Depresja poadopcyjna

radości i sukcesy ale również problemy, z którymi rodziny adopcyjne mogą się spotkać już po adopcji

Moderator: Moderatorzy po adopcji

onna_34
Posty: 22
Rejestracja: 07 mar 2014 12:40

Depresja poadopcyjna

Post autor: onna_34 »

Szukałam sporo na tym forum, ale nigdzie nie udało mi się znaleźć żadnego wątku dotyczącego tematu depresji poadopcyjnej, która pojawia się u mamy adopcyjnej już po przeprowadzonej adopcji. Niby jest wszystko OK, dziecko śliczne, zdrowe, ładnie śpi, je, nie ma większych kłopotów, rodzina gratuluje, przyjaciele wspierają, mąż pomaga, ot - żyć nie umierać. Ale jednak nie wszystko gra...czujesz smutek, nieadekwatność sytuacji, nowa rola cię przerasta, czasem czujesz lęk, niepokój, masz poczucie zmarnowanego życia, ogólnego zdołowania, niechęci do wszystkiego...Nie wiem, może temat nie jest podejmowany, bo ogólnie adopcję, jak i rodzicielstwo, się idealizuje, w końcu jak można czuć depresję, jeśli się tyle lat o coś walczyło, jak można teraz być zdołowanym z tego powodu. A jednak można...ja byłam w takiej depresji (tak myślę) i mimo, że minęło już sporo miesięcy, czasem nadal mam takie dni...

Udało mi się znaleźć opis analogicznej sytuacji w jednym z artykułów:

Marta: Co zrobić z bezradnością

Kiedy synek pojawił się w naszym domu, był luty. Czarno za oknem, w domu dziecko chore na zapalenie płuc, ja – do tej pory nadaktywna zawodowo – uziemiona w czterech ścianach, bo mąż po kilku dniach musiał wrócić do pracy…

To było straszne. Włączałam TVN24, żeby cały czas ktoś gadał, żebym nie była z tym nieszczęściem zupełnie sama. Mimo to czułam, że nikt mnie nie rozumie. Dowodów z zewnątrz dostawałam aż nadto: rodzice i teściowie dopytywali: "Ależ ty jesteś teraz szczęśliwa, musisz czuć się wreszcie na swoim miejscu, nieprawdaż?". Miałam ochotę wykrzyczeć im wszystkim: "Gówno prawda! Jestem załamana i chcę stąd uciec, a wy róbcie, co chcecie, z tym słodkim, wyglądającym jak domowe dzieciątkiem!". Na szczęście przed adopcją skończyłam trwającą prawie trzy lata terapię i wiedziałam, że jak jest źle, to muszę o tym gadać. I to z mężem, a nie psychoterapeutą. Gadałam więc, że sobie nie radzę, że mam chyba depresję poporodową, a mój instynkt macierzyński wyczerpał się podczas sezonowej opieki nad Mizią, kotką przyjaciół. Mąż nie miał pojęcia, o co mi chodzi, bo kiedy przyjeżdżał do domu o 18, wszystko wyglądało pozornie OK. Dlatego był przerażony. "Nie możemy go już oddać, za późno" – mówił, a ja płakałam, że tego nie chcę, ale po prostu nie mam pojęcia, co zrobić z bezradnością i strachem. Nie miałam pojęcia, że to samo co ja przerabiają wszystkie matki adopcyjne, podobnie jak matki biologiczne. Normalny jest kryzys, trudności wynikające z przejścia z jednej roli życiowej w kolejną, konieczność pożegnania się z sobą dawną, a powitania siebie nowej.

Czy któraś z Was też przechodziła przez takie odczucia, trudy przestawienia się, miała z tym problem? Była w takiej depresji? Jak sobie z tym radziłyście? Może porozmawiamy?

-- 07 mar 2014 11:57 --

Dodatkowo znalazłam to:

