Czy Pan Bóg nie chce, abym miała dzieci?

Archiwum forów "muszę o tym porozmawiać"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Zablokowany
Awatar użytkownika
Anna-NP
Posty: 14
Rejestracja: 12 lip 2008 00:00

Czy Pan Bóg nie chce, abym miała dzieci?

Post autor: Anna-NP »

Czy byłabym złą matką, czy jestem złym człowiekiem. Bo i powiedzcie czy dla jednej pary może się skumulować tyle przeciwności- mam pco, hormony do bani, zaburzenia-brak owulacji, jeden niedrożny jajowód, drugi też nie wiem czy sprawny, macice siodełkowatą, nie wiadomo czy nie ma przegrody : . Powinnam iść na laparoskopie, ale się boję- że znowu coś wykryje. Każde badanie wykrywa coś złego. Przesłanki są i ku endometriozie. Starać się o ciąże po to by ją stracić, wada macicy znacznie zwiększa mozliwość poronienia. Mąż ma tez średnio dobre nasienie.

Może ja nie mam być matką. Modle się dużo, to pomaga, ale potem wracam myślami do pustego pokoju, pustego domu, cichego domu. Znowu piatek, a ja sama z moimi myślami. Reakcje i pytania ludzi jeszcze mnie pogrążają, ktoś rzucił plotkę , że jestem w ciąży i ludzie zaczęli mi gratulować, to było straszne. Bo jak na wsi to możliwe, że rok po ślubie i nie ma dziecka. Pracuję z małymi dziećmi i dzieci mnie lubią, wielokrotnie mi to okazują i ja tez je bardzo lubię. Patrzę na ich rodziców jakie mają szczęście i tego nie doceniają. Mam w swojej grupie dzieci z Domu Dziecka- uświadomiłam sobie, to nie jest tak prosto zaadoptować, aby nigdy nie dać odczuć dziecku ,że nie ja je urodziłam, kochać je bezgranicznie jak to poczęte pez nas, tak aby jeszcze bardziej nie skrzywdzić, te dzieci i tak już dużo wycierpiały i cierpią.

Mąż nie zgodzi się nigdy na sztuczne zapłodnienie, nawet na inseminację nie za bardzo chcę się na razie zgodzić, Bóg decyduje i on obdziela nas łaska macierzyństwa , mąż wierzy w cud, jest optymista. Ja-za dużo przeczytałam w Internecie, za dużo wiem i dlatego nie liczę na cud, wiem jakie mamy, a właściwie nie mamy szans. Walczyć powinnam, ale sił brak, na kolejne diagnozy za dużo już przecierpiałam.

Dobrze, ze jest takie miejsce ,gdzie głównie kobiety mogą napisać, w tych najtrudniejszych dla siebie momentach.
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

Jezu, Aniu... ja doszłam do tego samego wniosku - że widocznie byłabym złą matką... może zbyt egoistyczną, może nadopiekuńczą... ale złą. Bo przecież gdyby było inaczej, miałabym jakąkolwiek szansę na macierzyństwo!!! A potem dotarło do mnie, że to nie tak! Przecież człowiek, który stracił nogi nie może powiedzieć, że stało się tak dlatego, że nie dość szybko pobiegłby w maratonie! Nikt nie wie dlaczego tak jest... jest i koniec. Ja nie doszukuję się w tym sensu. Jak mówią "shit happens" :( Taka karma. Trzymaj się.
Awatar użytkownika
Absynth86
Posty: 129
Rejestracja: 24 sty 2008 01:00

Post autor: Absynth86 »

Kobietki ja myślę, że Bóg dając nam taki, a nie inny krzyż do niesienia ma swój cel. Nie mam pojęcia jaki. I wcale nie godzę się na to, co mnie spotyka. Ale czy tak naprawdę mamy na to wpływ ?? Boska logika jest zupełnie inna niż ludzka. Dlatego tak trudno zrozumieć na motywy Bożego postępowania.
I to chyba nie jest tak, że któraś z nas byłaby złą matką. Najwidoczniej mamy coś jeszcze do zrobienia zanim zostaniemy mamami. A w to, że nimi zostaniemy, nie wątpię. Jest kilka dróg do macierzyństwa i mam nadzieję, że każda z nas znajdzie swoją.

