Jak niepłodność zmieniła Wasze życie.

Archiwum forów "muszę o tym porozmawiać"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Zablokowany
Awatar użytkownika
zuza1978
Posty: 15
Rejestracja: 01 wrz 2008 00:00

Post autor: zuza1978 »

Pewnie masz rację Emilia. Krew nie woda. Choć czasem myślę ,że z czasem zrozumie ,że ojcem jest ten kto wychował ,a nie ten kto począł dziecko. Funda, nie obraż się wiem ,że to trudne pokochać dziecko wiedząc ,że ma matkę, szczególnie że dzieci wcale tego nie ułatwiają. Ale gdybyś spróbowała podejść do tego w ten sposób ,że to są też twoje dzieci bo przecież jesteś z ich ojcem . I próbujesz mu pomagać w ich wychowaniu. Było by wam łatwiej Kobiety mają instynkt macierzyński większy od mężczyzn, i wierzę ,że napewno ći się to uda. Co prawda wymaga to wyczucia z obu stron i męża i Twojej ale można to zrobić i pokochać.
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

zuza1978 po pierwsze uważam, ze instynkt macierzyński jest przereklamowany, dowody na to są dookoła, nawet na tym forum, prawda? po drugie nie mam zamiaru do niczego się zmuszać, a zwłaszcza do miłości do cudzych dzieci. nie mam zamiaru ingerować w ich wychowanie, bo to nie moja rola. ja mogę pomagać w opiece nad nimi, ale wychowanie to zadanie RODZICÓW. nie mogę sobie wmawiać, ze to moje dzieci, bo... co stanie się w momencie, kiedy rozstanę się z ich ojcem? przecież to nie jest wykluczone, prawda? to nie są i nigdy nie będą moje dzieci. ja mogę le lubić i szanować, tak jest. ale na tym koniec. miłość do "nieswojego" dziecka przychodzi w trakcie opieki nad nim. a tutaj nie wiem, czy będę miała okazję zajmować się nimi na codzień. nie chcę, nie mam zamiaru rzucać się cała w to, bo zostanę zraniona. bo wystarczy, że ich matka powie "nie wtrącaj się w nieswoje sprawy, ja jestem ich matką a nie ty!" i co? przecież będzie miała rację. i jak ja będę się wtedy czuła. nooo i to chyba tyle. pozdrawiam.
Awatar użytkownika
Absynth86
Posty: 129
Rejestracja: 24 sty 2008 01:00

Post autor: Absynth86 »

funda przepraszam, że się wtrącę, ale myślę, że masz rację.
Nie znam Twojej sytuacji, nie wiem jaki jest Twój partner w stosunku do Ciebie i czy On widzi "konflikt interesów"(że tak się wyrażę), ale
uważam, że tutaj w grę mogą wchodzic negatywne uczucia. Zaraz posypią się gromy na moją głowę, że to przecież tylko dzieci, ale pokochanie ich jak własnych wydaje mi się nierozsądne. Ponieważ te Dzieci mają rodziców. I nic tego nie zmieni.

A co do instynktu macierzyńskiego to masz zupełną rację. Tu nie chodzi tyle o instynkt, co o parcie na posiadanie potomstwa tak jak inni. Bo to jest od nas wymagane. Jakby małżeństo musiało byc maszynką do robienia dzieci, a kobiecie w pewnym wieku nie wypada nie byc matką.Może nie każdy tak to doświadcza, ale zauważyłam, że na Bocianie jest takich osób dużo.

Pozdrawiam i życzę dużo sił wszystkim Kobietkom :)
Awatar użytkownika
zuza1978
Posty: 15
Rejestracja: 01 wrz 2008 00:00

Post autor: zuza1978 »

Funda nie chciałam Cię urazić .Każda z nas ma inne doświadczenie życiowe i inaczej na to patrzy.Możemy się przecież wymienić poglądami?
Nie chodziło mi oto żebyś się do tego zmuszała. Owszem wychowanie należy do rodziców. Chodziło mi raczej o wspólne spędzanie czasu. I z czasem przyjście uczuć. Nie rozumiem założenia ,że przecież kiedyś możecie się rozstać. Też podchodziłam tak jak ty i nic dobrego z tego nie wyszło. Dla mnie miłość to zaufanie, poczucie bezpieczeństwa,a jeżeli zakładasz coś takiego to jakbyś się asekurowała . Nie będę dla kogoś do końca bo może mnie zranić. Pewnie ,że może ,ale tego nie będziesz pewna z nikim i nigdy.
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

