Śmierć bliska czy daleka?
Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa
- ika_28
- Posty: 258
- Rejestracja: 15 mar 2003 01:00
Śmierć bliska czy daleka?
Dzisiaj kiedy zmarszczki to tragedia, kiedy walczymy z upływającym czasem nie ma miejsca nawet na to, zeby pomysleć o końcu życia, mówić nikt się nie ośmiela. We wszechobecnym kulcie na młodość, na wieczność, zagubiło sie poczucie, ze śmierć jest obok nas, że nas dotyczy. Własnie śmierć dotyczy każdego z nas, to chyba jedyne co nas spotka na pewno.
Po smierci synka przestałam się bać tego magicznego słowa.
Czym jest dla was śmierć bliskich, tych najbliższych? Kiedy ktoś umiera to czy odwracamy się i uciekamy?
Czy myslicie czasem o śmierci? Czy z tym jest zwiazany lęk czy pogodzenie?
Zdaje sobie sprawę z tego, ze temat jest trudny, ale też tylko sztucznie w obecnych czasach zdemonizowany.
Po smierci synka przestałam się bać tego magicznego słowa.
Czym jest dla was śmierć bliskich, tych najbliższych? Kiedy ktoś umiera to czy odwracamy się i uciekamy?
Czy myslicie czasem o śmierci? Czy z tym jest zwiazany lęk czy pogodzenie?
Zdaje sobie sprawę z tego, ze temat jest trudny, ale też tylko sztucznie w obecnych czasach zdemonizowany.
- isabel77
- Posty: 583
- Rejestracja: 13 paź 2003 00:00
Nie boję się swojej śmierci jeśli będzie szybka i bezbolesna. Przeraża mnie bardziej taka w cierpieniu, kiedy trzeba być zależnym od kogos i tylko czeka sie na ten dzień kiedy odejdzie sie z tego świata.
Na pewno wielkim przeżyciem jest dla rodziców śmierć bliskich, szczególnie kiedy jest powolna i w cierpieniu.
Ale człowieka taki jest los, że nie tylko spotykają go same radości ale i smutki. Ale to już od niego zależy czy po nieszczęściu jakie go spotka zdoła sie podnieść.
Na pewno wielkim przeżyciem jest dla rodziców śmierć bliskich, szczególnie kiedy jest powolna i w cierpieniu.
Ale człowieka taki jest los, że nie tylko spotykają go same radości ale i smutki. Ale to już od niego zależy czy po nieszczęściu jakie go spotka zdoła sie podnieść.
- haniaaa
- Posty: 859
- Rejestracja: 02 cze 2003 00:00
Ika, dzięki za ten temat - taki inny niż pozostałe... Ja jestem z tych, co czasem myślą o śmierci. A może nawet nie tyle o śmierci, co o sensie życia. I zastanawiam się, gdzie on jest i co naprawdę jest w tym naszym życiu ważne. Jak przeżyć życie, żeby kiedyś pomyśleć sobie: Tak, moje istnienie na tym świecie miało sens. I wcale nie uważam, że sens życiu nadaje spłodzenie dziecka - to czysta biologia. A wracając do śmierci... Miałam taki moment w życiu, kiedy żyłam w cudownie pełny sposób. Nie miało to nic wspólnego z obiektywną oceną mojego życia - byłam tuż po poronieniu, nie wiedziałam, czy będzie praca w przyszłym roku itp. Po prostu zaczęłam żyć bez przyszłości, bez planów, bez marzeń - tylko tym, co tu i teraz. I wiesz, że wtedy właśnie przestałam bać sie śmierci? I byłam naprawdę szczęśliwa! Chyba ludzie, którzy żyją pełnią życia, nie boją się umierania...
Zgadzam się też, Iko, że śmierć jest tematem zgrabnie przez współczesnego człowieka omijanym. Oczywiście człowieka Zachodu. Ludzie próbują ochronić się przed nią w jakiś idiotyczny sposób - podciągając sobie skórę czy odsysając tłuszcz, a tymczasem rozwiązanie jest zupełnie gdzie indziej. Właśnie w akceptacji śmierci. A zaakceptować ją może tylko ktoś, kto akceptuje swoje życie i ma poczucie spełnienia. Takim człowiekiem chciałabym kiedyś być, ale nie bardzo wiem, w którą stronę pójść...
