Byłam adoptowana, a teraz jestem mamą......

Archiwum forum "Moja adopcyjna droga"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Awatar użytkownika
krysiaz
Posty: 25
Rejestracja: 13 maja 2008 00:00

Post autor: krysiaz »

funda blotka


w rzadnym razie nie chce Was straszyc. Faktycznie caly czas mysle z perspektywy kilkulatka. Ja miałam 5 lat i pewnie dlatego rodzice mi zostawili imię nadane przez rodziców bilogicznych.

nie wiem czym wprowadzilam tyle watpliwosci. Ja poznałam "przypadkiem" moja mame bilogiczna i strasznie sie ciesze, ze to nie tam sie wychowalam. Uważam, że rodzice adopcyjni musza przejśc wiele prób, wiele trudnościich będzie czekałao i mam nadzieje, ze dzieci, które są adoptowane potrafi będą to docenic.

widze to zupelnie odwrotnie:) zmiana imienia dla mnie oznaczalaby, ze moje zycie zaczelo istniec dopiero po adopcji, dopiero od tego momentu jestem wg moich rodziców bilogicznych- cholewcia, tak trudno to wyrazic sowami :)
uwielbiam mojego ojca adopcyjnego dla mnie on jest jedynym ojcem i ciesze sie ze mam moje imie. moja 4 rodzenstwa byla adoptowanych i oni tez maja swoje imiona. Sznuje sie nasza przeszlosc, kocha takiemi jakimi sie zastalo. nie potraktowalo sie nas jak "rzeczy".

caly czas tu probuje pokazac, ze nalezy po prostu kochac , nie przekreslac przeszlosci, nie dyskredytowac rodzicow biologicznych. Jesli bedziesz kochala to dziecko odpowietez miloscia. tyle.....

nie mowie, ze mam slusznosc, ale przedstawiam moje odczucia. Moze dla innych osob adoptowanych nie byloby to problemem.Dla mnie w zasadzie tez nie. Złośc by minęła.

moi rodzice przez 18 lat mieli w domu, w szafce, która mijałam każdego dnia ,numer telefonu do mojej siostry. Dowiedzialam sie "przypadkiem"- czy byłam zła? hmm...rozumialam ich

Dodane po: 2 minutach:

krysiaz pisze:
Im dłużej sobie Ciebie czytam, tym więcej we mnie wątpliwości, czy podołam swojej roli i czy każdy mój ruch, który miałby prowadzić do umocnienia pozycji mojego dziecka w rodzinie, nie będzie odbierany później jako odzieranie go z tożsamości i nie stanie się źródłem ciężkich pretensji.
twoja jedyna rola- to kochac jak swoje dziecko, nie dac nigdy odczuc dziecku, że było wziete z domu dziecka nawet jeśli o tym wie. tyle.... :)
Awatar użytkownika
blotka
Posty: 688
Rejestracja: 13 sie 2007 00:00

Post autor: blotka »

krysiaz pisze:twoja jedyna rola- to kochac jak swoje dziecko, nie dac nigdy odczuc dziecku, że było wziete z domu dziecka nawet jeśli o tym wie. tyle.... Smile
Moje dziecko nie będzie żadną sierotką wziętą na wychowanie z domu dziecka, tylko MOIM DZIECKIEM. Po prostu.
Dyskredytować rodziców biologicznych nie mam zamiaru, ale nie mam też zamiaru ich gloryfikować. Nie chcę przekreślać przeszłości dziecka, ale nie chcę też nią żyć. Dlatego jeśli uznam, że istnieje możliwość i potrzeba zmiany imienia dziecka, to je zmienię, ale kiedy dziecko skończy osiemnaście lat i zechce poznać tożsamość rodziców biologicznych, to ją pozna, o ile będzie do dostęp do danych.
Trzeba zachować równowagę pomiędzy przeszłością i teraźniejszością, żadnego z etapów życia dziecka lekceważyć nie wolno.
Ostatnio zmieniony 25 sie 2008 16:27 przez blotka, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Gość

