Kochani,
Nie uwierzycie!!! Pamiętacie moje wyniki? Dla przypomnienia:
AMH = 0,2 (miesiąc później już tylko 0,1)
FSH = 15
Jestem w ciąży! Lekarz najpierw zalecił mi brać przez miesiąc tabletki antykoncepcyjne (przerażało mnie to szczerze mówiąc), potem Biosteron (3 x 1 tabl. po 25 mg) i w 14 dniu zastrzyk na pęknięcie pęcherzyka i dużo seksu
a zaraz potem luteinę plus accard. Zaznaczę, że po biosteronie moje FSH spadło z 15 na 8 za to AMH na 0,1
Nie bardzo wierząc, że po 3 latach naszych starań akurat ten lekarz coś wymyśli, zrobiłam co kazał. We wtorek powinnam mieć pierwszy dzień kolejnego cyklu
. Ponieważ nic się nie zadziało to w środę zrobiłam test ciążowy i coś tam bladziuchnego się pojawiło, ale uznałam, że to moja wyobraźnia szczególnie, że tego samego dnia pojawiło się leciutkie plamienie. Pomyślałam, że jak co miesiąc, po sprawie i że abarot zaczynamy zabawę od początku. Ponieważ plamienie ani trochę się nie zwiększyło kolejnego dnia to postanowiłam dziś z samego rana zrobić nowy test - tym razem blada kreseczka już była widoczna. Zaczęłam się zastanawiać co dalej - brać luteinę czy potraktować to plamienie jako nowy cykl i zacząć brać Biosteron? Decyzja - natychmiastowa wizyta u lekarza. Wysłuchał mojej opowieści i kategorycznie stwierdził ciążę jednak zalecając badanie krwi żeby zobaczyć jakie mam wyniki hcg i prg i czy warto o tą ciążę walczyć. Czekałam na wyniki 1,5 h (najdłuższe półtorej godziny w moim życiu). Wyniki, jak stwierdził lekarz, bardzo dobre i potwierdził, że warto walczyć o tę ciążę (duphaston, no-spa, luteina, acesan zamiast accardu i oczywiście zastrzyki Fraxiparine). Kolejna wizyta 7 maja na usg (na razie było na to za wcześnie) żeby sprawdzić czy wszystko jest ok i czy ciąża nie jest pozamaciczna. Piszę o tym wszystkim tak szczegółowo ponieważ
chcę dać nadzieję wszystkim tym dziewczynom, które miały tak fatalny wynik AMH jak ja (0,2 i potem 0,1). Ja na początku tego roku usłyszałam, że z takimi wynikami nawet przy in-vitro mam niewiele szans na jakąkolwiek ciążę a tu niespodzianka - na własnym cyklu!
Nie wiem jak to się dalej potoczy - trzymajcie za mnie kciuki.
Pozdrawiam,
Mila