Pozdrawiam
Zgadzam się też, Iko, że śmierć jest tematem zgrabnie przez współczesnego człowieka omijanym. Oczywiście człowieka Zachodu. Ludzie próbują ochronić się przed nią w jakiś idiotyczny sposób - podciągając sobie skórę czy odsysając tłuszcz, a tymczasem rozwiązanie jest zupełnie gdzie indziej. Właśnie w akceptacji śmierci. A zaakceptować ją może tylko ktoś, kto akceptuje swoje życie i ma poczucie spełnienia. Takim człowiekiem chciałabym kiedyś być, ale nie bardzo wiem, w którą stronę pójść...
Pozdrawiam
- ika_28
- Posty: 258
- Rejestracja: 15 mar 2003 01:00
Haniu chyba w tym własnie tkwi strach przed umieraniem: mamy tyle wspaniałych rzeczy, cudowną rodzinę, przyjaciół, tyle planów, tyle do zrobienia ze aż żal umierać. Chyba czasem plącze sie nam, że nie zyjemy dla czegoś tylo po coś.
Zanim jeszcze zrozumiałam, ze można umrzeć dobrze własnie w każdej chwili tu i teraz byłam pełna leku przed śmiercią. Uwolnienie sie od tego lęku było ulgą.
Zanim jeszcze zrozumiałam, ze można umrzeć dobrze własnie w każdej chwili tu i teraz byłam pełna leku przed śmiercią. Uwolnienie sie od tego lęku było ulgą.
- haniaaa
- Posty: 859
- Rejestracja: 02 cze 2003 00:00
Iko, z Twojej wypowiedzi wynika, że śmierci boją się szczęśliwi, a ja jestem całkiem odmiennego zdania. Według mnie PRAWDZIWIE szczęśliwi i wolni ludzie nie boją się śmierci. Piszę prawdziwi wielkimi literami, bo nie chodzi tu o szczęście pozorne, zależne od ludzi i rzeczy (rodzina, przyjaciele itd.). Kiedyś byłam bardzo blisko filozofii Wschodu i choć teraz niestety znowu się od niej oddaliłam i zaczęłam uzależniać swoje szczęscie od faktów, które nastąpią (czyt. dziecka), to pamiętam swoje doświadczenia z tamtego okresu, to była autentyczna WOLNOŚĆ. Boję się, że Twój brak strachu przed śmiercią wynika z nieszczęścia, cierpienia... Chciałabym się mylić, napisz coś więcej na ten temat, chętnie poczytam! Pozdrawiam Cię serdecznie!
- isabel77
- Posty: 583
- Rejestracja: 13 paź 2003 00:00
Troszkę przesadzacie z Tą śmiercią...
Ja nie myślę o niej bo mam dla kogo żyć, mam kochającego męża. NIe mamy jeszcze ale mamy siebie... Bywa że jak jest źle to człowiekowi nie chce się "żyć". Ale staram sie nie myśleć o tym co będzie jutro. Czy będę na tym świecie czy nie.... Po prostu żyję dniem dzisiejszym...
Tak to już jest że jeden przychodzi na ten świat a drugi umiera. Taka jest kolej życia... i lepiej się z tym pogodzić mimo że bywa nieraz bolesne...
Moja babcia mawiała że jak rodzi sie dziecko należałoby zapłakać bo nigdy nie wiadomo jak jego drogi się potoczą a jak ktoś umiera to uśmiechnąć się że odszedł do świata gdzie ma lepiej...
Ja nie myślę o niej bo mam dla kogo żyć, mam kochającego męża. NIe mamy jeszcze ale mamy siebie... Bywa że jak jest źle to człowiekowi nie chce się "żyć". Ale staram sie nie myśleć o tym co będzie jutro. Czy będę na tym świecie czy nie.... Po prostu żyję dniem dzisiejszym...
Tak to już jest że jeden przychodzi na ten świat a drugi umiera. Taka jest kolej życia... i lepiej się z tym pogodzić mimo że bywa nieraz bolesne...
Moja babcia mawiała że jak rodzi sie dziecko należałoby zapłakać bo nigdy nie wiadomo jak jego drogi się potoczą a jak ktoś umiera to uśmiechnąć się że odszedł do świata gdzie ma lepiej...
- haniaaa
- Posty: 859
- Rejestracja: 02 cze 2003 00:00
Isabel dlaczego przesadzamy, to po prostu nowy wątek na temat, o którym też czasem warto pogadać. Zresztą my chyba rozmawiamy bardziej o sensie życia niż śmierci. Świat nie kończy się na reklamie płatków śniadaniowych i pragnieniu różowego bobasa (choć chcę dzidzię bardzo, bardzo :spineyes: ), przynajmniej nie ten mój... I ja też, jak Ty, mam dla kogo żyć, i nie mam zamiaru popełniać w najbliższym czasie samobójstwa , ale to wcale nie przeszkadza mi podchodzić do życia troszkę bardziej refleksyjnie, taka już jestem. Ika, podoba mi się szczególnie jedno zdanie z Twojej wypowiedzi: "Chyba czasem plącze sie nam, że nie żyjemy dla czegoś tylko po coś". Czy czytujesz Coelho? Pozdrawiam obydwie Panie.
