ostatnim sakramentem pokuty, do którego przystąpiłam, była spowiedź przed chrztem mojego drugiego chrzesniaka. Bylismy już wtedy po dwóch inseminacjach i wizja ivf była realna.yennefer23 pisze:
doszlismy do wniosku, ze bedziemy sie spowiadac, najwyzej nie dostaniemy rozgrzeszenia. ale bedziemy wiedziec ze probowalismy
pytanie: jak wy dajecie sobie rade w kontekscie sakramentu spowiedzi? czy Waszym zdaniem dobrze rozumiem/interpretuje doktryne - ze jezeli brak skruchy i postanowienia poprawy, to ten sakrament nigdy juz nie bedzie dla nas?
Nie to, żebym usłyszała podczas tej spowiedzi coś, co by mnie zraziło. Raczej nie, ksiądz był ignorantem, ale dobrotliwym.
Po prostu po chrzcie wiedziałam już, że nie jestem dłużej brac udziału w fikcji: mogłam albo udawać, że kupuję Kościół Katolicki bez pakietu "bioetyka" i po prostu przymykam oczy na to, z czym się nie zgadzam, albo też odchodzę.
Ponieważ byłam wychowywana bardzo religijnie, ale sama nie jestem osobą religijną, cała ta sytuacja przyspieszyła u mnie proces uświadomienia sobie, że od dawna zmierzam ku ateizmowi.
Od tego czasu minęło kilka lat, dziś świadomie i bez emocji określam siebie samą jako ateistkę.
Gdyby mój problem był odwrotny, tzn. gdybym była osobą wierzącą i silnie odczuwającą światopoglądowy konflikt, to z pewnością zmierzałabym ku konwersji- wiem to, bo mój mąż przez chwilę zakładał ten wariant.
W żadnym z wariantów nie brałam pod uwagę jednoczesnego bycia matką dziecka z ivf i bycia katoliczką. Być może w innym kraju dałabym sobie z tym radę, w Polsce na pewno nie.