Blokada psychiczna

Archiwum forów "muszę o tym porozmawiać"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Awatar użytkownika
fenix
Posty: 2275
Rejestracja: 18 lut 2005 01:00

Post autor: fenix »

Haniaaa, bardzo mądrze to napisałaś. Ja od siebie chcę dodać tylko to, że Pan Bóg nie obiecywał nam szczęścia na tym świecie, ale na następnym, tym po śmierci.

Agi27, ja to rozumiem, nawet bardzo dobrze. Mi samej zaciskało się niejednokrotnie serce, kiedy widziałam dzieci "niechciane" (czytaj nieplanowane). I może pojawiły się właśnie dlatego, aby uzmysłowić ich rodzicom, że nie mogą żyć tylko dla siebie, aby dowiedzieli się, jak łatwo można oddać swoje życie i serce takiej kruszynce, albo dlatego by stali się lepszymi, bardziej odpowiedzialnymi ludźmi. Wierzę, że Bóg ma swoje powody. Tak samo w stosunku do ludzi nie mogących mieć dzieci. Walka o maleństwo uczy pokory wobec życia, cierpliwości. Zaczynamy dopiero wtedy zdawać sobie sprawę z tego jakim cudem jest poczęcie i urodzenie dziecka, kiedy sami nie możemy tego doświadczyć. Może po to wszystko? A może nigdy nie będzie nam dane tego zrozumieć?

Ja w takich chwilach czytam wiersz Twardowskiego, który mi bardzo pomaga się zdystansować do życia. To jego fragment:

"gdyby wszyscy mieli po cztery jabłka
gdyby wszyscy byli silni jak konie
gdyby wszyscy byli jednakowo bezbronni w miłości
gdyby każdy miał to samo
nikt by nikomu nie był potrzebny

dziękuję Ci że sprawiedliwość Twoja jest niesprawiedliwością
to co mam i czego nie mam
nawet to czego nie mam komu dać
zawsze jest komuś potrzebne

...

nierówni potrzebują siebie
im najłatwiej jest zrozumieć że każdy jest dla wszystkich
i odczytywać całość"
"Ucz się czekać. Albo zmienią się rzeczy albo twoje serce" -J.M. Sailer
Awatar użytkownika
persefona
Posty: 49
Rejestracja: 11 lut 2004 01:00

Post autor: persefona »

Witam,

Weszłam przez przypadek na ten wątek, zaintrygował mnie swoja treścią... U nas to klasyczny przypadek nieywjaśnionej przyczyny nieplodnosci. Wszytkie wyniki hormonalne, posiew, cytologia prawidłowe potem HSG - jajowody drożne, potem badnaie na antygeny w osoczu krwi - o.k., wyniki meza klasyczne, mozna rzec ze wzorcowe. Ja nie mam jajnikow ktore by wskazywaly na PCO, jedyny szkopuł to brak owulacji, ktorą trudno wystymulowac - dlaczego tak sie dzieje - nikt nie jest w stanie mi odpwoiedziec na to pytanie. I juz sama nie wiem, czy to blokada psychoczna, bo byl taki okres (grugie półrocze poprzedniego roku), ze zupelnie o tym nie myslalam, nie stymulowalam sie lekami, chcialam sprawdzic nature, w momencie kiedy nawet nie wiedzilam jaki jest dzien cyklu....i tez nic... Wiec nie potrafie sobie inaczej tego wytlumaczyc jak wlasnie PLAN BOZY...Jestem osoba wierzącą i postanowilismy ze pojedziemy na rekoleksje dla malzenstw, moze tam znajdziemy odpwoiedz na nurtujace nas pytania.... Jedziemy za tydzien, jelsi ktos chce dołączyc to zapraszam, do Sulejowka pod W-wa na weekend 13-15 maja. Wierze, ze Bog jelsi nie odpowie mi na pytanie, to niewatpliwie da mi sile do pokonania kolejnych prob..a ile jeszcze przede mna?
persefona
Awatar użytkownika
Agi27
Posty: 2400
Rejestracja: 13 kwie 2005 00:00

