To trudniejsze niż sądziłam - nasz siedmiolatek.
Moderator: Moderatorzy moja adopcyjna droga
- wiata
- Posty: 28
- Rejestracja: 26 sty 2010 01:00
Re: To trudniejsze niż sądziłam - nasz siedmiolatek.
Jest dobrze. Nie wiem czy tak jak marzyliśmy, bo chyba nie mieliśmy jakiś konkretnych oczekiwań. Kochamy Go jak przynosi do domu świetne oceny, jak odnosi sukcesy sportowe, jak okazuje serce ludziom i zwierzętom, ale także gdy napsoci, popłacze się, bo zabrakło mu pewności siebie, zdenerwuje się o coś, nie daje rady, bo brakuje mu zapału. Kochamy Go za to, że jest. Nie jesteśmy rodzicami idealnymi, ale z pewnością zaangażowanymi. Ot proza życia rodzinnego .
-
- Posty: 8
- Rejestracja: 11 lip 2014 00:07
Re: To trudniejsze niż sądziłam - nasz siedmiolatek.
I ja przeczytałem te Wasze historie. Przeczytałem z wielkim zainteresowaniem. Nie potrafię wyrazić słowami podziwu i uznania dla Waszej odwagi, determinacji, poświęcenia, umiejętności dyplomatycznych, miłości i dobroci. Z całego serca życzę wszystkiego co najlepsze i trzymam kciuki!
- wiata
- Posty: 28
- Rejestracja: 26 sty 2010 01:00
Re: To trudniejsze niż sądziłam - nasz siedmiolatek.
Minęło już tyle czasu. Jest zupełnie inaczej. Nasz syn skończył 4 klasę z wyróżnieniem. Córeczka zamknęła pierwszy rok w przedszkolu. Właśnie spędzamy cudowne wakacje tylko we czwórkę. Jest dokładnie tak jak sobie wymarzyliśmy. Syn przytula się, mówi nam, że nas kocha, choć jest już duży nie wstydzi się okazywania uczuć nawet na ulicy czy przy kumplach... Czego więcej chcieć? Mamy wszystko.
-
- Posty: 8
- Rejestracja: 11 lip 2014 00:07
Re: To trudniejsze niż sądziłam - nasz siedmiolatek.
Historia z pozytywnym zakończeniem. Gratulacje! A my stoimy na rozdrożu, zastanawiając się czy brnąć w drugą procedurę IVF, czy też zapukać do drzwi OA? Jaką drogę obrać, czy tą, która kłóci się trochę z własnym sumieniem, czy może tą, o której coraz częściej myślę, że jest dla nas przeznaczona. Jestem raczej pewny, ze pokochałbym kazde dziecko, czy jednak gdy nie spróbuję po raz ostatni postarać się o biologiczne potomstwo, za jakiś czas nie odezwie się żal i pretensje?
Któż mi odpowie, niestety nikt nie zna odpowiedzi, ale będzie mi miło jeśli wiata napiszesz jak dojrzeliście do tej decyzji.
Pozdrawiam
Któż mi odpowie, niestety nikt nie zna odpowiedzi, ale będzie mi miło jeśli wiata napiszesz jak dojrzeliście do tej decyzji.
Pozdrawiam
- yennefer23
- Posty: 5638
- Rejestracja: 23 lut 2010 01:00
Re: To trudniejsze niż sądziłam - nasz siedmiolatek.
borsuk-fil a czy musicie faktycznie wybierac ktoras z drog? procedury adopcyjne trwaja dlugo, w jednych osrodkach dlugo czeka sie na szkolenia, w innych na dzieci, w jeszcze innych czeka sie i na kwalifikacje dlugo i po niej rowniezborsuk-fil pisze:A my stoimy na rozdrożu, zastanawiając się czy brnąć w drugą procedurę IVF, czy też zapukać do drzwi OA?
czy rozwazaliscie opcje, zeby np. zrobic kurs, dostac kwalifikacje i wtedy - jezeli bedziecie czuc sie na silach i nadal bedziecie miec checi - podejsc do in vitro?
Kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno
- wiata
- Posty: 28
- Rejestracja: 26 sty 2010 01:00
Re: To trudniejsze niż sądziłam - nasz siedmiolatek.
Ja nigdy nie myślałam o in vitro. Procedury adopcyjne były dla mnie przyjemnością, traktowałam to jak psychoterapię i grupę wsparcia. In vitro nie chciałam ponieważ w naszym przypadku nie wystarczyłoby standardowe procedury. Trochę z powodu przekonań, trochę ze względów finansowych, trochę ze strachu przed nie powodzeniami. O adopcji myślałam już jako nastolatka. Zdecydowalibyśmy się nawet jak mielibyśmy biologiczną pociechę. Nie musiałam decydować, byłam pewna, że tak ma być i miałam pełną wiarę w powodzenie. Trzymam kciuki żeby Wam się również udało znaleźć właściwą dla Was ścieżkę.
-
- Posty: 91
- Rejestracja: 22 sty 2014 18:22
Re: To trudniejsze niż sądziłam - nasz siedmiolatek.
Wiata,
wspaniale, że jesteście szczęśliwą rodziną Miło przeczytać tak pozytywny post, na pewno doda odwagi i otuchy innym
wspaniale, że jesteście szczęśliwą rodziną Miło przeczytać tak pozytywny post, na pewno doda odwagi i otuchy innym
-
- Posty: 8
- Rejestracja: 11 lip 2014 00:07
Re: To trudniejsze niż sądziłam - nasz siedmiolatek.
Jednak była druga próba IVF. Zakończona niepowodzeniem. Czy dobrze że była? Chyba tak. Czy nie żałuję tej decyzji? Może trochę tak. Czy będzie kolejna próba? Nie. Proces leczenia został zakończony. Świadomie, nasz wybór. Inna droga jest nam pisana. Szykujemy pokój dla dziecka... Jeszcze nie wiadomo kiedy będzie z nami. Ale jak pierwszy raz byliśmy w OA czułem się tak bardzo na miejscu i ogarnął mnie wewnętrzny spokój...
- wiata
- Posty: 28
- Rejestracja: 26 sty 2010 01:00
Re: To trudniejsze niż sądziłam - nasz siedmiolatek.
Będzie dobrze, musi być. Poukłada się Wam. Widocznie ta druga próba z jakiegoś powodu była Wam pisana. Może chodziło o to żebyście mieli pewność co do adopcji. Żebyście patrząc na Wasze dziecko nigdy nie pomyśleli, że mogliście jednak próbować in vitro. Widać taka Wasza droga do miłości.
Pisz co u Was, będę czekać.
Pisz co u Was, będę czekać.
-
- Posty: 21
- Rejestracja: 09 wrz 2015 16:34
Re: To trudniejsze niż sądziłam - nasz siedmiolatek.
Wiata piękna historia !!! Takie szczęśliwe zakończenie masz talent do pisania, bardzo fajnie czytało się Twoje posty. Napisz jak Wam życie płynie, jak się układa. My jesteśmy w połowie drogi, czekamy na telefon
Maj 2015 - pierwsza wizyta w OA
Maj 2016 - kwalifikacja
Czekamy ...
Maj 2016 - kwalifikacja
Czekamy ...
- wiata
- Posty: 28
- Rejestracja: 26 sty 2010 01:00
Re: To trudniejsze niż sądziłam - nasz siedmiolatek.
Wieki tu nie zaglądałam. Dzieci nam urosły. Syn w tym roku skończy 14 lat a córka 7 lat.
Nie wiem czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale gdyby jednak, to chciałabym się podzielić nowiną....
Uwaga!!!!