List do Marty

Pragnę Cię uspokoić, że to, co przeżywasz, jest całkiem normalne. W książce „Wychowanie zranionego dziecka” (autorzy G.Keck, R.Kupecky, przeczytaj koniecznie – poczujesz ulgę) napisano, że 65 proc. rodziców adopcyjnych przeżywało depresję poadopcyjną. U mnie dopiero po roku zaczęło być normalnie, starsza córeczka zmieniła się bardzo na plus. Ale do tego czasu nie poznawałam siebie. Pełno było we mnie buntu, nienawiści, niekompetencji. Musiałam się nawet przyzwyczaić do nagości moich dzieci, a przede wszystkim być dobrym strategiem, bo dzieciaki "specjalizowały się" w wykańczaniu mnie – pragnęły stworzyć dystans, kontrolować sytuację – tak bardzo bały się i boją ponownego zranienia. Nauczenie się tego zajęło mi miesiące. Córka na przykład z premedytacją nasikała na podłogę i patrzyła na moją reakcję, a ja spokojnie powiedziałam, że ma pościerać. Ona w szoku, że mama nie krzyczy, nie prawi kazania, po prostu zawód straszny ;-). Ktoś, kto nie ma dzieci z zaburzeniami, nigdy tego nie pojmie. Ale, Marto, spokojnie, daj sobie czas na poznanie synka, wtedy będzie Ci łatwiej z nim postępować. Zaufaj swojej intuicji: co z tego, że go nie urodziłaś, ale jesteś z nim dzień i noc. Naprawdę, trzeba w tych trudnych chwilach mieć wsparcie kogoś bliskiego, by nie zwariować. Piszę Ci o swoich doświadczeniach, bo może kiedyś się Tobie przydadzą, pomyślisz: "Nie ja jedna".

Aż 65% rodzin adopcyjnych przechodzi przez taką depresję, ale piszą o tym otwarcie tylko Amerykanie. Czyżby w Polsce, gdzie wszystkie matki są idealne, problem nie istniał?
Awatar użytkownika
yennefer23
Moderator Członek Stowarzyszenia
Posty: 5638
Rejestracja: 23 lut 2010 01:00

Re: Depresja poadopcyjna

Post autor: yennefer23 »

onna_34 witaj =ooo*

na pewno jest to bardzo ciezki temat, ale trzeba sie z nim zmierzyc
mysle ze depresja poadpcyjna moze sie zdarzyc podobnie jak depresja poporodowa. jednym tak, innym nie
onna_34 pisze:Czyżby w Polsce, gdzie wszystkie matki są idealne, problem nie istniał?
Historia, ktora opisujesz jak widze zaczerpinieta jest z artykułu pt. "I pojawiała się miłość", który znajduje sie TU. Jednak piszesz, ze i Ty bylas prawdopodobnie w depresji, ciekawa jestem jaka jest Twoja historia? Czy opisalabys ją choc pokrotce?
Kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno
onna_34
Posty: 22
Rejestracja: 07 mar 2014 12:40

Re: Depresja poadopcyjna

Post autor: onna_34 »

Tak, to ten właśnie artykuł. Dziękuję. :)

Oto moja historia:

Na dziecko czekaliśmy kilka lat, wcześniej oczywiście leczenie przez lat kilka,
które nie przyniosło efektów. Od złożenia dokumentów do adopcji minęło około
2,5 roku zanim przebrnęliśmy przez wizyty w domu, testy, kurs i w końcu był ten
oczekiwany telefon, że czeka na nas kilkumiesięczna dziewczynka. Ogromna radość,
bo mała, zdrowa dziewczynka nie zdarza się przecież często. Czyta się o próżnym oczekiwaniu
na takie dzieci.

Wcześniej - małżeństwo kilkuletnie, spełnione (poza dziećmi oczywiście), praca na etat
plus dorabianie do pensji, bo kredyt na mieszkanie, życie w ciągłym ruchu, zabieganiu,
spotkania towarzyskie (ale nie jakoś przesadnie, nie jesteśmy parą imprezową, mąż jest
zdecydowanie domatorem). Chodzenie na psychoterapię, żeby uporać się z żałobą po dziecku,
którego nigdy nie było i zrobić emocjonalnie miejsce dla nowego, adoptowanego. Nie miałam
myśli w stylu "czy pokocham obce dziecko?". Zakładałam, że, gdy dziecko do mnie trafi, to
je po prostu zaakceptuję takim, jakie jest i z czasem pokocham. Wiedziałam, że czas jest
potrzebny obu stronom. Powiedzmy, że nie mieliśmy jakiegoś mega ciśnienia na dziecko, poczucia,
że to jedyny sens naszego życia, czy coś w tym stylu. Uważaliśmy, że dziecko jest naturalną
konsekwencją małżeństwa, kolejnym etapem, że chcemy w rodzicielstwie też uczestniczyć, jeśli
nie jako rodzice biologiczni, to adopcyjni, wybierając tym samym trochę inną drogę.

