historia asi i jej piatki dzieci

Archiwum forów "muszę o tym porozmawiać"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Zablokowany
fana
Posty: 6226
Rejestracja: 16 kwie 2004 00:00

historia asi i jej piatki dzieci

Post autor: fana »

Kochane dziewczyny wklejam tu list kobiety - mojej przyjaciółki która znam osobiście i osobiście ręczę za prawdziwość listu...
Proszę przeczytajcie i jesli możecie pomóc to pomóżcie
na pw ewentualnie podam jej dane i kontakt.

LIST ASI
Chciałabym Państwu opowiedzieć moją, naszą historię, historię naszej rodzinki.

Wszystko zaczęło się bardzo banalnie. Poznałam mojego męża, pobraliśmy się i jak to większość ludzi zaczęliśmy starania o dzieciątko. Niestety bardzo szybko okazało się że należymy do grupy ludzi, którym nie tak łatwo to przychodzi. Przez 4 lata żyliśmy zgodnie z wykresem mojego cyklu, z termometrem w sypialni biegając od jednej kliniki do drugiej. Nikt nie potrafił nam jasno wytłumaczyć gdzie leży problem, aż pewnego dnia pewien immunolog uświadomił nas, że moja niezróżnicowana choroba tkanki łącznej uniemożliwia nam szczęśliwe macierzyństwo. Koszt mojego leczenia- wlewów z immunoglobuliny to jedyne 50 tyś zł- a gwarancji, że dzieciątko będzie zdrowe nikt mi nie daje- hmmm nie było się, nad czym zastanawiać....

Nie mogłam się z tym pogodzić, żyć bez dziecka- co to za rodzina, jaki sens ma mieć moje życie? Tak bardzo chciałam czuć bicie serduszka mojego wymarzonego dziecka, tak bardzo chciałam słyszeć w naszym domu tupot jego małych nóżek............... a jednak Bóg odebrał mi moje marzenie. Trudno było mi to przyjąć do wiadomości, ale wiedziałam że podejmowanie na siłę walki o dziecko z ingerencją medycyny może mieć tragiczny finał, dlatego wspólnie całą naszą rodziną- ja, mój mąż Sebastian, nasi rodzice, postanowiliśmy, że wybierzemy inną drogę do spełnienia naszego marzenia.

W sierpniu 2008 roku, poprosiłam męża by zabrał mnie do Bielska Białej bo tam jest dom dziecka gdzie przebywają malutkie dzieci- a ja tak bardzo chciałam wtulić w swoje ramiona maleństwo, które nie odrzuciłoby mojej miłości- a któż bardziej jej potrzebuje jak nie dzieciątko osierocone. Weszliśmy na teren placówki...... to był nasz pierwszy raz w takim miejscu, moje serce zamarło. Pogoda była piękna, wszystkie dzieci na podwórku i ten mały śliczny kurczaczek na huśtawce. Zaczęłam rozmawiać z wychowawcą na temat formalności adopcji i w ogóle na temat dzieci- poleciały mi łzy........ i poczułam ze ktoś chwycił mnie za nogę. Odwróciłam się i........ zobaczyłam, że do mojej nogi tuli się ten kurczaczek z huśtawki, mała blond dziewczynka, która powiedziała z uśmiechem na twarzy „ Nie płacz”!!!

Proszę sobie wyobrazić co ja wtedy czułam, myślałam że pęknie mi serce, ja walczyłam o każde moje jajeczko przez 4 lata, a ktoś porzucił to małe dziecko jak niepotrzebną zabawkę- co za ironia losu. Przyjechałam do domu bardzo chora, nie mogłam przez tydzień dojść do siebie..... Decyzja mogła być tylko jedna- wracamy po mojego wyśnionego kurczaczka!!

Pojechaliśmy do tej placówki, kompletnie zieleni, bez przygotowania, bez jakiejkolwiek wiedzy z czym to się je- wiedziałam jednak na pewno, że pokochałam tą dziewczynkę od pierwszego wejrzenia. Zakomunikowałam wszystkim w Domu Dziecka, że nie wyjdę z tamtąd bez Anastazji, i że zrobię wszystko by to dziecko znalazło ciepły, bezpieczny i kochający dom u nas. Niespodziewanie okazało się że Tusia ma brata, 6 letniego Krystiana, ale nam to wcale nie przeszkadzało wręcz przeciwnie śmiałam się że to nawet lepiej, bo stanowią fajną parkę;) Tusia lat prawie 3 i Krystian lat 6.