Po 11 latach małżeństwa. Ponad 9 latach współżycia bez absolutnie żadnych zabezpieczeń. Niecałych 7 latach od pierwszej adopcji i ponad 5 od drugiej.... Jestem w ciąży.
Mam 36 lat i już zupełnie przestałam myśleć o dziecku. Właściwie przyzwyczaiłam się do tego, że moja dwójka jest już tak duża, że teraz mama, czyli ja, może pomyśleć o sobie. Zarzuciłam więc 30 kg w zamian zarzuciłam na pupę mini - pierwszy raz w życiu, kupiłam sobie szpilki, zrobiłam kilka kursów i całe mnóstwo planów na samorozwój. Stwierdziłam: teraz poszaleję, świecie nadciągam, więc trzymaj się mocno i...
Wszystkie plany szlag trafił. Obecnie jestem w 16 tygodniu ciąży. Dowiedziałam się w 5 tygodniu. Jak mi lekarz powiedział to nie uwierzyłam. Zreszą tak mi szumiało w uszach, że nie słyszałam co mówił po tym jak wyartykułował gratulacje i coś o pęcherzyku z zarodkiem. Ja za to paplałam w kółko, że to nie możliwe, że ja już mam dwójkę i że teraz to już nie chcę. Z gabinetu wyszłam na miękkich nogach. Musiałam być strasznie blada, bo ludzie w poczekalni patrzyli na mnie jakby mi na czole trzecie oko wyrosło. Rejestratorka spytała co się stało. Powtórzyłam, więc jak robot, że jestem w ciąży, że to niemożliwe i teraz to już nie chcę. Spojrzała na mnie i pouczyła, że przecież powinnam się cieszyć. Ja jej na to, że może i powinnam, ale jednak się do tego wymogu nie dostosuję, bo mam już dwójkę, oprócz dwójki mam plany i w ogóle to jestem stara. Na co pani mnie zganiła, że tak nie wypada, bo niektórzy chcą a nie mogą i powinnam się wstydzić. Oczywiście nie omieszkałam uświadomić pani, że my właśnie nie możemy. Rejestratorka chyba uznała mnie za wariatkę, bo uznała, że jednak odpuści sobie dalszą dyskusję i zajęła się zapisywaniem mnie na kolejną wizytę. W między czasie do rejestracji podeszła inna pani z personelu, spojrzała na mnie i spytała co się stało. Moja poprzednia rozmówczyni, chrząknęła wymownie, wbiła wzrok w koleżankę i energicznie pokiwała głową, dając znać, że nie warto. Z poradni pojechałam prosto do męża. Chciałam mu powiedzieć, że będzie tatą, ale jak Go tylko zobaczyłam, rozpłakałam się okrutnie i wyłam tak kolejne 20 minut. Potem wyłam jeszcze 4 dni. Po 4 dniach stwierdziłam dość. Wstałam z kanapy i postanowiłam na tyle spokojnie na ile to możlwie poczekać na kolejną wizytę. Szłam na nią z myślą, że pewnie dowiem się, że mam jakiegoś guza albo inne choróbsko, które tylko udawało ciążę. Choróbska nie było, guza też nie za to serce naszego dziecka biło tak wyraźnie, że już nie mogłam dalej zaprzeczać. Zresztą poczułam jak mięśnie mojej twarzy układają moje usta w najszerszy uśmiech świata i już wiedziałam, że kocham tego glutka całym sercem.
Teraz moim największym zmartwieniem nie są ani plany ani fajne ciuchy ani nawet szalony samorozwój, a zdrowie malucha.
