wcale się nie dziwię,bo przecież 5,5 roku to nie tak dużo.dla mnie to też jeszcze maluchbeatusia80 pisze:Ale mnie najbardziej zabolało to przekreślenie z góry z racji wieku!!! Przecież to jeszcze maluch
Rodzina zastępcza jako próba "obejścia" adopcji - czy warto?
Moderator: Moderatorzy rodzicielstwo zastępcze
-
- Posty: 2079
- Rejestracja: 17 wrz 2012 21:14
Re: Rodzina zastępcza jako próba "obejścia" adopcji - czy wa
8.05.2013 pierwsza wizyta w OA
11.02.2014 telefon z informacją ,że zaczynamy szkolenie PRIDE 12.04.2014
13.06.2014 otrzymaliśmy kwalifikacje :)
23.03.2015 TEN TELEFON
24.03.2015 Poznanie Córki
01.04.2015 Jedziemy razem do domu
26.05.2015 Na zawsze razem
-
- Posty: 452
- Rejestracja: 29 gru 2015 22:11
Re: Rodzina zastępcza jako próba "obejścia" adopcji - czy wa
Aktualnie mamy otwarty proces adopcji dziecka z FAS do Włoch. Pani, która koordynuje wszelkie poczynania w tym zakresie opowiadała nam, że niedawno skończyła sprawę adopcji dwojga kilkuletniego rodzeństwa (dzieci też chyba miały FAS, w każdym razie nie były to dzieci zdrowe).
Niewiele napisałaś o swoim chłopcu, ale przypuszczam, że jest on zdrowy (w sensie takim, że nie jest w jakiś sposób upośledzony). Nie sądzę aby były większe problemy z adopcją.
Adres bloga o naszym pogotowiu:
http://pikusincognito.blogspot.com
- beatusia80
- Posty: 31
- Rejestracja: 20 sty 2010 01:00
Re: Rodzina zastępcza jako próba "obejścia" adopcji - czy wa
Zastanawiam się tylko jak dłuuuugo będą się wlekły procedury. Ale na to już niestety nie mam wpływu. Pozdrawiam
-
- Posty: 29
- Rejestracja: 01 sie 2015 07:17
Re: Rodzina zastępcza jako próba "obejścia" adopcji - czy wa
-
- Posty: 452
- Rejestracja: 29 gru 2015 22:11
Re: Rodzina zastępcza jako próba "obejścia" adopcji - czy wa
Ja mogę odnieść się tylko do sytuacji naszej adopcji zagranicznej. Włosi otrzymali wszelką dokumentację medyczną, której tłumaczenie trwało ponad dwa miesiące. Była tam również informacja o podejrzeniu zespołu FAS. Z pewnością zostało to bardzo skrupulatnie przetłumaczone, ponieważ niedawno dostaliśmy pytanie z prośbą o ustosunkowanie się do pewnych kwestii, które do końca nie zostały wyjaśnione w przesłanych dokumentach.
Ciekawe jest również to, że koordynatorce zajmującej się całym procesem adopcji, podałem również adres bloga, którego prowadzę i na którym opisałem historię chłopca. Również to musiało być przetłumaczone, ponieważ wśród tysiąca zdań, wychwycili jedno, o zanikających nerwach wzrokowych. Informacja ta nie pojawiła się w żadnych dokumentach, ponieważ podczas najbliższej wizyty u okulisty, hipoteza ta została odrzucona.
Być może problem czasami tkwi w rodzinach zastępczych. Jeżeli te nie zdiagnozują dziecka, nie umówią się na wizyty do różnych specjalistów, krótko mówiąc nie ma żadnej wzmianki w dokumentacji medycznej o hipotetycznym upośledzeniu, to trudno winić za to ośrodek adopcyjny.
Adres bloga o naszym pogotowiu:
http://pikusincognito.blogspot.com
-
- Posty: 148
- Rejestracja: 19 maja 2011 22:15
Re: Rodzina zastępcza jako próba "obejścia" adopcji - czy wa
-
- Posty: 452
- Rejestracja: 29 gru 2015 22:11
Re: Rodzina zastępcza jako próba "obejścia" adopcji - czy wa
Czym innym jest zdiagnozowanie dziecka (wykonanie wszelkich badań, uzyskanie opinii specjalistów - lekarzy, psychologów), a czym innym jest diagnoza FAS.