A co do bycia niepłodnym.... Niepłodność to choroba, taka jak każda inna. Czy ktoś się wstydzi, że ma cukrzycę ? Nie, więc nie rozumiem dlaczego my mamy się wstydzić. Niestety nasze społeczeństwo jest strasznie zacofane i czasami mam wrażenie, że ludzie traktują niemożność posiadania potomstwa jak chorobę zakaźną.....

Pozdrawiam i życzę wytrwałości :)
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

Absynth86 no więc ja nie wierzę, ze to jakiś plan. Uważam, ze bóg, jakikolwiek, nie byłby tak okrutny, uważam, że nie ma z tym nic wspólnego żadna siła wyższa, ot, po prostu, nieszczęście jest częścią życia, zdarzają się choroby, śmierć, kalectwo, itp. I nie każda kobieta, która chce być matką nią zostaje, więc na jakiej podstawie ta wiara, że KAŻDA z nas nią będzie? Znam kilka dziewczyn, które nie mają szans, bo są po 40-tce i są same, więc jak zostaną matkami? Czasem nie jest to dane, tak bywa, bóg, kim by nie był, nie ma w tym udziału.
Awatar użytkownika
Absynth86
Posty: 129
Rejestracja: 24 sty 2008 01:00

Post autor: Absynth86 »

Czyli wg. Ciebie funda wszystko dzieje się bez przyczyny i interwecji Bożej ?? I tak po prostu pewne rzeczy jednym się dzieją, innym nie ??
Być może masz rację. Kiedys otworzyliśmy puszkę Pandory i teraz zbieramy jej plony. To już kwestia indywidualnej wiary człowieka, na omawianie której nie ma tu raczej miejsca.

Pytanie nasuwa mi się inne. Co robiły te kobiety kiedy miały 20 czy 30 lat ?? Starały się być matkami i po prostu nie wyszło ?? Czy może za późno się obudziły, bo miały inne priorytety ?? Nic nie dzieje się samo z siebie. Albo walczyły i się nie udało , albo nie robiły nic, żeby zmienić swoją sytuację. Musiała być jakać przyczyna stanu obecnego.

Los każdej z nas jest inny. Jeśli przesądzamy wynik sprawy, to ostatecznie sami go generujemy. I teraz zostaje jedynie akceptacja wyniku.

P.s. Nie napisałam, ża KAŻDA z nas zostanie mamą. Miałam na myśli to, że poza zajściem w ciążę, donoszeniem jej i urodzeniem można zostać mamą w inny sposó. Wydawało mi się, że jeśli się czegoś bardzo chce, to się do tego dąży. Przepraszam, że moja wiara wywołała w Tobie takie negatywne emocje.
Więcej słońca :)
Awatar użytkownika
Anna-NP
Posty: 14
Rejestracja: 12 lip 2008 00:00

Post autor: Anna-NP »

Dziękuję za ciepłe słowa. Ustosunkowując się do tego co napisałyście.

Składając przysięgę małżeńską słyszymy pytanie: Czy przyjmujcie potomstwo, którym Bóg was pobłogosławi. Dlaczego nas nie chce pobłogosławić. Dwie pary podchodzą do sztucznego zapłodnienia, maja podobne szanse –jedna zaciąży druga nie. Tak samo jak czytam o wadach macicy-jedne dziewczyny zachodzą i rodzą normalnie bez problemu pierwsza ciążę, a drugie ronia po kilka ciąż, choć wada z pozoru jest dużo łagodniejsza. Itd