No i zaczęła się wojna i przepychanki, bo jak to usłyszałam od dyrekcji DD przyszłam sobie prosto z ulicy i sobie dzieci wybrałam!!! Oj wtedy poczułam się jakbym dostała obuchem w łeb- to ja chce zabrać z tego molochu dzieci, które spędziły tam długie 2,5 roku swojego życia i słyszę że są kolejki- jakaś paranoja.
Zaczęła się walka, chodzenie od drzwi, do drzwi, OPSy, PCPRy MOPS w Bielsku i OAO, chodziłam, prosiłam, płakałam bo nie wyobrażałam sobie życia bez tych maluchów. W naszym PCPR błagałam o pomoc, powiedziałam że pokochałam te dzieci od pierwszego wejrzenia, że chcę im stworzyć dom, a pani kierownik uświadomiła mnie, że nie wolno mi kochać tych dzieci, że mam nawet tak nie mówić bo nie dopuszczą mnie do szkolenia, bo moją rolą jako matki zastępczej jest zapewnienie tym dzieciom tylko podstawowej opieki i na tym moja rola się kończy!!! Mimo wszystko udało nam się załapać na kurs na RZ i ukończyć go z grudniem 2008. Sama osobiście złożyłam wniosek w bielskim Sądzie Rodzinnym i....................... 03 grudnia zapadło postanowienie, że dzieci mogą zamieszkać z nami- postanowienie, które uprawomocniło nam się dokładnie 24 grudnia, w Wigilię- i to był najpiękniejszy prezent jaki kiedykolwiek mogłam sobie wymarzyć.

I tak od 03 grudnia 2008 roku, z dnia na dzień stałam się szczęśliwą mamą 3 letniej Tusi i 6 letniego Krystiana. Niestety przypłaciłam to zwolnieniem z pracy- gdyż mojemu szefowi nie był potrzebny już pracownik, który swoją 24 godzinną dyspozycyjność zamienił na tylko 8 godzinna bo teraz ma dzieci. To był dla mnie ogromny cios, bo praca była dla mnie bardzo ważna, dawała mi dużo satysfakcji- ale najwidoczniej tak miało być.
Bardzo szybko okazało się, że wiedza zdobyta podczas szkolenia jest tylko liźnięciem tematu dotyczącego dzieci osieroconych, oraz że wielu rzeczy na temat dzieci się nie mówi. Przez pierwsze pół roku chodziłam z maluchami od lekarza do lekarza. Krystian ma na dzień dzisiejszy zdiagnozowane FAS/RAD/ADHD i chorobę sierocą, a Tusia FAS i związane z tym schorzenia serduszka i nerek.

Szczerze powiem, że inaczej to sobie wyobrażałam- chciałam móc dziecku dać wszystko, miłość oddanie, czułość a tu się okazuje, że to dziecko wcale tego nie chce, że ono nienawidzi dotyku, nie chce mojej miłości, odtrąca mnie- kolejny cios- w ogóle nie mogłam pojąć o co tutaj chodzi- i wtedy okazało się, że przed nami ciężka dłuuuuuga praca. Z każdym dniem dowiadywaliśmy się o naszych pociechach czegoś nowego- że Krystian jest dzieckiem maltretowanym, że mama bardzo dużo piła i w ogóle się nim nie zajmowała, że był niejednokrotnie bardzo głodny, że jak on to opowiada „ jadły go robaki, bo mama go nie kąpała”......

Ciężkiej pracy się nie boję, tym bardziej że czułam że te dzieci mnie potrzebują- tylko dlaczego nie ma nikogo do pomocy?