Dla rodziców adopcyjnych, "łatka" FAS oznacza "OUT"
A czym jest ona w praktyce? Dziecko z FAS może mieć lekkie zaburzenia, które w procesie rehabilitacji w zakresie wczesnego wspomagania rozwoju spowodują, że szybko dogoni rówieśników, albo też ma tak duże uszkodzenia natury neurologicznej, że nigdy nie będzie "normalnym człowiekiem". Wszystko to określane jest niestety jednym słowem: FAS
W Polsce istnieją dwa główne ośrodki (zresztą wzajemnie się zwalczające, negujące metodologię strony przeciwnej), diagnozujące FAS. Pewnie któryś z nich wydałby opinię, że nasz chłopiec ma FAS (opierając się głównie na fakcie, że jego mama piła w ciąży).
My przekazujemy rodzinom adopcyjnym całą dokumentację medyczną, wyniki wszelkich możliwych badań, które wykonujemy. Do tego dołączamy opinie psychologów oraz opis zachowań dziecka od momentu, gdy pojawiło się w naszej rodzinie.
Sami muszą podjąć decyzję.
Nikogo nie wprowadzamy w błąd i nikogo nie namawiamy na żadne dziecko .
Adres bloga o naszym pogotowiu:
http://pikusincognito.blogspot.com
-
- Posty: 29
- Rejestracja: 01 sie 2015 07:17
Re: Rodzina zastępcza jako próba "obejścia" adopcji - czy wa
-
- Posty: 452
- Rejestracja: 29 gru 2015 22:11
Re: Rodzina zastępcza jako próba "obejścia" adopcji - czy wa
Dopiero od kilku tygodni wiemy, że jest zainteresowana konkretna rodzina. Pierwsze spotkanie z chłopcem ma być na początku lutego.
Zostaliśmy zapewnieni, że zapoznali się z całą historią dziecka. W zasadzie nie mamy powodów w to wątpić.
Adres bloga o naszym pogotowiu:
http://pikusincognito.blogspot.com
- beatusia80
- Posty: 31
- Rejestracja: 20 sty 2010 01:00
Re: Rodzina zastępcza jako próba "obejścia" adopcji - czy wa
-
- Posty: 2
- Rejestracja: 21 lip 2016 16:54
Re: Rodzina zastępcza jako próba "obejścia" adopcji - czy wa
-
- Posty: 452
- Rejestracja: 29 gru 2015 22:11
Re: Rodzina zastępcza jako próba "obejścia" adopcji - czy wa
Nie ulega wątpliwości, że adopcja poprzez rodzinę zastępczą, jest pewną alternatywą do oczekiwania w kolejce ośrodka adopcyjnego. Bywa jednak, że jest rozwiązaniem dużo lepszym (jak sama napisałaś), gdy w grę wchodzi sytuacja, w której są już nawiązane silne więzi między dzieckiem, a przyszłymi rodzicami adopcyjnymi.
Jak to wygląda w praktyce?
Każda rodzina (a nawet pojedyncza osoba) może złożyć wniosek do sądu o powierzenie pieczy na czas postępowania (rozważam sytuację, gdy prawa rodzicielskie nie są jeszcze odebrane) oraz ustanowienie tymczasową rodziną zastępczą do czasu uregulowania sytuacji prawnej dziecka. U nas pismo takie można złożyć jednocześnie, chociaż zaleca się aby były to odrębne wnioski, najlepiej w odstępach kilkudniowych (prawdę mówiąc nie mam pojęcia dlaczego tak jest – może jakaś osoba tak kiedyś wymyśliła i jest to powielane dalej – w każdym razie sądy to akceptują). Nie ma znaczenia, czy ktoś ukończył takie czy inne szkolenie (będzie ono konieczne dopiero w sytuacji, gdy sąd pozytywnie odniesie się do wniosku). Jednak aby sąd przychylił się do tej prośby, trzeba wykazać, że istnieje duża bliskość (silne więzi) między dzieckiem, a przyszłymi rodzicami zastępczymi. Jeżeli więc mamy sytuację, gdy dziecko jest bardzo małe, to szanse są niewielkie. Dla sądu nie jest ważne dobro rodziców. W takim przypadku (jeżeli uzna, że sytuacja prawna dziecka będzie wkrótce uregulowana), może wniosek odrzucić.
W przypadku starszych dzieci (nawet kilkunastomiesięcznych) można już mówić o istnieniu silniejszych więzi. Trzeba jednak to dobrze uzasadnić i mieć przychylną opinię zarówno dotychczasowej rodziny zastępczej (lub placówki, w której dziecko przebywa) oraz koordynatora pieczy zastępczej (np. PCPR-u).