Jak patrzę na innych tematach pojawia się najczęściej inni maja dzieci, a ja nie. Czujemy się gorsze, pokrzywdzone, zadajemy sobie pytanie dlaczego to ja. U mnie w rodzinie tez nikt nie miał problemu, siostra ma nawet bliźnięta. Kiedy dowiedziałam się, że koleżanka , z która pracuję mając 4-miesieczne dziecka zaszła w niechcianą ciążę używając prezerwatyw, to tego zrozumieć nie mogłam. Jak to jest…

Podobno zazdrość nawet ta, której absolutnie nie chcemy, żal i rozgoryczenie może kogoś skrzywdzić-dlatego ja nie patrzę na kobiety w ciąży, małe dzieci, żebym czasem niechcący kogoś nie skrzywdziła. Zresztą i tak w takich chwilach w moich oczach pojawiają się łzy. Kiedy moja mama była ze mną w ciąży jedna sąsiadka jej bardzo źle życzyła. Przez pierwsze trzy miesiące mama przezywała tragiczne bóle podbrzusza lekarz radził jej nawet usunąć, mama cierpiała, ale nie wzięła ani jednej zalecanej tabletki przeciwbólowej, potem mówili, że urodzę się z wodogłowiem, a na końcu trwający kilkanaście godzin niemiłosiernie bolesny poród. Może ten urok cały czas jest nade mną .

Parę miesięcy temu diagnoza pco wydawała mi się tragiczna, a teraz skakałabym z radości, gdyby okazało się, że to jest jedyny powód mojej bezpłodności.

Mim zdaniem Pan Bóg nie zsyła specjalnie cierpienia na ludzi. Po cos jest to wszystko co przechodzimy, niby ten a nie inny lekarz, ktoś kto nam doradzi, ktoś tym wszystkim kieruje. Nie wszystkie się niestety doczekamy dzieci, to co nam się wydaje najważniejsze-dziecko, w oczach Pana Boga nie koniecznie będzie właśnie dla nas, nie koniecznie jest nam pisane. Nikt nie zrozumie dlaczego tak jest.

Dziewczyny, co myślicie o tym co napisałam
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

Absynth86 zakładasz, że kobiety, które leczą się na niepłodność są grubo po 30-tce?
Co robiły te kobiety kiedy miały 20 czy 30 lat ?? Starały się być matkami i po prostu nie wyszło ?? Czy może za późno się obudziły, bo miały inne priorytety ?? Nic nie dzieje się samo z siebie.

Jeśli chodzi Ci o te z moich znajomych, które są po 40-tce, to cóż, kilka z nich zostało porzucone przez facetów i nie znalazły nikogo, z kim mogłyby się związać i założyć rodzinę. Jedna ma potworną traumę z dzieciństwa - molestowana przez ojca alkoholika - i nie potrafi wchodzić w związki z mężczyznami. Jedna zajmuje się obłożnie chorą matką przez ostatnie 15 lat. Reszta moich znajomych nie mogących mieć dzieci ma między 25 a 35 lat. Ja sama mam 32, a że nie mogę być w ciąży wiem od ponad 6 lat. Co robiłam w wieku 20 lat? STUDIOWAŁAM, między innymi po to, żeby móc zapewnić byt mojemu przyszłemu dziecku. Tak samo facet, z którym miałam mieć te dzieci. Przecież dziecko nie żyje powietrzem, prawda? Uważasz, że 26-28 lat to dużo na urodzenie dziecka? Może i tak. Może powinnam była być bardziej wyrachowana i "wziąć sobie" faceta starszego, z kasą, zamiast biednego studenta, w którym się zakochałam.
Tak, masz rację, kiedy czegoś się bardzo chce, to się dąży do tego. Ja chciałam mieć rodzinę. I robiłam wszystko żeby ją mieć. Byłam z kimś, kogo pokochałam, bo dziecko powinno mieć rodziców, którzy się kochają. Studiowałam żeby zdobyć zawód, żeby móc utrzymać moją przyszłą rodzinę. Kiedy zachorowałam, poszłam na operację żeby żyć, żeby móc adoptować kiedyś dziecko, wyszłam za mąż żeby móc to zrobić. I co? I pstro. Wszystko na nic. Nie ma rodziny, nie ma dziecka, nie ma szans. Uważasz, ze to jakiś plan istoty wyższej? Że jest jakiś cel w moim bólu? Bo ja nie widzę. Nie uszlachetniło mnie to cierpienie, wręcz przeciwnie. Nie stałam się bardziej użyteczna społecznie jednostką, więcej robiłam, kiedy miałam jeszcze nadzieję, bo miałam energię i radość w sobie. Teraz jest wielka pustka. To jest ten genialny plan? Więcej słońca mówisz? Po co? Dla kogo? Kiedyś miałam wiarę. Ale mi ją odebrano i to nie jeden raz. Teraz już mi wszystko jedno, ale wiem, że coś takiego na pewno nie może być "zesłane", bo żaden bóg, a zwłaszcza chrześcijański który podobno jest miłością i miłosierdziem, nie krzywdziłby celowo.
Nie wierzę w teorię, że "wszystko jest po coś". Bo ból niczemu nie służy. Człowiek, któremu zabrano nadzieję, nie jest lepszy, szlachetniejszy, cierpliwszy, bardziej wyrozumiały. Jest po prostu OBOJĘTNY.
Awatar użytkownika
melodia
Posty: 143
Rejestracja: 19 cze 2005 00:00