U nas w Pszczynie wszyscy deklarują dobre chęci, pomoc, wsparcie a jak poszłam poprosić o tę pomoc to wszyscy chowają głowę w piasek..... nie ma specjalistów, PCPR nie ma pieniędzy, nie ma organizowanych szkoleń, naszej Tusi nie chcieli przyjąć do przedszkola mimo ustawowego pierwszeństwa, no bo po co im problem w postaci dziecka z FAS....... i zostaliśmy sami. Dobrze że znalazłam forum RZ, bo dzięki doświadczeniu tych ludzi wiele się dowiedziałam, poznałam swoje prawa i obowiązki, prawa moich dzieci i wiedziałam że moja walka o lepsze jutro dla nich ma sens- mało tego z forum dowiedziałam się że nie tylko ja jestem sama, że nie tylko ja jako mama zastępcza mam kłopoty, dylematy i ciężkie dni- a to bardzo było mi potrzebne.
Całą wiedzę na temat rodzicielstwa zastępczego oraz problemów z tym związanych i schorzeń moich dzieci, zdobywałam samodzielnie z książek i internetu, i to właśnie na forum RZ dowiedziałam się że moim uczuciem mogę obdarzyć jeszcze inne dzieci. Skoro i tak już nie pracuję zawodowo a przy ogromnym bagażu doświadczeń w szczególności naszego Krystka byłoby mi ciężko pogodzić opiekę nad nim z pracą zawodową, postanowiłam rozważyć możliwość doszkolenia się i całkowitego poświęcenia naszego życia dzieciaczkom potrzebującym opieki, miłości i bezpiecznego ciepłego domku i przekwalifikowaniu się w zawodową rodzinę zastępczą, tym bardziej, że „ Najwyższa Izba Kontroli alarmuje! W Polsce spada liczba rodzin zastępczych. Z raportu przeprowadzonego przez NIK  wynika, że planowane przez rząd wygaszanie domów dziecka nie będzie możliwe, jeżeli nie powstaną nowe rodziny zastępcze i rodzinne domy dziecka. Kandydaci na opiekunów osieroconych dzieci najczęściej rezygnują po zapoznaniu się ze stawianymi warunkami i dodatkowymi informacjami dotyczącymi m.in.: pomocy finansowej czy szkoleń. Ocenia się, że obecnie brakuje nawet 5000 rodzin zastępczych!” Kiedyś Krystian zapytał mnie czy będę w ciąży, bo on bardzo chciałby mieć brata. Wtenczas podjęliśmy rozmowę z chłopcem na temat ewentualnego powiększenia naszej rodziny. Krystian bardzo się ucieszył, że nareszcie będzie miał przyjaciela, towarzysza zabaw.

Tak się tylko zastanawiam po co medialnie rozdmuchuje się tą cała akcję z promowaniem rodzicielstwa zastępczego jak w praktyce to nie ma ze sobą nic wspólnego. Zgłosiłam w naszym PCPR gotowość do przyjęcia kolejnych dzieci do naszego domu- tym bardziej, że przeprowadziliśmy się do 120 m domku jednorodzinnego i mamy warunki lokalowe, a co wydawało mi się najważniejsze mamy chęci i odwagę do opieki nad innymi porzuconymi dziećmi, mimo tych trudnych chwil które przeszliśmy już z naszymi maluchami. I co się okazuje, w całym powiecie pszczyńskim nie ma potrzeby do utworzenia zawodowej niespokrewnionej wielodzietnej rodziny zastępczej........ To ja tu czegoś nie rozumiem- to skoro nie ma potrzeby, to co te dzieci robią w domach dziecka???

Postanowiłam to sprawdzić. Na forum http://forum.rodzinyzastepcze.org.pl są ogłoszenia, dziecko szuka rodziny, rodzina szuka dziecka....... znalazłam apel o rodzinę zastępczą dla rodzeństwa. Zadzwoniłam, zapytałam i okazało się, że są dzieci w domu dziecka które czekają na swój nowy domek, na swoją ciocię i wujka.

Wszyscy w czwórkę pojechaliśmy do Orzesza do DD skąd ten apel pochodził. Poznaliśmy 3 letnią Ewusię, 8 letnią Weronikę i 9 letniego Daniela- dzieci bardzo skrzywdzone przez swoich rodziców, dzieci po przemocy seksualnej, dzieci bardzo zaniedbane, z wszawicą, ale co najbardziej mnie „ruszyło” dzieci przerażone.

