Dzieci ...
Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa
-
- Posty: 10956
- Rejestracja: 08 gru 2002 01:00
Wracajcie szybko
I uściskajcie od nas niedźwiedzie
Gwiazdeczko - pomysł z warkoczykami na wakacje to BOMBA :!:
Ludziku bierz wszystkie kopary - nigdzie nie ma takich fajnych kopar jak Twoje - to znaczy jedna jest u nas - ta którą zostawiłeś
BAWCIE SIĘ DOBRZE, ODDYCHAJCIE SPALINAMI (u Was takich nie ma) I WRACAJCIE PEŁNI SIŁ (do pisania) :!: :!: :!: :!: :!: :!: :!: :!: :!:
I uściskajcie od nas niedźwiedzie
Gwiazdeczko - pomysł z warkoczykami na wakacje to BOMBA :!:
Ludziku bierz wszystkie kopary - nigdzie nie ma takich fajnych kopar jak Twoje - to znaczy jedna jest u nas - ta którą zostawiłeś
BAWCIE SIĘ DOBRZE, ODDYCHAJCIE SPALINAMI (u Was takich nie ma) I WRACAJCIE PEŁNI SIŁ (do pisania) :!: :!: :!: :!: :!: :!: :!: :!: :!:
Karolka, Monika i Krzyś - trójka rozbójników :) :) :)
-
- Posty: 10956
- Rejestracja: 08 gru 2002 01:00
- siwaczka
- Posty: 3267
- Rejestracja: 14 lis 2002 01:00
Z pamiętnika małego podrożnika
Dzisiaj minął czternasty dzień naszego pobytu w Kanadzie. Dlaczego teraz zaczynam opowiadać? A dlatego, że mam twardy stół i twarde krzesło. I już nie trzęsie. Do wczoraj podróżowałam domkiem na kółkach, który miał dużo uroku, ale nie nadawał się do pisania. Nawet herbatka z Ludzikowej buzi wychlipywała się, a kanapki podskakiwaly w rytm piosenki „Hej chłopcy, dziewczęta…”
Teraz siedzę sobie na twardym krześle i tak mi trochę szkoda, że kanapki już nie skaczą po papierowym talerzyku, i że herbata nie ucieka z Ludzikowej buzi. I warkoczyków mi szkoda, których razem z mamą miałyśmy na głowie ponad sto, albo i więcej. Mama powiedziała, że właśnie z okazji zamieszkania na stałym lądzie warkoczyki komisyjnie zostaną rozplecione.
Ciągle sobie siedzę …
Na początku naszej wyprawy mama powiedziała, że na każdej wycieczce obowiązują żelazne zasady postępowania, które należy przestrzegać, jeżeli chcemy żeby wycieczka była udana. Na naszej wycieczce obowiązywały trzy żelazne zasady.
Pierwsza zasada: Trzymamy się razem! Choćby nie wiem co.
Druga zasada: Nie krzyczymy! Żeby nie zbudzić niedźwiedzia.
Trzecia zasada: Bawimy się dobrze! Choćby nie wiem co.
Zawsze łamaliśmy drugą żelazną zasadę i nawet mama zastanawiała się, czy jej aby nie wykreślić z regulaminu wycieczki, ale tatuś powiedział, żeby mama nie załamywała się i dala nam szansę. Mama dala nam szansę. Staraliśmy się. Serio …
Ciągle sobie siedzę … Rozmyślam …
Na lotnisko pojechaliśmy z babcią, dziadziusiem i trzema torbami wielkimi jak szafa. Nasz lot opóźnił się, bo ktoś zostawi torbę w kącie lotniska i ogłoszono alarm bombowy. Albo jakiś inny alarm. Nie pamiętam. Okazało się, że to nie żadna bomba, tylko jakaś gapa zostawiła torbę w toalecie. Potem zieloni panowie w czapkach i białych rękawiczkach dokładnie nas przeszukali i zabrali mi żółte nożyczki. Ludzikowi nic nie zabrali, ale chcieli Ludzika wziąć na osobistą, bo Ludzik wyglądał bardzo podejrzanie. Zrezygnowano jednak, bo lot miał duże opóźnienie, a Ludzik za nic nie chciał ściągnąć czapki z głowy. Mama musiała przysiąc tym zielonym panom w białych rękawiczka, że Ludzik oprócz swoich dziewczyńskich włosów nie ukrywa pod czapką nic.
W samolocie mama była blada z emocji, ja byłam czerwona z emocji, Ludzik rozkręcał wszystko co miało gwint i nawet rozkręcał to, co gwintu nie miało, a tatuś próbował nas wszystkich uspokoić. Z marnym skutkiem próbował, bo mama nadal była blada z emocji, ja nadal byłam czerwona z emocji, a Ludzik rozkręcał już u sąsiada.
Lecieliśmy na wysokości 11 000 m, z prędkością 950 km/godz. Mama powiedziała, że lecimy tak wysoko, jak daleko mam do szkoły. Prędkości mama nie umiała do niczego porównać, ale kazała uwierzyć sobie na słowo, że lecimy szybciej niż potrafi jechać najszybszy samochód.