Post autor: Agi27 »

haniaaa pisze:sama jestem poszukująca w kwestii wiary, wiem jednak, że krzyż jest podstawą chrześcijaństwa, a katolicyzmu zwłaszcza. Jezus też nie miał życia usłanego różami: prześladowania, cierpienie, w końcu straszliwa śmierć. Dlaczego więc my tak bardzo domagamy się szczęścia bez jednej chmurki, a kiedy życie nas doświadcza, uważamy, że to niesprawidliwe i jakoby niezgodne z religią?
Dla mnie szukanie sensu w cierpieniu jest lepsze niż dziecinne tupanie nogą i obrażanie się na Boga, że stawia mi na drodze przeszkody...
Oczywiście nie jestem masochistką, która lubi cierpieć, po prostu nie uważam, że wszystko mi się należy, a Bóg jest kelnerem, który przynosi zamówione dania.
Pozdrawiam :)
Haniaaa to dobrze że widzisz sens w cierpieniu. Tak jest łatwiej...
W moim życiu (od jakiś 5 lat), nie wiele się układa...I nie tylko chodzi tu o tak bardzo chciane dzieciątko...
Ale tak jak mówiłam NIE MAM SIŁY JUŻ ROZUMIEĆ dlaczego tak się dzieje.
Wcale nie wymagam żeby życie było "bez jednej chmurki".
Ja tylko chce by tak jakoś "kleiło się w całość".
Przyznam jednak że źle by było w nic nie wierzyć. Jednak niestety powątpiewam w to MIŁOSIERDZIE BOŻE, ponieważ okazywanie miłości i skazywanie na cierpienie NIE IDĄ MI W PARZE.
Jak już mówiłam KOCHAM SWOJE DZIECKO i nieba bym mu przeychyliła, a NIE UCZYŁA ŻYCIA poprzez CIERPIENIE...

I żadne spotkania małżeńskie mi tu nie pomogą ( a wręcz przeciwnie...)

Serdecznie pozdrawiam
Awatar użytkownika
Dagi28
Posty: 33
Rejestracja: 19 kwie 2004 00:00

Post autor: Dagi28 »

Witam i ja....

coz mam napiasc oproz tego, ze moim problemem tez jest juz blokada psychiczna, bo coz innego??

Staram sie o drugie dziecko 3,5 roku.Pierwsza udana ciaża w 1 cyklu staran, kolejna proba i tez od razu, jednak biochemiczna.Potem roznie bylo, albo niedroznosc, albo PRL za wysoka, albo nasienie nie takie, a mimo to kolejn ciaża-bez zarodka.To był dfziwny cykl, bo pierwszy, kiedy uwazalam i cąży nie powinno byc.

od tamtej pory mineło juz prawie 1,5 roku.Ostatnia rzecza jaka zrobiłam to laparoskopia, ktora potwerdzila, ze- nie ma przyczyny wyraznej.Maż wyniki ok, ja hormony i takie tam tez super...wiec dlaczego??

Wierze w tą blokad, wciaż wokolo słysze o niej, ze za bardzo chce, ze musze wyluzowac.Rozpoczynam budowe domu, koncze awans w pracy, naprawde staram sie myslec i czyms innym.Damianek idzie do 1 klasy...a jednak-to wszystko pozory.Blokada zzera nas i niestety jest to najgosza nieplodnosc z jaką przyszlo nam walczyc.

Ja obecnie ustalam nowy plan działania- jeszcze wiekszy luz, bez temperaturek, bez cudownych testow owulacyjnych, ale z tego??I tak nie robie tego juz od jakiego czasu, a wciaż sie nie udaje.