- anna27
- Posty: 6
- Rejestracja: 22 kwie 2004 00:00
Witajcie
Ja boję się śmierci, może dlatego że moi rodzice mają już po 70 i wiem że kiedyś śmierć przyjdzie i zabierze mi najbliższe osoby boje się tego
Natomiast nie przeraża mnie to że się starzeję że mam bardzo dużo siwych włosów czy zmarszczek śmierć kojarzy mi się z utratą bliskich
wiem że tam po drugiej stronie musi być lepiej bo tutaj jest więcej łez niż radości chociaz są i chwile radosne.
Pozdrawim
Anna27
Ja boję się śmierci, może dlatego że moi rodzice mają już po 70 i wiem że kiedyś śmierć przyjdzie i zabierze mi najbliższe osoby boje się tego
Natomiast nie przeraża mnie to że się starzeję że mam bardzo dużo siwych włosów czy zmarszczek śmierć kojarzy mi się z utratą bliskich
wiem że tam po drugiej stronie musi być lepiej bo tutaj jest więcej łez niż radości chociaz są i chwile radosne.
Pozdrawim
Anna27
- ika_28
- Posty: 258
- Rejestracja: 15 mar 2003 01:00
No chyba bardziej mówimy o sensie zycia niż o sensie śmierci, która przeciez jest ponad jakimkoliwiek sensem.
Haniu chyba słusznie rozdzieliłaś szczęście i prawdziwe szczęście. Chciałabym bardzo uchwycić tą istotę życia w pełnej szczęśliwości. Wiem (nie z autopsji), ze niekoniecznie zaspokajnanie wszelkich zachcianek daje poczucie szczęścia. Myslę, ze przeżywanie każdego dnia jak tego już ostatniego moze dać choć namiastkę pełni zycia. Szczęście to tez pełna akceptacja, śmierci również.
P.S. Nie czytałam Coelho, ale koniecznie muszę. Ciągle gdzieś słyszę i czytam, ze pieknie pisze.
Haniu chyba słusznie rozdzieliłaś szczęście i prawdziwe szczęście. Chciałabym bardzo uchwycić tą istotę życia w pełnej szczęśliwości. Wiem (nie z autopsji), ze niekoniecznie zaspokajnanie wszelkich zachcianek daje poczucie szczęścia. Myslę, ze przeżywanie każdego dnia jak tego już ostatniego moze dać choć namiastkę pełni zycia. Szczęście to tez pełna akceptacja, śmierci również.
P.S. Nie czytałam Coelho, ale koniecznie muszę. Ciągle gdzieś słyszę i czytam, ze pieknie pisze.
- haniaaa
- Posty: 859
- Rejestracja: 02 cze 2003 00:00
Anno, ja straciłam Mamę, kiedy miałam 19 lat, i to czego najbardziej żałuję, to to, że nie byłam z Nią więcej przed tym okropnym wydarzeniem, że z Nią o tym nie rozmawiałam (Mama umierała na raka)... Pewnie byłam zbyt mało dojrzała, teraz na pewno byłoby inaczej. Za bardzo wszyscy zaprzeczaliśmy temu faktowi, zamiast w którymś momencie normalnie o tym porozmawiać, wydaje mi się, że chory i stary człowiek potrzebuje takiej rozmowy... Co zaś się tyczy zmarszczek, to przyznaję, że trochę mnie niepokoją, ale to raczej dlatego, że zegar biologiczny goni - jak w "Dzienniku Bridget Jones": "tik-tak, tik-tak".
Iko, myślę tak jak Ty, że nie w zaspokajaniu zachcianek leży recepta na szczęście. Jak ktoś ma taki charakter, że ze wszystkiego robi problem i czeka aż szczęście się w cudowny sposob zjawi, to dostanie to, czego pragnął i znowu wymyśli nowy problem i będzie nieszczęśliwy. Masz rację, że szczęście to akceptacja. I chyba także bycie sobą niezależnie od opinii innych. Z tym ostatnim jest ciążko, ale chyba warto nad tym popracować, bo to naprawdę uwalnia... Pozdrawiam!
P.S. Polecam "Alchemika", to książka właśnie o celu i sensie życia.
