest, gdy adoptuje się dziecko zupełnie niekompatybilne charakterologicznie z rodzicami adopcyjnymi, ale tego nie można przewidzieć wcześniej, na żadnym poziomie adopcji. Potem już się z takiej adopcji nie można wyplatać. Dlatego należy bardzo mocno zawsze przemyśleć swoją decyzję, zwłaszcza przy dziecku niepełnosprawnym. I nie dziwię się, że ludzie nie chcą takich dzieci. Potem nikt nie udzieli pomocy i już jest pozamiatane. Ja zostałam teraz z takim 5-letnim tobołkiem, który nie chce dać nic z siebie, chociaż może, bo. np potrafi pięknie chodzić, ale tylko wtedy, gdy ktoś obcy się nim zachwyca, ale i to nie zawsze.
wako
Posty: 356
Rejestracja: 12 paź 2014 19:54

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: wako »

sugar.woman pisze:Powiedziano mi wprost, że żaden sąd nie przychyli się do wniosku o rozwiązanie adopcji tak małego dziecka.
To źle Ci powiedziano. Złóżcie wniosek do sądu o rozwiązanie adopcji, sąd zdecyduje. Zawsze można się też odwołać od niekorzystnego orzeczenia.
sugar.woman pisze:dla niej by było lepiej, gdyby poszła do jakiejś rodziny zastępczej długofalowej, albo do domu dziecka, bo tam nikt by od niej nie wymagał i byłaby wreszcie szczęśliwa
Masz złe doświadczenia, albo wyobrażenia, ponieważ wszystkich wkładasz do jednego worka.

Bardzo przykre to, co piszesz. Współczuję Ci, daleka jestem od osądzania. Dziewczynka ma dopiero 5 lat, to ostatni dzwonek do podjęcia jakiś kroków. Skoro po tak długim czasie jesteście w ruinie, to w sumie pozostaje tylko rozwiązanie adopcji. Przed Wami długie lata. Nie widzę tego w takim stanie. Skontaktuj się ze swoim PCPRem, poinformuj o sytuacji dział pieczy zastępczej, pewną opcją jest po prostu umieszczenie tam dziecka.
Pockahontas
Posty: 2897
Rejestracja: 06 wrz 2012 15:13

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Pockahontas »

sugar.woman, mogę się mylić, ale mam wrażenie jakbyś napisała ten post w ogromnych emocjach, tuż po kolejnej "akcji" ze strony małej, na którą nie udało ci się właściwie zareagować. Może będzie jeszcze choć troszkę lepiej, gdy ochłoniesz.
Oczywiście, że nie jesteś potworem, po prostu znalazłaś się w kryzysowej sytuacji. Na podstawie tego co napisałaś, ja widzę odważną, świadomą swoich słabych stron kobietę, która bardzo pragnęła podzielić się miłością i której się to udało. Piszesz, że masz dobrą relację z synkiem, z opisu dotyczącego córki, pośrednio wynika także, iż włożyłaś mnóstwo siły i serca w jej rehabilitację, w dodatku potrafisz przyznać się do porażki i prosić o pomoc.
Mało kto ma dość odwagi, by podjąć się adopcji niepełnosprawnego dziecka. Przypuszczam, że zawiodło wsparcie środowiska i instytucji, na które miałaś prawo liczyć, a może także to ze strony najbliższych. Bardzo ci współczuję, że znalazłaś się w miejscu, w jakim jesteś teraz i wirtualnie przekazuję dużo serdeczności.

Czujesz to co czujesz i nie ma sensu udawać, że jest inaczej. Pytanie co jeszcze można z tym zrobić na chwilę obecną. Proszę, zastanów się nad "teraz" - czy jest jeszcze jakieś miejsce, osoba, może grupa osób, gdzie mogłabyś pójść i prosić o pomoc. Niekoniecznie o pomoc w utrzymaniu małej w rodzinie, jeśli dla ciebie to już przegrana sprawa, ale po prostu o pomoc dla siebie. Niekoniecznie psychologiczną, może to być przyjaciółka, babcia, ktoś z rodziny, kto po prostu zrobi ci ciepłą herbatę z sokiem i przytuli. A może jest ktoś, kto mógłby przez kilka dni zająć się małą, tak byś ty złapała oddech? Z dystansu często świat wydaje się dużo jaśniejszy, najgorzej jest, gdy nie możemy sobie tego dystansu zapewnić, a rodzice dzieci chorych mają z tym zwykle duży problem, zwłaszcza mamy.