Potem telefon, euforia, ogromna radość, spotkanie w ośrodku i informacje o dziecku, jego
zdjęcia. Było bez fajerwerków powiedzmy na widok dziecka - ot, dziecko na zdjęciu, ale dawalismy
sobie czas. Jeździliśmy do naszej córki kilka razy w tygodniu przez kilka miesięcy, zanim sąd
zdecydował się nam powierzyć pieczę. Przyzwyczajaliśmy się do niej, ona do nas, nie powiem, że
wybuchła w tym czasie wielka miłość,bo tak nie było, ale czekaliśmy niecierpliwie, aż mała do
nas trafi do domu. W domu wszystko szykowaliśmy na jej przyjazd.

Po rozprawie zabraliśmy małą na preadopcji do domu. Na poczatku była około miesięczna euforia,
oczywiście też ogromne zmęczenie, dużo niepokojów związanych z opieką nad tak małym dzieckiem,
czesto nieprzespane noce. Bardzo niepewnie czułam się jako matka, mimo, że wcześniej czytałam
książki o opiece nad dziećmi i konsultowałam się z koleżankami, ktore mają dzieci.

Dziecko w sumie grzeczne i bezproblemowe, spokojne, nauczone spać w łóżeczku, chętnie jeżdżące
w wózku, ładnie jedzące. Generalnie żyć nie umierać. Problemem po miesiącu byłam ja. Nagle dotarło
do mnie, jak zmieniło się moje życie, jaka to odpowiedzialność. Zaczął denerwować płacz małej,
samotne siedzenie w domu, podczas, gdy mąż w pracy (mimo, że wziął tydzień wolnego, żeby z nami
być i pomóc). Zaczęłam czuć pustkę, żal, monotonię codzienności, straszną rutynę, czułam się, jak
żywcem zamurowana w grobie. Wszędzie musiałam ze sobą zabierać małą, doskwierało mi to bardzo.
Często płakałam, rano nie miałam sił wstawac do dziecka. Pojawiała się też wściekłość, nienawiść wręcz,
gdy dziecko płakało, a ja nie wiedziałam, o co jej chodzi, czasem agresja. Myslalam nawet o rezygnacji z adopcji,
powiedzeniu w sądzie na ostatniej rozprawie, że nie daję rady, nie moge z dzieckiem nawiązać emocjonalnej
więzi (nie czułam, że ona chce nawiązać kontakt czy coś mi emocjonalnie oddaje, była bardzo przyzwyczajona
do poprzedniej opiekunki, ja byłam jej długo obojętna). Nie czułam się związana z dzieckiem, irytowało
mnie to, że teraz muszę podawać się za jego matkę, co przecież nie było prawdą. Miałam wrażenie, że
kłamię, udaję kogoś, kim nie jestem. W sumie nie miałam nawet o tym z kim porozmawiać, bo przecież
powinnam czuć się szczęśliwa, wdzięczna losowi, wybrana, a ja czułam, że każda inna kobieta z kursu
adopcyjnego mogłaby być matką dla tego dziecka, to nie miało znaczenia. Akurat trafiło na mnie. A jak
nie ja to by była kolejna z listy.

Pamiętam, jak raz płakałam mężowi, że nie dam rady, chcę małą oddać, skrzywdzę ją, nie będę dobrą matką itd.
On powiedział, że mam się ogarnąć, że to nasza odpowiedzialność, zdecydowaliśmy się, przeszliśmy taką drogę
i mam się zbierać, bo idziemy na spacer. Z jednej strony poczułam, że mnie zupełnie nie rozumiem, z drugiej jednak
ta szorstkość i logika jego wypowiedzi jakoś sprawiła, że się opamiętałam.

No i sie ogarnęłam. Zaczęłam wychodzić na spacery, spotykać się z koleżankami, które mają małe dzieci i
sa na urlopach macierzyńskich, jeździć z małą autem, wychodzić do ludzi. Chodzić na fitness i spotykać
się z przyjaciółmi, mąż zostawał wtedy z dzieckiem. Powiedziałam sobie, że trzeba czasu, musze nauczyć się
panowac nad negatywnymi emocjami, jakie w stosunku do dziecka odczuwałam, bo to nie jego wina, znajdować radość
w drobnych sprawach i rzeczach, jakie mnie na codzień spotykają.

Minęło kilka miesięcy, jest o niebo lepiej, są momenty,gdy jestem bardzo szczęśliwa, mała się uśmiecha,
rośnie, rozwija, ale nadal czasem pojawiają się takie dni, gdy mam dość, czuję się paskudną matką, nie mam
ochoty na zabawę z dzieckiem, wkurza mnie jej marudzenie, gdy za mną chodzi krok w krok po mieszkaniu
raczkując, męczy uwiązanie do domu, odczuwam pustkę i bezsens.

