Strona 7 z 7

Re: Wielkie zaskoczenie.

: 18 sie 2016 20:58
autor: yennefer23
Goscislaw pisze:Starsza córka miała dziwny odruch klejenia się do znajomych ciotek i podciotek. Wyglądało to tak, że gdy przychodził czas rozstania widziało się w niej chęć pójścia za nią. Czasami mówiła dzień dobry nieznajomym paniom. Wyczuwało się w niej ciągłą pogoń za akceptacją i tudzież podobnymi uczuciami. Teraz tego nie widzę.
oh, no skad ja to znam? ;-) ale z dnia na dzien, z miesiaca na miesiac, to mija, czas robi swoje, rodzina robi swoje, budowanie powolutku poczucia bezpieczenstwa robi swoje. ciesze sie, ze tak dobrze Wam sie poukladalo
Goscislaw pisze:zauważyłem, że nigdy jeszcze nie usłyszałem, aby dziękowały za mamę i tatę, jakby było to dla nich oczywiste, że rodzice po prostu są i zawsze będą, tak to sobie tłumaczę. Sam zresztą nie czułem za czasów dziecka, wdzięczności za rodziców. dopiero gdy odeszli poczułem brak. Prawdopodobnie jest tak, że dzieci adoptowane bardziej doceniają to, że są rodzice, bo doświadczyli ich braku
my rowniez co wieczor zmawiamy wspolnie modlitwe, jednak na razie ograniczamy sie do Aniele Bozy :)

natomiast mam pytanie i uwage - czy mozesz napisac, czy takie "dziekowanie" wyszlo samo od Waszych corek, czy tez je tego uczyliscie?

wiem, ze uwag pewnie nie oczekujesz, ale przyznam, ze jakos mi wewnetrzenie "nie gra" takie dziekowanie "za rodzicow". jako mama adopcyjna od poltora roku, no nie chcialabym, zeby moje corki byly wdzieczne nam, Bogu czy swiatu, za to, ze jestesmy ich rodzicami. nie umiem chyba do konca sprecyzowac dlaczego bym nie chciala. my w modlitwach dziekujemy za nasza rodzine i o nia sie modlimy, ale nie dziekujemy ze mama ma tate, a tata mame, a dzieci maja rodzicow i rodzice maja dzieci. zastanawiam sie, czy dzieci rzeczywiscie powinny czuc wdziecznosc do Boga za posiadanie rodzicow ?

Re: Wielkie zaskoczenie.

: 19 sie 2016 07:46
autor: Goscislaw
[/quote]To jest Wasze doświadczenie wręcz niesamowite, ale nie wydaje mi się, żeby wszystkie adoptowane dzieci doceniały nowe życie. Często niestety traumatyczne przeżycia tak niszczą psychikę dziecka, że nie umie ono cieszyć się tym co je spotkało. To niestety moje doświadczenia..., ale Wam szczerze życzę samych radosnych, wspólnych dni.[/quote]

