Jak radzą sobie mężowie?

Archiwum forów "muszę o tym porozmawiać"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Zablokowany
Awatar użytkownika
Atossa
Posty: 6611
Rejestracja: 29 lis 2006 01:00

Post autor: Atossa »

17karo postaram sie, ale trudno to wytrzymac. No razie zmykam do szpitala i mam nadzieje, ze mi pomoga. Pozdrawiam cieplutko!! I dziekuje za rozmowe:)
Akitka
Posty: 1169
Rejestracja: 20 lis 2006 01:00

Post autor: Akitka »

Atossa ale dawno nie widziałam Cię na boćku i teraz przez przypadek zauważyłam Twego posta na tym wąteczku. Kurcze jakie to przykre, że mąż nie wspiera Cię w tych trudnych chwilach. Niestety faceci nieraz reagują na problemy właśnie zamykając się w sobie, miejmy nadzieję, że szybko to wszystko przetrawi i dowiesz się o co mu chodzi.
Trzymaj się kochana :)
lipiec 2008 córeczka
Awatar użytkownika
rybka331
Posty: 25
Rejestracja: 23 lut 2007 01:00

Post autor: rybka331 »

witaski wszystkim jestem tu nowa musze się pochwalić ze udało mi sie dogadać z mężem i przekonać na wizyte w novum jedziemy już 29.10 zrobie teraz wszystko co w mojej mocy aby był efekt na + czekamy już 14 lat ostatnio byliśmy 5 lat temu i po wizycie mąż sie załamał ale warto było czekać teraz on tego pragnie jak ja
pozdrawiam buziaczki
niebieska331
Posty: 214
Rejestracja: 27 gru 2006 01:00

Post autor: niebieska331 »

rybka331o tyle lat podziwiam i zycze szczescia nalerzy sie wam po tylu latach :wink: buziai
Awatar użytkownika
UltraMaryna
Posty: 75
Rejestracja: 19 cze 2008 00:00

Post autor: UltraMaryna »

Hej! Jestem tu nowa. Nie myslałam, że się tu znajdę - mam 11-letniego synka i jeszcze kilka lat temu miałam tez wielkie plany... A teraz powrót na ziemię - ciąża pozamaciczna, pozostał mi jeden niedrożny jajowód - beznadzieja :cry: Namówiłam męża na wizytę w Macierzyństwie, zgodził się, choć z oporami. Na miejscu niby o.k., przytakuje lekarzowi, pielęgniarkom, "tak, oczywiście, zrobimy te badania", a po wyjściu... "Jakie in vitro? Skoro się nie da, to trudno! Takie koszty, tak daleko, tyle wizyt, a i tak się nie uda! Przeciez mamy już dziecko! Nie chcę i już!"
I co ja ma teraz zrobić? On też ma prawo do decydowania w tej kwestii, wiem. Ale boję się, że kiedy "dojrzeje", ja będę babcią :|
Mam juz częsc badań, wiem, że szanse sa duze, że gdyby się udało, za rok o tej porze mój syn nie byłby już jedynakiem...
Jak go przekonać (to urudzony pesymista, sprawa nie jest łatwa)?
Może któras z Was zna na to sposób? Prosze o pomoc!
Awatar użytkownika
landeuska
Posty: 160
Rejestracja: 12 maja 2008 00:00

Post autor: landeuska »

Mój mąż mnie wspiera ,w tam tym roku w kwietniu miałam puste jajo płodowe gdyby nie on to bym zwariowała.Zaczeliśmy robić badania stwierdził ,że nie ma na co czekać trzeba robić coś w tym kierunku.Mi nieraz brakuje juz sił do walki ale on jakoś się nie podaje i ciągle powtarza ,że będziemy mieli małego misia Kubusia.Mam nadzieję,że tym razem jego słowa też nie pójdą na marne.Parę rzeczy udało mu się ,,przepowiedzieć''.
17karo
Posty: 10882
Rejestracja: 19 sie 2006 00:00

Post autor: 17karo »

UltraMaryna mowic , mowic, mowic. Niech zobaczy, ze dla Ciebie to wazne.
Azoospermia, zamrozone plemniki.

immunologia: zesp. antyfosfolipid., MLR, cytokiny

2 ICSI, 5 transferów.

Aniołek 9tc: maj 2009



3 ICSI, Synek jest już z nami :)
Awatar użytkownika
UltraMaryna
Posty: 75
Rejestracja: 19 cze 2008 00:00

Post autor: UltraMaryna »