Generalnie sądziłam, że jestem super przygotowana do bycia matką. Bardzo tego chciałam. Czułam, że to ten czas,
a adopcja obnażyła mój egoizm, brak samokontroli, wygodnictwo i inne złe cechy, o których nie wiedziałam, że
w ogóle w sobie noszę.Plus ciągłe poczucie winy, które odczuwałam w tamtym czasie.

-- 07 mar 2014 13:09 --

Dodam jeszcze, że do tej pory odnalazłam się tylko w wywiadzie z Katarzyną Kotowską:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obc ... 38555.html
która odpowiedziała na pytanie: Czy miłość rodzi się od razu?


Nie, nie można kochać obcego człowieka. Strasznie trudno się do tego przyznać, bo oczekiwania są takie, że pokocham to dziecko od razu. Wojciech Eichelberger, który napisał wstęp do mojej "Wieży z klocków", mówi, że zwalnia nas z obowiązku kochania adoptowanych dzieci, licząc po cichu, że to nastąpi. Szkoda, że nie usłyszałam tego parę lat temu. Mniej bym się bała, bo na początku nie byłam zachwycona Piotrkiem.

Można czuć rozczulenie, radość, zachwyt, ale nie miłość. Miłość to proces. Dziecko też nie musi nas od razu pokochać. Tu obowiązuje pełna równowaga.
Go30
Moderator Członek Stowarzyszenia
Posty: 4144
Rejestracja: 21 sie 2009 00:00

Re: Depresja poadopcyjna

Post autor: Go30 »

onna_34 witaj na forum. To o czym piszesz, w większym lub mniejszym stopniu dotyczy wielu rodziców adopcyjnych. Szczególnie ciężko jest nam, mamom. Bo to my jesteśmy 24h z dzieckiem. To nam tak naprawdę życie wywróciło się do góry nogami. Jeśli jesteśmy czynne zawodowo (a zazwyczaj jesteśmy) i towarzysko to zamknięcie nas w domu jest co najmniej niekomfortowe. Do tego dochodzi konfrontacja naszych wyobrażeń o macierzyństwie z rzeczywistością. Jeśli i ta wypada niekorzystnie to do frustracji, załamania, depresji jest już bardzo blisko.
onna_34 pisze: a adopcja obnażyła mój egoizm, brak samokontroli, wygodnictwo i inne złe cechy, o których nie wiedziałam, że
w ogóle w sobie noszę.
Takie cechy są w moim odczuciu czymś normalnym u osób, które przez kilka lat żyły niemal "beztrosko". I ja je w sobie odnalazlam i walczę z nimi od kilku miesięcy. Najważniejsze,że masz świadomość iż są negatywne i pracujesz nad sobą. Dobrze,że wyszlas z domu,znajdujesz czas tylko dla siebie.

09.2013 serduszkowa córeczka

01.2017 zaczynamy po raz drugi


Bobetka
Dokarmiam bociana ;)
Posty: 14478
Rejestracja: 13 gru 2004 01:00

Re: Depresja poadopcyjna

Post autor: Bobetka »

onna_34 witaj :)
Gdybyś pragnęła zadać pytanie naszemu Ekspertowi serdecznie zapraszam tu:
http://www.nasz-bocian.pl/phpbbforum/vi ... 87&t=80881

Synku, nie mógłbyś być bardziej mój



01.2005



W każdym z nas tkwi talent. Ważne by go dostrzec i w niego uwierzyć


onna_34
Posty: 22
Rejestracja: 07 mar 2014 12:40

Re: Depresja poadopcyjna

Post autor: onna_34 »

Dziewczyny, dzięki za posty. Nie tyle chciałam pisać do eksperta, co wygadać się na forum, poszukać osób, które przez coś podobnego przechodziły. Niewiele jest ogólnie na polskich stronach internetowych takich wpisów, pokazujących, że jednak adopcja to tak poważne wyzwanie, przede wszystkim emocjonalne, że zmienia wszystko o 180 stopni, że może wiązać się z depresją, żałobą po dziecku, którego się nie urodziło.

Mam wrażenie, że za granicą wiedza o depresji po-adopcyjnej jest ogólnie dostępna, w Polsce nadal mamy do czynienia z idealizacją obrazu matki. Oczywiście chcę wierzyć w to, że osoby, które opisują swoje doświadczenia po adopcyjne jako coś wspaniałego na blogach czy forach, faktycznie takie doświadczenia miały.

