rudolfik
twoja rodzinka musi mieć z tobą super :lol, też bym tak chciała być spontaniczna i serdeczna.
ech - nie każdy potrafi
A tymczasem wczoraj udało się położyć dzieci wcześniej i obejrzałam fragment polskiego serialu o trzydziestolatkach. Serialu nie znam, wlazłam w połowie, oniemiałam od przepychu wnętrz, nadmiaru drogich strojów, rozciągliwego czasu, który pozwala im robić kariery, a jednocześnie ględzić z przyjaciółmi godzinami oraz od typowych polskich rodzin, gdzie byłe żony czy też kobiety z radością przyjmują nową kobietę, a mężczyzna łożący już alimenty na dwie córki, zachwycony jest, że nowa wybranka też jest w ciąży i w razie czego będzie łożył na trzecie.
Albowiem on lubi dzieci ( i być może ma w piwnicy arabskiego szejka, który go sponsoruje).
Obejrzałam więc to, a potem przypomniał mi się podobny szok, gdy czytałam pisma o dzieciach.
W jednym było napisane, żeby maluszka nie zamęczać aktywnością. Hmm prawdę mówiąc, gdy Gałgan był mały była to ostatnia myśl jaka mi przychodziła do głowy - to raczej ja się czułam zamęczona jego aktywnością i marzyłam, żeby już może przysnął choć na trochę.
Potem znów było o tym, żeby ze starszymi aktywnie spędzać czas nawet kosztem różnych tam spraw domowych. Wystarczy przecież chcieć, robienie obiadu może być miłą zabawą itp. W ogóle należy się bawić z dziećmi ile się da, rozwijać ich zainteresowania oraz pasje i spędzać w rodzinnej atmosferze upojne chwile.
Taaak. prawdę mówiąc czuję się dość aktywną matką, bo samo ubieranie ich rano (dyskusje z Gałganem dlaczego trzeba zmienić bieliznę i z Gałganką, że ona się nie ubierze wogóle ) całkiem mnie gimastykuje, potem trzeba się gimnastykować z obiadem, z tym, żeby Gałgan nie bunkrował brudnych ubrań pod poduszką, a Gałganka ogarnęła bałagan, potem z ich zabawami, kłotniami, kolacjami, piętnastoma soczkami i trzema jabłkami przy czym dla jednego pokrojone w ósemki, dla drugiego całe ale bez środka skutecznie mnie aktywizuje. Tymczasem według pism powinnam jedna ja, jeszcze biegać z Gałganem po lesie i ryczeć aaaa, a druga ja w tym czasie bawić się z córką w sklep, potem ta ja od córki powinna asystować Gałganowi w budowaniu z klocków, a ta od Gałgana bawić się w chowanego z córką.
Według innej porady gazetowej nie powinnam zaniedbywać też męża i gdy dzieci idą spać (22 - 23) ta trzecia ja powinna stworzyć romantyczną kolację i wygladając jak człowiek, w czymś świeżym i nie usmarowanym dżemem atakować małżonka intelektualnie oraz frywolnie. NO i może miły nastrój w sypialni.
Naprawdę kobitki nie mogę zrozumieć dlaczego robi się takie filmy o wydumanych bogaczach i pisze w gazetach o jakichś supermatkach (albo zachęca się do tego jak być supermatką i przecież wystarczy tylko parę chwil...)
Proza życia wszak wygląda tak, że w romantycznej sypialni walają mi się kartki z rysunkami, w łóżku mam klocki, pod łóżkiem papierki od cukierków i zazwyczaj leży tam któreś z moich dzieci, a nie Domowy. Wieczorem zaś gdy zagnamy dzieci spać jedyne intelektualne zdanie na jakie mnie stać to: kto jutro odwiezie dzieci do przedszkola?, zaś to frywolne brzmi: błagam, zgaś światło na korytarzu, bo ja nie mam siły wyleźć z łóżka. Zabawy z dziećmi też nie przypominają tych gazetowych, bo kurcze za stara jestem, żeby gonić po lesie z wrzaskiem, a znowuż dzieci, aż tak chętne do zabawnego uczestniczenia w zajęciach domowych nie są. No nie wiem co musiałabym robić z miotłą, żeby je przekonać do pomocy z zamiataniu.
Ponadto, myślę sobie, życie nie jest kurcze różową landrynką, a dzieci nie są istotami z bajki i zwyczajnie też muszą wdrożyć się w rodzinny system - świat choćby chciały nie zawsze będzie kręcił się wokół nich i czasem zwyczajnie jest tak, że muszą się dostosować.
Mogę jeszcze natężyć się i jakoś pojąc, że się robi filmy o zmyślonych ludziach, bo to w końcu bajka jest od początku do końca, ale po co pisać o zmyślonych rodzicach prawdziwym rodzicom i udawać, że o 22 godzinie matka naprawde może wypięknić się na randkę z własnym mężem?
W moim pojęciu dzieci to takie wielkie prądożerne maszyny, a rodzic jest agregatem prądotwórczym. Żeby wydać z siebie energię, musi ją mieć z czego stworzyć, gdzieś się naładować (mąż praca, cokolwiek, dobre słowo ale napewno nie od dzieci) to czemuż nie pisać lepiej o tym gdzie ta matka ma się ładować żeby zbyt szybko nie przechodzić na drugi stopień zasilania i nie warczeć?
Dziwaczne to wszystko, a tymczasem codzienność wygląda tak, że Gałganka ospowata, my uziemieni, a potem pewnie uziemi nas Gałgan ze swoimi krostami. Z tego powodu nie mogę nawet skoczyć do sklepiku po jakieś pismo, gdzie mi doradzą, jak aktywnie i bezpiecznie zając czas choremu maluchowi. Na zdjęciu byłaby jakaś ładna pani nad uśmiechniętą dziewczynką i mogłabym dostać wyrzutów sumienia, że sama jestem w barchanach, bo dzidzia nie daje nawet czasu, żeby się matka umyła, a sama też zamiast loczków ma na głowie spocone kudełki.
No i też jakby mało romantyczna jest.
- Będziesz ze mną się bawić tak długo aż się tobą znudzę - powiedziała mi dziś uczciwie.
- A co mam zrobić jak się mną znudzisz?
- Pójdziesz i posprzątasz - odparła rezolutna ospowata - a ja sprowadzę sobie tatusia.
- A skąd wiesz, że tatuś przyjdzie. Może będzie zmęczony....
- Nie będzie zmęczony - odpowiedziała mi córka. - W końcu jak ty ze mną siedziałaś to był wolny i robił sobie co chciał. To będzie musiał przyjść i siedzieć.
Prawda jakie to uczciwe dziecko?