Jako pogotowie rodzinne, mieliśmy wielokrotnie zadawane pytania, czy możemy komuś pomóc w przyspieszeniu adopcji. Przecież zawsze moglibyśmy powiedzieć, że ktoś jest bardzo zżyty z dzieckiem u nas przebywającym (bo na przykład pracuje u nas jako wolontariusz). Dlatego też, zarówno sądy, jak też ośrodki adopcyjne, bardzo sceptycznie podchodzą do tego rodzaju sytuacji.
Jednak bywają też przypadki, gdy osoby nas odwiedzające zakochują się w dziecku będącym pod naszą opieką. Jednak tutaj mówimy o dziecku, którego pobyt w naszej rodzinie się przedłuża (bo sąd miesiącami nie potrafi podjąć konkretnej decyzji), lub dziecko ma jakieś zaburzenia. W takich sytuacjach często sami (za zgodą PCPR-u) poszukujemy rodziców zastępczych, najlepiej z motywacją adopcyjną. Wówczas nie ma większych problemów z decyzją sądu. Jednak w takich przypadkach, zarówno my, jak też PCPR, musimy być przekonani, że rodzice są na tyle silni, aby poradzić sobie emocjonalnie z zaistniałą sytuacją.
Uważam, że adopcja poprzez rodzinę zastępczą (biorąc pod uwagę wszelkie negatywne czynniki, którym muszą sprostać rodzice) nie jest niczym złym, a często jest najlepszym wyjściem z sytuacji. Mamy rodziców, którzy wybrali tą drogę i od kilkunastu miesięcy czekają na decyzję sądu o odebraniu praw rodzicielskich rodzicom biologicznym (mimo, że sytuacja jest oczywista). A bywa, że rodzice biologiczni odwołują się od wyroku … mijają więc kolejne miesiące.
Do rodziców, którzy tą drogą zaopiekowali się dziećmi z naszego pogotowia, mam ogromny szacunek. Wiem, że były to osoby, które nikomu nie wykradły dziecka z kolejki.
Jeszcze odniosę się do nawiązywania więzi z rodzicami adopcyjnymi. Nawet w przypadku malutkich dzieci, jest to proces rozłożony na kilka tygodni. Wiem, że rodzice adopcyjni najchętniej zabraliby takie dziecko od razu. Wielokrotnie uważają, że czas, w którym sąd podejmuje decyzję o powierzeniu pieczy (zanim dojdzie do rozprawy o przysposobienie) jest czasem straconym. W mojej ocenie, jest to czas, aby „zaiskrzyło” z obu stron (bo wcale tak być nie musi … chociaż jeszcze nam się nie zdarzyło, aby było inaczej).
Adres bloga o naszym pogotowiu:
http://pikusincognito.blogspot.com
-
- Posty: 10041
- Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00
Re: Rodzina zastępcza jako próba "obejścia" adopcji - czy wa
Próbuj.Grouse pisze:A ja właśnie stoję przed takim dylematem. Pokochaliśmy małą istotkę będącą obecnie w zrz i czekającą na uregulowanie jej sytuacji prawnej. O tym, że nie mamy szans na adopcję konkretnego dziecka poinformowała nas pani w oa, jednak mimo to złożyliśmy wniosek o zostanie ra. I tu przykra niespodzianka, czas oczekiwania na kurs co najmniej rok. Znam opieszałość sądów, ale nie wierzę, żeby wszelkie sprawy sądowe małego będą tyle trwały, więc praktycznie nasze szanse na adopcję maleją do zera. I stąd pomysł, żeby stać się rz, wziąć pod opiekę małego, a w międzyczasie dokończyć nasze procedury i wtedy starać się o adopcję. Czy to źle? Czy to wcinanie się innym w kolejkę? Nie sądzę. Uważam, że takie podejście do adopcji byłoby mniej traumatyczne dla dzieci, że więzi nawiązałyby się już wcześniej. Trudno mi wyobrazić sobie, że po pliku kartek i pół godzinnej "wizycie" mogę być pewna, że pokocham i zaakceptuję.
Czas oczekiwania na kurs preadopcyjny jest różny dla różnych ośrodków, więc zawsze możecie zadzwonić do innego organizatora pieczy i spróbować tam zrobić kurs, termin może być krótszy.
Co do wcinania się innym w kolejkę to mimo wszystko rozróżniłabym sytuację, w której ludzie zostają RZ po to, aby przysposobić pierwsze lub kolejne dziecko, które im się spodoba (lecę skrótem, ale wiadomo o co chodzi), i taką, w której rozmawiamy już o konkretnym dziecku, z myślą o którym podejmowane są kolejne kroki.