Po rozmowie z wszystkimi członkami naszej rodzinki zapadła decyzja by te dzieciaczki mogły z nami zamieszkać. Obawy były ogromne, niektórzy uświadamiali mnie, że po co biorę sobie „TAKIE” problemy na głowę. Ja jednak widzę w tych problemach sens swojego życia i teraz wiem, że nie zamieniłabym swojej codzienności na nic innego. Boli mnie tylko to, że problemów dostarczają mi nie dzieci a instytucje których obowiązkiem jest dbanie o te dzieci!!!

Przy ogromnej pomocy dyrekcji oraz psychologa DD w Orzeszu rozpoczęliśmy kolejną walkę o lepsze jutro dla tej trójeczki rodzeństwa.

Dnia 29-09-2009 udałam się bezpośrednio do pszczyńskiego starosty pana Józefa Tetli z zapytaniem o możliwość utworzenia w naszym powiecie pierwszej zawodowej rodziny zastępczej. Ponieważ pan starosta nie był zorientowany, poprosił o uczestnictwo w naszej rozmowie pani Joanny Czakańskiej. Przedstawiłam swój pomysł przyjęcia do naszego domu kolejnych dzieci i nie było z tym najmniejszego problemu do momentu gdy powiedziałam, że są to dzieci z placówki w Orzeszu. Wtenczas pani Joanna poinformowała mnie „szczerze” że zapewnienie opieki dzieciom porzuconym z Mikołowa cytuję „ nie leży w interesie naszego powiatu”, no chyba że mikołowski PCPR mnie przeszkoli na swój koszt i on będzie płacił za moje zawodowstwo.

To jest jakiś absurd- gdzie w tym wszystkim jest dobro dziecka porzuconego? Skoro w naszym powiecie nie było dzieci, które potrzebowały by umieszczenia w RZ, postanowiłam zaoferować swoją pomoc innym dzieciom- dla mnie to nie ma najmniejszego znaczenia z jakiego one są powiatu, dla mnie każde dziecko które potrzebuje pomocy czy w moim powiecie, czy też w innym, powinno tę pomoc otrzymać. Pragnę w tym miejscu poinformować, iż Anastazja i Krystian również są dziećmi z innego powiatu i nikt nie robił z tego najmniejszego problemu. Najwidoczniej nie wszyscy pracownicy instytucji, które mają pracować w imię dobra dziecka, pracują z powołania.

Mało tego, kiedy po raz pierwszy wspomniałam pani Joannie Czakańskiej o mojej chęci powiększenia rodziny, usłyszałam, że będą wnikliwe kontrole bo ludzie chcą sobie zapewnić łatwe i wygodne życie. Ja bardzo przepraszam ale opieka nad obcym, porzuconym dzieckiem objawiającym liczne zaburzenia i deficyty to jest ciężka harówa 24 godziny na dobę, bez możliwości nawet urlopu, którą można wykonywać tylko i wyłącznie z powołania. Stwierdzenie pracownika PCPR, który nie krępuje się pobierać comiesięcznie wynagrodzenia za swoja pracę z ludźmi biednymi i potrzebującymi wsparcia, że rodziny zastępcze robią to dla korzyści majątkowych, jest karygodne i przyczynia się do niechęci niesienia pomocy na zasadach rodziny zastępczej. Jest mi bardzo przykro, że w moim powiecie mój zapał, szczere chęci niesienia pomocy dzieciom porzuconym wynikającym z miłości do dzieci- a własnych mieć nie mogę, jest deptany i niszczony. Uważam, że takich ludzi powinno się wspierać a nie karać za odwagę walki o lepsze jutro dla dzieci, nawet gdyby były one z drugiego końca Polski!

