Jak to jest gdy dziecko szuka korzeni?

radości i sukcesy ale również problemy, z którymi rodziny adopcyjne mogą się spotkać już po adopcji

Moderator: Moderatorzy po adopcji

Awatar użytkownika
Cleo_1910
Posty: 7
Rejestracja: 15 lut 2003 01:00

Re: Jak to jest gdy dziecko szuka korzeni?

Post autor: Cleo_1910 »

Cześć
Dawno nie byłam na Bocianku, ale smutno mi bez niego.
Weszłam na ten wątek bo może mi pomożecie. Mój synek ma 4 lata. Jest naszym ogromnym szczęściem.To nasza iskierka. Adoptowaliśmy go jak miał 9 miesięcy. Czasami zapominam o tym , że jestem mamą ado i że M ma również mamę biologiczną. Wiem , że będę go wspierać zawsze i w każdym momencie jeśli będzie chciał poznać rodzinę biologiczną. Zwłaszcza rodzeństwo (ma je dość liczne). Z mglistych informacji wiem, że część jego rodzeństwa (4 dzieciaczki są w RZ) pozostali 3 w tym nasz M jest adoptowany. Czasami patrzę na niego i zastanawiam się jaki kiedyś się wszyscy odnajdą i ile wysiłku będzie trzeba włożyć w to żeby się odnaleźli w ogóle. Pytanie kiedy zaczynać o tym opowiadać?????Czy kiedykolwiek pojawi się pytanie z jego strony o MB??? Znam sytuację, z opowieści znajomej, że pytanie o rodzinę biologiczną nie pojawiło się po dziś dzień. (dzieci obecnie mają po 10 lat). Kiedy rozpocząć rozmowy żeby czegoś nie przegapić. Nasz M mimo, że uwielbia opowieść na dobranoc o nim i jego historii,(zwłaszcza jak jechał z nami samochodem i trzymałam go za łapkę) zawsze akcentuję , że i tak kocha tylko mnie i koniec. Mała główka uporządkowała sobie świat w ten sposób. Ostatnio nawet poprosił żebym ominęła opowieść o tym jak jechaliśmy od Pani, która go dla nas odnalazła bo o tym kawałku nie chce słuchać. Na tym etapie jego dzieciństwa wywnioskowałam, że jeszcze nie czas. Tylko czy istnieje takie ryzyko, że nie zapyta się wcale?????? Wiem nic na siłę, ale bądź tu mądry i odgadnij kiedy to nastąpi? Z niektórych postów wynika, że w najmniej spodziewanym momencie. Co zrobić jak zareagować , żeby czegoś nie schrzanić. Myślę , że jak zawczasu przyszykuje sobie grunt będzie mi łatwiej, a tu kropka. M wypiera ten wątek na ament jak to zwykł mawiać. Koniec i ament. Jak to było z wami???????

P.S poczytuję bo znalazłam linkownię obowiązkową z tematem :) :)
Bobetka
Dokarmiam bociana ;)
Posty: 14478
Rejestracja: 13 gru 2004 01:00

Re: Jak to jest gdy dziecko szuka korzeni?

Post autor: Bobetka »

Nie da się chyba zawczasu przygotować gruntu :) Jak napisałaś nie wiadomo kiedy i o co konkretnie dziecko zapyta. Moje ponad rok praktycznie w ogóle nie jest zainteresowane tematem, a wcześniej chciało wiedzieć wszystko (łącznie z adresem).
Skoro Twój synek wie, to czekaj cierpliwie (bądź niecierpliwie) i raczej nie myśl za dużo :caluje Moim zdaniem jest niewielkie ryzyko, iż nie zapyta się wcale.
Pytasz jak to było z nami. Otóż ja czekam na dalszy rozwój wypadków, kiedyś tam. A kiedy? Któż to raczy wiedzieć :wink: Po prostu jestem ... i chyba gotowa :)

Synku, nie mógłbyś być bardziej mój



01.2005



W każdym z nas tkwi talent. Ważne by go dostrzec i w niego uwierzyć


Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: Jak to jest gdy dziecko szuka korzeni?

