Jak to bywa z chłopakami-bliźniakami

Archiwum forów "muszę o tym porozmawiać"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Zablokowany
Aga_bliźniaki
Posty: 12
Rejestracja: 03 sie 2010 11:38

Jak to bywa z chłopakami-bliźniakami

Post autor: Aga_bliźniaki »

Jest ich dwóch, cztery tupiące stopy, cztery odrapane kolana, cztery przybrudzone łapki, dwa wypięte brzuchy, dwa umorusane nosy, para wrzaskliwych ust i czworo błyszczących oczu. Ach, zapomniałabym o czterech wszystkosłyszących uszach. A są tak zupełnie różni. Trochę jak u Iskry , jeden blondyn, drugi brunet, jeden w pędzie, drugi w zadumie, mały i duży. Jedno mają wspólne - kochającą matkę.
Kiedy byli mali, blondyn nazywał siebie Ajo, a brunet Itu. Niech tak więc zostanie na potrzeby tego wątku.
Zapraszam i do czytania i do pisania oczywiście.
Aga
Iskra1
Posty: 2028
Rejestracja: 19 paź 2005 00:00

Re: Jak to bywa z chłopakami-bliźniakami

Post autor: Iskra1 »

Pisz, pisz- ja też lubię czytać, a nie tylko pisać :)
I.
Aga_bliźniaki
Posty: 12
Rejestracja: 03 sie 2010 11:38

Re: Jak to bywa z chłopakami-bliźniakami

Post autor: Aga_bliźniaki »

Dziewczyny, ten wpis wyszedł mi dość dramatyczny. Trochę na początku przeszliśmy, jeśli ktoś nie ma ochoty czytać historii szpitalnych, niech go pominie. Dla mnie jest to forma ogarnięcia tych wydarzeń, które na szczęście należą już do przeszłości.



Na pojawienie się sławetnych dwóch kresek czekaliśmy ponad rok. Wyznaczyliśmy sobie granicę, za którą mieliśmy pójść się przebadać - nasz urlop. I tak, na Suwalskiej ziemi, w 100-letniej chacie, gdzie dziadek śnił, że jest Napoleonem, dołączyli do nas ktosie. Potem już było standardowo , czyli usg, coś widzę, chyba dwa, jeszcze sprawdzimy, tak dwa serduszka. Ja chodziłam jak nieprzytomna, mój mąż panikował.
Miesiące mijały, brzuch rósł, dzieciaki fikały, a mnie paliła zgaga. Na początku 9 miesiąca w piątek wybrałam się do fryzjera z założeniem, że następnym razem pójdę pewnie za pół roku a w sobotę, w ostatnim dniu 37 tygodnia Itu postanowił się ruszyć. Po przyjeździe do szpitala zapadła decyzja o cesarce, ponieważ Ajo wcisnął tyłek w lewy dolny róg macicy i ani myślał wychodzić. Hop na stół, proszę się zgiąć (niby jak z takim brzuchem) a po chwili słyszę "pani doktor, wytrę pani krew z oka". To moja??? Wyciągnęli Itu (2780 g, 50 cm), nie płacze, pokazali mi go, wyciągnęli Ajo (2430 g, 49 cm), miauczy, wszystko ok. Dzieci zabrali, szyją. Po chwili wypchnęli mnie na korytarz pod salą, dzieci badają. Zaczęło mi się trząść całe ciało, podobno to normalne po znieczuleniu. Po chwili przyszedł lekarz i powiedział, że Itu ma problemy z oddychaniem i musieli go zaintubować (co??). Ajo jest w porządku, tylko musi leżeć w cieplarce bo jest mały. Nie pamiętam w którym momencie mi powiedzieli, że zrobili Itu prześwietlenie i ma przepuklinę przeponową oraz wymaga operacji jak tylko się ustabilizuje. Pamiętam tylko, że myślałam, że nawet mu się dokładnie nie przyjrzałam.
Noc minęła na oczekiwaniu na karetkę do przewozu noworodków, była zajęta i musieliśmy czekać 4 czy 5 godzin na naszą kolej. Co kilkadziesiąt minut neonatolog, który odbierał poród przychodził z informacją jak czują się chłopcy. On wytłumaczył mi, że Itu ma otwór w przeponie, przez który jelita z jamy brzusznej zostały zassane do klatki piersiowej i ucisnęły lewe płuco. Że operacja jest konieczna, ale nie wiadomo jak zareaguje lewe płucko po wyciągnięciu jelit i czy rozpręży się prawidłowo.
W końcu z wyciem podjechała karetka i usłyszałam jak korytarzem przewożą mojego Itu, pikanie aparatury monitorującej rytm jego serca było takie znajome. Nie wolno mi było wstać aż do 6 rano, kiedy wzięłam balkonik o poszłam do Ajo, małej żółtej laleczki z czerwoną buzią.
W szpitalu spędziliśmy 8 dni z powodu żółtaczki Ajo, karmienie co 2 godziny, bo spadł do 2360 g, przez rurkę po palcu, bo nie chciał ssać. Do Itu codziennie jeździł mój mąż, przywoził zdjęcia i filmy. Itu pod warczącym respiratorem który podawał mu bardzo dużo płytkich oddechów, żeby ochronić uciśnięte płucko, opuchnięty od sedacji, z masą przewodów biegnących do całego zestawu pomp infuzyjnych. Po 4 dniach wiadomość - dziś operacja. Na szczęście otwór w przeponie okazał się na tyle mały, że dało się go zaszyć bez wstawiania sztucznej łaty, natomiast jelita miały trochę mało miejsca i Itu spędził kolejne 5 dni z wielkim opatrunkiem-piramidą na brzuchu i pomału mu te jelitka upychali. Potem kolejna operacja, zamknięcie powłok, plastyka i wkrótce znalazł się na chirurgii.
Od momentu kiedy wyszłam z Ajo ze szpitala położniczego, kursowałam między szpitalem a domem, wożąc mleko i karmiąc Ajo. Przemek, mój mąż spędzał u Itu praktycznie każdą wolną chwilę, wymieniając się ze mną w domu, żebym też mogła go zobaczyć. To tata nauczył Itu jeść z butelki i to on go nagle przywiózł do domu dokładnie w Prima Aprilis, po zaledwie 3 tygodniach w szpitalu. 8O
Ajo był już wtedy Pomidorkiem, ze względu na ciągłe wrzaski i czerwieniejącą przy tym buzię, Itu został ochrzczony Małpeczką, bo z wielkimi czarnymi oczami i stojącymi włoskami przypominał małe orangutaniątko. Bardzo przestraszone orangutaniątko niestety.
Ale od tej pory miało być tylko lepiej.
asiarem
Posty: 4913
Rejestracja: 05 sie 2009 00:00

Re: Jak to bywa z chłopakami-bliźniakami

Post autor: asiarem »

Aga_bliźniaki fajny opis :D dobrze że z chłopcami wszystko dobrze :D a ile mają?
KUBUŚ
Jesteś moim szczęściem :love:

Co mnie nie zabije to mnie wzmocni....
Awatar użytkownika
KlaraG
Posty: 257
Rejestracja: 06 mar 2007 01:00

Re: Jak to bywa z chłopakami-bliźniakami

Post autor: KlaraG »

Aga jestem fanką Brunetki i Blondynki a teraz widzę, że będę również śledzić przygody Ajo i Itu.
Szczęście to stan ducha, a nie stan posiadania.
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Muszę o tym porozmawiać”