MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ...

Archiwum forum "Adopcyjne dylematy"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Awatar użytkownika
waniliaka
Posty: 977
Rejestracja: 28 lis 2004 01:00

Re: MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ...

Post autor: waniliaka »

Poczułam się wywołana do odpowiedzi...

"Gdzie Wy znajdujecie tych wspaniałych psychologów uzdrawiaczy ???" - chodziam przez kilka lat na terapię indywidualną, potem na grupową koło Parku Krakowskiego - na priv mogę podać namiary

"Powiedzcie, ale tak uczciwie, czy któraś z Was ma adoptowane dziecko/dzieci w wieku nastoletnim lub wyżej ???" - mam 16 - letniego syna i 6 - letnią córkę.

"Jak układaja sie relacje między wami i dziećmi ???" - normalnie, tzn tak jak w każdej, przeciętnej, kochającej się rodzinie

"Czy Wasze adopcyjne dzieci nie cierpią na "traumę po odrzuceniu" przez rodziców biologicznych ... a jeśli tak to jak sobie z tym radzicie???" -myślę, że cierpią, wydaje mi się, że potrzebują więcej czułości, potwierdzania ich "wyjątkowości" (są wyjątkowe - bo są nasze, najukochańsze!)

"Jako osoba depresyjna nie tryskam "niepoprawnym optymizmem" i boje sie , ze w "przyszłości" mogę nie udźwignąć takiego "psychologicznego ciężaru" i w wychowaniu dziecka adopcyjnego "nawalić na całej linii".." - przypuszczam, że ciężar wychowania rodzonego dziecka jest również wielki

"Jako osoby wierzące : jak pogodziłyście wizję dobrego Boga z tm co się Wam i tym dzieciom przytrafiło - bezpłodność i porzucenie ???" - pogodziłam się. Trwało to długo, ale pogodziłam się. Jeśli będziesz chciała rozwinę kiedyś :)

"Jak tłumaczycie swoim dzieciom "że tak miało być" i ,że tak jest cudnie .
Co odpowiadacie dzieciom na pytanie: czy nie wolałbys jednak mieć nie mnie a dzieko biologiczne ???" - takich pytań nie było do tej pory, zawsze mówię, że po prostu - tak miało byc - mama miała chory brzuszek, a Pani, która je urodziła nie mogła ich wychować i po prostu są nasze! Wyczekane.
A syn - stwierdził, że tylko my się liczymy, nie chce rozmawiać (na razie? o tamtej Pani)

"Może jeszcze jakieś inne "pytania " z ust adoptowaych dzieci paają?? jak sobie z nimi radzicie??? " - zaskoczyła mnie córka jakies 1,5 roku temu która nagle zapytała jak ta Pani miala na imie i gdzie mieszka... Albo jak była mała (może z 3 latka miała) twierdziła, że się wyprowadza... I kiedyś wyszła i... zaraz wróciła bo stwierdziła, że nie ma kluczy...

"Wiem, ze adoptowany rozkoszny, mały bobas jest super, wiem, ze kilkuletnie dziecko (nawet po przejściach) jakoś tam można z pomocą np. psychologa "udobruchać" na jakiś czas i zażegnać "bombę" ale jak radzicie sobie z nastolatkami i dorosłymi "dziecmi" ???" - radzimy. Tak jak z rodzonymi(?) a może lepiej :) - zapraszam - wpadnij do nas :)

"bardzo mnie o gnębi ..." - nie ma co teoretyzować... po prostu trzeba podjąc decyzję - albo decydujemy się na dziecko albo zostajemy sami. Nigdy nie wiem jak będzie lepiej.

Ja nie żałuję swoich decyzji.
Co nie znaczy, że czasem w skrytości serca nie piknie mnie "coś tam"
w żalu za nie urodzonym osobiście maluchem...

Jeśli jeszcze wątpliwości - proszę o pytania ;)
Pozdrawiam
wanilka - jak w podpisie :)
wanilka szczęśliwa matka dwóch ludzików





http://wanilia39.blox.pl/html
Awatar użytkownika
Gość

Re: MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ...