Post autor: Miniula »

A mnie zastanawia taka sprawa. Tu pisała dziewczyna, której rodzice biologiczni to patologia i ona tym bardziej docenia swoich rodziców adopcyjnych, uważa ich za jedynych rodziców, etc.
A gdyby rodzina biologiczna nie była taką patologią? Czasem ludzie oddają dzieci do adopcji, ponieważ chcą zapewnić im lepsze życie, ponieważ sami nie mają możliwości wychowania ich. Ale to nie znaczy, że tych dzieci nie kochają.
No i teraz takie dziecko odnajduje swoją rodzinę biologiczną i okazuje się, że ta rodzina nie dość, że zupełnie normalna (przez te lata zdążyli się pozbierać, poukładać wszystko), to jeszcze przez cały czas myślała, pamiętała, kochała...
Z punktu widzenia dziecka to lepiej, tak sądzę, wiedzieć, że RB nie jest patologią, że to, co zrobili zrobili z miłości.
A co z rodzicami adopcyjnymi? Nie sądzę aby w tym momencie byli wynoszeni pod niebiosa, żeby byli "jedynymi i ukochanymi"...
Może jestem płytka, ale boję się takiej sytuacji, że moje dziecko (dla mnie moje) odnajdzie swoją RB, okaże się, że to całkiem w porządku ludzie, którzy kochali, kochają nadal i ja przestanę być "mamą", a stanę się kimś, kto czasowo opiekował się tym dzieckiem, które po latach wróciło do swojej rodziny... Gdzie w tym będzie moje miejsce??? Kim ja będę???

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: Jak to jest gdy dziecko szuka korzeni?

Post autor: Miniula »

omilka pisze:
Mam wrażenie, że takie sytuacje bywają tylko na filmach. Małżeństwa rzadko oddają dzieci, chyba, że mają już ich kilkoro i trudno im wykarmic kolejne.
No więc ja znam całkiem sporo sytuacji, kiedy dzieci oddawane są do adopcji właśnie dlatego, że rodzice biologicznie po prostu nie mają warunków. Czasem są to małżeństwa wielodzietne, czasem samotne matki, które nie mogą liczyć na wsparcie rodziny o ojcu dziecka nie wspominając, itd.
I tak sobie myślę, że ci ludzie po prostu chcą dla swoich dzieci lepszego życia, więc to nie jest nic nagannego...
A kiedy takie dziecko dowie się o tym... ile będzie znaczyło te kilka-kilkanaście przeżytych w RA lat w porównaniu z więzią biologiczną i perspektywą reszty życia razem z matką biologiczną?

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: Jak to jest gdy dziecko szuka korzeni?

Post autor: Miniula »

Omilka a nie masz wrażenia, że jest konflikt między MA i MB? Że "pozycja" MA może być zachowana tylko w opozycji do MB?
A jeśli tej opozycji nie ma? Jeśli MB jest naprawdę w porządku? Jeśli ona naprawdę zrobiła co mogła dla swojego dziecka i czeka, aż ono ją odnajdzie? Jeśli za nim tęskni, jeśli je kocha tak naprawdę? Przecież dziecko to będzie wiedziało, dowie się, nawet mając 18-19 lat... jeśli dowie się prawdy, dowie się dlaczego zostało adoptowane... Przecież kiedy zapyta, a ja będę znała prawdę, nie powiem, że nie wiem, powiem tę prawdę. Że ona kochała, że chciała dać lepsze życie, że nie chciała, ale nie miała wyboru... Przecież tak też bywa.
Dla dziecka to lepiej, znacznie lepiej. Ale dla MA... to chyba kolejne jakieś wyrzeczenie, kolejna rezygnacja z części siebie. Może źle na to patrzę. Ale czasem mam wrażenie, że w takiej konfiguracji MA jest tylko matką zastępczą na czas określony :(

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


Awatar użytkownika
Cleo_1910
Posty: 7
Rejestracja: 15 lut 2003 01:00

Re: Jak to jest gdy dziecko szuka korzeni?

