Po pierwsze, masz rację, że nie wiem, czym jest być przytuloną do matki niebiologicznej. Nie wiem też i nigdy się nie dowiem, co to znaczy przytulić swoje biologiczne dziecko! Idący tym torem dojdziemy do momentu, w którym adopcja przestaje mieć sens, jako forma rodzicielstwa i dzieciństwa gorsza i niepełnowartościowa. Czy o to chodzi?
Po drugie, jeśli Twoja matka potrafiłaby bez Ciebie żyć, to dlaczego nie żyje bez Ciebie? Przecież nie była to wpadka, nie było tak, że "po prostu się stało", nawet nie tak, że sobie zaplanowała i ciach-bach i jesteś. Ona sobie Ciebie wychodziła, wymodliła, wyczekała i wywalczyła! Jeśli poczytasz Bociana, dowiesz się ile wysiłku i determinacji często kosztuje adopcja. Ja czekam już 6 lat. I poczekam kolejne 3-4. Taka wersja optymistyczna. W sumie 10 lat minimum!! O ile w ogóle mi się uda! Czy naprawdę sądzisz, że po latach czekania na dziecko, traktuje się je jak "obcego"? Znam wielu rodziców ado i dzieci są dla nich ósmym cudem, sam fakt, że one są. Choć często bywa ciężko, bardzo ciężko, bo właśnie, obciążenia dzieci, czasem krzywda wyrządzona przez rodziców biolo.
Po trzecie - wzorcowa rodzina biologiczna... Krysiu, przepraszam, ale czy Ty znasz WZORCOWĄ rodzinę biologiczną? Bo ja ŻADNEJ. W każdej są problemy, animozje na linii rodzice-dzieci, chłód emocjonalny, problemy z dalszymi członkami rodziny, itd. Nie znam NIKOGO, kto miałby w 100% ułożone stosunki z CAŁĄ rodziną. A rodzina, która jest wg mnie najbliższa ideału (w sensie układów rodzice-dzieci) to rodzina adopcyjna właśnie!! Niejaka Mondi, która kiedyś tu pisała (jeśli czytasz, buziaki kochanie!!).
Krysiu, często ulegamy złudzeniu, że to, czego nie mamy byłoby lepsze niż to, co zostało nam dane. Wydaje Ci się, ze wszystkie problemy tkwią w fakcie, że zostałaś adoptowana. Doszukujesz się obojętności, braku miłości, nadmiernego koncentrowania się Twojej Matki na jej niepłodności zamiast na Tobie. Ja nie twierdzę, że bezpodstawnie, bo nie znam ani Ciebie, ani Jej. Ale wcale nie znaczy to, że gdybyś była wychowywana przez rodzinę biologiczną, byłabyś szczęśliwsza. To nie więzy krwi są wyznacznikiem miłości. Gdyby tak było, czy potrafilibyśmy tak bezgranicznie kochać naszych partnerów/mężów/żony? Gdyby wystarczyło być rodziną biologiczną żeby się kochać i szanować, nie byłoby tylu nieszczęśliwych dzieci, rodzeństwa nie odwracałyby się od siebie, dziadkowie nie odrzucaliby wnuków, itd., nie sądzisz?
Krysiu, problem w tym, że NIE DA SIĘ nie gdybać, nie roztrząsać, nie myśleć. Tak samo jak Ty nie potrafisz o tym nie myśleć. W czym ja różnię się od Ciebie jako człowiek, no w czym?krysiaz pisze:founda
a ja myslę, ze przyszły rodzic adopcyjny jedyne co musi umiec to bezinteresownie kochac. Tylko i az tyle.... Nie rozwazac, nie gdybac, nie starac sie zapobiegac po prostu kochac jak "swoje".
Krysiu, życzę Ci żebyś spojrzała na adopcję z innej strony, właśnie z takiej, że nawet jeśli zostałaś przez jedną matkę odrzucona, to przez drugą zostałaś wybrana i "zdobyta" naprawdę ciężką walką Jesteś dzieckiem CHCIANYM i to bardzo
Pozdrawiam serdecznie.