Post autor: Gość »

blotka pisze: Moje dziecko nie będzie żadną sierotką wziętą na wychowanie z domu dziecka, tylko MOIM DZIECKIEM. Po prostu.
Dyskredytować rodziców biologicznych nie mam zamiaru, ale nie mam też zamiaru ich gloryfikować. Nie chcę przekreślać przeszłości dziecka, ale nie chcę też nią żyć. Dlatego jeśli uznam, że istnieje możliwość i potrzeba zmiany imienia dziecka, to je zmienię, ale kiedy dziecko skończy osiemnaście lat i zechce poznać tożsamość rodziców biologicznych, to ją pozna, o ile będzie do nich dostęp.
Trzeba zachować równowagę pomiędzy przeszłością i teraźniejszością, żadnego z etapów życia dziecka lekceważyć nie wolno.
otóż to, pani kochana, otóż to!! :D
Awatar użytkownika
krystynaz
Posty: 31
Rejestracja: 08 sie 2008 00:00

Post autor: krystynaz »

blotka

i tak trzymac :)
tak na prawde, mimo, ze bylam adoptowana wiele lat temu, różne miałam doświadczenia to nie rozczulałam się nad soba, nie doszukiwałam wad u rodziców adopcyjnych. Kiedy dowiedziałam się, że jestem adoptowana zaczęłam bardziej szanowac moja mame. Niestety nie jest to osoba, która "nadaje" się na rodzica adopcyjnego. Teraz , z perspektywy lat, doswiadczen rozumiem jej zachowania.

jednak nawet mimo zgrzytów, to sa moi jedyni rodzice. Tamta jest MATKA, ta jest MAMA :)
Nina2
Posty: 781
Rejestracja: 03 cze 2004 00:00

Post autor: Nina2 »

jeszcze jedna mama adoptowana - Sunna :) :
/phpbbforum/viewtopic.php?t=23454&postdays=0&postorder=asc&&start=0
I ona (jak Ty, Krysiu), pisze o odczuciu odrzucenia:

"tyle już razy pisałam o tym jak to jest. Pewnie z prawie każdym adoptowanym dzieckiem... Tak czasem piszecie z radością o tej krzywdzie, jaką jest ZRZECZENIE SIĘ PRAW DO DZIECKA PRZEZ BIOLOGICZNYCH RODZICÓW... Bo dla Was to szczęście. A dla niego to krzywda... największa z możliwych... i największe szczęście.

Dziecko. Zaczyna istnieć w najróżniejszych okolicznościach.... pewnie nie chcielibyśmy wiedzieć w jakich... tak czasem są smutne... Potem żyje, rozwija się w łonie MATKI (?!).... czuje... Kiedy zrzeka się praw do Niego - ono o tym wie. Jestem przekonana, że tak. Stąd się biorą problemy z adoptowanymi dziećmi... choć właściwie nie wiadomo dlaczego... Psychologowie prenatalni są zdania, że pamięć narodzin i życia płodowego koduje się głęboko w nas. Zgadzam się...

Nikt z nas tak naprawdę nie może pojąć, dlaczego matka biologiczna NIE CHCE dziecka (..)."
Awatar użytkownika
krystynaz
Posty: 31
Rejestracja: 08 sie 2008 00:00

Post autor: krystynaz »

Nina2
jakie to cholera prawdziwe!!!!!!!

Dodane po: 7 minutach:

właśnie przeczytałam słowa ludzi skierowane do rodziców biologicznych swoich adoptowanych dzieci. Niektóre sa gniewne, inne współczujące, .....zapozyczyłam z postu innej osoby fragment wiersza
K.Kotowska, z "Wieży z klocków"

"Najciszej"

Matko mojego syna, jaka jesteś?
Błękitnowłosa, jasnowłosa jak on?
Kto ci wtedy nie dopomógł,
by twoja klęska
stała się moim szczęściem?

Dziękuję Bogu za Piotrka,
muszę i za nich - twoich niepomocnych.

Przebacz. "

chce wierzyc, że moja matka miała powód dla niej przeważający nad wola pozostawienia mnie
duha
Posty: 490
Rejestracja: 06 sie 2002 00:00

Post autor: duha »

Ja mam dwoje adoptowanych dzieci. Małgosia byla adoptowana w wieku niespełna czterech lat, z czego ponad dwa lata spędzila w domu dziecka. Zmieniłam jej imię , bo miała takie " oryginalne" , które trzeszczało mi w zębach. Poprzednie pozostawiłam jako drugie.
Wcześniej spytałam tego maluszka, czy mogę mówić do niej Małgosia. Bardzo chciała, a gdy wróciła po mojej wizycie do grupy przestała reagować na wcześniejsze imię.
Reakcji małego dziecka nie można przewidzieć.
Krysiu, Twoje odczucia w związku ze zmianą imienia są wynikiem przemyśleń dorosłego człowieka.
Z drugą córka - Weroniką ( lat 8, doskonale pamietajacą rodzinę biologiczną) uzgodniłam natomiast zmianę nazwiska. Najpierw twierdziła, że chce pozostać przy dotychczasowym nazwisku. Byłam skłonna nawet pozostawić jej dotychczasowe nazwisko . Po rozmowie z Malgosią, stwierdziła jednak, że chce mieć takie nazwisko jak my.