Dzięki za rady! Fajnie, że są tacy faceci na świecie... Ale przed chwilą mój mąż stwierdził, że jego "nie" nie jest ostateczne i że może odłożymy"TO" o mieisąc, czy o dwa, a on oswoi sie z sytuacją! To juz postęp!
Muszę przyznać, że do tej pory wiernie mnie wspierał - najpierw martwy zarodek (zabieg), potem zapalenie przydatków (szpital), ciąża pozamaciczna (zagrożenie życia, szpital i długie dochodzenie do formy psychicznej i fizycznej), a potem te niedrożne jajowody... Zawsze był przy mnie!
Może ma juz dośc moich rozczarowań i woli "status quo", z naszym Misiem - jedynakiem, ale bez kolejnych sensacji?
Tak czy owak - widzę światełko w tunelu i postanowiłam mu uświadamiać codziennie, że za kilka lat stracimy wszelkie nadzieje na dziecko i kiedy Miś dorośnie, zostaniemy sami. To go trochę rusza i zaczyna kalkulować - kolejne ryzyko = kolejna sznasa.
Będę informować o zmianach (na lepsze, mam nadzieję...)
17karo
Posty: 10882
Rejestracja: 19 sie 2006 00:00

Post autor: 17karo »

UltraMaryna zobaczysz, bedzie lepiej
Azoospermia, zamrozone plemniki.

immunologia: zesp. antyfosfolipid., MLR, cytokiny

2 ICSI, 5 transferów.

Aniołek 9tc: maj 2009



3 ICSI, Synek jest już z nami :)
Awatar użytkownika
777megi
Posty: 16
Rejestracja: 14 sie 2008 00:00

Post autor: 777megi »

Jak mój mąż sobie radzi?? Wspaniale!! Zarówno przy pierwszym poronieniu, jak i przy drugim nie zauważyłam jakiegoś większego przejęcia.
Jak dowiedziałam się o tym, że fasolce nie bije serduszko, on oczywiście zwolnił się z pracy i przyjechał, jednak praktycznie od razu zaproponował mi, abyśmy poszli do banku, aby pozałatwiać sprawy, a potem ja wróciłam do domu, a on pojechał do ubezpieczyciela (byliśmy wtedy w trakcie załatwiania wszystkich formalności związanych z zakupem samochodu). Po powrocie do domu usiadł przed komputerem i jak zwykle grał w jakąś grę. Jak poprosiłam, żebyśmy się razem położyli (po prostu potrzebowałam przytulenia), to oczywiście pościelił łóżko, ale.. z powrotem usiadł przed kompem, więc ja po jakimś czasie poszłam położyć się sama. Poczułam się, jakby ten samochód był dla niego w tym momencie priorytetem, a nie ja, która następnego dnia miała mieć zabieg.
Wiem, że mam kochanego męża - naprawdę, ale.. ta sytuacja strasznie mnie dobiła. Oczywiście parę dni później, jak nieco ochłonęłam, powiedziałam mu co o tym myślę.
Awatar użytkownika
UltraMaryna
Posty: 75
Rejestracja: 19 cze 2008 00:00

Faceci...

Post autor: UltraMaryna »

Wydaje mi się, że to taki ich sposób na odreagowanie. Muszą być "twardzi", myślą, że jak się rozkleją, to nam będzie jeszcze gorzej.
Nie martw się, 777megi, Twój mąż pewnie sam nie wie, co w takiej sytuacji zrobić i... nie robi nic, albo przeciwnie - ma 100 ważniejszych spraw do załatwienia. Udaje, że się nic nie stało. Pewnie jemu też jest ciężko.
Ale to fakt - wypłakanie się w męskie ramię w takiej sytuacji bardzo by pomogło....
Awatar użytkownika
anik08
Posty: 76
Rejestracja: 05 wrz 2008 00:00

Post autor: anik08 »

