Gałgany wojażowały - przez dwa tygodnie pławiły się w basenie pod włoskim słońcem w gronie nieco większym, bowiem pojechaliśmy w parę osób i dzieci miały spore towarzystwo.
Czy muszę pisać, że Gałgany najbardziej dawały popalić?
Tymczasem ten wakacyjny czas ja, ich matka, wykorzystywałam na przemyślenia szerszej natury inspirowane wieczornymi rozmowami przy pizzy w gronie dorosłych.
Pytanie brzmiało co my dzieci tak naprawdę wiemy o swoich rodzicach i co rodzice wiedzą o nas - zadziwiało nas to jak ta wiedza się różni, jak inny rodzice i dzieci mają punkty widzenia na przeszłość i na samych siebie.
I tak: kim są Gałgany? Hmm - znam je dość dobrze, zwariowane małpiatki, ale z całą pewnością toczą one również nieznane nam życie. Dzieje się tak dlatego, że razem z Domowym przyjęliśmy strategię, by rodzina to nie był tylko wszechwładny rodzic, który kontroluje wszystko, jedna drużyna, ale by dzieci mogły stworzyć swój własny wymykający się nam świat.
Razem stanowią siłę i siłę tę często wykorzystują przeciwko nam, zmawiając się i podejmując niecne akcje do których by się potem za nic nie przyznały, a których my udajemy, że nie widzimy.
Udajemy, że nie wiemy, że robią nas w konia podkradając słodycze na przykład. Naturalnie łatwiej by się żyło gdybyśmy grali inaczej, to znaczy rozbijali tę ich braterską solidarność, ale za nic w świecie nie chcę by dzieciaki ustawiały się do siebie bokiem a nie frontem.
Tak im mówimy: siostra i brat to najważniejszy dla ciebie człowiek poza nami i będziecie sobie towarzyszyć przez resztę lat. Więc proszę się jednoczyć.
I się jednoczą wspólnie pokazując nam język.
Wiem też, że są już na tyle sprytne by trzymać swoje tajemnice przy sobie i wiele przedszkolnych historii nie wycieka w domu. Gałganka na przykład na dar przedstawiania swojego życia w taki sposób, że wszyscy jej zazdroszczą - tak opisuje zabawki, babcię, swój dom, koty nas itp. W domu jednak nic z tego się nie ujawnia - tę wiedzę mamy od przedszkolnych mam, które potem mówią: rany a cóż to macie państwo za piaskownicę, mój syn powiedział, ze nie będzie mnie kochał jak takiej nie dostanie.
To naprawdę jest zwykła mała piaskownica.
Czasem zastanawiam się na ile moja wizja ich jest prawdziwa i jaką one mają opinię o nas - gdzie widzą słabe punkty, a co im się podoba. Czasem sobie myślę, że są sprytniejsze niżby się kto domyślił, a czasem sama się śmieję, na myśl jak to będzie gdy będą już duże i zacznie się konfrontowanie ocen. Ta wizja bawi mnie szczególnie - wyobrażam sobie co będzie gdy do nich dotrze, że w chwili gdy miały mamę za szaloną ogrodniczkę i dzielną sprzątaczkę, ona, mama, pracowicie i z pasją mordowała całe rzesze ludzi, nurzając je w zdradach, przestępczych spelunach i samobójczych rozważaniach, a efekt jej czarnej wyobraźni, zbiór opowiadań będzie sobie stał na półce.
Ciekawi mnie to i strasznie bym chciała, by kiedyś dzieciaki wyszły z roli i opowiedziały o sobie i swoim życiu tak jak je postrzegały, bez rodzinnego ugłaskiwania rzeczywistości.
Trochę ja na to przygotowuję - mamy w domu zwyczaj, głośno omawiany, że uczuć nie ma się co wstydzić i nie wolno ich oceniać.
Zdanie: nie płacz, nie ma o co jest zakazane, bo widać jak płacze to ma o co.
Zdanie: jestem zły na ciebie też jest w porządku podobnie jak każde inne zdania i stany, które dzieci wyrażają głośno, albo które my wyrażamy.
I jestem zachwycona kiedy męski Gałgan wydusi z siebie jakąś emocjonalną kwestię w rodzaju: tak naprawdę to jestem taki, bo jestem zły o to, że ten czy tamten się ze mną nie bawi.
Wtedy nadlatuję i mówię: rozumiem, masz prawo być zły, każdy byłby zły i cała jestem w nadzieji, że może kiedyś jak będą nastoletnie i zwariowane to też się tak otworzą.
No i to tyle co ja pamiętam z wakacji - dzieciaki natomiast eksponują Rzym, basen, swoje akrobacje w basenie i wiedeńskie wesołe miasteczko na Praterze, gdzie odchodziły od zmysłów w gabinecie strachu, a potem w wodnych zjeżdżalniach
Strasznie zmyślają przydając sobie, zwłaszcza Gałganka, dzielności za dwóch, a my im przytakujemy.
Ktoś mnie ostatnio zapytał, jakie edukacyjne cele sobie stawiamy i czy dzieci mają prywatne lekcje angielskiego.
Uśmiałam się - cel mam taki, żeby każde z osobna lubiło siebie i świat - powiedziałam, ale też nie miałam się czym popisać, bo dzieci po angielsku to tylko hallo.
No ale rozejrzę się za tenisem dla Gałgana - ktoś o dużej sportowej wiedzy obejrzawszy jak Gałgan bawi się piłką zapytał ile już lat to dziecko trenuje, a potem zdumiał się, że wcale. Bo jak wcale to ma wielki talent, bo coś tam ręką mu dobrze chodzi i postawa jakaś tam też dobra i i wymach ma jakoś prawidłowy, ogólnie po prostu sportowy brylant.
Spuchłam z dumy.