Post autor: Cleo_1910 »

A mój maluszek wczoraj orzekł przed pójściem spać (ma świadomość , że w brzuszku moim nie był) , że tą mamę co go urodziła kocha krótko, a Ciebie mamuniu kocham długo. Ot co!!!!!
Myślałam nad tym co napisała Miniula:

"że moje dziecko (dla mnie moje) odnajdzie swoją RB, okaże się, że to całkiem w porządku ludzie, którzy kochali, kochają nadal i ja przestanę być "mamą", a stanę się kimś, kto czasowo opiekował się tym dzieckiem, które po latach wróciło do swojej rodziny... Gdzie w tym będzie moje miejsce??? Kim ja będę???"
i przeraża mnie to. Mimo , że wałkuję ten temat cały czas nie mogę sobie tego wyobrazić. Moja miłość to M jest przeogromna i nie potrafię się nią dzielić. Wiem, wiem jako MA tak samo jak MB powinnam mieć pełną świadomość, że dzieci wyfruną z gniazda w samodzielność. To przepracowałam (nie chce być teściową z kawałów), ale to że gdzieś tam jest MB mojego M bardzo mi przeszkadza. Pomogę szukać M jego rodziny , rodzeństwa itd jeśli tego będzie pragnął, ale nie ukrywam faktu , że wewnętrznie będę przeżywać katusze i ogromną trwogę o niego, że ktoś go skrzywdzi emocjonalnie, że być może posypie mu się kawałek świata. Myślę , że na rodzicach ado ciąży taki balaścik niepokoju , którego nie da się pozbyć, ilekroć sami byśmy zapewniali siebie i cały świat , że go przerobiliśmy i to jest za nami. To trudne jesteśmy tylko ludźmi, targają nami emocje i chylę czoła wszystkim , którzy z pełną świadomością zaakceptowali fakt RB u swoich dzieciaczków ado.(niezależnie czy byli ok czy też nie ok). Teraz kiedy patrzę na swojego brzdąca , który rośnie i zadaję krótkie pytanka na swój temat, a ja mu odpowiadam bez matactw, delikatnie czuję trwogę. Co odpowiem na pytanie " to dlaczego z nią nie jestem" Mówić okrutną prawdę , czy snuć opowieść z cyklu nieprzystosowana i niewydolna społecznie????? Tak czy owak będzie boleć. Miotam się bo MB mojego M miała go permanentnie gdzieś i z tym nie mogę się pogodzić. Nie potrafię niestety pozbyć się negatywnych emocji. (żeby była jasność nie emanuje nimi na zewnątrz, po prostu wewnętrznie mnie telepie :oops: , przy synku gram twardzielkę, co jak co ale to w nas musi mieć wsparcie zawsze). Chciałabym z całego serca aby zesłano na mnie łaskę wybaczania, ale na tą chwilę nie potrafię wybaczyć. Nie potrafię doszukiwać się pozytywnych aspektów istnienia MB ( mimo , że zapewne gromy na mnie spadną, że dzięki tejże kobiecie mam M). Chciałabym tak pozytywnie myśleć ale obawiam się , że długa droga przede mną....... długa i wyboista.
Bobetka
Dokarmiam bociana ;)
Posty: 14478
Rejestracja: 13 gru 2004 01:00

Re: Jak to jest gdy dziecko szuka korzeni?

Post autor: Bobetka »

Cleo_1910 pisze: Nie potrafię doszukiwać się pozytywnych aspektów istnienia MB ( mimo , że zapewne gromy na mnie spadną, że dzięki tejże kobiecie mam M).
Z mojej strony gromów nie będzie. Ja Ci mogę jedynie napisać, jak było ze mną. Punktem wyjścia była w d z i ę c z n o ś ć do MB, że dzięki niej Expresik jest w ogóle ze mną. Nie ulega dyskusji, że gdyby nie ona po prostu ... by go nie było (Nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić). Na tym zaczęłam budować i udało mi się poukładać w głowie moje "relacje" z MB. Przyjęłam, że naturalnym etapem rozwoju mego synka będzie spotkanie. Nie wyobrażam sobie, żeby go nie było. Nie boję się, jestem gotowa. Nie ma też we mnie lęku, że nagle spadnę niżej w hierarchii. Jeśli nasze wzajemne więzi są/będą prawdziwie mocne - nie zaszkodzi im spotkanie z MB, nawet jeśli nie będzie jednorazowe. Jeśli stanie się inaczej - to może jednak nie byłam taką dobrą mamą, jaki mi się zdawało i nić porozumienia między nami była niestety iluzoryczna. Szczerze jednak nie bardzo w to wierzę.
Oczywiście to tylko i wyłącznie moje przemyślenia - mamy adopcyjnej od 7 i pół roku, chłopca przed okresem dojrzewania.