zuza1978 nie uraziłaś mnie, ja po prostu za dużo przeszłam żeby wierzyć w "żyli długo i szczęśliwie", wiem, ze ludzie się zmieniają i to, że teraz ktoś mnie kocha wcale nie oznacza, ze tak będzie za 10 lat. więc nie mam zamiaru się narażać, tak ciężko to zrozumieć? nie ufam nikomu, po prostu nikomu, nawet własnej rodzinie, bo też mnie zawiodła. nie ma na świecie człowieka, któremu ufałabym do końca. może to oznacza, że nie potrafię kochać, może. kocham tak, jak potrafię. ale nie ufam. raz juz oddałam się cała, ufałam całkowicie. efekt? nawet nie chcę pisać jak zostałam potraktowana. więc NIGDY WIĘCEJ. nigdy. ten mężczyzna, z którym jestem, wie o tym, jestem z Nim szczera. i tak, dzięki temu, że znamy się tak długo (17 lat), miał szansę zbliżyć się do mnie. ale to On, nie Jego dzieci. może z czasem je pokocham, ale nie mam zamiaru brać na siebie odpowiedzialności za nie, za ich wychowanie, rozwój, życie. od tego jest On i ich matka. ja jestem z boku i nie zamierzam zmieniać swojego stanowiska, bo nikt na tym nie skorzysta. bo jeśli zacznę się "wczuwać", będę chciała mieć coś do powiedzenia w wielu sprawach. a na to może się nie zgadzać ich matka, prawda? i co? mam za każdym razem pozwalać na kopanie się po nerach hasłem "nie wtrącaj się, nie jesteś ich matką!"? wiesz jak to boli? wiesz jakie to uczucie, kiedy chcesz coś zrobić dobrze, starasz się dać całą siebie, a w zamian dostajesz uderzenie w miejsce, które boli najbardziej? bo ja wiem. więc nie dziw się, że chcę się chronić przed bólem. za dużo było go w moim życiu.
pozdrawiam
Awatar użytkownika
zuza1978
Posty: 15
Rejestracja: 01 wrz 2008 00:00

Post autor: zuza1978 »

funda pisze:wiesz jakie to uczucie, kiedy chcesz coś zrobić dobrze, starasz się dać całą siebie, a w zamian dostajesz uderzenie w miejsce, które boli najbardziej? bo ja wiem. więc nie dziw się, że chcę się chronić przed bólem. za dużo było go w moim życiu.
Wiem, jak to jest w moim życiu też było za dużo bólu .Nie będziemy się licytować kto więcej przeszedł. Nie wierzyłam już w miłość. ale zjawiła się w moim życiu osoba która nauczyła mnie jej od początku. Pokazała jak powinien wyglądać normalny związek. Z zaufaniem , poczuciem bezpieczeństwa, bez wyzwizsk , bicia ,pijackich ekscesów i innych . Zaryzykowałam choć miałam wymyslony plan działania ,wymarzoną pracę w innym kraju.I nie żałuje i mam nadzieję ,że nigdy nie będe żałować. Może jestem naiwna. Nigdy nie będe mieć gwarancji pewnie. Nigdy nie jest też do końca różowo.Zostały problemy zdrowotne mojego syna, i głupia praca,której mam dość. ale cóż. To też Twój wybór.
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

zuza1978 nie chodzi o licytacje. nie wiem, czy jesteś w stanie to zrozumieć, jednak jesteś "z drugiej strony". to Ty masz dziecko i chcesz żeby partner je zaakceptował. ja nie mam i mieć nie będę swoich dzieci, nawet, jak się okazało, adoptowanych. mój obecny partner, mimo, że na każdy kroku udowadnia mi swoje uczucie, nie jest w stanie pewnych spraw przeskoczyć. ma dzieci, niech sobie je ma. one nie są moje. to wszystko. dlaczego mam je traktować jak swoje? dlaczego mam się narażać na ból, kiedy po raz kolejny zostanie mi przypomniane, że nie jestem ich matką i to nie moja sprawa jak one są wychowywane? i to nie zależy od Niego, od Jego woli! to zależy od woli ICH MATKI. Ty patrzysz na to inaczej, bo cokolwiek się stanie, Twój Syn zostanie z Tobą. a u mnie jest przeciwnie! tu nie chodzi nawet o rozstanie, ale o durne przypadki losowe - np. wypadek na motorze. myślisz, ze matka tych dzieci pozwoli mi na kontakty z nimi? jak sobie to wyobrażasz - ja się angażuję w ich wychowanie, kocham je, a On za np 3 lata ma wypadek. zostaję pozbawiona Jego oraz dzieci! ja nie mogę sobie pozwolić na to żeby czuć zbyt wiele do nich, po prostu nie mogę. to są NIE MOJE dzieci, nigdy nie będą moje, więc nie ma możliwości żebym traktowała je jakby były! czy tak ciężko to zrozumieć?
Awatar użytkownika
nataku
Posty: 3117
Rejestracja: 01 kwie 2003 00:00

Post autor: nataku »