O depresji po-adopcyjnej w ogóle nie było mowy na kursie przygotowującym do podjęcia się adopcji, a uważam, że to bardzo poważny problem i, jeśli statystyki nie kłamią, dotyczy faktycznie dużej ilości par, które decydują się na adopcję.

Prawdopodobnie taka depresja jest także wywołana rzeczywistością, w której żyjemy. Kobiety w większości nie są psychicznie przygotowane do macierzyństwa, chociaż deklarują, że tak właśnie jest, goniąc za upragnionym dzieckiem w każdy możliwy sposób. Być może to jest kolejny swego rodzaju "zakup", jak samochód, mieszkanie, nowe firanki, bo trzeba mieć dziecko, bo tak wypada, bo już ten wiek, bo....I nie myśli się o konsekwencjach, odpowiedzialności itd. A potem przychodzi trudna, szara rzeczywistość i zostaje się z tym problemem faktycznie samemu. Dlatego zdecydowanie uważam, że powinno się o tym więcej mówić, uczulać już na etapie kursu na rodziców ado, (zwłaszcza właśnie w przypadku adopcji!), że tak też może być. Co wtedy robić, jak sobie pomóc, gdzie się zwrócić.

Dostajemy dziecko, wyobrażenia zderzają się z rzeczywistością, człowiek ma totalne załamanie, a dzieckiem przecież trzeba się zająć, otoczyć emocjonalną troską, opiekować się, oswajać je, kobieta obarczona nagle dzieckiem nie daje rady i co wtedy?

To forum czytają też osoby, które na adopcję się decydują, albo będą decydować. Dlatego o tym piszę, aby miały świadomość, że takie sytuacje się bardzo często pojawiają.
Leeleeth
Posty: 905
Rejestracja: 06 sie 2013 16:59

Re: Depresja poadopcyjna

Post autor: Leeleeth »

Witaj onna 34,
Widzisz problem depresji poadopcyjnej zaczyna być omawiany i na kursach. U nas w Szczecinie, rozmawialiśmy o naszych wyobrażeniach i możliwych realiach. Te rozmowy obnażyły naszą naiwność jeśli chodzi o rodzicielstwo. Większość z nas oczekuje kub wyobrażs sobie, że tak naprawdę to dziecko tylko dołączy do naszego poukładanego życia. A tu... największym egoistą jest samo dziecko, wymaga bezwzględnego podporzadkowania się rodziców jego potrzebom.
Ja sama miałam depresje poporodową. Pewnego dnia poprostu nie wstałam z łóżka, nic mnie nie obchodziło, że synek jest głodny, nieprzebrany. Straszne było to że on jako wcześniak nie płakał jakoś strasznie szybko się męczył wiec gdyby nie mąż to pewnie byłoby nieszczęście. Czasem widząc u siebie te niepokojące objawy trzeba mówić i prosić o pomoc. Kogo? Nie wiem każdego. A to bywa najtrudniejsze. Pozdrawiam cieplutko
16.07.2013 pierwsza wizyta w OA

19.09.2014 Małpka jest nasz

29.08.2015 złożenie podania o córeczkę

Czekamy. . .
dana6
Posty: 525
Rejestracja: 23 lip 2009 00:00

Re: Depresja poadopcyjna

Post autor: dana6 »

onna_34 nie jestem mamą ani biologiczną, ani adopcyjną ale byłam w zeszłym roku przez kilka miesięcy rodziną zastępczą dla 10-cio miesięcznego dziecka. Nie da się ukryć, że przeżyłam szok...Wyobrażenia, a rzeczywistość to jednak zupełnie coś innego. Ja już pierwszego dnia zostałam sama z dzieckiem, bo mąż musiał wrócić do pracy. Trzeciego dnia wylądowaliśmy u lekarza ponieważ małemu "coś" rzęziło w oskrzelach, potem był szpital, po szpitalu zaraz na święta Wielkanocne zaczęła się 7-dniowa biegunka rotawirusowa. W szpitalu byłam nikim dla personelu, bo nie byłam matką, ale piguły cieszyły się, że zostałam razem z dzieckiem. Potem okazało się, że w naszym szpitalu dziecku do roku nie należy się posiłek, więc kuzynka przywiozła mi obiadki w słoiczkach, mleko a mąż kanapki dla mnie na cały pobyt. Jak kolejny podgrzewany w mikrofali obiadek wystrzelił to płakałam jak małe dziecko. To był koszmar...Przez 4 miesiące chodziłam ciągle niewyspana i nie raz płakałam. Potem dziecko decyzją sądu wróciło do matki biologicznej. A ja co? Od czasu do czasu wchodzę na fb by zobaczyć czy Jego mama nie wkleiła nowych zdjęć, czy wygląda na szczęśliwego, czy nie dzieje Mu się krzywda...
onna_34 wierzę, że jest Ci ciężko i jeszcze nie raz będzie, ale myślę, że gdyby dzisiaj Ci ktoś odebrał dziecko to jednak byś płakała...
Hanna Michalska
Posty: 1
Rejestracja: 09 mar 2014 00:04