Zycze wszystkim- szybkiego odblokowania sie, bo szkoda czasu, lata lecą...
po 8 latach walki - Ania 3 latka
Mama Damianka-15,5 lat i..(*)(*)
Awatar użytkownika
Agi27
Posty: 2400
Rejestracja: 13 kwie 2005 00:00

Post autor: Agi27 »

Dagi28 Po przeczytaniu twojego postu widzę wiele wspólnego jeśli chodzi o moje życie. Ja mam 27 lat, mam córkę ktora ma teraz 9 lat, z mężem staramy się o drugie dziecko już od dawna, jednak teraz dopiero zaczynam się porządnie martwić. Lata lecą i na upływający czas patrzę z niepokojem.
Właściwie narazie niezrobilam żadnych konkretnych badań które wytłumaczyły by mi dlaczego tak się dzieje że nie mogę zajść w ciąże (Tłumacze sobie że niby czemu miały by być jakieś problemy TERAZ skoro wcześniej nie bylo z tym NAJMNIEJSZEGO PROBLEMU).
Dodam że ciąża była nieplanowana, a udało się w takie dni że właściwie powinna być wykluczona. No cóż, teraz biegam z termometrem i wyliczam najodpowiedniejsze dni a i tak nic z tego nie wychodzi (Czasami myślę że jestem żałosna...).
Wprawdzie miałem cysty na jajniku ale po terapi hormonalnej znikły. Lekaż NIE POWIEDZIAŁ mi jednoznacznie czy to mogło być powodem problemów z zajściem w ciąże.
Dagi28 myślalam że jestem odosobnionym przypadkiem kobiety która ma jedno dziecko a z drugim zajściem sa problemy. Śmiesznie to może brzmi ale czasami tak właśnie to odczuwałam...
Mam córkę którą bardzo kocham, jednak chciałam dać jej rodzeństwo (tak bardzo chce...).
powiem jeszcze że dokąd nie zaczeliśmy z mężem starać się o dzicię , trwałam w przekonaniu że wystarczy kochać się w odpowiednie dni I NIE MA SIŁY ŻEBY SIĘ W CIĄZE NIE ZASZŁO, ależ było moje zdziwienie kiedy prawda okazała się zdeka inna...
o niczym innym nie myśle tylko o tej właśnie sprawie... Ale chyba mam jeszcze trochę czasu no nie? Tak do 35lat to spokojnie można prubować?

Mocno Cie pozdrawiam!
:cmok: :cmok: :cmok:
Awatar użytkownika
Dagi28
Posty: 33
Rejestracja: 19 kwie 2004 00:00

Post autor: Dagi28 »

wiesz..myslałam tak samo, jak ty..jak zaszlam z pierwszym bez problemu, to wystarczy sie kochac i bedzie druge.Tak jednak nie jest.Nikt by nie uwierzyl, ze to jest mozliwe, a jednak..jest nas wiecej.Znam wiele takich osob, jak my.I jest mi przykro, ze nie moge tak poprostu byc w ciaży, dac mezowi szanse posiadania jeszcze jednego dziecka, a synkowi-posiadania brata i siostry.
a co do wieku...no coz, mamy czas, bo mamy dopiero 29 lat, albo juz 29 lat i mało czasu.Zawsze chcialam 3 dzieci, takie bylo zalozenie i mam nadzieje, ze sie spelni...
A to, ze mamy wtorną niepłodnosc nie oznacza, ze mniej cierpimy niz te, co mają pierwotną.I tez mozemy sie blokowac.
Tylko co nas blokuje??moze to, ze boimy sie kolejnej ciaży, a moze kolejnego poronienia??

zycze cie....szybkiego przelamania :D
po 8 latach walki - Ania 3 latka
Mama Damianka-15,5 lat i..(*)(*)
Awatar użytkownika
iwan
Posty: 187
Rejestracja: 21 lis 2003 01:00

Post autor: iwan »