Post autor: melodia »

FUNDA - dziękuję za tę gorzką, ale mądrą i wyważoną wypowiedź. Uważam, że masz w 100% rację. Nie wierzę, że jest jakiś plan wobec nas, jakaś siła wyższa, która o decyduje o losie każdego człowieka. Po prostu doświadczamy nieszczęść, bo są one częścią życia. Pod każdym zdaniem z Twojego postu mogłabym się podpisać, szczególnie pod tymi dotyczącymi "spędzania życia", kiedy ma się 20- 30 lat. Dziękuję raz jeszcze, miło mi, że nie jestem osamotniona w moim podejściu do życia.
Awatar użytkownika
Absynth86
Posty: 129
Rejestracja: 24 sty 2008 01:00

Post autor: Absynth86 »

funda pisze:Absynth86 zakładasz, że kobiety, które leczą się na niepłodność są grubo po 30-tce?
Niczego takiego nie zakładam. Chociażby dlatego, że ja zaczęłam się leczyć mając 20 lat, więc mój punkt widzenia jest inny. Ja już wiem, że nie mogę czekać na lepszą sytuację materialną albo na ukończenie 5 fakultetów. Oboje z mężęm studiujemy i pracujemy. I niestety nie zgodzę się z Tobą, że to wykształcenie da dobry zawód. Ale to jest mój punkt widzenia, Ty masz inny, więc nie będę o tym pisać.

Co do Boga. Jak już napisałam. To jest kwestia indywidualnej wiary człowieka i naprawdę nie mam zamiaru dyskutować na ten temat. To, czy Ty wierzysz w Boga i Jego plan wobec Ciebie to tylko i wyłącznie Twoja sprawa.

Ja wierzę. Może jestem naiwna, może tak mi łatwiej. Wierzę, że moje cierpienie ma jakiś sens.

I tu zaczyna się lekcja pokory. Pogodzenia z czymś na co się nie ma wpływu. I bez znaczenia jest to, czy widzimy jakiś sens czy nie. Jeżeli coś się nie udaje i nie ma to szans, to trzeba to w końcu zaakceptować. Inaczej przypomina to walkę z wiatrakami.