Re: Depresja poadopcyjna

Post autor: Hanna Michalska »

Witam serdecznie, ponieważ mieliśmy na konferencji eksperta myślę, że jego słowa bardzo tu będą pomocne. A powiedział, że w przypadku rodzicielstwa adopcyjnego przejście od dziecka wymażonego i długo oczekiwanego do przyjęcia i zaakceptowania i rzeczywistego dziecka i siebie w roli rodzica nie jest "sprawą prywatną". Nie jest nią ponieważ właśnie nie ma się z kim swoimi przeżyciami podzielić. wszyscy, któży do tej pory ci "kibicowali" gratulują i wyobrażają sobie jaka musisz być teraz szczęśliwa. Więc czujesz, że musisz robić "dobrą minę do złej gry". A to przejście w rodzicielstwie adopcyjnym jest wyjątkowo skomplikowane. Mam nadzieję, że coś wartościowego do tej dyskusji dodałam.
Pozdrawiam serdecznie.
Hanna
Awatar użytkownika
Morela7
Posty: 1626
Rejestracja: 09 kwie 2008 00:00

Re: Depresja poadopcyjna

Post autor: Morela7 »

onna_34 pisze:Dziewczyny, dzięki za posty. Nie tyle chciałam pisać do eksperta, co wygadać się na forum, poszukać osób, które przez coś podobnego przechodziły

to powiem ci że ja przez to przechodziłam - miałam książkową depresję poadopcyjną, ja pracoholiczka, ciągle w ruchu, lubiąca chodzić własnymi ścieżkami, zostałam uziemiona z dzieckiem w domu, z dzieckiem które miało chorobę sierocą i zaburzenia więzi, dziecka marudzącego którego nie mogłam przytulić bo mnie odpychało, jęczącego które nie wiedział co chce, nie mogłam się ruszyć na krok musiałam być w zasięgu jej wzroku non stop, to wszystko działo się jeszcze w najgorszym okresie jaki może być tj w zimie przełom stycznia -marca, po miesiącu euforii i na naładowanych wcześniej akumulatorkach- sfiksowałam, darłam się do męża że nie chcę tego dziecka że nie dam rady, i tu jest to ale:
mam cudownego męża :flowers: on po 12 godzinach służby wracał do domu albo się zwalniał żeby być na każde moje skinienie, brał zwolnienia urlopy żeby być w domu jak najczęsciej aż w końcu dla dobra mojego zdrowia psychicznego, zdecydowałam się na skrócenie urlopu macierzyńskiego i powrót do pracy a on poszedł na na urlop macierzyński i na wcześniejszą emeryturę, i to dla nas wszystkich wyszło na dobre życie się zmieniło nabrało sensu i rozpędu, ja wracałam stęskniona po pracy dziecko zaczęło mnie witać serdeczniej. To wszystko działo się ponad 5 lat temu ja nie wiedziałam co mi jest, myślałam, że jestem jakaś dziwna bałam się i wstydziłam tych słów, które wtedy wypowiedziałam. Po jakimś czasie zdałam sobie sprawę że właśnie miałam depresję poadopcyjną.
Myślę ze słowa które dana6 napisała są bardzo ważne, w złości i niemocy człowiek wypowie słowa, których na ogół później żałuje ale gdyby dziecka zabrakło człowiek zdałby sobie sprawę jak kocha nieziemsko tę małą jęcząco skrzeczącą istotkę.
Życzę ci szczęścia i ukojenia (napewno nadejdzie ;-) ) Pozdrawiam
Ostatnio zmieniony 09 mar 2014 19:54 przez Morela7, łącznie zmieniany 1 raz.
Susi i Mila

BÓG ZSYŁA WYJĄTKOWE DZIECI TYLKO WYJĄTKOWYM RODZICOM

Odwaga to cecha mądrych ludzi. Tupet - broń głupców

KOCHAM CIĘ ZA TO, JAK SIĘ CZUJĘ I CO O SOBIE MYŚLĘ, KIEDY JESTEM Z TOBĄ
meme
Posty: 130
Rejestracja: 27 sty 2011 21:57