Zanim to wszystko postanowiłam napisać zastanowiłam się 15 razy. No bo jak to tak, na wątku o adopcji, na forum poświęconym problemom z płodnością, pisać o swoim niezadowoleniu z niespodziewanej ciąży. Stwierdziłam, że jednak warto, bo przecież ten początkowy brak radości, szok, niedowierzanie chyba nie były aż takie złe. W końcu szałały mi hormony , a poza tym zupełnie się nie spodziewałam. Co jak się tak dobrze zastanowić wcale nie jest dziwne. W końcu lata temu powiedziano nam, że nie mamy szans na naturalne poczęcie. A tu proszę. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że nie wolno tracić nadziei. Pewnie nie każdej parze przydaży się podobna historia, ale może akurat komuś to choć trochę pomoże.
No i poproszę o kciuki za zdrowie glutka i pomyślne rozwiązanie.
Nie wiem czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale gdyby jednak, to chciałabym się podzielić nowiną....
Uwaga!!!!
Po 11 latach małżeństwa. Ponad 9 latach współżycia bez absolutnie żadnych zabezpieczeń. Niecałych 7 latach od pierwszej adopcji i ponad 5 od drugiej.... Jestem w ciąży.
Mam 36 lat i już zupełnie przestałam myśleć o dziecku. Właściwie przyzwyczaiłam się do tego, że moja dwójka jest już tak duża, że teraz mama, czyli ja, może pomyśleć o sobie. Zarzuciłam więc 30 kg w zamian zarzuciłam na pupę mini - pierwszy raz w życiu, kupiłam sobie szpilki, zrobiłam kilka kursów i całe mnóstwo planów na samorozwój. Stwierdziłam: teraz poszaleję, świecie nadciągam, więc trzymaj się mocno i...
Wszystkie plany szlag trafił. Obecnie jestem w 16 tygodniu ciąży. Dowiedziałam się w 5 tygodniu. Jak mi lekarz powiedział to nie uwierzyłam. Zreszą tak mi szumiało w uszach, że nie słyszałam co mówił po tym jak wyartykułował gratulacje i coś o pęcherzyku z zarodkiem. Ja za to paplałam w kółko, że to nie możliwe, że ja już mam dwójkę i że teraz to już nie chcę. Z gabinetu wyszłam na miękkich nogach. Musiałam być strasznie blada, bo ludzie w poczekalni patrzyli na mnie jakby mi na czole trzecie oko wyrosło. Rejestratorka spytała co się stało. Powtórzyłam, więc jak robot, że jestem w ciąży, że to niemożliwe i teraz to już nie chcę. Spojrzała na mnie i pouczyła, że przecież powinnam się cieszyć. Ja jej na to, że może i powinnam, ale jednak się do tego wymogu nie dostosuję, bo mam już dwójkę, oprócz dwójki mam plany i w ogóle to jestem stara. Na co pani mnie zganiła, że tak nie wypada, bo niektórzy chcą a nie mogą i powinnam się wstydzić. Oczywiście nie omieszkałam uświadomić pani, że my właśnie nie możemy. Rejestratorka chyba uznała mnie za wariatkę, bo uznała, że jednak odpuści sobie dalszą dyskusję i zajęła się zapisywaniem mnie na kolejną wizytę. W między czasie do rejestracji podeszła inna pani z personelu, spojrzała na mnie i spytała co się stało. Moja poprzednia rozmówczyni, chrząknęła wymownie, wbiła wzrok w koleżankę i energicznie pokiwała głową, dając znać, że nie warto. Z poradni pojechałam prosto do męża. Chciałam mu powiedzieć, że będzie tatą, ale jak Go tylko zobaczyłam, rozpłakałam się okrutnie i wyłam tak kolejne 20 minut. Potem wyłam jeszcze 4 dni. Po 4 dniach stwierdziłam dość. Wstałam z kanapy i postanowiłam na tyle spokojnie na ile to możlwie poczekać na kolejną wizytę. Szłam na nią z myślą, że pewnie dowiem się, że mam jakiegoś guza albo inne choróbsko, które tylko udawało ciążę. Choróbska nie było, guza też nie za to serce naszego dziecka biło tak wyraźnie, że już nie mogłam dalej zaprzeczać. Zresztą poczułam jak mięśnie mojej twarzy układają moje usta w najszerszy uśmiech świata i już wiedziałam, że kocham tego glutka całym sercem.