Próbuję zajść w ciążę od 5 lat. KIedyś miałam szkołę, studia staż...... Mówiłam,że dziecko to w tych latach luksus, na który będę mogła sobie pozwolić za jakiś czas. Teraz już mogę pozwolić sobię na parę takich luksusów tylko nadal nic z tego nie wychodzi. Może nie każdy musi mieć jacht? Odnośnie blokady psychicznej. Powiem Wam,ze wg. mojej mamy to nasz główny problem. A Ona naprawdę trochę się na tym zna. Tylko co z tego, bo jak kulawemu wytłumaczyć żeby cieszył się z braku nogi??? Jak można myśleć,ze się nie chce jak się chce tak bardzo, ze to aż boli?
Mam dość silną psychikę i faktycznie zastanawiam się czy nie zablokowałam tej ciąży. Myślę też, że czasami można sobie pewne sprawy "wywróżyć" Kiedyś, jeszcze przed ślubem zastanawiałam się nad tym, że się zabespieczamy przed ciążą, bo są studia potem praca, a co jak nie będziemy mogli mieć dzieci? I co? Czyżbym była wróżką? Mój mąż mówił wtedy "to nic pojedziemy do Białegostoku" Też wróżka Tylko,że jeździmy do Warszawy. Może pewne rzeczy przytrafiają się nam życzeniowo? Tak czy inaczej postaram się zrobić wszystko co mogę , na co mnie stać, wykorzystać szansę jaką daje medycyna aby być w ciąży. Bo chyba bym sobie nie wybaczyła, ze nie dłam sobie szansy jak jeszcze ją miałam. Mimo dylematów moralnych odnośnie woli Boga i nie wyrażania zgady na pewne zabiegi przez Kościół i tak spróbuję. Bo kto słyszy Boga? Na razie wierzę, że ON chce abym miała dzieci. Aga
Awatar użytkownika
mirka1
Posty: 179
Rejestracja: 18 mar 2005 01:00

Post autor: mirka1 »

pozwole sobie wtracic swoje trzy grosze. Jestem przypadkiem potwierdzajacym teze o blokadzie psychcznej - tak mysle z perpektywy czasu. Otoz ja od poczatku czyli 22 roku zycia wiedzialam, ze moja droga do dziecka bedzie poprzez IVF ( kompletnie niedrozne jajowody po stanie zapalnym). Maz mnie uspokajal, pojedziemy do Bialegostoku i juz - innym sie udaje to i nam sie uda, to przeciez proste. Skoro to takie proste to wcale sie zbytnio nie spieszylismy i pojechalam jak mialam 30 lat. W duchu jednak przez caly ten czas myslalam - proste, proste, ale co bedzie jak sie nie uda? No i nie udalo sie, ani za pierwszym razem, ani drugim itd. Wszyscy nam gratulowali przepieknych zarodkow, zadnych problemow z hormonami nie mialam, maz doskonale nasienie i nic. Mam wprawdzie slaba sluzowke, ale nie na tyle, zeby wykluczalo to zajscie w ciaze ( przy gorszej sluzówce mamy ciąze pocieszano mnie , i co z tego dalej nic). Zbadalam immunologie, przecwiczylam szczepienia i wciaz nic, nasze przepiekne zarodki nie mogly sobie u mnie znalezc miejsca. Sukcesywnie popadalam w amok chyba - obsesje zajscia w ciaze - nie bede opisywac, bo jest to stan tu na forum powszechnie znany. Stalam sie monotematyczna, jedyny temat z mezem to a moze tego sprobujemy albo tamtego, pojawil sie tez watek adpocji. Tak naprawde w koncu przestlam wierzyc , ze mi sie uda, oczywiscie byly pytania, dlacze wlasnie ja, odwracanie glowy na widok kobiet z dziecmi lub co gorsza tatusiow. No i zaczal sie kryzys malzenski i to bardzo powazny. Do zabiegu ICSI podeszlam tylko dlatego, ze znow zrobilismy wszystkie badania, byly kupione leki na stymulacje i jakos glupio mi bylo poinformowac lekarza, ze ja juz chyba nie chce, bo nie moge sie mezem dogadac. Tak wiec bralam te leki nie przestrzegajac czesto godzin podania, czasem zapominajac o jakiejs tabletce, oczywiscie po transferze do samego testu wcale nie myslalam, ze mi sie uda czy nie , bo moja glowa byla calkowicie zaprzątnieta malzenskimi problemami. Dodatkowo wyjazd sluzbowy, test robilam za granica. Nie wsluchiwalam sie w swoj organizm, nie doszukiwalam sie objawow ciazy, zreszta i tak ich nie bylo. W ogole nie myslalam o ciazy, a jesli juz to raczej w kategoriach co bedzie jesli mi sie uda - bo ja nie jestem z tych co sądza, ze dziecko moze uzdrowic związek. Bylam szczerze zaskoczona jak zobaczylam 2 kreski - udalo sie za dziesiątym transferem, po 6 latach. Tyle historii....