Post autor: Gość »

Aziko, kochana, powtórzę to, co kiedyś już napisałam.
Moim zdaniem, skoro pytasz, ciągle pytasz, to rozważasz. Buntujesz się, ale rozważasz.
Nikt nie jest Ci w stanie opowiedziec jak to jest wychowywac 'cudze' dziecko. Masz szansę to zobaczyc na własne oczy, poczuc na własnej skórze.
Mogę powiedziec, że moje pragnienie adopcji, takie prawdziwe, zaczęło się, kiedy poznałam Wanilkę :) A dokładnie kiedy zobaczyłam zdjęcie Jej córeczki. Taluśka miała wtedy jakieś pół roku i była piękna! Pamiętam, że miałam jej zdjęcie w sukience do chrztu ustawione jako tapetę w komputerze.
Patrzyłam na nie i zastanawiałam się czym to dziecko różni się od innych.
Niczym.
Rodzina Wanilki jest bardzo niezwykła, choc zapewne bardzo zwyczajna :)
Kochające się, pomimo upływu lat i wielu problemów, małżeństwo i dwójka wspaniałych dzieciaków.
Są problemy, czasem coś boli, przeraża, jasne.
A dzieci biologiczne są zawsze samym miodem?
Aziko, spotkaj się z Wanilką, porozmawiaj z Nią, poznaj Jej rodzinę.
Moim zdaniem będzie to dla Ciebie pozytywne doświadczenie po pierwsze dlatego, że zobaczysz, że można z tym życ, a po drugie, zobaczysz, że można byc szczęśliwym pomimo braku dziecka biologicznego.
Znam Twoje ograniczenia, wiem jaka z tym wiąże się rozpacz, sama ją czuję.
Ale jeśli nie spróbujesz, nigdy się nie dowiesz, a jeśli się nie dowiesz, kiedyś będziesz miała do siebie żal.
Przytulam mocno.
Awatar użytkownika
azika
Posty: 1093
Rejestracja: 25 mar 2007 01:00

Re: MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ...

Post autor: azika »

Dziewczyny - dziękuję za wasze odpowiedzi :)

Omilka - to jest dla mnie jeszcze "szansa" ;) za niecałe trzy lata mi "przejdzie" ... i zaczne widzieć inne kolory niż czarny i buroszary ...

"Nie jesteś moją prawdziwą mamą" - to słowa, które usłyszałaś ... mnie takie słowa przerażaja :(

Yasuko - gdybym nie chciala niczego w moim zyciu zmieniac nie chodzilabym do psychologa ... skoro tam chodzę z własnej i nie przymuszonej woli tzn, że jednak chcę - ale nie umiem a oni mi nie potrafią pomóc :(

Waniliaka :) dzieki za bardzo szczegółowe odpowiedzi - czytam je sobie i myśle i myślę ...

Witak Funduś :)
eh, już sama nie wiem co ze sobą zrobić - zresztą doskonale wiesz co ze mnie za cudak ;)

pozdrawiam Was serdecznie :)
marzenia się nie spełniają
a nadzieja umiera
Awatar użytkownika
azika
Posty: 1093
Rejestracja: 25 mar 2007 01:00

Re: MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ...

Post autor: azika »

Czy zawsze mnie będziesz kochać" jest pytaniem natury egoistycznej - dziecko chce mieć pewność, ze znowu nie zostanie odrzucone

natomiast "nie jestes moją prwdziwą mamą" to odrzucanie rodzica adopcyjnego przez adoptowane dziecko - a więc bolesne dla człowieka, który oddaje się bez reszty dziecku ...

czy bezpłodne osoby zawsze i wszędzie muszą byś "dołowane" i "odrzucane" ... nawet przez adoptowane dzieci ???
marzenia się nie spełniają
a nadzieja umiera
Awatar użytkownika
waniliaka
Posty: 977
Rejestracja: 28 lis 2004 01:00

Re: MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ...

Post autor: waniliaka »

moja córka czasami mówi - nie kocham Cię!
a ja ze stoickim spokojem (chociaż w środku różnie to bywa!) odpowiedam - a ja córeczko bardzo Cię kocham i zawsze będe Cię kochała - wtedy zwykle jej przechodzi - cauje mnie, przytula się... w zasadzie już tak nie mówi :)
z synem w zasadzie nie miałm nigdy problemów - poza tym, że czasem nie uczył się tak jak chciałabym aby się uczył ;) dlatego czasami boję sie, że może kiedyś "wyciąć numer" - ale cóż - to mój syn, moje dziecko... zawsze!
my jesteśmy zwyczajną, przeciętna rodziną, naprawdę.

ps Fundzia - :oops:

Dodane -- 20.10.2010, 19:53 --

a co do terapii - to Pani Psycholog po prostu pomogła mi nazwac moje problemy, poukładac je w sobie, oswoic potwory i... posżło :)
wanilka szczęśliwa matka dwóch ludzików





http://wanilia39.blox.pl/html
Awatar użytkownika
azika
Posty: 1093
Rejestracja: 25 mar 2007 01:00

Re: MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ...