Teraz moim największym zmartwieniem nie są ani plany ani fajne ciuchy ani nawet szalony samorozwój, a zdrowie malucha.
Zanim to wszystko postanowiłam napisać zastanowiłam się 15 razy. No bo jak to tak, na wątku o adopcji, na forum poświęconym problemom z płodnością, pisać o swoim niezadowoleniu z niespodziewanej ciąży. Stwierdziłam, że jednak warto, bo przecież ten początkowy brak radości, szok, niedowierzanie chyba nie były aż takie złe. W końcu szałały mi hormony , a poza tym zupełnie się nie spodziewałam. Co jak się tak dobrze zastanowić wcale nie jest dziwne. W końcu lata temu powiedziano nam, że nie mamy szans na naturalne poczęcie. A tu proszę. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że nie wolno tracić nadziei. Pewnie nie każdej parze przydaży się podobna historia, ale może akurat komuś to choć trochę pomoże.
No i poproszę o kciuki za zdrowie glutka i pomyślne rozwiązanie.
-
- Posty: 611
- Rejestracja: 17 maja 2010 20:16
Re: To trudniejsze niż sądziłam - nasz siedmiolatek.
kciuki zaciśnięte zatem. I gratulacje oczywiście!
od 2010 - 3x IUI; od 2013 - 3x ICSI; 7 tc
27.04.2016 - pierwsza wizyta w OA / założenie teczki
02.06.2016 - usg domu
24.06.2016 - testy i psycholog
04.07.2016 - kwalifikacja na warsztaty
12.09.2016-14.02.2017 warsztaty
21.02.2017 - psychol
27.04.2016 - pierwsza wizyta w OA / założenie teczki
02.06.2016 - usg domu
24.06.2016 - testy i psycholog
04.07.2016 - kwalifikacja na warsztaty
12.09.2016-14.02.2017 warsztaty
21.02.2017 - psychol
-
- Posty: 2079
- Rejestracja: 17 wrz 2012 21:14
Re: To trudniejsze niż sądziłam - nasz siedmiolatek.
wiata gratulacje i oczywiście trzymam mocno za dzieciątko ,spokojną ciążę i szczęśliwe rozwiązanie
8.05.2013 pierwsza wizyta w OA
11.02.2014 telefon z informacją ,że zaczynamy szkolenie PRIDE 12.04.2014
13.06.2014 otrzymaliśmy kwalifikacje :)
23.03.2015 TEN TELEFON
24.03.2015 Poznanie Córki
01.04.2015 Jedziemy razem do domu
26.05.2015 Na zawsze razem
-
- Posty: 397
- Rejestracja: 16 lip 2013 16:10
Re: To trudniejsze niż sądziłam - nasz siedmiolatek.
Wiata, gratulacje. Wiele zdrowia dla mamusi i dzieciątka.
- alutka74
- Posty: 1045
- Rejestracja: 16 lip 2012 20:08
Re: To trudniejsze niż sądziłam - nasz siedmiolatek.
wiata bardzo bardzo gratuluję
niedoczynność tarczycy; nawracające mięśniaki-3 operacje, histero x2;
Artemida:
08.2012 nieudane ICSI
02.2013 nieudane ICSI-1 kom-brak transferu;
07.2013 przygoda z Bocianem bez finału.
Artemida:
dr Z,7.04.14 transfer 4B, 18.04@
11.2014 brak komórek do zapłodnienia
Artemida:
08.2012 nieudane ICSI
02.2013 nieudane ICSI-1 kom-brak transferu;
07.2013 przygoda z Bocianem bez finału.
Artemida:
dr Z,7.04.14 transfer 4B, 18.04@
11.2014 brak komórek do zapłodnienia