Na koniec dodam, ze nie da sie wylaczyc myslenia, nie wierze tez w zadne terapie. O tym sie mysli czy sie chce czy nie i nawet jak myslisz, ze nie myslisz to i tak myslisz. Są natomiast zdazenia, ktore powoduja, ze przewartosciowuja sie priorytety - taki kopniak co zaboli mocniej w innym miejscu niz to, ktore boli na codzien - na zasadzie uderz sie w glowe, to przestanie cie reka bolec - i w to wierze.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich starajacych sie i zycze zeby Wam sie udalo i bez jakichkolwiek dodatkowych kopniakow
Awatar użytkownika
Aknah85
Posty: 299
Rejestracja: 02 lip 2005 00:00

Post autor: Aknah85 »

witam... dziś jak zwykle nie jest mi za wesoło... znowu mam @... a już tak wierzyłam że będzie dobrze... staram sie już od 2 lat o dzidziusia...ale niestety nie ma żadnych pozytywnych efektów :( sama nie wiem czy prócz tego że mam endometrioze , torbiele na jajniku i tylko 40 % szans na ciąże i to przy pomocy różnych leków i nienaturalnych metod.. dochodzi jeszcze do tego blokada psychiczna... wszyscy mówia mi że mam się wyluzowaći zapomniec ale tak sie nie da. skoro cały czas robi sie jakies badania bierze leki i chodzi przynajmniej 4 razy w miesiacu do lekarza.... jak tu nie mysleć??? poza tym zawsze chciałam miec dzieci... nie miałam nigdy innych marzeń tylko to.... niektórzy maja marzenia żeby skończyć studia gdzies wyjechac...a ja nie... i chociaz skończyłam studia to nie chciałam starac sie o dziecko jak wiekszośc osób dopiero po studiach. Wzielismy ślub z mężem na 3 roku i zaczeliśmy starania ale wtedy właśnie okazało sie że mam takie problemy... i jak tu sie nie martwić jak tu nie mysleć... skoro całe życie marzyło sie o dziecku... bardzo często jest mi smutno a najbradziej gdy znów dopada mnie @.czesto pytam też Boga dlaczego ... i ciągle nie moge sie z tym pogodzić co mnie spotkało... i nie mogę zrozumiec tego Bożego planu...może kiedyś przyjdzie taki czas że dotrze do mnie jego sens...
Awatar użytkownika
ruda30-30
Posty: 139
Rejestracja: 18 lis 2005 01:00

Post autor: ruda30-30 »

Ja myślę,że blokada psychiczna może puścić dopiero wtedy jak się ma wszystkiego dość.Badań,leków,kolejnych nieudanych prób itd.Kiedy człowiek poprostu nie ma sił tego wszystkiego już dalej ciągnąć i sobie odpuszcza.Bo wcześniej to nie sądzę żeby można było siebie oszukac i wmawiać sobie,że"od dzisiaj przestaję się starać".
My staramy się 3 lata.Również nie ma u nas konkretnej przyczyny.Na razie jeszcze mam nadzieję i wciąż chcę próbować ale myślę,że kiedyś przyjdzie moment załamania i rezygnacji.I może paradoksalnie właśnie wtedy się uda...
Awatar użytkownika
sabi
Posty: 416
Rejestracja: 22 lis 2003 01:00

blokada

Post autor: sabi »

witajcie
postanowiłam wyciągnąć ten wątek bo w pewnym sensie problem tutaj poruszony dotyczy również mnie
chciałam Was zapytać, ponieważ pisałyście, że korzystacie z pomocy psychologów
czy możecie mi kogoś polecić z Warszawy?
po 3 latach leczenia muszę odpuścić, wyciszyć się i poszukać pomocy własnie u psychologa
będę wdzięczna za każdy namiar
starania od sierpnia 2002, po 3 IUI, dostinex + glucophageXR + euthyrox, decyzja o IVF, 13.10 transfer 2 zarodków, synek, 19.10 transfer 2 zarodków, drugi synek :), 2012 niespodzianka - ciąża naturalna
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