Minusem jest to, że w przypadku przekształcenia RZ w RA:
- przechodzisz kurs, który nie jest kursem adopcyjnym, więc wiedza którą otrzymujesz i ćwiczenia, które robisz, nie są w ogóle dedykowane adopcji. Robiłam PRIDE'a i uważam, że to jest świetny kurs, o ile chce się z niego naprawdę skorzystać i się go nie "odwala". Brak tych podwalin byłby dla mnie minusem;
- Twoje dane będą znane RB i będziesz musiała mieć z nimi kontakt. Na forum były opisywane historie, gdzie RZ przekształcała się w RA, czego skutkiem były późniejsze najścia RB z żądaniem pieniędzy włącznie, co kończyło się zmianą zamieszkania RA (wcześniej RZ) ze zmianą nazwiska włącznie. To były rzadkie przypadki, ale były.
kwestia podbierania dzieci z kolejki jakoś najmniej mnie bulwersuje mimo wszystko, ale też nie sprowadzałabym przekształceń do prostego "mniej traumy dla dzieci". Nie zawsze tak jest, umieszczenie dziecka w ZRZ może oznaczać chęć RB walki o dziecko i czynienie jakichś kroków. Wiem, ze doświadczenie Pikusia jest takie, że wszystkie "ich" dzieciaki szły dalej - do adopcji, do zawodowych rodzin, za granicę i żadne nie wróciło do rodziny pochodzenia. Ale co pogotowie to inne historie i nie wiem, z czego to wynika, serio, chyba jednak z teorii przypadku - poznałam pogotowie, w którym na 10 umieszczonych dzieciaków piątka wróciła do RB. Z kolei ośrodek zapewniał mnie, ze to jest mega rzadka sytuacja, a w tygodniu następującym po tym oświadczeniu spotkałam kolejne pogotowia, które często oddawały dzieci rodzinom biologicznym, bo tym się udawało jednak wyprostować ścieżki.
Tak więc takie scenariusze się dzieją i zakładanie z góry, że RB na pewno mają gdzieś dzieci i regulacja sytuacji prawnej dziecka na pewno zakończy się adopcją jest jednak życzeniowe. Nie mamy pewności, ze tak się stanie.
-
- Posty: 755
- Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38
Re: Rodzina zastępcza jako próba "obejścia" adopcji - czy wa
Jedno mnie tylko lekko rozbawiło
No więc... zapewne w Warszawie, Krakowie czy Poznaniu, oraz innych dużych miastach, kursy robione są rzeczowo i profesjonalnie. Ale zapewniam Cię, że jest całkiem sporo "prowincjolanlych" OA, które odwalają taką sztukę, że aż śmiech człowieka ogarnia.- przechodzisz kurs, który nie jest kursem adopcyjnym, więc wiedza którą otrzymujesz i ćwiczenia, które robisz, nie są w ogóle dedykowane adopcji. Robiłam PRIDE'a i uważam, że to jest świetny kurs, o ile chce się z niego naprawdę skorzystać i się go nie "odwala". Brak tych podwalin byłby dla mnie minusem;
Zanim zaczęłam kurs, słyszałam o tych ćwiczeniach, zadaniach domowych, drzewkach rodziny, życiorysach, itd.
A wyobraź sobie, że nie miałam kompletnie nic z tych rzeczy.
Nie wiem, może pary małżeńskie coś miały? Może panie w OA nie spodziewały się w ogóle, że w moim przypadku dojdzie do adopcji? Nie wiem.
Wiem natomiast, że te kursy są trochę przeceniane, zaś rodzina zastępcza ma znacznie szerszą wiedzę np. z zakresu prawa rodzinnego niż RA. Bo musi.
Uważam, że w przypadku przekształcania RZ w RA znacznie bardziej niż jakieś kursy sprawdzi się indywidualna pomoc sensownego psychologa, nawet pracującego w OA (o ile pracuje tam sensowny psycholog).
Ale to tylko moje zdanie
Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...
Miniek już Miniulowy :love:
Nela8
-
- Posty: 10041
- Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00
Re: Rodzina zastępcza jako próba "obejścia" adopcji - czy wa
Trudno mi sobie wyobrazić odwalenie PRIDE'a w sytuacji, w której istnieje księga życia. Samo jej wypełnianie nie pozwala się zdystansować. Oczywiście można próbować to zrobić po łebkach (to osobna historia), ale trzeba się bardziej postarać, by się nie narobić niż w odwrotnej sytuacji (swoją drogą zabawny paradoks)