Synku, nie mógłbyś być bardziej mój



01.2005



W każdym z nas tkwi talent. Ważne by go dostrzec i w niego uwierzyć


Awatar użytkownika
Cleo_1910
Posty: 7
Rejestracja: 15 lut 2003 01:00

Re: Jak to jest gdy dziecko szuka korzeni?

Post autor: Cleo_1910 »

Bobetka
Hm, faceci a konkretnie mój braciszek (najukochańszy wujcio mojego M), powiedział mi kiedyś..."siostra zobacz jaki jest M .....przecież tak naprawdę nie mógł go stworzyć ktoś do granic zły, po prostu MB nie miał kto w życiu dobrze ukierunkować i na starcie miała przechlapane , a na zmianę życia może nie miała siły"
Tak to teraz również sobie tłumaczę porządkując w głowie ewentualny portret MB mojego miśka. Dla niego to robię rzecz jasna, by być gotowa tak jak Ty do prawdopodobnego spotkania z nią za kilkanaście lat.
Awatar użytkownika
Gość

Re: Jak to jest gdy dziecko szuka korzeni?

Post autor: Gość »

Bobetko czytając twoje podejście do tematu czułem się jakbyś wyjęła mi to co siedzi w mojej rozczochranej.

Sam jestem mocno ciekawy co dla naszego Słońca zostało z jego biologicznych korzeni i mam wdzięczność w sobie dla MB. Trudną sytuacją wydaje mi się tylko wyartykułowanie tego gdyby zaszła taka chwila - bo moja radość wynika przecież z dość bolesnych decyzji MB i są to sytuacje wydaje mi się dość opozycyjne do siebie

Cieszę się na tą chwilę tym, że MB miała na tyle w sobie dużo zacięcia i dobrego anioła pilnującego by wytrwała w tym, że w czasie ciąży odcięła się od przyzwyczajeń i znalazła bezpieczne schronienie.

Teraz gdy w głowie naszego dziecka jedynymi rodzicami jesteśmy my i nie ciągnie go do korzeni staramy się gromadzić wszystko to co na początku było związane z jego źródłem życia. Jak będzie czuło potrzebę poznania swoich korzeni będziemy mocno je w tym wspierać. Na razie wkraczamy w etap bajek o zagubionych zwierzątkach, królewiczach i królewnach itp. historiach.
Bobetka
Dokarmiam bociana ;)
Posty: 14478
Rejestracja: 13 gru 2004 01:00

Re: Jak to jest gdy dziecko szuka korzeni?

Post autor: Bobetka »

Omilka ja jestem taką osobą, która dość często stara się wczuć w sytuację innych. Staram się w ten sposób zrozumieć ... Dla mnie wiadomość o adopcji byłabym dużym balastem. Po pierwsze ktoś mnie nie chciał lub nie umiał o mnie zadbać. Po drugie ktoś mnie chciał, ale czy na pewno do końca akceptuje (a może dlatego się denerwuje o te skarpetki, bo nie płynie w nas ta sama krew)? Po trzecie czy biologiczna rodzina w ogóle chce mnie poznać? Po czwarte czy jest/będzie ze mną szczera (a może chodzi jej o kasę?)?

Dla mnie nie ulegało wątpliwości, że moje dziecko musiało dowiedzieć się o swoich korzeniach i że to ja byłam/jestem źródłem jego informacji. Wiedziałam, że jest zbyt duże ryzyko "przecieku". Mój mąż chciał, abyśmy zaczęli wszystko gdzieś indziej i nie był przekonany o "jawności".