a mój meżyk ....w sumie robi badania bez zajakniecia...choć z wielkim streseeemmm ...łyka witaminki jakie mu wyszukam ..... choc to ja jestem inicjatorem....ja umawiam wizyty....wyszukuje lekarzy....bo wiem że mam na to duzo wiecej wolnego czasu niż on...uwazalam to za normalne skoro on nie ma czasu to ja się tym zajmę.....i nie mam mu tego za złe..choć czasem wolalabym żeby bardziej się angażował....żeby zechciał czasem coś poczytać w necie na ten temat....ja wciąż szperam ..szukam ..dużo czytam bociana :) i opowiadam mu o tym wszystkim czego się nowego dowiem.... i czasem chcialabym żeby też poczytał boćka.... ale do tego się nie pali..może ma dosyć tego co ja mu nawijam na uszy :oops: kiedys zarzucił mi że się wymandrzam ...powiedziałm mu żeby poczytał boćka i też będzie taki mądry :wink: ...wtedy niektore pojęcia medyczne nie będą już dla niego takie obce...
Najbardziej podobało mu się że plemniki to żołnierzyki :)
dzieki temu jak słuchał drugi raz interpretacji wyników przez panią lekarz to się usmiechał :) (pierwszy raz był skrępowany i naburmuszony)
jak go zapytałam po wyjsciu co go tak smieszyło ...powiedzial że w myślach przypomniały mu się takie mniej medyczne określenia :)
niedawno podczas jakiejś tam kłótni...na zupelnie inny temat powiedzial mi że on nie chce być ojcem mojego dziecka tylko ojcem naszego dziecka...i nie chce byc tylko dawcą.. 8O zabolalo mnie to bardzo...
nie wiedzialam że on może się tak poczuć z powodu mojego parcia na dziecko :oops: :( powiedzial ze za mało z nim rozmawiam... że to ja decyduje jaki lekarz.. jakie badania... ręce mi opadły :cry:
26.01.2009 usunięcie mięśniaka olbrzyma
od lipca starania
słabe nasionka M, moje hormonki w normie
06.10.2009 pierwsza wizyta w Polmedzie
Stwierdzone PCO
od listopada CLO (1x2) i monitoring
25 lipiec termin porodu (naturalny cud :) )
Awatar użytkownika
UltraMaryna
Posty: 75
Rejestracja: 19 cze 2008 00:00

Post autor: UltraMaryna »

Witam ponownie,
Anik08 - jakbym czytała o moim M... Obecnie jesteśmy po pierwszym - niestey nieudanym - ICSI. Kiedy M. dowiedział się o wyniku zabiegu, jego pierwsze pytanie do mnie, a potem do lekarza brzmiało - Dlaczego się nie udało? Nie rozumie, że nikt tego tak naprawdę nie wie, ale poczytać więcej na ten temat nie chce. Skoro było 60% szans na sukces, to według niego powinno być o.k.
Ostatnio stwierdził, że klinika tylko wyciąga z nas kasę i nie zalezy nikomu na efektach. Dzięki Bogu, że mamy dwa mrozaczki, ale on ich zabranie traktuje nie jako kolejna próbę, tylko... uniknięcie ciężkiego grzechu. Gdyby nie ten aspekt, nie zgodziłby się na następne podejście.
I tak jestem w szoku, że w końcu się zgodził na in vitro, chociaz idzie jak po grudzie... Zaciskam zęby, bo wiem, ze jeszcze troche musze znosić to jego marudzenie.
Cóż, cel uświęca środki...
Awatar użytkownika
niezapominajka123
Posty: 14
Rejestracja: 31 lip 2009 00:00

Post autor: niezapominajka123 »