W Twoich wypowiedziach jest mnóstwo agresji i buntu. Rozumiem. Ja też to przechodziłam i myślę, że te emocje nigdy nie znikają. Ewentualniem mogą osłabnąć. Ostatecznie doszłam do wniosku, że nie mogę cały czas myśleć o sobie jak o ofierze. I nie mogę też poświęcić całego życia staraniom się o dziecko. Bo mam tylko jedno życie. I jakoś muszę je przeżyć. Wiem, że wściekanie się na Boga, los, fatum czy karmę niczego nie zmieni. Najtrudniej jest zaakceptować coś, co zabiło nasze marzenia. Ja tego też nie zaakceptowałam, ale stram się znajdować pozytywne rzeczy w moim życiu. Mam kochających rodziców, wspaniałego męża. Jesteśmy w miarę zdrowi. Nie straciłam nikogo bliskiego. Naprawdę jest wiele osób, którem mają o wiele gorzej niż my. I oczywiście jest też osób, które mają lepiej niż my. Tak już jest.....

P.S. Ja czasami wolałabym żyć w nieświadomości. Nie wiedzieć o swoich problemach. Mieć słodką i beztroską młodość. Tak jak moi znajomi z roku. A tak ?? Mam 22 lata i nieproporcjonalnie duży bagaż złych i przykrych doświadczeń.

Pisząc "więcej słońca" chciałam Cię pocieszyć, ale widzę, że raczej nie tego potrzebujesz.

Anna-NP zgodzę się z Tobą jeśli chodzi o zazdrość. Ja nadal próbuję wyplenić to uczucie, chciaż czasem jest trudno. Szczególnie jak widzę ludzi, którzy wg. mojego uznania nie zasługują na dzieci a mają je.

Pozdrawiam
Absynth
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

Absynth86 To jako 22 latka świadoma problemu, masz spory handicap, wbrew pozorom. Bo ja w tym wieku byłam zdrowa i patrzyłam z optymizmem w przyszłość. Choroba dopadła mnie nagle, na pół roku przed ślubem. I NIC nie mogłam zrobić poza podjęciem decyzji -dziecko albo życie - a na decyzję miałam ... tydzień. I jasne, życie jest jedno. I mam w nim wiele dobrych chwil, prostych przyjemności... ale jednocześnie świadomość przeogromnej samotności... Jestem jedynaczką. Moi rodzice niebawem odejdą. Zostanę SAMA. Spędziłam sama jedne święta Bożego Narodzenia. Nie potrafię opisać tego uczucia, zwłaszcza, ze jestem bardzo rodzinną osobą. Nigdy moje życie nie było łatwe. Zawsze było pod górkę. W ciągu całego mojego świadomego życia miałam 8 miesięcy spokoju i bezpieczeństwa, 8 miesięcy, kiedy było mi po prostu dobrze. A od 6 lat żyję w koszmarze... Myślisz, ze ten bunt i ta agresją nie mają przyczyny? Za każdym razem, kiedy pojawia się światełko w tunelu, ja zbieram sie do kolejnej walki... i przegrywam. Miliony nieistotnych spraw, tysiące bzdur zapełniają moje życie. Setki rzeczy, które oddałabym bez mrugnięcia okiem za możliwość przytulenia Mojego Dziecka.I świadomość, że mogę stanąć na rzęsach i zaklaskać uszami, a i tak nic z tego... Pokora? pogodzenie się? Tak, zgoda na życie miałki, bez znaczenia dla mnie samej. Cóż... w sumie sama wybrałam "życie"... Sama jestem sobie winna. Mogłam przewidzieć, że będzie to pełna strachu, żalu i bólu wegetacja. Stupid me.
I jasne, są tacy, którzy mają mniej. Mogę pocieszać się tym, że mam nogi, mogę wstać i wyjść. I pocieszam się tym z całą świadomością, jak bardzo jest to żałosne. I biorę łapczywie, co mogę i wywalam 200 euro na jedną kolację, i kupuję sobie kolejny ciuch, i leżę cały dzień na plaży gapiąc się bezmyślnie w niebo. Czyż to nie są wspaniałe chwile? Konsumpcja jest gites. A potem robię coś "pożytecznego" żeby nie mieć wyrzutów sumienia, że zużywam tlen nie dając nic z siebie. I kładę się spać szczęśliwa, że kolejny dzień za mną i czeka mnie kilka godzin nieświadomości.
Bo moja bezpłodność mnie determinuje. determinuje stosunek ludzi do mnie. Determinuje mój własny stosunek do siebie. Bo nie jestem już tylko sobą, ale jestem bezpłodną, okaleczoną na ciele i duszy, skazaną na samotność (pośrednio przez bezpłodność), smutną, gorzką, nieszczęśliwą sobą...
Co ma z tym wspólnego jakikolwiek bóg?
Awatar użytkownika
Anna-NP
Posty: 14
Rejestracja: 12 lip 2008 00:00