Co do Krysinego " garba" - ja nazywam to inaczej. To jest " bagaż" adoptowanego dziecka, ktore nasze dzieci będą zawsze ciagnąć ze sobą.
Naszym - rodziców adopcyjnych - zadaniem jest tak wzmocnić dziecko i pokazać mu, że nie jest samo i zawsze moze poprosić o pomoc, aby bagaż ten nie był zbyt ciężki.

Małgonia- teraz 12-letnia panienka- od wielu lat codziennie pyta mnie czy ją kocham, a ja codziennie potwierdzam.
Od niedawna zaczęła pytać o to Weronika, i ona również słyszy potwierdzenie.
Kiedyś zapytałam Małgosię, dlaczego wciąż pyta czy ją kocham, skoro o tym wie. Odpowiedziała " bo chcę to usłyszeć".
To moje codzienne " kocham Cię" pomaga moim dzieciom w dźwiganiu ich bagażu, którego nie potrafię zdjąć z ich pleców, chociaż bardzo chciałabym wyręczyć je w tym.
Awatar użytkownika
Iwoneczka
Posty: 273
Rejestracja: 23 mar 2005 01:00

Post autor: Iwoneczka »

duha pisze:To moje codzienne " kocham Cię" pomaga moim dzieciom w dźwiganiu ich bagażu, którego nie potrafię zdjąć z ich pleców, chociaż bardzo chciałabym wyręczyć je w tym.
To tak samo, jak u nas. Pięknie napisane...
Awatar użytkownika
krystynaz
Posty: 31
Rejestracja: 08 sie 2008 00:00

Post autor: krystynaz »

duha
dziekuje
Awatar użytkownika
mroufka
Posty: 354
Rejestracja: 06 mar 2005 01:00

Post autor: mroufka »

Ciekawa jestem, czy rzeczywiście istnieje jakaś prawidłowość która łączy osoby adoptowane i w dużej mierze określa ich stan emocjonalny ( o odczuciach tych emocjach, pytaniach pisała Krystynaz). Chociaż sama jestem zwolennikiem tezy, że życie składa się z dzieciństwa i jego konsekwencji jakoś nie mogę sobie wyobrazić by istotnie tak było.
W moim przekonaniu mówimy raczej po prostu o poczuciu odrzucenia, a ono nie jest zarezerwowane dla adopcji.: w mojej pracy spotkałam się z dziesiątkami osób, które je odczuwały, choć nie zostały one porzucone przez rodziców biologicznych. Za każdym razem właściwie była to ta sama opowieść: najpierw o rodzicach nie dających wsparcia, odpychających emocjonalenie dziecko, nie zainteresowanych jego osobą czy losem, a potem o konsekwencjach tego: poczuciu samotności, strasznie niskiej samoocenie, przekonaniu, że nie jest się wartym miłości, toksycznych związkach z partnerami (wchodzenie w rolę ofiary, uczepianie się partnera, zgoda na złe traktowanie byle był) wreszcie, obawie przed światem, poczuciu zagrożenia, strachu przed wypowiedzeniem własnego zdania i zadbaniem o siebie itp.
W ich przypadku było tak jak opisuje krystynaz : osoby te, już dojrzałe, potrafiły racjonalnie wytłumaczyć sobie dlaczego to ich spotkało: bo ojciec nie chciał dzieci i był zazdrosny, bo nowy partner matki ich nie akceptował, bo matka sama była sierotą, bo bieda i walka o byt samotnej matki nie pozwalała jej skupić się na dziecku, bo czasy były trudne itp. Rozumienie to jednak niczego nie zmieniało w ich emocjach, najgorsze, zwłaszcza dla kobiet, było to, że gdy próbowały już jako dorosłe opowiadać innym o swojej traumie, ludzie nie potrafili ich rozumieć,zachęcali do wybaczenia, albo kazali zapomnieć, zostawić, mówili, że przecież są dorosłe, że to nie czas myśleć o mamie - jednym słowem nijak nie potrafili zrozumieć bólu, które mimo upływu lat osoby odrzucone dalej czuły. Nie potrafili uwierzyć, że ten ból nimi kieruje, albo odbiera im radość życia, że ta dawna historia wciąż ich warunkuje, bo mimo, że mają już osiemdziesiąt lat np wciąż zastanawiają się dlaczego mama ich nie kochała (teoretycznie wiedzą dlaczego, ale nie potrafią i tak tego pojąć).
Ich pytanie brzmiało: jak można nie kochać dziecka? No jak, jak to możliwe, że mój rodzic był tak okrutny i nieczuły. Żeby mnie nie chciał (choć przecież żyliśmy razem) Przecież człowiek kocha swoje dziecko.
Myślę, że to o czym piszesz krysytynaz to właściwie dwie sprawy: jedną jest adopcja, a na nią nałożyła się niezbyt szczęśliwa relacja z mamą.