Re: Depresja poadopcyjna

Post autor: meme »

Onna_34, poruszyłaś trudny i potrzebny temat. Po początkowej euforii, potem bywa ciężko. W moim przypadku był to powrót „żałoby po śmierci marzeń”. Byłam pewna, że uporałam się już z własnym żalem i bezsilnością, a jednak okazało się inaczej.
Adoptowaliśmy 4,5- letniego chłopca. Synek zdrowy, ładny, radosny, pełen energii. Wszyscy gratulują, a ja zamiast się cieszyć- znowu nieszczęśliwa. Od początku wiedzieliśmy, że ze względu na wiek nie możemy adoptować niemowlęcia, akceptowaliśmy to. A jednak nagle zaczęło mi przeszkadzać: dlaczego nasz adoptowany synek jest już taki… duży? Dlaczego nie mogę być w ciąży, a przynajmniej – zajmować się maluszkiem od początku? Byłam pewna, że już z tym wszystkim się pogodziłam, że już nie będę czuła ukłucia w sercu na widok ciążowych brzuszków czy malutkich dzieci. Ech, straszne uczucie… Tym bardziej, ze obok jest dziecko, którym trzeba się zająć, a nie bujać w obłokach. Przełykałam łzy i opiekowałam się synkiem, choć to wszystko wydawało mi się jakimś nieporozumieniem.
Walczyłam z tymi moimi rozterkami przez dwa miesiące, starając się, by nie odbiło się to na dziecku. Na szczęście synek jest „przytulaśny”. Oficjalnie twierdzi, że jest „małym mężczyzną”, ale chętnie okazuje uczucia, lubi być tulony, czasami prosi o zabawę w dzidziusia. Dużo nam to obojgu pomogło. Teraz już jest dobrze, a mojego „małego mężczyznę” kocham nieziemsko i nie zamieniłabym na żadnego innego.
Nie wiem, czy te moje przeżycia można utożsamić z depresją, ale chciałam się tym podzielić.
Pozdrawiam serdecznie i życzę wytrwałości.
MonikaSer
Posty: 3
Rejestracja: 06 gru 2013 16:12

Re: Depresja poadopcyjna

Post autor: MonikaSer »

Onna_34 chciałam napisać, że mam to samo. Od 3 miesięcy jest z nami 3,5 letni chłopiec - mamy z nim taki problem,że całą swoją aktywnośc (czy też jej brak) podporządkowuje jedzeniu. Wszyscy nam mówią, że to przejdzie ale na razie wogóle brak postępów. W kazdym razie od 3 miesięcy nie jem, nie śpię i ciągle zadaje sobie pytanie "po co mi to było". Gdy leżę od 5 rano w łożku nie mogąc spać jedyna myśla jaką mam to "uciekać". Co jakiś czas nachodzi mnie myśl, że powinam z zrezygnować z adopcji i tak jak ty myslę, żeby na rozprawie adopcyjnej powiedzieć, że nie będę dobra matką. Też mi się wydawało, ze jestem przygotowana na te adopcję....mam nadzieję, że to mija bo juz mam siebie serdecznie dość.

Monika


Bobetka
Dokarmiam bociana ;)
Posty: 14478
Rejestracja: 13 gru 2004 01:00

Re: Depresja poadopcyjna

Post autor: Bobetka »

Dziewczyny. Czy możecie liczyć na jakieś wsparcie ze strony waszych OAO? Czy w ogóle zaproponowali Wam pomoc, tak na przyszłość? Czy macie poza forum kogoś z kimś możecie porozmawiać?

Synku, nie mógłbyś być bardziej mój



01.2005



W każdym z nas tkwi talent. Ważne by go dostrzec i w niego uwierzyć


onna_34
Posty: 22
Rejestracja: 07 mar 2014 12:40

Re: Depresja poadopcyjna

Post autor: onna_34 »