PCPR do Sądu w sprawie umieszczenia Ewy, Weroniki i Daniela wystawił mi negatywną opinię!!! Nie wiem na jakiej podstawie zaopiniowano, że nasza ”decyzja o przyjęciu kolejnych dzieci może wiązać się ze stratą dla Tusi i Krystiana, i zaburzyć dotychczasowe, jeszcze niestabilne warunki rozwoju i wychowania, zmniejszyć poczucie bezpieczeństwa, oraz zaprzepaścić dotychczasowe efekty pracy rodziców zastępczych.” Jakim prawem ktoś kto odwiedza nas raz na pół roku, ktoś kto nie rozmawia z naszymi dziećmi w ogóle, może wyrazić taka opinię? Podkreślę jeszcze raz, wszystkie problemy wychowawcze, zdrowotne czy jakiekolwiek problemy z jakimi spotykają się na co dzień wszyscy rodzicie- bo takie jest rodzicielstwo, rozwiązuję samodzielnie ( bez pomocy pracowników PCPR ) z pomocą kompetentnych osób, jak psycholog, pedagog, pediatra. PCPR nigdy nie pracował z moimi dziećmi i nie ma praktycznej wiedzy na temat ich postępów, ich uczuć, pragnień itp. To ja jestem z tymi dziećmi 24 godziny na dobę, to ja słucham ich żali i pragnień, i to ja jestem w stanie ocenić co jest dla nich dobre a co nie- na podstawie codziennej obserwacji i rozmów. Faktycznie bycie mamą zastępczą to ciężka praca ale ja zdecydowałam się na to świadomie, bo ta praca daje mi ogrom satysfakcji gdy widzę jak każdego dnia dzieci robią postępy, jak każdego dnia udaje mi się w je serca tchnąć kolejne wartości moralne. Największym wynagrodzeniem dla mnie jest moment kiedy przychodzi Tusia i Krystek, wtulają się we mnie i mówią „Mamo kocham cię”.

Gdybym miała choć cień wątpliwości, że pojawienie się kolejnych dzieci w naszej rodzinie może wyrządzić jakąkolwiek krzywdę naszym maluchom, nigdy bym się na to nie zdecydowała, nie zaprzepaściłabym naszej wspólnej pracy, ale ja wiem i widzę, że to jest i może być tylko z korzyścią dla naszych dzieci jak również dla Danielka, Weroniki i Ewci. Kocham Tusię i Krystiana całym sercem, kocham te dzieci cała sobą, i nie ważne, że nie są urodzone z mojego brzuszka, te dzieci są urodzone z mojego serduszka i jak każda matka chcę dla nich jak najlepiej.

02-10-2009 rodzeństwo Zdunek zamieszkało u nas w domu na mocy postanowienia Sądu o bieżącej pieczy na czas toczącego się postępowania. 21 października, na marginesie dodam, że w 3 rocznicę naszego ślubu odbyła się rozprawa o umieszczenie dzieci u nas na zasadzie RZ długoterminowej! Mimo, że sprawa była bardzo ciężka, ze względu na złośliwą opinię PCPRu, Sędzina postanowiła dać nam i dzieciom szansę.
Dzieci bardzo szybko zaaklimatyzowały się, Krystian z Danielem spędzają ze sobą każda wolną chwilę czy to na zabawie czy na wspólnej nauce, dziewczynki również cały czas chcą być ze sobą, razem jedzą, śpią bawią się. Tusia nawet chce szybko wracać z przedszkola bo mówi że w domku tęskni za nią Ewusia. Weronika bardzo chce mi pomagać we wszystkich obowiązkach domowych.

To jest cudowne uczucie kiedy patrzę na buzie tych skrzywdzonych przez los dzieci i widzę, że mimo wszystko są uśmiechnięte. Ten uśmiech jest najcenniejszym wynagrodzeniem mojej pracy mamy zastępczej i z przyjemnością, i pełnym oddaniem będą ją wykonywać każdego kolejnego dnia- bo wykonuję ją całym swoim sercem. Nie rozumie tylko dlaczego PCPR karze mnie za moją miłość do tych dzieci, dlaczego zamiast pomagać i to nawet nie mnie, tylko tym maluszkom- cały czas rzucają nam kłody pod nogi.