Najpierw zatkały mi się uszy, a potem widziałam oddalającą się ziemię. Była coraz dalej i dalej, a potem tylko chmury i chmury. Takie białe i cieplutkie jak pierzynka. Za oknem był szron. Widziałam trochę oceanu. To wszystko trwało z osiem godzin. Potem ziemia przybliżyła się nagle i poczułam miękkie lądowanie. Biłam brawo! Ludzik bil i tata i mama. Mama biła najgłośniej z całego samolotu. Mama była taka szczęśliwa, że już wylądowaliśmy.
Stanęliśmy na kanadyjskiej ziemi słynącej z syropu klonowego i Domu Ani na Zielonym Wzgórzu.
Rozpoczęła się wielka przygoda …
Tak bardzo się cieszę, że już jestem między swemi :cmok:
Dzisiaj minął czternasty dzień naszego pobytu w Kanadzie. Dlaczego teraz zaczynam opowiadać? A dlatego, że mam twardy stół i twarde krzesło. I już nie trzęsie. Do wczoraj podróżowałam domkiem na kółkach, który miał dużo uroku, ale nie nadawał się do pisania. Nawet herbatka z Ludzikowej buzi wychlipywała się, a kanapki podskakiwaly w rytm piosenki „Hej chłopcy, dziewczęta…”
Teraz siedzę sobie na twardym krześle i tak mi trochę szkoda, że kanapki już nie skaczą po papierowym talerzyku, i że herbata nie ucieka z Ludzikowej buzi. I warkoczyków mi szkoda, których razem z mamą miałyśmy na głowie ponad sto, albo i więcej. Mama powiedziała, że właśnie z okazji zamieszkania na stałym lądzie warkoczyki komisyjnie zostaną rozplecione.
Ciągle sobie siedzę …
Na początku naszej wyprawy mama powiedziała, że na każdej wycieczce obowiązują żelazne zasady postępowania, które należy przestrzegać, jeżeli chcemy żeby wycieczka była udana. Na naszej wycieczce obowiązywały trzy żelazne zasady.
Pierwsza zasada: Trzymamy się razem! Choćby nie wiem co.
Druga zasada: Nie krzyczymy! Żeby nie zbudzić niedźwiedzia.
Trzecia zasada: Bawimy się dobrze! Choćby nie wiem co.
Zawsze łamaliśmy drugą żelazną zasadę i nawet mama zastanawiała się, czy jej aby nie wykreślić z regulaminu wycieczki, ale tatuś powiedział, żeby mama nie załamywała się i dala nam szansę. Mama dala nam szansę. Staraliśmy się. Serio …
Ciągle sobie siedzę … Rozmyślam …
Na lotnisko pojechaliśmy z babcią, dziadziusiem i trzema torbami wielkimi jak szafa. Nasz lot opóźnił się, bo ktoś zostawi torbę w kącie lotniska i ogłoszono alarm bombowy. Albo jakiś inny alarm. Nie pamiętam. Okazało się, że to nie żadna bomba, tylko jakaś gapa zostawiła torbę w toalecie. Potem zieloni panowie w czapkach i białych rękawiczkach dokładnie nas przeszukali i zabrali mi żółte nożyczki. Ludzikowi nic nie zabrali, ale chcieli Ludzika wziąć na osobistą, bo Ludzik wyglądał bardzo podejrzanie. Zrezygnowano jednak, bo lot miał duże opóźnienie, a Ludzik za nic nie chciał ściągnąć czapki z głowy. Mama musiała przysiąc tym zielonym panom w białych rękawiczka, że Ludzik oprócz swoich dziewczyńskich włosów nie ukrywa pod czapką nic.
W samolocie mama była blada z emocji, ja byłam czerwona z emocji, Ludzik rozkręcał wszystko co miało gwint i nawet rozkręcał to, co gwintu nie miało, a tatuś próbował nas wszystkich uspokoić. Z marnym skutkiem próbował, bo mama nadal była blada z emocji, ja nadal byłam czerwona z emocji, a Ludzik rozkręcał już u sąsiada.
Lecieliśmy na wysokości 11 000 m, z prędkością 950 km/godz. Mama powiedziała, że lecimy tak wysoko, jak daleko mam do szkoły. Prędkości mama nie umiała do niczego porównać, ale kazała uwierzyć sobie na słowo, że lecimy szybciej niż potrafi jechać najszybszy samochód.
Najpierw zatkały mi się uszy, a potem widziałam oddalającą się ziemię. Była coraz dalej i dalej, a potem tylko chmury i chmury. Takie białe i cieplutkie jak pierzynka. Za oknem był szron. Widziałam trochę oceanu. To wszystko trwało z osiem godzin. Potem ziemia przybliżyła się nagle i poczułam miękkie lądowanie. Biłam brawo! Ludzik bil i tata i mama. Mama biła najgłośniej z całego samolotu. Mama była taka szczęśliwa, że już wylądowaliśmy.
Stanęliśmy na kanadyjskiej ziemi słynącej z syropu klonowego i Domu Ani na Zielonym Wzgórzu.
Rozpoczęła się wielka przygoda …
Tak bardzo się cieszę, że już jestem między swemi :cmok:
... a ja tańczyć chcę ...
-
- Posty: 10956
- Rejestracja: 08 gru 2002 01:00
-
- Posty: 3728
- Rejestracja: 29 sty 2003 01:00
- Patrycja13
- Posty: 2114
- Rejestracja: 18 paź 2002 00:00