Post autor: azika »

hmmm ... ja potrafie nazwać swoje "potwory i problemy " ale nie potrafie ich oswoić ... a nikt nie umie mi w tym pomóc ... nawet "prywatnie" chodziłam do psychologa - szczerze powiedziawszy, po kilku wizytach zrezygnowałam, panie psycholog (szczególnie ta do której teraz chodzę) sa o niebo lepsze od tej "prywatnej" , tamta wywołyała we mnie skrajne uczucia- bólu i agresji ... dlatego zrezygnowałam. Obecnie chodzę ale mimo wysiłku nie udaje mi się nic w sobie zmienić ...

w każdym razie - raz jeszcze powtórzę - zazdroszczę Wam tego, ze umiałyście poradzić sobie z bezplodnością i zdecydowałyście sie na adopcję ...

przynajmniej nie jesteście "same", macie dla kogo ubierać choinke i komu robic mikołaja
marzenia się nie spełniają
a nadzieja umiera
Awatar użytkownika
azika
Posty: 1093
Rejestracja: 25 mar 2007 01:00

Re: MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ...

Post autor: azika »

Yasuko - my też zyjemy "dla siebie" :) ale , niestety "tylko" dla siebie i płakać nam się chce jak widzimy naszych bliskich i znajomych czy zupełnie obcych ludzi, którzy żyją dla swoich dzieci :(

łukiem szerokim omijamy sklepy z zabawkami i ubrankami dla dzieci, ja dostaja dreszczy na widok ciążowych ubrań, omijamy z dalek wszystko co związane z małymi dziećmi - i to jest chore ...

a jak już kupuję jakąś zabawke dla czyjegoś malucha to wyć mi sie chce :(
marzenia się nie spełniają
a nadzieja umiera
Awatar użytkownika
azika
Posty: 1093
Rejestracja: 25 mar 2007 01:00

Re: MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ...

Post autor: azika »

Kiedyś przeczytałam na jakimś forum takie mniej więcej sformułowanie:

"bezpłodna kobieta może byc cudownym człowiekiem, niania, opiekunka ... ale nigdy nie będzie matką " ...

naprawde dało mi to do myślenia i doszłam do niezbyt optymistycznych wnioskow ... ponieważ ja nie chcę być niania a ni opiekunka -chce byc mamą - taka prawdziwa :(

Yasuko, zgadzam sie z toba jak najbardziej - tyle, ze trudno być szczęśliwym nie mogąc zrealizowac najważniejszego dla siebie marzenia :(
marzenia się nie spełniają
a nadzieja umiera
Awatar użytkownika
waniliaka
Posty: 977
Rejestracja: 28 lis 2004 01:00

Re: MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ...

Post autor: waniliaka »

azika pisze:"bezpłodna kobieta może byc cudownym człowiekiem, niania, opiekunka ... ale nigdy nie będzie matką " ...
nie zgadzam się z tym.
jestem matką.
wanilka szczęśliwa matka dwóch ludzików





http://wanilia39.blox.pl/html
Awatar użytkownika
aniczka73
Posty: 148
Rejestracja: 20 lut 2007 01:00

Re: MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ...

Post autor: aniczka73 »

Azika, denerwuje mnie twoje pisanie. Urażasz mnie jako matkę i to co wypisujesz i cytujesz obraża moich adoptowanych synów, którzy nie mówią do mnie "proszę pani" tylko "mamuniu". Nie są obcy. Lepszych nie mogłabym urodzić. Lepszych nie mogłam sobie wymarzyć. Nie chodzi mi o ich urodę, grzeczność, mądrość, tylko o umiejętność kochania.
A ja nie jestem tylko ich opiekunką. Jesteśmy z mężem ich całym światem. A oni moim, naszym. Nie jest to świat idealny :oops: bo jesteśmy przeciętnymi, często zmęczonymi rodzicami, a oni dziećmi po dużej traumie. Ale ja w wieku 37 lat już nie wierzę w utopie. Cieszy mnie to co jest. Zwyczajna ciepła miłość dzieci i do dzieci na codzień. A że za sprawą adopcji, to co to zmienia? Jestem mamą.
Awatar użytkownika
KlaraG
Posty: 257
Rejestracja: 06 mar 2007 01:00

Re: MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ...