Z tym 'niesamowite" u nas jest tak, że z góry nastawiliśmy sie na problemy i je zaakceptowaliśmy przed ich nadejściem. A potem było juz z górki (na pazurki).
Trochę się nam poszczęściło z dzieciakami, bo nie mają w sobie zbyt wiele traumatycznych doświadczeń, więc jest nam łatwiej, niz innym rodzicom adopcyjnym.
Sądze, ze pomaga nam to, iż dzieci jest dwoje i są rodzeństwem. To wielkie błogosławieństwo dla nas.
Jeśli mogę ci doradzić w sprawie traumatycznych przeżyć twojego dziecka, to patrzył bym na to z innej perspektywy. Ułatwi ci to kontakt z dzieciaczkiem i łatwiej będzie ci żyć. Ważna jest akceptacja dzieciaka takiego, jaki jest. U mnie wygląda to tak, że jak młodsza płacze to biorę ją na ręce i mówie, aby się wypłakała. Potem mówię, że wszystko jest OK i tata kocha. Często bawimy się w łapanego, albo szturchamy się na łóżku, gilgotamy i takie tam zabawy. Mam w tym swój cel. Chcę, aby dzieci nauczyły się wyrażać emocje, jakiekolwiek są. Na początku bawiliśmy się w krzyczenie ile sił, w trakcie jazdy samochodem. Sytuacja dziwna, jednak bardzo kojąca dla dzieci, bo uczą się wyrażać swoje emocje w mojej obecności. Początki były trudne. Dzieci testowały nasza cierpliwośc na wszystkie sposoby. Pamiętam pierwsze dni, gdy miały wysiadać w samochodu. Dzieci nie chciały wyjść, niewiadomo czemu. Zdroworozsądkowo więc opuściliśmy pojazd kierując się do wejścia do domu, aż tu nagle słyszymy przerażliwy płacz, jakby dzieciaki zażynano. Sąsiad się przestraszył. U nas włączyło się myślenie, że pójdzie do MOPS-u ze skargą i dzieciaki nam zabiorą. Zdrowy rozsądek jednak nakazał cierpliwe czekanie na schodzach. Po kilku minutach płaczu dziewczyni zorientowały się, że płacz nic nie daje i podbiegły sie przytulić. Jeszcze gożej było z nauką u starszej. Gdy miała zrobić zadanie, najpierw potrafiła dwie godziny płakać, zanim zaczęła cokolwiek robić. trwało to całą pierwszą klasę. Podziw wielki mam do żony, że to przetrwała. I opłaciło się. W drugiej klasie juz tego nie było. W tym roku przechodziliśmy to samo z młodszą. Potrafiła czytac jedno zdanie z błędem przez godzinę. I niczego tu nie naciągam. Instrukcja dla niej była prosta- przeczytaj znanie poprawnie. Są to u niej takie gierki, aby zwracać na nią uwagę Ostatnio byliśmy w górach i jak to bywa czasem bolą nogi u dziciaków już po stu metrach. Więc wymyśliliśmy, że jak młodsza doliczy do 100 poprawnie to zrobimy odpoczynek, a wiedzieliśmy, że potrafi. No to liczyła do 98 a potem błąd (specjalnie) i płacz, że musi odpoczątku, i ze wogóle nic nie umie, i ze jest taka bieda, że musi liczyc a starsza nie bo juz umie...itp I tak sobie liczyła z błędami, a my szliśmy dalej. W pewnym momencie chyba uznała, że to nic nie da i spokojnie policzyła do 100 i był upragniony odpoczynek. Takich sytuacji jest wiele. Dla mnie ważne jest to, aby wybić ją z tego zachowania, aby sama zorientowała się, że można inaczej. Uważam, że dzieci, nawet te z traumą, maja swoją inteligencję i szybko się uczą. Trzeba po prostu z nimi być. Czasmi patrzymy soie w oczy bez słowa i trwa to kilkadziesiąt sekund.
Dla mnie ważne jest nastawienie, ze dzieci są OK. U młodszej córki w początkowej fazie bycia z nami problemem były nowe sytuacje i jej wpadanie w płacz. Dziecko się bało. Warto z nim po prostu wtedy być i pozwolić mu się bać. Samo wtedy doświadcza w sobie zmiany. Jest w tej obecności z dziećmi coś magicznego. Gdy przechodzą trudne chwile i pozwoli się im z nimi zmagać, po prostu będąc obok, po czasie to mija i znów jest fajnie. Moje podejście jest trochę dziwne dla moich znajomych, wynika jednak z moich własnych doświadczeń jako dziecko. Alkoholizm ojca, matka zapracowana, przemoc. Trochę sie najeżdziłem po różnych terapiach, aby to uleczyć. Dzieki temu bardziej czuję dzieci.
Podsumowując- bierz na codzień dziecko takie, jakie jest i daj sobie czas.
Nie ma idealnych rodzów i nie ma idealnych dzieci. Wszyscy jesteśmy po prostu wyjątkowi i nedoskonali.

-- 19 sie 2016 08:04 --
yennefer23 pisze:
Goscislaw pisze:Starsza córka miała dziwny odruch klejenia się do znajomych ciotek i podciotek. Wyglądało to tak, że gdy przychodził czas rozstania widziało się w niej chęć pójścia za nią. Czasami mówiła dzień dobry nieznajomym paniom. Wyczuwało się w niej ciągłą pogoń za akceptacją i tudzież podobnymi uczuciami. Teraz tego nie widzę.
oh, no skad ja to znam? ;-) ale z dnia na dzien, z miesiaca na miesiac, to mija, czas robi swoje, rodzina robi swoje, budowanie powolutku poczucia bezpieczenstwa robi swoje. ciesze sie, ze tak dobrze Wam sie poukladalo
Goscislaw pisze:zauważyłem, że nigdy jeszcze nie usłyszałem, aby dziękowały za mamę i tatę, jakby było to dla nich oczywiste, że rodzice po prostu są i zawsze będą, tak to sobie tłumaczę. Sam zresztą nie czułem za czasów dziecka, wdzięczności za rodziców. dopiero gdy odeszli poczułem brak. Prawdopodobnie jest tak, że dzieci adoptowane bardziej doceniają to, że są rodzice, bo doświadczyli ich braku
my rowniez co wieczor zmawiamy wspolnie modlitwe, jednak na razie ograniczamy sie do Aniele Bozy :)

natomiast mam pytanie i uwage - czy mozesz napisac, czy takie "dziekowanie" wyszlo samo od Waszych corek, czy tez je tego uczyliscie?