Post autor: Anna-NP »

Funda -wiele wycierpiałaś, i byłaś silna Może trochę nie na temat.
Kilka lat temu gdy miałam 24 lat rozpadł się mój długoletni związek, byłam załaman i zadwałam sobie pytanie dlaczego? Cierpiałam. A dlatego, żebym mogła poznąc mojego męża, który wspiera mnie, zawsze moge na niego liczyć, dzięki dotychczasowym porazkom jeszce bardziej docenam.

A teraz najwazniejsze Bóg słucha naszych proźb. Mnie tez życie nie rozpieszczało.Wielokrotnie czułam się jak ty-nikt mnie nie rozumiał Wiele przeszłam, od zawsze mam pod górkę.

Wymodliłam rzeczy, które wydawały się nierealne

Dobrego męża- gdy wczesniej trafiałam na samych no wiecie szkoda mówić i wspominać .......Wydawło mi się, że mój przypadek jest beznadziejny. Az w mniej spodziewanym miejscu i czasie pojawiła się moja druga połowa. Inny odwróciłby się od takiej wybrakowanej żony, a mój coraz bardziej mnie kocha :), co mi cały czas okazuje.

Wymodliłam pracę , choc długo nie mogłam jej znaleźć, tez się załamałam.Samotna dziewczyna po studiiach bez pracy, na garnuszku mamy. Dostałam pracę w najmniej spodziewanym momencie, i okazało się, że musiałam tyle czekac, aby dostać ta wymarzoną, w której się realizuję.

I teraz modlę się o dziecko. I wierze , choć jest mi cięzko bo z natury jestem straszna pesymistką.

Dla Ciebie tez zaswieci słońce,po chudych latach są zawsze tłuste. U mnie się to sprawdzało. Będzie dobrze zobaczysz.Tylko nie odwracaj się od Boga. On naprawde nad nami czuwa.
Awatar użytkownika
Absynth86
Posty: 129
Rejestracja: 24 sty 2008 01:00

Post autor: Absynth86 »

No cóż funda nie jestem psychoterapeutą i chociaż bardzo chciałabym Cię pocieszyć, to moje słowa wywołują odwrotny skutek.
I nadal nie rozumiem dlaczego ciągle wracasz do kwestii Boga ????? Napisałam przecież, że ja mam swoje zdanie Ty masz swoje i omawianie tego jest bez sensu, więc po co do tego wracasz ??

Bardzo Ci współczuję. Myślałam, że ja jestem agresywna i naładowana negatywnymi emocjami, ale Ty bijesz mnie na głowę. Oczywiście, że masz prawo do tego wszystkiego co czujesz, ale czy ciągłe myślenie i mówienie o tym naprawdę Ci pomoże ?? Ja też tak robiłam, ale pewna Bocianowiczka sprowadziła mnie na ziemię. Pławiłam się w swoim bólu, wszystko i wszyscy byli be. Tylko ja jedna taka nieszczęśliwa i skrzywdzona. Nie było to przyjemne, ale teraz jestem jej wdzięczna. Masz rację, mamy zupełnie inne sytuacje i nie mam zamiaru umniejszać wadze tego co piszesz.
I nie wiem już co Ci napisać. Mam tylko nadzieję, że w końcu będzie lepiej i że poczujesz się szczęśliwa. Zresztą czy w Twoim życiu nie ma nic, co daje Ci radość ?? Zupełnie nic ?? A co z adopcją ?? To też nie wchodzi w grę ?

