Wieki tu nie zaglądałam. Dzieci nam urosły. Syn w tym roku skończy 14 lat a córka 7 lat.
Nie wiem czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale gdyby jednak, to chciałabym się podzielić nowiną....
Uwaga!!!!
Po 11 latach małżeństwa. Ponad 9 latach współżycia bez absolutnie żadnych zabezpieczeń. Niecałych 7 latach od pierwszej adopcji i ponad 5 od drugiej.... Jestem w ciąży.
Mam 36 lat i już zupełnie przestałam myśleć o dziecku. Właściwie przyzwyczaiłam się do tego, że moja dwójka jest już tak duża, że teraz mama, czyli ja, może pomyśleć o sobie. Zarzuciłam więc 30 kg w zamian zarzuciłam na pupę mini - pierwszy raz w życiu, kupiłam sobie szpilki, zrobiłam kilka kursów i całe mnóstwo planów na samorozwój. Stwierdziłam: teraz poszaleję, świecie nadciągam, więc trzymaj się mocno i...
Wszystkie plany szlag trafił. Obecnie jestem w 16 tygodniu ciąży. Dowiedziałam się w 5 tygodniu. Jak mi lekarz powiedział to nie uwierzyłam. Zreszą tak mi szumiało w uszach, że nie słyszałam co mówił po tym jak wyartykułował gratulacje i coś o pęcherzyku z zarodkiem. Ja za to paplałam w kółko, że to nie możliwe, że ja już mam dwójkę i że teraz to już nie chcę. Z gabinetu wyszłam na miękkich nogach. Musiałam być strasznie blada, bo ludzie w poczekalni patrzyli na mnie jakby mi na czole trzecie oko wyrosło. Rejestratorka spytała co się stało. Powtórzyłam, więc jak robot, że jestem w ciąży, że to niemożliwe i teraz to już nie chcę. Spojrzała na mnie i pouczyła, że przecież powinnam się cieszyć. Ja jej na to, że może i powinnam, ale jednak się do tego wymogu nie dostosuję, bo mam już dwójkę, oprócz dwójki mam plany i w ogóle to jestem stara. Na co pani mnie zganiła, że tak nie wypada, bo niektórzy chcą a nie mogą i powinnam się wstydzić. Oczywiście nie omieszkałam uświadomić pani, że my właśnie nie możemy. Rejestratorka chyba uznała mnie za wariatkę, bo uznała, że jednak odpuści sobie dalszą dyskusję i zajęła się zapisywaniem mnie na kolejną wizytę. W między czasie do rejestracji podeszła inna pani z personelu, spojrzała na mnie i spytała co się stało. Moja poprzednia rozmówczyni, chrząknęła wymownie, wbiła wzrok w koleżankę i energicznie pokiwała głową, dając znać, że nie warto. Z poradni pojechałam prosto do męża. Chciałam mu powiedzieć, że będzie tatą, ale jak Go tylko zobaczyłam, rozpłakałam się okrutnie i wyłam tak kolejne 20 minut. Potem wyłam jeszcze 4 dni. Po 4 dniach stwierdziłam dość. Wstałam z kanapy i postanowiłam na tyle spokojnie na ile to możlwie poczekać na kolejną wizytę. Szłam na nią z myślą, że pewnie dowiem się, że mam jakiegoś guza albo inne choróbsko, które tylko udawało ciążę. Choróbska nie było, guza też nie za to serce naszego dziecka biło tak wyraźnie, że już nie mogłam dalej zaprzeczać. Zresztą poczułam jak mięśnie mojej twarzy układają moje usta w najszerszy uśmiech świata i już wiedziałam, że kocham tego glutka całym sercem.
Teraz moim największym zmartwieniem nie są ani plany ani fajne ciuchy ani nawet szalony samorozwój, a zdrowie malucha.
Zanim to wszystko postanowiłam napisać zastanowiłam się 15 razy. No bo jak to tak, na wątku o adopcji, na forum poświęconym problemom z płodnością, pisać o swoim niezadowoleniu z niespodziewanej ciąży. Stwierdziłam, że jednak warto, bo przecież ten początkowy brak radości, szok, niedowierzanie chyba nie były aż takie złe. W końcu szałały mi hormony
, a poza tym zupełnie się nie spodziewałam. Co jak się tak dobrze zastanowić wcale nie jest dziwne. W końcu lata temu powiedziano nam, że nie mamy szans na naturalne poczęcie. A tu proszę. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że nie wolno tracić nadziei. Pewnie nie każdej parze przydaży się podobna historia, ale może akurat komuś to choć trochę pomoże.
No i poproszę o kciuki za zdrowie glutka i pomyślne rozwiązanie.