Ja wiem, że wiedza o adopcji jest dla mojego dziecka obciążeniem. To nie tak, że "mam jakiś tam drugich rodziców i ok". On to w sobie głęboko przeżywa i po swojemu układa. Kiedyś po jakimś filmie była mowa o spotkaniu w przyszłości z MB. Powiedział wtedy: "a po co - przecież ona mnie nie chciała i ja teraz mam ciebie?".. Powiedział tak, pomimo iż ja nigdy w ten sposób się nie wypowiedziałam. Miał wtedy niewiele ponad 6 lat.
Ja wiem, że te jego widzenie RB i wizja spotkania jest zmienną. Niemniej nie ulega kwestii, że to dla dziecka niesamowicie ciężki temat.

Synku, nie mógłbyś być bardziej mój



01.2005



W każdym z nas tkwi talent. Ważne by go dostrzec i w niego uwierzyć


Bobetka
Dokarmiam bociana ;)
Posty: 14478
Rejestracja: 13 gru 2004 01:00

Re: Jak to jest gdy dziecko szuka korzeni?

Post autor: Bobetka »

Mój synek ostatnio nie inicjował rozmów związanych z korzeniami i tak myślałam, że po swojemu sobie sprawy układa w swojej ślicznej główce. Nie pomyliłam się. Kilka dni temu zażyczył sobie bym mu zaśpiewała przed snem. Leżeliśmy u niego w łóżku, a ja starałam się jak mogłam, by zbyt nie fałszować. Młody przyglądał się moim zębom. Jak skończyłam stwierdził z radością, że mam jedynki jak króliczek i zaczął dopytywać czemu. Powiedziałam, że mam je po mojej mamie, bo dzieci są podobne do swoich rodziców. Dodałam, że on takich mieć nie będzie. Włożył paluszki do buzi i zaczął dotykać swoich zębów (mnie się to skojarzyło z szukaniem korzeni ...). "To ja mam zęby jak ta Pani .. no ta moja pierwsza mama, tak?" - zaświegotał pogodnie. "Tak" - odpowiedziałam radośnie. Był w nas błogi spokój, a ta rozmówka była tak naturalna jak wiosna po zimie.

Synku, nie mógłbyś być bardziej mój



01.2005



W każdym z nas tkwi talent. Ważne by go dostrzec i w niego uwierzyć


Awatar użytkownika
daga1980
Posty: 6
Rejestracja: 30 sie 2012 13:27

Re: Jak to jest gdy dziecko szuka korzeni?

Post autor: daga1980 »

omilka pisze:Na ogół rodziców biologicznych szukają już dorosłe dzieci. One myślą o swojej przyszłości, a nie ułożeniu sobie zycia przy boku biologicznej matki. Mam dorastająca córkę, ona nie myśli w takich kategoriach, chce wiedzieć dlaczego matka ją porzuciła/zaniedbała/oddała. Jednak całe jej świadome życie jest związane z nami.
Znajoma miała jakiś czas temu podobny problem. Magda miała 15 lat kiedy zaczęła się interesować swoimi biologicznymi rodzicami. Koleżanka nie wiedziała jak zabrać się z nią do rozmowy o tym ale w końcu musiała i okazało się, że to mimo wszystko była bardziej ciekawość niż chęć odnalezienia rodziców.
Po kilku rozmowach temat "umarł" bo Magda zaspokoiła swoją ciekawośc...
Tam, gdzie nie ma dzieci, brakuje nieba.
— Algernon Charles Swinburne
Aneczka79
Posty: 30
Rejestracja: 22 lut 2015 00:45

Re: Jak to jest gdy dziecko szuka korzeni?

Post autor: Aneczka79 »

Kiedy nareszcie wieźliśmy córeczkę do domu,płakałam ze szczęścia,dziękowałam w myślach mamie biologicznej.Mimo,że usłyszeliśmy wiele przerażającego,miała jednak tyle serca,że w końcu zawiozła malutką do szpitala i powierzyła w opiekę.Wiem jedno,serce by mi rozrywał ból gdybym w wyniku biedy musiała oddać dziecko.Przez rok praktyk w DMD poznałam wiele historii dzieciaczków.Córka pewnie będzie chciała się dowiedzieć.Moja mama biologiczna powiedziała mi,że mnie nie chciała,zawsze to jest gdzieś w pamięci.Zalogowałam się tu głównie po to ,by poznać Wasze losy gdy już mówicie dzieciom,że są adoptowane, jak odbierają to,jak przeżywają.W Ośrodku przygotowywano nas do rozmowy z dzieckiem jak zacząć itd, ale gdzieś wewnątrz martwię się czy zrobię to dobrze.
Migotka1414
Posty: 51
Rejestracja: 24 sty 2013 21:46

Re: Jak to jest gdy dziecko szuka korzeni?