Ostatnio dostałam informację z PCPRu że moje dzieci mogą jechać z fundacji Radia ZET na ferie zimowe- jaka była radość w domku. Powypełnialiśmy wszystkie dokumenty, dzwonię do fundacji i tu znowu niespodzianka. Nasza pani z PCPR zapomniała nas poinformować iż rekrutacja jest do dnia 13-11-2009 a ja wnioski do wypełnienia otrzymałam 11-11-2009 gdzie trudno było mi w jeden dzień uzyskać zgodę rodziców na wyjazd dzieci. Takie małe przeoczenie urzędnika- ale w moim domu rozpacz bo dzieci bardzo się cieszyły..... i znowu zawiódł dorosły.

Jest mi bardzo przykro i wstyd że takie sytuacje w ogóle mają miejsce, bo wszyscy deklarują chęć pomocy dzieciom, wszystko jest dla ich dobra- ale w rzeczywistości wszystko kręci się wokół pieniądza- bo po co powiatowi dodatkowe koszty. To jest skandal.

Wierzę, że są jednak na świecie ludzie którym los tych dzieci tak jak mnie i moim najbliższym nie jest obojętny, że jest ktoś kto mógłby pomóc naszym szkrabom zbudować swoje lepsze, radosne dzieciństwo i przyszłość.

Pomoc na częściowe pokrycie kosztów, choć na pierwszy rzut oka niektórym wydaje się niebagatelną sumą, tak naprawdę jest kroplą w morzu potrzeb. Krystian jest chłopcem, który wszystko niszczy, wszystkie zabawki, ubranka książki. Wymaga kosztownego leczenia psychiatrycznego i pomocy psychologicznej, oczywiście NFZ refunduje to, lecz kolejki są tak długie, że do czasu kiedy Krystian dostanie się na terapię dla dzieci z ADHD czy zastępowania agresji, wszystkich będzie to kosztowało wiele niepotrzebnych nerwów. Weronika jest dziewczynką z FAS oraz lekkim stopniem upośledzenia, dziewczynka ma 8 lat, lecz jej poziom rozwoju to 6 lat. Potrzebna opieka logopedy- którego mamy wyznaczonego na marzec 2010, i psychologa od przemocy seksualnej. Ponadto dziewczynka ma bardzo znaczną wadę postawy i płaskostopie koślawe- obecnie ubiegamy się o rehabilitację w szpitalu rehabilitacyjnym w Goczałkowicach Zdroju, tak samo jak w wypadku Daniela, który prócz dużego skrzywienia kręgosłupa i płaskostopia ma o 8mm krótszą lewą nóżkę. Najbardziej skrzywione nóżki ma 3 letnia Ewusia, jej stopki są tak płaskie i wykoślawione że specjalne butki ortopedyczne musza mieć dodatkowe wkładki by skorygować jej płaskostopie. Dodatkowo dziewczynka obciążona jest jakąś chorobą genetyczną- którą obecnie diagnozujemy, dysmorfia twarzy i nieproporcjonalność ciałka. Tusia prócz FASu jest zdrowym, radosnym dzieckiem. Wszystkie dzieci są nieprzystosowane społecznie przez co są wytykane w szkole- a to boli mnie najbardziej. Przecież to niczyja wina, że rodzice tak bardzo ich zaniedbali, że ich opuścili, że nikt nie nauczył ich miłości....że nie mają mamy tylko mieszkają z ciocią.

Jest mi bardzo przykro, że moje dzieci nie pojadą na ferie bo urzędnik PCPRu przeoczył termin, jest mi przykro, że moje dzieci mają złe oceny w szkole bo nikt w naszej wiejskiej szkole nie rozumie problemów i zachowań dziecka odrzuconego, dziecka, które nawet nie miało szansy nawiązania więzi ze swoimi rodzicami. Tak bardzo chciałabym to zmienić! Tak bardzo bym chciała by mimo całego zła, które zagościło już w tak krótkim życiu Tusi, Ewy, Weroniki, Krystiana i Daniela moje kochane maluchy miały możliwość zasmakowania radosnego, beztroskiego dzieciństwa.