Witam Was serdecznie.
U nas również tak się złożyło, że nie możemy mieć dziecka. Wina leży po stronie męża, o ile to w ogóle można nazwać winą (liczba plemników w tysiącach :cry: :cry: :cry: ). Częściowo ja również czuję się winna, choć mój mąż mi mówi, że nie powinnam. Wcześniej, nie chciałam mieć tak od razu dziecka i z tym zwlekałam, parę dobrych lat, wydawało mi się, że nie będzie z tym problemów. Gdy po kilku latach od ślubu słyszałam pytania kiedy...?, myślałam sobie zawsze, przecież mamy jeszcze czas, czy każdy musi zachodzić po miesiącu od ślubu w ciążę, a jak nie ma dzieci, tzn, że nie może? :( :( :( Od mojej mamy usłyszałam nawet, skoro facet, nie może mieć dzieci, to powinien nie być egoistyczny i pozwolić aby przynajmniej żona miała, jak to usłyszałam, ręce mi opadły, a szczerze mówiąc, jeszcze wtedy naprawdę nawet nic nie planowałam i nie wiedziałam jakie kłopoty nas czekają :cry2: , ale pomyślałam sobie, gdyby naprawdę coś takiego miało miejsce, to będzie to ostatnia osoba, którą będę informowała o swoich problemach :( Naprawdę mnie to zabolało, chociaż jeszcze wtedy o tym nie wiedziałam, bo nie wyobrażałam sobie mieć dziecko z kimś kogo nie kocham, lub aby mój mąż miał, gdybym ja nie mogła. Może to egoistyczne, ale jesteśmy kochającym się małżeństwem i nie byłam przygotowana na takie stwierdzenie i podejście do życia, co innego gdybym już wtedy o tym wiedziała i zdążyła się oswoić z powyższą sytuacją. Mój mąż od zawsze kochał dzieci i skwitował, że nie chciał by chodzić jako dziadek do szkoły na wywiadówki i że chce jeszcze zdążyć wychować to dziecko. Wtedy zdecydowałam że umówię się na rutynową wizytę do lekarza, ale ponieważ, nie zabezpieczamy się od jakiegoś czasu, podjęłam decyzję, że będzie to lekarz, który się zajmuje również bezpłodnością, tak aby podczas wizyty, gdyby było coś nie tak, wychwycił ewentualne nieprawidłowości. Podczas wizyty okazało się że ze mną wszystko jest jak najbardziej ok, ale dobrze było by zbadać plemniki męża. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co mnie tak naprawdę czeka, ile leczenia, ile załamań. Mój Mąż był zawsze opanowany, gdy wsiadałam po wizycie do samochodu ( On czekał w samochodzie) i stwierdziłam, że dobrze by było, gdyby zrobił badanie nasienia, bo czasami tak bywa, że nie ma plemników, lub jest za mało, trochę go to zdziwiło i skwitował, to w takim razie co ja tam mam :( :( , Ale z miejsca powiedział, że skoro jest taka potrzeba to zrobi, chociaż wydaje mu się że wszystko jest ok. Przed następną wizytą wykonaliśmy badanie w domu i zawieżliśmy do badania ( nie chciałam Go narażać na dodatkowe stresy, jeśli dało się tego uniknąć), wyniki okazały się tragiczne. W gabinecie jakoś się trzymał, gdy wracaliśmy w samochodzie był potwornie smutny i zamknięty w sobie. Gdy dojechaliśmy do domu, spytał się czy nie wyjdę z psem, bo on się żle czuje i chciał by zostać na chwilę sam, włączył telewizor, ale odwrócił się na drugą stronę i w ogóle go nie oglądał tylko coś ciągle główkował. Gdy wróciłam z psem ze spaceru, zauważyłam, że miał potwornie smutne i szkliste oczy, wyglądało tak jak by chwilę wcześniej płakał. Przytuliłam go i zaczęliśmy stopniowo rozmawiać. Skwitował, tylko, że po co mi taki mąż, który jest ,, ułomny", jak to wyczytałam z jego myśli, tylko nie dałam mu skończyć. Powiedział mi wtedy, że jeśli chcę mogę sobie ułożyć życie na nowo, nie będzie miał mi tego za złe. Z tego wszystkiego, dla nie również popłynęły wtedy łezki i powiedziałam mu, że to Jego kocham i to z Nim chcę być, a bobasek miał być dopełnieniem tej miłości i wtedy mnie mocno przytulił. Czasami bywały naprawdę chwile załamania i z mojej strony i z jego, choć On starał się tego nie uzewnętrzniać ( ogólnie zawsze starał się mnie chronić przed problemami i na tyle na ile jest to możliwe, rozwiązywać sam i ograniczać mi stres, ale tym razem pomimo swoich najszczerszych chęci nie mógł). Kiedyś też wspomniał mi że może to głupie co powie, ale jeżeli on nie może mieć dzieci, jeżeli chcę mogę pomyśleć abym ja je miała, a On się z tym pogodzi i będzie kochał jak swoje, ale wybiłam mu to z głowy, gdyż to z nim chcę mieć to dziecko, gdy będę na nie patrzyła, chcę widzieć oczy i gesty mojego Męża, zamiast jakieś obcej osoby, aczkolwiek nie potępiam