MonikaSer-u mnie problem był bardziej we mnie samej, bo faktycznie dziecko dostałam bezproblemowe. Poza paroma pierwszymi nocami, kiedy mała płakała z tęsknoty za mamą zastępczą, nie było większych problemów z jedzeniem, spaniem (ze spaniem był problem w dzień, bo w nocy już potem spała bez problemu), czy czymkolwiek innym. Dość szybko się do nas przyzwyczaiła - miała tylko 7 miesięcy. To ja nie umiałam zaakceptować faktu, że mam dziecko, które plącze się za mną przez cały dzień, ciągle czegoś chce, marudzi, nie chce spać w dzień, więc nie miałam ani chwili dla siebie, że każdy dzień taki sam, ciągle trzeba karmić, przewijać, gotować zupki itd. Teraz, po prawie 6 miesiącach razem, nasz rytm dnia się unormował i jest znaczenie lepiej. Poza tym zimowa pora w końcu mija, jest więcej słońca, można wyjść na spacer, spotkać się z ludźmi jakoś bardziej. Dlatego ja mam teraz ciągle poczucie winy, że marudziłam, szamotałam się tak bardzo po adopcji prawie bezproblemowego dziecka, a wiem, że właśnie są problemy z dziećmi, bo mają chorobę sierocą, są nadpobudliwe, nie mogą się zaaklimatyzować w nowych warunkach itd. Wspominałaś, że jest problem z jedzeniem u małej - nasza córeczka prawie nie rosła, gdy do nas trafiła. Była bardzo malutka, nie przybierała na wadze, ani nie rosła wzdłuż. Jadła jednak normalnie. Po paru miesiącach to się zmieniło i zaczęła się normalnie rozwijać. A jaki dokładnie problem masz z jedzeniem u dziecka?

-- 12 mar 2014 09:54 --

Jeśli chodzi o rozmowę z pracownikiem OAO, to mieliśmy badanie więzi po miesiącu, kiedy jeszcze nadal byłam w euforii, więc nie wiedziałam, ze depresja poadopcyjna mnie dopadnie. Owszem, wspomniałam, że to duża zmiana, że jestem zmęczona itd, ale pani powiedziała, że to normalne, że jesteśmy typową rodziną adopcyjną, że wszyscy przez ten etap przechodzą. Więc już nie drążyłam. Cały problem polega na tym, że o depresji, która potem przychodzi, nie chce się z nikim rozmawiać, bo człowiek się boi, że w ośrodku ocenią go, jako złą matkę/ojca, a przecież trwa jeszcze procedura adopcyjna, i co, jak odbiorą dziecko, na które tyle się czekało? Wiem, że w ośrodku jest prowadzona jakaś grupa wsparcia dla par, które adoptowały, a raczej coś takiego miało się pojawić, ale w całej tej drastycznej zmianie życia, jaką jest przyjęcie dziecka do domu, raczej nie ma sił, czy środków, żeby na takie spotkania uczęszczać.
Awatar użytkownika
Kreciolek
Posty: 993
Rejestracja: 05 maja 2006 00:00

Re: Depresja poadopcyjna

Post autor: Kreciolek »

Ona_34, bardzo dziękuję Ci za ten post. Gdybym go przeczytała ponad 2 lata temu, przed adopcją synka, przynajmniej wiedziałabym, że tak może być i że moje odczucia będą normalne.
Ja nie miałam może aż takiego stanu, w każdym razie z pewnością nie nazwałabym tego depresją.
Ale to:
onna_34 pisze:To ja nie umiałam zaakceptować faktu, że mam dziecko, które plącze się za mną przez cały dzień, ciągle czegoś chce, marudzi, nie chce spać w dzień, więc nie miałam ani chwili dla siebie, że każdy dzień taki sam, ciągle trzeba karmić, przewijać, gotować zupki itd.
też było dla mnie dużym szokiem i zapytywałam sama siebie czy jestem normalna i dlaczego każdy dzień nie jest dla mnie pełnią szczęścia (jak twierdzili wszyscy wokół). Ja mam szczęście, że mam też prawie bezproblemowe dziecko a mimo to byłam umęczona i znużona.
Tylko, że teraz wiem, że samym macierzyństwem - po prostu, nie adopcją jako taką.
Po ponad 2 latach mogę powiedzieć, że potrzeba czasu. Trzeba się wzajemnie do siebie przyzwyczaić, zespolić w rodzinę. To nie staje się w chwili zobaczenia dziecka, wzięcia go do domu ani w żadnym innym jednym momencie. To proces. I to jest właśnie miłość - troska, odpowiedzialność, radość, emocje, ale też wściekłość czasem, bezsilność, zmęczenie.
Ważne jest, by wyjść czasem samej bez dziecka, by wygospodarować czas na poczytanie książki (nie tylko o wychowaniu), na hobby, na spacer i rozmowę z mężem.
Dziękuję Bogu, że już to wiem wszystko, bo czekamy na drugą adopcję i mam nadzieję, że będę o to mądrzejsza :lol:
starania od 11 lat
niepłodność idiopatyczna :(

11. 2013 r. aniołek 8 tc [*]
listopad 2011 r. - synek adoptuś :)
listopad 2014 r. - drugi synek adoptuś :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Po adopcji”