Wydaje mi się też, że nie ma się co bać bagażu adopcyjnego dzieci, niejasnej roli rodzica adopcyjnego, o której pisała funda, przeszłości dziecka, czy przyszłości rozumianej jako odnalezienie korzeni. Krystynaz pisze, że trzeba szanować przeszłość dziecka, jego biologiczne korzenie itp, w istocie jednak nie jest to żaden wyczyn, ale składnik tego, co wogóle powinno być stałą cechą relacji z dzieckiem, również biologicznym: szacunku dla jego odrębności i dla niego samego. Z tego samego powodu przecież nie wolno mówić dziecku, że jest złośliwe i ma to po nielubianej babci, albo całe wdało się w tatusia, który porzucił mamusię, bo jest draniem. W tym sensie dziecko czy adoptowane czy biologiczne niczym się nie różni za każdym razem mówimy tylko o tym, że nie wolno na jakiekolwiek dziecko rzutować swoich lęków czy złości. A takie zachowanie przydarza się niestety w wielu rodzinach, bez względu na to w jaki sposób powstały.
Reasumując wydaje mi się, że adopcją wiele rzeczy, ale zbyt łatwo, chce się wytłumaczyć - rodzina to przecież strasznie skomplikowany mechanizm, żeby dobrze funkcjonował wymaga troski, pracy i przede wszystkim rodzicielskiej świadomości, której wielu jednak brakuje.
Dziecko adoptowane może jest bardziej wyczulone, rodzic adopcyjny też powinien być, ale nie tylko w kontekście adopcji ale w ogóle: nie przychodzi mi np do głowy jak może dopuścić do tego, żeby ktoś z rodziny obrażał dziecko nazywając je podrzutkiem, znajdą, czy też dając mu odczuć, że jest gorsze bo z innej krwi. Taką osobę należy po prostu wyeliminować z życia rodzinnego kimkolwiek by była, albo zmusić do przeprosin i odsunąć. Tak samo przecież nie pozwala się, a w każdym razie nie powinno, by jakiś durny wujek naszemu biologicznemu potomkowi wmawiał, że jest brzydkie, albo ma grube nogi czy coś w tym rodzaju.
Na koniec wydaje mi się, że czasem chyba przecenia się biologiczność dzieci i rodzin, a co za tym idzie nie dostrzega w nich wcale nie rzadkiej ułomności. Weźmy sobie romans wszechczasów czyli " Dumę i uprzedzenie" Jane Austin. Co tam mamy? - tatę, który jawnie obraża żonę, ośmiesza ją i kpi z jej głupoty. Z pięciu córek akceptuje dwie, o trzech najmłodszych publicznie mówi, że to najgłupsze panny w okolicy i kpi z nich przy obcych. Matka, traktuje córki jak rzeczy, jej celem jest wydać je za mąż bo to zagwarantuje rodzinie byt, wpycha więc je w związki, nie bacząc na uczucia dziewczyn. Główna bohaterka jest tak samotna, że za jedyną powiernicę ma siostrę, a wszystkie cztery panny nabijają się z piątej siostry, która lubi się uczyć, jest brzydka i nie potrafi odnaleźć się i w rodzinie i w społeczności, nią już w ogóle nikt się nie przejmuje.
Jednym słowem - koszmarna rodzina, ale jakoś to umyka światu.
Mama Facecika i Facetki
Iskra1
Posty: 2028
Rejestracja: 19 paź 2005 00:00

Post autor: Iskra1 »