Przypadkiem trafiam na ten wątek i z wielkim zdziwieniem przeczytalam na nim swoj post! 8O Teraz, po tak długim czasie, mogę do niego dopisać ciąg dalszy... Wiele się zmieniło... W sierpniu ubiegłego roku urodziłam wyczekanego synka. Wszystko, co z nim związane tak bardzo mnie oderwało od rzeczywistości i oddaliło od dawnego smutku... Czas starań i cały ten dramat wymazał się trochę z pamięci i zbladł...

Teraz mogę Wam napisać, jak doszlo do tego, że zostałam mamą:
Leczylismy się w nOvum, zrobiliśmy tam mnóstwo badań (wszystkie ok), przeszłam 4 IUI. Nie dało się ustalić, co bylo przyczyną naszych niepowodzeń. Od wiosny ' 04 cały mój wysiłek postanowiłam włożyć właśnie w "odblokowanie się", cokolwiek by to nie znaczyło... Na początku wydawało mi się absolutnie niemożliwe, żebym mogła "zapomnieć", "wyluzować się", "nie myśleć" itp. Jak można wmawiać sobie, że nie chce się dziecka, jeśli się go tak bardzo chce, że aż nie wychodzi??? Postanowiłam zagłuszyć takie myśli i tak sobie organizowałam czas, żeby mieć go jak najmniej, ale żeby atrakcje, które sobie wynajduję posłużyły mi jak najlepiej. Zmuszałam się do większej aktywności sportowej (przede wszystkim joga, rower, spacery po lesie troche tenisa, pływania - cokolwiek!), chociaż nigdy specjalnie za tym nie przepadałam. Zainteresowałam się rebirthingiem, przeszłam ustawienie metoda Hellingera i inne takie cudeńka. Chodziłam tez do pewnego "magika", który uświadomił mi przede wszystkim (poza swoim nieudokumentowanym wpływem niewidzialnej energii), że póki nie zrozumiem, że sama sobie zgotowałam taki los, bo jestem zbyt znerwicowana, zbyt "chcąca" dziecka, zbyt napięta, nie zajdę w ciążę... Radził mi przyjąć jako dewizę życiową (na jakiś czas, rzecz jasna :? ) hasło "PIEPRZYC TO!!" :hihi: i podejsc do wszystkiego z większym luzem.
Nie wyobrazacie sobie, ile kosztowało mnie wysiłku wdrożenie chociaz w części tego planu! Chociaż nie - na pewno sobie wyobrazacie, przeciez wielu z Was wydaje się to zupełnie niemożliwe do zrealizowania...
Myslę też, że bardzo pomogla mi religia i pogodzenie się z tym, co nas spotyka, próba odkrycia jakiegos sensu we wszystkim, czego doświadczamy. "Niech mi się stanie według słowa Twego" - jakoś szczególnie mocno do mnie przemawiało...
Nie wiem, w jakim stopniu, ale na pewno cały ten wysiłek nie poszedł na marne. Pod koniec sierpnia podeszlam do III IUI - kicha. Niespecjalnie to przeżyłam, takie były okoliczności stymulacji, że spodziewałam się tego. Potem parę miesięcy przerwy, wakacje na południu, prawdziwy wypoczynek bez myślenia, w końcu "co ma być, to będzie"...
Po powrocie ostra stymulacja do IV IUI, 4 pęcherzyki. Byłam pewna, że znowu się nie udało. Bez dramatyzowania, ale z rezygnacją poszliśmy na wizytę do Dubrawskiego - nie chciałam podchodzic za pół roku do INV bez badan immunologicznych. Po dwóch dniach rozbierając się w łazience aż sie zdziwiłam na widok moich piersi! Wyjątkowo "ciążowe"! Śluz też był jakis inny i dużo, w ogóle BYŁ, co przecież przed @ nie powinno sie zdarzyć...
Test, który zrobilam następnego dnia, 9 grudnia, nie pozostawiał wątpliwości! :D ALe nie było łez szczęscia. Zbyt dobrze wiedziałam, ze to jeszcze niewiele oznacza, ze to dopiero pczatek drogi do macierzyństwa. Uspokoiło mnie badanie HCG i widok pęcherzyka ciążowego.
Synka urodziłam równo po 8 miesiacach od zobaczenia dwóch kresek. Ma już ponad 5 miesięcy i każdego dnia daje nam tyle radości! Codziennie dziękuję za niego Bogu. I za ten długi czas starań o niego też, bo wiele się dzięki temu nauczyłam, wiele zrozumiałam...