osób, które korzystają z banku spermy itp, bo to wymaga naprawdę dużego zrozumienia i oddania w tym związku i naprawdę ich podziwiam. Mam nadzieję, że jakoś nam się uda, może przez in Vitro a jak nie to adopcja. W każdym bądż razie, gdy składaliśmy sobie przysięgę małżeńską, patrzyliśmy sobie prosto w oczy i była to decyzja świadoma wszelkich konsekwencji. Kocham Go i jest najważniejszą Osobą w moim życiu. Tak się złożyło, że trzy miesiące przed ślubem, podejrzewano u mnie raka piersi, o czym mało kto ze znajomych wie i wtedy podczas tych wszystkich badań to On był przy mnie, przytulał i trzymał za rękę, świadomy tego, że za ileś lat że za ileś lat również może być różnie. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, choć przez pierwsze lata guzek ciągle się utrzymywał i miałam ciągłe badanie aby wszystko mieć pod kontrolą. Gdy niedawno się go spytałam o czym wtedy myślał, gdy poznaliśmy te wyniki, i gdy tam leżał zamyślony, powiedział, że tak sobie pomyślał, że może będę chciała sobie ułożyć na nowo życie, zastanawiał się jak to wszystko będzie. Gdy go poznałam, był pierwszą osobą, przed którą się otworzyłam, z którą potrafiłam rozmawiać na różne tematy, gdy byłam zamyślona lub smutna, która potrafiła stopniowo i delikatnie wyciągną od mnie co mnie gnębi, pewno właśnie między innymi dlatego się w Nim zakochałam i zostaliśmy nie tylko partnerami ale i przyjaciółmi. Mój Mąż nigdy nie był egoistą, jak to twierdziła moja mama. Gdy składaliśmy dokumenty do ślubu, a braliśmy go praktycznie w połowie drogi, ksiądż który zbierał dokumentację, gdy powiedziałam, że Mąż dowiezie resztę dokumentów za dwa tygodnie, powiedział, że gdy na nas patrzy nie wierzy w to, natomiast wie to na 100% że przyjedziemy oboje i dowieżliśmy je oboje :D Przyjechał po mnie i pojechaliśmy je zawieść razem. Myślę, że gdy dwie osoby wyznają podobne wartości, nic nie jest w stanie ich rozdzielić, a '' bocianowe małżeństwa", są naprawdę wyjątkowe, bo nie wystarczy być przy kimś, gdy zwykłe problemy są błahostkami, ale być przy kimś, gdy wali się całe życie. Nasza miłość jest z pewnością o wiele głębsza i bardziej dojrzała, niż miłość innych osób, które nie spotkały się z takim problemem, choćby moich rodziców, jak miałam okazję przekonać się po zachowaniu mojej mamy :( :( :( :( Gdy dwoje ludzi jest naprawdę sobie oddanych, potrafi znieść naprawdę wiele. My pochodzimy z różnych środowisk, różnych rejonów Polski ( przed ślubem dzieliło nas 500 km i widywaliśmy się czasami tylko 2-3 razy w roku), ogólnie różnimy się wszystkim, zainteresowaniami, muzyką jaką słuchamy, ale właśnie ta ogromna tolerancja, miłość, oddanie i zrozumienie, potrafią zdziałać naprawdę wiele. Gdy mieliśmy się pobierać moi rodzice ( bardziej mama) byli przeciwni, małżeństwa moich kuzynów zgrzytały, moich koleżanek się porozpadały, a moje trwa już ponad 8 lat, a jako związek tyle że na odległość ponad 14 lat :D Wierzę, że jeszcze doczekamy się bobaska, mój mąż systematycznie robi badania, umawia się do lekarzy na wizyty, pije najgorsze świństwa. Czasami naprawdę jest mi go żal, ale gdzieś w głębi duszy wierzę że w końcu doczekamy się bobaska, bo oboje tego bardzo pragniemy, a On ze swojej strony naprawdę bardzo się stara. Moja mam nadal nic o tym nie wie i On również nie wie o tych jej pomysłach i myślę, że tak jest lepiej, czasami im mniej się wie, tym mniej boli. Gdybym jeszcze raz miała podjąć tą decyzję, wiedząc do przodu co nas czeka, podjęłabym ją bez chwili wahania, gdyż wiem, że jestem z naprawdę wyjątkową i wartościową Osobą :lov2:

Pozdrawiam Was serdecznie i trzymam za Was kciuki, bo jesteście naprawdę wyjątkowi :) :)
Awatar użytkownika
UltraMaryna
Posty: 75
Rejestracja: 19 cze 2008 00:00

Post autor: UltraMaryna »

Droga Niezapominajko123,
mocno się wzruszyłam, kiedy czytałam Twój post. Myślę, że Twój mąż jest szczęściarzem, że ma taką mądrą żonę, i odwrotnie. Jak widać, jeśli ludzie się naprawdę kochają, niestraszne są im wszelkie trudności. Przy takim podejściu do kwestii rodzicielstwa, jakie oboje macie, z pewnością uda wam się stworzyć wspaniała rodzinę dla Waszego bobaska, ktorego - wierze w to mocno - będziecie mieli!
Trzymam za Was kciuki,
UltraMaryna
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Muszę o tym porozmawiać”