Post autor: Migotka1414 »

Mój bratanek gdy miał gdzieś tak 7-8 lat miał etap pytania się o mb. Najczęściej było to przy takich codziennych czynnościach, np. gdy pomagał przy robieniu ciasta naleśnikowego to pytał czy ze swoją mb też by to robił, albo czy mb też czytałaby mu bajki, albo pytał jak ma na imię i czy ma rodzeństwo. Trwało to około miesiąca, bratowa zawsze na pytania odpowiadała zgodnie z prawdą. Po miesiącu ucichło i jak narazie nie wróciło. W tej chwili bratanek ma 10 lat i nie pyta się o rb.
25 kwietnia 2014 r. - ten telefon :)
26 czerwca 2014 r. - rodzinka w komplecie :) synek z nami
6 listopada 2014 r. - już na zawsze nasz :)
Leeleeth
Posty: 905
Rejestracja: 06 sie 2013 16:59

Re: Jak to jest gdy dziecko szuka korzeni?

Post autor: Leeleeth »

Cleo_1910 pisze:Bobetka
Hm, faceci a konkretnie mój braciszek (najukochańszy wujcio mojego M), powiedział mi kiedyś..."siostra zobacz jaki jest M .....przecież tak naprawdę nie mógł go stworzyć ktoś do granic zły, po prostu MB nie miał kto w życiu dobrze ukierunkować i na starcie miała przechlapane , a na zmianę życia może nie miała siły"
Tak to teraz również sobie tłumaczę porządkując w głowie ewentualny portret MB mojego miśka. Dla niego to robię rzecz jasna, by być gotowa tak jak Ty do prawdopodobnego spotkania z nią za kilkanaście lat.
Masz mądrego brata, pogratulować :cool:
ja pod wpływem tych słów spojrzałam na Małpkę z innej perspektywy. Jest tak bardzo inny od nas, że to musi być odbicie swoich rodziców. Z jednej strony chłopczyk strasznie poranny, zostawiony wtedy gdy potrzebował wsparcia, z drugiej wesoła, przyjazna wszystkim istota, uzdolniona muzycznie.
jednak coś mu Rb dali.
Jednak mimo wszystko mam mieszane użycia. Z jednej strony jestem wdzięczna ze nie porzuciła go gdzieś gdzie nikt by go nie znalazł. Z drugiej mam żal ze nie zadbała, że nie dała mu nawet odrobiny ciepła. Nie nadała Mu imienia. Trudno tu mówić dziecku dobrze o mamie.
Wracając do tematu, gdy będzie chciał ją poznać to jej poszukamy. Razem bo boje się czy nie dołoży Mu balastu.
Jednego się obawiam w związku z tą sytuacją, że mb postawi siebie w roli ofiary. Biednej, skrzywdzonej, tylko bezradnej. Boje się ze tym samym wywala w Małpce przymus opiekowała się nią, nie chce by mój synek był manipulowanie a trudno nauczyć młody umysł jak unikać takich pułapek.
Z drugiej strony, bardziej bym się bała gdyby mb była dobra, smutna kobieta. Która pamiętała o synku i Tęskniła. Czuła bym się rozdarta i chyba niezbyt pewna kim jestem w tej sytuacji.
Dzięki Bogu do takiej sytuacji mamy jeszcze dużo czasu i może ja znajdę taka mądrość w sobie by umieć zachować się jak najlepiej.
16.07.2013 pierwsza wizyta w OA

19.09.2014 Małpka jest nasz

29.08.2015 złożenie podania o córeczkę

Czekamy. . .
ODPOWIEDZ

Wróć do „Po adopcji”