wiem, ze uwag pewnie nie oczekujesz, ale przyznam, ze jakos mi wewnetrzenie "nie gra" takie dziekowanie "za rodzicow". jako mama adopcyjna od poltora roku, no nie chcialabym, zeby moje corki byly wdzieczne nam, Bogu czy swiatu, za to, ze jestesmy ich rodzicami. nie umiem chyba do konca sprecyzowac dlaczego bym nie chciala. my w modlitwach dziekujemy za nasza rodzine i o nia sie modlimy, ale nie dziekujemy ze mama ma tate, a tata mame, a dzieci maja rodzicow i rodzice maja dzieci. zastanawiam sie, czy dzieci rzeczywiscie powinny czuc wdziecznosc do Boga za posiadanie rodzicow ?
Narzucanie dzieom, że maja za nas dziękować, uważam za głupotę.
Od kilku lat praktykujemy z żoną dziękowanie za różne rzeczy jakie się nam przytrafiaja w życiu. U mnie doszło do tego, że częściej dziękuję za trudy życia i nieprzyjemne sytuacje, niż te fajne, bo zauważyłem, że życie to ciągła lekcja i trudne sytuacje więcej mi daja niż te fajne. Zauważ, że my, jako ludzie nie bardzo mamy tendencje w zyciu wyrażać wdzięczność, za to, co mamy. jakoś tak nas nauczono ciągle godnić za króliczkiem nie zauważając cudu zycia i tego co mamy.
Dzięki temu, że dzieciaki mówią, za co dziękują, wiemy co jest dla nich fajne i bardziej je poznajemy. A poza tym uczą się cieszyć się tym co mają. No i wyrabiają nawyk dziękowania. Liczę na to, że będą to robić w dorosłym życiu. To są takie małe i proste czynności, a daja wiele dobrego.

Re: Wielkie zaskoczenie.

: 29 sty 2017 20:19
autor: Goscislaw
Dawno nie pisałem, więc skobnę kilka zdań o nas i naszych, adoptowanych dzieciach.
Jak do tej pory nic się nie sprawdziło z obaw, jakie mieliśmy. Starsza córka dobrze sobie radzi nie tylko w szkole, ale również wśród koleżanek i zajęciach pozaszkolnych. Młodsza jeszcze się dociera. Pracujemy nad tym z żoną, aby w końcu w siebie uwierzyła i przestała wpadać w "nie poradzę sobie sama"
Poza tym nie ma za bardzo o czym pisać. Zycie toczy się żwawo do przodu. Łapię sie na tym, że od miesięcy juz nie ma we mnie patrzenia na dzieci jako adoptowane. Dzieci dawno przestały wspominać stare czasy. I zobaczymy co będzie dalej. Przed nami okres wejścia w trudny czas, czas buntu. U dziewczynek zaczyna się ok 13 roku zycia, więc trochęc czasu jeszcze mamy. I tyle. jak pojawią sie jakieś zmiany to sie z wami podzielę.

Re: Wielkie zaskoczenie.

: 29 sty 2017 20:23
autor: staraczkaaga1986
Goscislaw dziękujemy że o nas pamiętasz!
wspaniale się Was czyta i życzę nadal wszystkiego co dobre dla Was =ooo*

Re: Wielkie zaskoczenie.

: 29 sty 2017 22:37
autor: Go30
Goscislaw Cieszę się, że sie odezwałeś i że u Was tak dobrze się wszystko układa. Super, że dziewczynki dobrze fukcjonują mimo początkowych obaw. Wpadaj do nas częściej :-)

Re: Wielkie zaskoczenie.

: 31 sty 2017 15:04
autor: Goscislaw
Moim celem na tym forum, tak naprawdę, jest ukazać wszystkim rodzicom adopcyjnym, że nie ma czego sie bać, decydując się na adopcję. Instynkt macierzyński jest tak silny u wielu z nas, ze poprowadzi przez wiele trudości wychowawczych. A możliwości jest tak wiele w wyprostowywaniu traum naszych adoptowanych dzieci, że zawsze są rozwiązania dające pozytywny efekt. Najlepiej dzialająca na dzieciaki jest miłość, taka mądra, obecna z nimi miłość dorosłego człowieka, przy którym moga znów poczuć się bezpiecznie. I to jest moim zdaniem najważniejsze. Być z dziećmi, na co dzień obecnym i kochającym rodzice. Nie jest to łatwe, jednak motywacja w postaci oglądania jak dzieci się rozwijają sprawia, że z żoną pracujemy nad nasza psychiką, aby była lepsza. Dzieci zmieniają nas. ich obecnośc sprawia, że czujemy wieksza odpowiedzialność za nasze działania wobec nich i nie tylko. Ale, aby tego doświadczyć, trzeba sie na to zdecydować, zaryzykować, bo życie nie daje wielu szans na macierzyństwo. czasem tylko jedną i jest to adopcja.
Z pozdrowieniami

Re: Wielkie zaskoczenie.

: 22 kwie 2017 23:40
autor: Go30
Zostały już ostatnie dni na rozliczenie PIT-ów. Pamiętajcie o Naszym Bocianie przy przekazywaniu 1% =ooo*
Dla ułatwienia mamy dla Was program do rozliczania :arrow: 1% DLA BOCIANA