Oczywiście, że możesz rozwiązać adopcję. W moim przekonaniu, to zawsze jest ostateczność, ale jeśli nie widzisz dla was już żadnej szansy, przegadaliście sprawę razem z mężem na terapii (to akurat koniecznie trzeba zrobić przed podjęciem decyzji), to warto dać małej szansę na dom, w którym zazna miłości a sobie prawo do porażki. Warto jednak podejść do tego na spokojnie, po rzeczowej analizie sytuacji oraz ocenie dostępności skutecznego wsparcia na etapie, na którym się znaleźliście.
Jeśli jest bardzo źle, np. obawiasz się, że przy kolejnym ataku płaczu dziewczynki, mogłabyś wyrządzić jej krzywdę i nie możesz liczyć na nikogo obok siebie, zawsze możesz zgłosić się do najbliższego ośrodka interwencji kryzysowej i powiedzieć wprost, że z powodów emocjonalnych nie jesteś w stanie zapewnić córce opieki i musicie natychmiast się rozdzielić - tam uzyskasz także i taką pomoc.

sugar.woman, a może po prostu spakuj najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka, "wręcz" córkę mężowi lub komuś innemu i wyjedź gdziekolwiek, by zapewnić sobie odpoczynek i dystans, do którego dotąd nie dano ci lub sama nie dałaś sobie prawa?
:glaszcze :caluje
Go30
Moderator Członek Stowarzyszenia
Posty: 4144
Rejestracja: 21 sie 2009 00:00

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Go30 »

Zostały już ostatnie dni na rozliczenie PIT-ów. Pamiętajcie o Naszym Bocianie przy przekazywaniu 1% =ooo*
Dla ułatwienia mamy dla Was program do rozliczania :arrow: 1% DLA BOCIANA

09.2013 serduszkowa córeczka

01.2017 zaczynamy po raz drugi


kociambers
Posty: 2
Rejestracja: 27 lip 2017 20:18

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: kociambers »

Witaj

Mam te same problemy, ale wychodzimy na prostą, napisz, jeśli jeszcze potrzebujesz pomocy.

Pozdrawiam
J
Justyna
sugar.woman12
Posty: 1
Rejestracja: 24 lis 2017 10:32

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: sugar.woman12 »

Pisałam ostatnio posta 10 sierpnia odnośnie sytuacji z naszą adoptowaną córką.
Aktualnie sytuacja wygląda makabrycznie, córka terroryzuje przedszkole, do którego uczęszcza, w dalszym ciągu nie chce chodzić, pomimo tego, iż może i potrafi, a zdarzają się nieliczne sytuacje, gdy świetnie
sobie radzi, specjalnie przewraca się w ortezach, aby zwracać na siebie uwagę, odmawia współpracy podczas zajęć terapeutycznych. Podjęliśmy decyzję o rozwiązaniu adopcji. Przeszliśmy przez terapię rodzinną z Centrum Interwencji Kryzysowej oraz szukaliśmy pomocy w ośrodku adopcyjnym. Niestety nikt nam nie pomógł. Cała sytuacja jest ze szkodą dla naszego drugiego dziecka, które cierpi na FAS, jest świadkiem ciągłego płaczu Małej, jej wymuszeń. Tak się po prostu nie da żyć.

Jednocześnie umówiliśmy się już na wizytę u psychiatry, aby przeprowadzić badanie na zaburzenia więzi i mieć dokumenty do sądu o zaburzeniach psychicznych tego dziecka, które ośrodek adopcyjny przed nami zwyczajnie ukrył.

W przyszłym tygodniu jesteśmy umówieni z zaufanym prawnikiem i skierujemy sprawę do sądu rodzinnego i rozpoczniemy batalię o uwolnienie się od tego potwora, bo ja tego dziecka nie umiem inaczej nazwać w tej chwili. Pójdę do samego diabła, jeśli będzie trzeba, aby ratować resztę mojej rodziny.
Kalka58
Posty: 148
Rejestracja: 19 maja 2011 22:15

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Kalka58 »

Jeśli to pięcioletnie dziecko jest dla Ciebie potworem to pojedź do mopru czy pcpru, zależnie co macie u siebie i poproś o umieszczenie dziecka w pieczy zastępczej. Sprawa o rozwiązanie adopcji będzie się toczyć długo ale do umieszczenia w rz wystarczy Wasza decyzja. Sąd wyda postanowienie u tymczasowym zabezpieczeniu dziecka.... i wszystko będzie się toczyć po swojemu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Po adopcji”