Ja się wtrynię ad Dumy i uprzedzenia.
O tym, że jest to nieszczęsliwa rodzina wynika jasno z tego jak określa związek rodziców głownej bohaterki narrator.
Jest tam mowa o braku miłości, szacunku i o tym jak wygląda związek, w którym jedna strona zwiedziona urodą i pozorami pogody jaką daje młodość decyduje się na wspólne życie. ( cytat niedosłowny bo nie mam pod ręką)
Dużo w D i U jest takich komentarzy z których wynika dlaczego tak nie należy postępować i jak bardzo nieszczęsliwe małżeństwo unieszczęśliwia wszystkich wokół.
A co do traumy odrzucenia.
Nie wiem Mroufka czy masz rację. W sensie naprawdę nie wiem - a nie stosuję chwytu retorycznego.
Jednak w przypadku adopcji dziecko dostaje jasny komunikat odrzucenia od rodziców biologicznych.
A w przypadku odrzucenia w rodzinie to jest jednak bardziej rozmyte.
W sensie, nigdy tego nie wiesz do końca.
I.
Awatar użytkownika
mroufka
Posty: 354
Rejestracja: 06 mar 2005 01:00

Post autor: mroufka »

wiesz.
bo cię boli.
Mama Facecika i Facetki
foczka
Posty: 3728
Rejestracja: 29 sty 2003 01:00

Post autor: foczka »

Moja dopiero 4-latka zaczyna dźwigać swój bagaż. Wie już bardzo dużo ze swojej historii, ale wypiera to, nie chce być adoptowana. Widzę (właściwie wiedziałam to wcześniej) że będzie jej z tym ciężko :( . Codziennie słyszymy, ze nas kocha i odpowiadamy My też. Myślę, że dużo zależy od charakteru. Tak sobie teraz myślę czy mężczyznom jest łatwiej :roll:
Co do odrzucenia. Nie jestem dzieckiem adoptowanym, a porzuconym przez ojca. Po rozwodzie rodziców widywałam się z nim bardzo mało, załozyl nową rodzinę. Zawsze z tego powodu cierpialam, choć moja mama nigdy źle o nim nie mówiła. Będzie to we mnie do końca zycia. Tez nie potrafię zrozumieć dlaczego.
Awatar użytkownika
krystynaz
Posty: 31
Rejestracja: 08 sie 2008 00:00

Post autor: krystynaz »

foczka...bo zostalas porzucona przez kogos kto mial cie nigdy nie zostawic, bo to mialy byc nasze "przystanie"- ona i on.


pisze analize badan, ktore przeprowadzilam. niestety bardzo malo znalazlam mam adoptowanych, ale to co wyszlo:
- wszystkie czuja sie odrzucone, zostawione
- czuja ze trudniej im wychowywac dzieci
- Z badań wynika, ze różnice występują w postawie dystansu. Większość kobiet adoptowanych uzyskała tu wysokie wyniki, które świadczyć mogą o braku ciepła emocjonalnego, braku bezpośredniej styczności w interakcjach, braku ekspresji pozytywnych uczuć wobec dziecka Postawa dystansu charakteryzuje się niechęcią, a nawet wrogością wobec dziecka, współwystępuje z częstymi karami, krytyką. Przejawia się w pozostawianiu dziecka w samotności, ignorowaniu jego potrzeb, częstej krytyce jego osoby, w stosowaniu surowych kar, podejściu dyktatorskim. Jest to postawa korelująca z największą ilością form agresji. Przejawiana bez względu na to, czy przez ojca, czy przez matkę, wpływa tak samo na pojawienie się wielu zachowań agresywnych zarówno u chłopców, jak i u dziewcząt.
- maja zanizona samoocene
- Analizując wyniki badań należy odrzucić ta hipotezę, gdyż większość badanych kobiet uważa swoje małżeństwo za szczęśliwe. Osoby te w większości wysoko oceniają swoje rodziny adopcyjne. Można zatem przypuszczać, że dobre wzorce wyniesione z domu oraz pozytywny ładunek emocjonalny przyczynił się do osiągnięcia szczęścia w rodzinie.
Awatar użytkownika
krystynaz
Posty: 31
Rejestracja: 08 sie 2008 00:00

Post autor: krystynaz »

omilka
to adoptowane matki dystansuja sie wobec swoich dzieci bardziej niz matki wychowane w rodzinach biologicznych. probujac nadrobic to czego nie mialy swemu dziecku czesto nie daja rady sprostac temu wiec sie wycofuja. wobec nich matki adopcyjne byly tez takie b.czesto. w malzenstwie sa raczej szczesliwe, bo zalezy im na byciu kochanym. sa czesto jak dzieci, a partner jak "rodzic"....
ile lat ma corka?
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Moja adopcyjna droga”