Bardzo bym chciała by ktoś pomógł mi spełnić marzenia moich dzieci o zdrowych ząbkach, o prostych nóżkach i pleckach- dziwne jak na dziecięce marzenia? Moje dzieci marzą jednak o tym by być takie same jak ich koledzy w szkole- etykietki domu dziecka już nigdy się nie wyzbędą ale zrobię wszystko co jest w mojej mocy by nigdy nie odczuły tego że są „dziećmi gorszego Boga”, bo to nie prawda. Marzą o tym by mieć ładne ubranka, by móc jechać na wycieczkę, by umieć ładnie mówić- mają wadę wymowy, by mieć dobre oceny.

Najważniejsze jest dla mnie obecnie znalezienie pomocy specjalistów: logopedy, rehabilitanta, specjalisty od przemocy seksualnej, psychiatry na którego nie trzeba czekać pół roku i psychologa dla całej naszej rodziny ze mną na czele. Gdyby udało mi się ukończyć kurs, czy jakiekolwiek szkolenie w temacie dzieci z zaburzoną więzią RAD, ADHD a w szczególności FAS, to byłoby cudownie bo wtedy mogłabym na co dzień efektywniej pracować z maluchami w domu, przynajmniej wiedziałabym jak skutecznie stymulować ich rozwój- niestety w Pszczynie nie ma pieniędzy na takie szkolenia, a prywatne szkolenie bardzo zaburzyłoby nasz budżet domowy z ogromną stratą dla dzieci.

Bardzo trudno pisze mi się o potrzebach, bo prawda jest taka, że są one ogromne a liczne nieudane próby walki o cokolwiek dla moich miśków pozostawiły w nas smutek i rozczarowanie. Nasze dzieci cieszą się ze wszystkiego, z kredek, farbek bo bardzo lubią malować w szczególności Krystian, z zabawek, klocków, miśków w szczególności takich mięciusich bo są na etapie wtulania się we wszystko i wszystkich ;), z książek bo np. Daniel uwielbia czytać, czyta maluszkom dobranocki;)

Przydaje się każda rzecz i każdy gest, który pomaga nam rozświetlić codzienność naszych podopiecznych.

Teraz zbliżają się święta Bożego Narodzenia i choć nie będą one może tak bogate jakbym sobie tego życzyła, to będą one najpiękniejszymi świętami w naszym życiu, świętami spędzonymi z naszymi wymarzonymi dziećmi;) i wierzę że pozostaną one w pamięci wszystkich dzieci do końca życia- bo będą to dla Ewy, Weroniki i Daniela pierwsze w życiu święta spędzone z ludźmi którzy naprawdę ich kochają, z ciocią i wujkiem, oraz Tusią Krystkiem.

Bardzo serdecznie Panią pozdrawiam i całą rodzinką życzymy zdrowych, radosnych i przepełnionych miłością świąt Bożego Narodzenia oraz lepszego Nowego Roku.

Joanna
7 stymulacji.9 transferów.- nie udało się. Decyzja o zakończeniu leczenia. ALE ZA TO JESTEM BABCIĄ Aleksandra od 18 05 2014 :)
katunia24
Posty: 343
Rejestracja: 08 sie 2009 00:00

Re: historia asi i jej piatki dzieci

Post autor: katunia24 »

fana Witam cie kochana strasznie mnie wzruszyla historia Asi jak ludzie moga byc tacy zimni bez serca A jednoczesnie podziwiam ta kobiete za sile jaka w sobie ma i zycze jej wytrwalosci w tym co robi aby zawcze bezwzgledu na wszystko pozostala Człowiekiem z Wielkim Sercem jaki jest teraz.

Co do pomocy moge zaoferowac drobna paczke dziecia na swieta ze slodyczami oraz kredkami farbkami malowankami niestey wiecej pomoc nie moge Pozdrawiam i sle buziaczki dla dzieciaków
katunia24
starania od 2007
2007 2 razy IUI :(
2008 2 razy IUI :(
2009 IVF CLASSIC jeden aniołek :(
30.08 2010 IVF IMSI 10 dpt beta 195.7 14dpt 820 17dpt 2110 21dpt 10137
Nadzieja umiera ostatnia :) Kochanie zostań z nami !
Igorek Kochany jest ju
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Muszę o tym porozmawiać”