Życzę Ci dużo spokoju.

Anna-NP ja też jestem straszną pesymistką, ale mój mąż każe mi wierzyć w Boską logikę. On uważa, że kiedyś będziemy szczęśliwą rodziną z gromadką dzieci ;)
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

Absynth86 wracam do kwestii Boga, bo taki jest tytuł tego wątku :)
Sprostowanie - nie mówię CAŁY czas, tylko na Bocianie i też nie wszędzie, ale na kilku konkretnych wątkach. I doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że dzieci w Sudanie mają gorzej. A jeśli chodzi o adopcję, jako osoba samotna z przeszłością nowotworową mam szansę tylko na dziecko starsze (mocno starsze), dość poważnie chore (czyli takie, którego "nie chcą" małżeństwa) lub rodzinę zastępczą, ale do tego trzeba mieć odpowiednie predyspozycje, których ja nie posiadam, ponieważ nie chcę być opiekunką, zwłaszcza płatną (RZ), ale matką. I jest masa rzeczy w moim życiu, które sprawiają mi przyjemność i radość. A czy to oznacza, że nigdzie nie mogę wywalić swojego bólu? W życiu codziennym nie, bo nie będę zamęczać ludzi, na Bocianie nie, bo przecież są tacy, którzy mają gorzej... Noooo... więc gdzie?
Anna-NP ja też się modliłam. Przez całe lata.
Miłego wieczoru dziewczyny :)
Awatar użytkownika
Jewka
Posty: 2079
Rejestracja: 12 maja 2003 00:00

Post autor: Jewka »

Trudno mówić, czego Pan Bóg chce, a czego nie chce w cudzym życiu.

Ja wiele lat - z różną determinacją i z różną wiarą - modliłam się o dziecko biologiczne. Bez oczekiwanego skutku. Dziś wiem, że Bóg odpowiadał na moje modlitwy - mówił "Nie". W końcu usłyszałam i zrozumiałam to Jego twarde "Nie". On ma prawo mówić "Nie". Jest wolny.

Dla mnie zrozumieć, że On nie chce, bym była mamą biologiczną, znaczyło zacząć szukać, czego On dla mnie chce. Znalazłam :)

Być mamą to więcej niż począć, więcej niż urodzić, więcej nawet niż adoptować i wychować. Być mamą to dawać życie. Każdego dnia, każdemu spotkanemu - sobie, bliskim i dalekim. Dawać i chronić. Pielęgnować każdy przejaw życia.

Wiem, to dość maksymalistyczne. I - niestety - często dalekie od tego, czego pragniemy dla siebie.
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

Jewka pisze:Być mamą to więcej niż począć, więcej niż urodzić, więcej nawet niż adoptować i wychować. Być mamą to dawać życie. Każdego dnia, każdemu spotkanemu - sobie, bliskim i dalekim. Dawać i chronić. Pielęgnować każdy przejaw życia.
Oj, strasznie to maksymalistyczna definicja macierzyństwa, masz rację :? Bo dla mnie to nie jest definicja MATKI, tylko człowieka, po prostu.
(...) dawać życie. Każdego dnia, każdemu spotkanemu - sobie, bliskim i dalekim. Dawać i chronić. Pielęgnować każdy przejaw życia.
Przecież to można powiedzieć też o mężczyźnie. Czy i on wtedy jest MAMĄ? Czy jest TATĄ? Trochę to dla mnie naciąganie na zasadzie - nie jestem matką taką jak w definicji, to sobie stworzę własną definicję, która będzie mi pasowała. Słowa służą do określania rzeczywistości, nie odwrotnie. Więc MATKA, to osoba, która urodziła i/lub wychowała, a nie każdy, kto jest po prostu dobrym, porządnym człowiekiem. I można sobie na własne potrzeby tworzyć teorie. Ale czy jest to rzeczywistość, czy może raczej uciekanie do wewnętrznego świata?
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Muszę o tym porozmawiać”