Funda - podzielam Twoje zdanie i uczucia. Dzieci nie są Twoje. Są Twojego partnera i jego byłej żony. Uważam nie nie powinnaś, ani nie możesz nawet w sytuacji, gdy mają normalne relacje z matką, starac się wchodzić w jej rolę. To może spowodować napięcia w relacjach między Wami wszystkimi (a podejrzewam, że sytuacja i tak nie jest prosta). Nic poza normalnymi sytuacjami, które nie powodują podejrzeń, oporów itd. A z Twojej strony cierpienia i bólu. :cmok:
Zresztą sama wiesz, o co mi chodzi :wink: Zycie nas uodparnia i potrafimy sobie radzić w różnych sytuacjach.
pozdrówka
nata

Dodane po: 4 minutach:

ps. cieszę się, że u Ciebie się ułożyło. Wiem, że ciężko się pogodzić z brakiem dziecka, ale znam osoby i pary bezdzietne, które potrafiły się odnaleźć i nie podporządkować swojego życia wyłącznie rozpaczy z tego tego powodu. Można mieć naprawdę udany związek i pięknie iść przez życie, realizując się i spełniając marzenia!!!
całuję mocno!
nata
Mama Kubusia i Kacperka - zdecydowanie fajnych chłopaków łobuziaków
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

nataku dziękuję :cmok:
Awatar użytkownika
Bateria
Posty: 7061
Rejestracja: 18 sie 2008 00:00

Post autor: Bateria »

Emilia37 pisze:Dla mojego meza adopcja nie wchodzi w gre, bo jak mi powiedzial, on nie bedzie w stanie kochac i traktowac adoptusia jako swojego, bo zawsze bedzie mial swiadomosc, ze to nie jest jego dziecko. No tak, w koncu on juz ma swoje dziecko, wiec po co mu adoptowac czyjes…
Emilia37 a jakie jest podejście Twojego męża do Twojej relacji z jego dzieckiem? Czy chciałby, żebyś je kochała, czy wystarczy mu przyjaźń między Wami?
Tak się zastanawiam, czy on od Ciebie oczekuje pokochania "nie swojego dziecka".
Awatar użytkownika
Emilia37
Posty: 111
Rejestracja: 02 lut 2008 01:00

Post autor: Emilia37 »

Bateria On nie oczekuje ode mnie ze pokocham jego syna, tylko, ze sie z nim zaprzyjaznie. A ja przez te wszystkie lata ( 8 lat jestesmy malzenstwem) czulam sie z tym coraz gorzej, bo ja nawet do tego nie jestem zdolna. a nawet jest z tym coraz to gorzej i gorzej. ale w tym ma tez udzial moj maz, bo dla niego zawsze syn i jego zachcianki sa zawsze najwaznijsze, a nie zrobil zadnego wysilku, zeby jako posrednik miedzy synem i mna aktywnie w tym mi pomoc.
Awatar użytkownika
Bateria
Posty: 7061
Rejestracja: 18 sie 2008 00:00

Post autor: Bateria »

Emilia37 rozumiem. I nie wiem, co poradzić. :(
Może uda Ci się szczerze porozmawiać z mężem i wytłumaczyć, jak ważna jest dla Ciebie adopcja. Cokolwiek postanowisz - myślę, że jeśli niczego nie zmienisz w obecnym układzie, będziesz coraz bardziej się tym gryzła.
Awatar użytkownika
Emilia37
Posty: 111
Rejestracja: 02 lut 2008 01:00

Post autor: Emilia37 »

Bateria Jesli mam naginac meza do adopcji, chociaz on tego w ogole nie czuje, to wole tego nie robic. On juz doswiadczyl bycia rodzicem, ciazy swojej bylej zony, glaskania jej brzucha, chwil porodu. I mowi, ze nie ma piekniejszej kobiety niz kobieta w ciazy. Dla niego wazne jest, zeby dziecko bylo genetycznie jego, krew z jego krwi. On wie, co to znaczy miec SWOJE dziecko i innego jak SWOJE nie chce. Jezeli mam go do tego naklaniac, to na pewno nic dobrego z tego dla nikogo nie wyniknie. Jesli zniknie juz ostatnia nadzieja na NASZE dziecko, to kto wie, moze bedziemy musieli sie rozstac, bo syty glodnego nie zrozumie, a ja nie wyobrazam sobie, zebym byla w stanie z tym zyc. :cry: Straszliwie mi smutno, kiedy dochodze do tego wniosku :cry2:
Awatar użytkownika
Bateria
Posty: 7061
Rejestracja: 18 sie 2008 00:00

Post autor: Bateria »

Emilia37 nie chodziło mi o to, żebyś naginała męża do adopcji. Tak jak piszesz, zmuszanie nie przyniesie nic dobrego dla żadnej ze stron. Miałam na myśli raczej to, że może ważne jest, żeby on wiedział dokładnie, co czujesz.
Cokolwiek zdecydujesz, trzymam kciuki, żeby Ci się udało wszystko poukładać.
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Muszę o tym porozmawiać”