Iko, myślę tak jak Ty, że nie w zaspokajaniu zachcianek leży recepta na szczęście. Jak ktoś ma taki charakter, że ze wszystkiego robi problem i czeka aż szczęście się w cudowny sposob zjawi, to dostanie to, czego pragnął i znowu wymyśli nowy problem i będzie nieszczęśliwy. Masz rację, że szczęście to akceptacja. I chyba także bycie sobą niezależnie od opinii innych. Z tym ostatnim jest ciążko, ale chyba warto nad tym popracować, bo to naprawdę uwalnia... Pozdrawiam!
P.S. Polecam "Alchemika", to książka właśnie o celu i sensie życia.
- isabel77
- Posty: 583
- Rejestracja: 13 paź 2003 00:00
Ja straciłam babcię z którą byłam bardzo związana. Miałam nawet żal do niej, że umarła tak szybko jak mi sie wtedy wydawało. Ale teraz patrząc na cierpienie 2 babci która wymaga stałej opieki i nie rozumie czasami co się do niej mówi, że w takim stanie może przeżyć nawet 10 lat. To wtedy myślę że czasami życie jest niesprawiedliwe. Jedni umierają za wcześnie inni za długo... Bo czasami śmierć jest wybawieniem od cierpienia danej osoby i ludzi którzy patrzą na to...
Może nie mam racji, jestem egoistyczna. Ale tak właśnie czuję...
Polecam książki Coelho szczególnie "Alchemika". Wszystkie książki jego przeczytałam. Są naprawdę wspaniałe.
Może nie mam racji, jestem egoistyczna. Ale tak właśnie czuję...
Polecam książki Coelho szczególnie "Alchemika". Wszystkie książki jego przeczytałam. Są naprawdę wspaniałe.
- anmajek
- Posty: 118
- Rejestracja: 21 mar 2004 01:00
Wczoraj odbył się pogrzeb mojego bliskiego kolegi. Facet miał 30 lat, żonę, starali się bezowocnie o dziecko i ... no właśnie, pewnego dnia padł wyrok: nowotwór. Potem wszystko toczyło się w zawrotnym tempie. Starania rodziny i przyjaciół o to, by znaleźć jakiś cudowny specyfik, żeby Go uratować. Bezustanne pytanie retoryczne:Dlaczego ON????
Byliśmy z nim do ostatniej chwili, wspieraliśmy, chociaż czasami sami potrzebowaliśmy wsparcia, patrzyliśmy na jego ogromne cierpienie, byliśmy bezsilni wobec wyroku Boga, to było najtrudniejsze.
W obliczu takiego cierpienia osób nam bliskich wszystkie sprawy bledną, przybierają inny kształt... Wiem, że teraz jest mu lepiej, że nie cierpi, ale jest to takie trudne...... Trudne dla nas, którzy byliśmy z nim i nie mogliśmy mu pomóc. Na zawsze pozostanie mi w pamięci jego zarys uśmiechu, kiedy uścisnęłam jego dłoń.... Nie mogę pisać, jest to takie świeże i tak boli....
Byliśmy z nim do ostatniej chwili, wspieraliśmy, chociaż czasami sami potrzebowaliśmy wsparcia, patrzyliśmy na jego ogromne cierpienie, byliśmy bezsilni wobec wyroku Boga, to było najtrudniejsze.
W obliczu takiego cierpienia osób nam bliskich wszystkie sprawy bledną, przybierają inny kształt... Wiem, że teraz jest mu lepiej, że nie cierpi, ale jest to takie trudne...... Trudne dla nas, którzy byliśmy z nim i nie mogliśmy mu pomóc. Na zawsze pozostanie mi w pamięci jego zarys uśmiechu, kiedy uścisnęłam jego dłoń.... Nie mogę pisać, jest to takie świeże i tak boli....
- haniaaa
- Posty: 859
- Rejestracja: 02 cze 2003 00:00
Anmajku, to bardzo smutne, co piszesz... Na mnie take wiadomości zawsze wpływają mobilizująco i wstydzę się, że wpadam w rozpacz z powodów tak błahych, jak kolejna @... Zawsze, kiedy narzekam, mój Mąż upomina mnie: Tak Ci źle? Uważaj, żebyś kiedyś nie miała gorzej. I ma rację! Póki jest życie, jest nadzieja - banalne przysłowie, ale jakie prawdziwe. Też zdałam sobie z tego sprawę, kiedy oczekując na histero, zostałam postraszona przez lekarza rakiem piersi. Nagle dziecko przestało być tak bardzo ważne, a zaczęło się liczyć coś zupełnie innego...