Każda z nas musi przejść swoją drogę, nie ma jednej recepty, jak się "odblokować". Wiem tylko, że moc naszej podświadomości jest wielka i warto nad sobą pracować, chociaż czasami wydaje się niemożliwe pogodzenie się ze sobą i swoim losem. Patrząc na mojego synka często myślę sobie, że warto było przejść stokroć gorsze męki, byle tylko go mieć...
Niech trzyma Was przy życiu nadzieja, ze kiedyś się uda i że za jakiś czas popatrzycie na siebie tak, jak ja i inne mamy "po przejściach" patrzymy na swoje historie, mając już ciążę i szczesliwy poród za soba...
Awatar użytkownika
Lozi
Posty: 217
Rejestracja: 13 sty 2006 01:00

Post autor: Lozi »

Witam, jestem pierwszy raz na tym wątku. Cieszę się, że istnieje. Właściwie to jestem z tym wszystkim trochę sama chociaż mąż bardzo się angażuje. Ale pierwszy raz w życiu nie chcę od niego usłyszeć, że wszystko będzie dobrze. Chcę usłyszeć, że będziemy walczyć, badać się, szukać. Ja nie znoszę bezczynności a to "będzie dobrze" tak mi się kojarzy. Podobają mi się Wasze wypowiedzi o blokadzie psychicznej. Chyba zmuszę do przecztania tego moją mamę, która sztywnieje jak zaczynam mówić o lekarzu czy leczeniu. Jej zdaniem za dużo o tym rozmyślam. Paradoksalnie lepszy kontakt pod tym względem mam z teściową, która wszystkiego spokojnie i ze zrozumieniem słucha.
Taka sytuacja zdarzyła mi się pierwszy raz w życiu. Boję się, że zniosę jeszcze tylko trochę ze storny mamy (dodam że mieszkamy z rodzicami)
pozdrawoam
Awatar użytkownika
Marbellka
Posty: 167
Rejestracja: 11 gru 2005 01:00

Post autor: Marbellka »

Lozi, dobrze, że piszesz. Tutaj na pewno znajdziesz zrozumienie i akceptację. Co do męża, to pewnie juz tak mają faceci. Mój mąż też mówi mi, że wszystko będzie dobrze i że na pewno jeszcze będę mamą. Czasami tak jak Ty wolałabym usłyszeć, że powinniśmy walczyć i się nie poddawać. Myślę, że Twój mąż też bardzo się tym przejmuje, ale nie chce Ci tego okazać, bo nie chce abyś się stresowała... Mój tez taki jest. Niewiele mówi, ale wiem, że to bardzo wrażliwy człowiek i tak samo jak ja bardzo pragnie tego dziecka. Zauważyłam też, że panowie czasami gubią się w tych wszystkich pomiarach, wykresach, wynikach badań, stymulacjach itp. To tez dla nich absolutna nowość z którą muszą się oswoić, poznać i nauczyć. Głowa do góry! Pozdrawiam Cię serdecznie.
Awatar użytkownika
Lozi
Posty: 217
Rejestracja: 13 sty 2006 01:00

Post autor: Lozi »

Marbellka, piękna dziękiza odpowiedź. Cieszę, że nie tylko ja tak mam.
Pozdrawaim pa pa
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Muszę o tym porozmawiać”