Post autor: KlaraG »

azika pisze:czy bezpłodne osoby zawsze i wszędzie muszą byś "dołowane" i "odrzucane" ... nawet przez adoptowane dzieci ???

_________________
azika znam mnóstwo przykładów biologicznych dzieci które odrzucają i dołują swoich rodziców. np.
-mój kuzyn który mówi swoim rodzicom że niepotrzebnie go na świat powołali skoro teraz mu za mało pomagają (a ma 34 lata),
-moja szwagierka, która obraziła się na swoja mamę a moją teściową bo ta jej chciała pomóc finansowo. Za karę nie przyjechała na świta bo stwierdziła ze nikt jej nie kocha
-kolega męża, pochodzący z fajnej, ciepłej rodziny, który rzucił studia bo postanowił gangsterem. Rodzice nie mają z nim kontaktu od 7 lat.
Pytałaś o dorosłe adoptowane dzieci. Znam dwie takie osoby. Zostały adoptowane w wieki 7-8 lat. W okresie dojrzewania na prawdę dawały ostro popalić, miały problemy z nauką i emocjami. Ale teraz mają swoje rodziny, ich mamy sa szczęśliwymi babciami. Jedna z nich nawet wymogła na swojej adopcyjnej mamie przeprowadzkę do innego miasta bo jej zdaniem miały do siebie za daleko.
A co do odczuć o których napisałaś w ostatnim poście to wybacz ale taka wyjątkowa to nie jesteś. Każda kobieta walcząca z bezpłodnością może z pewnością napisać to samo. Też nie lubię sklepów z rzeczami dla dzieci i nie patrzę w stronę ubrań ciążowych i zazdroszczę kobietom w ciąży.
I jeszcze jedno-będę mamą adopcyjną czyli PRAWDZIWĄ MAMĄ.
Szczęście to stan ducha, a nie stan posiadania.
Bea_7
Posty: 4196
Rejestracja: 18 sty 2005 01:00

Re: MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ...

Post autor: Bea_7 »

omilka pisze:
azika pisze:"bezpłodna kobieta może byc cudownym człowiekiem, niania, opiekunka ... ale nigdy nie będzie matką " ...
Dla mnie to tylko słowa, zabawa słowami.
Też tak czuję. Czytam takie słowa i nic.
Ani się bezpłodna nie czuję, bo się nad tym nie zastanawiam.
A nianią, opiekunką... Jak to zwał, tak to zwał.
Wczoraj moje dziecko wróciło z przedszkola blade, całą noc wymiotowało, nie spaliśmy razem z nim. Nie zastanawiałam się, czy jestem nianią, opiekunką, czy matką. Zastanawiałam się, jak mu pomóc.
Zastanawiam się za to czasami, czy jestem dobrą matką.
I tak codziennie, odkąd jest z nami, razem jesteśmy w każdej sytuacji i to jest ważne.Dla nas i dla naszego dziecka.
Tatiana37
Posty: 96
Rejestracja: 30 cze 2010 16:42

Re: MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ...

Post autor: Tatiana37 »

Tak czytam i czytam ten wątek...Rozumiem rozterki i ból Aziki,ale wiem też,że nie pomogą żadne rady,żadne przekonywania,jeśli samego siebie się w środku nie przekona.A na to musi przyjść odpowiednia chwila w życiu,często dramatyczna.Nie życzę Ci takiej Aziko,ale dopiero wtedy,gdy zagrożone zostaje życie,zdrowie lub pomyślność bliskich,widzimy jak kruche i krótkie jest życie,jak nie warto go trwonić na użalanie się nad sobą.Też byłam w depresji i dopiero diagnoza raka u mojego męża,postawiła mnie na nogi.Walczyłam.O niego,o siebie,potem o dziecko.Zrozumiałam,że przecież z moim mężem nie łączą mnie więzy krwi,a jest mi najbliższy na świecie,Dlaczego z dzieckiem miałoby być inaczej? Decyzja o adopcji była najlepszą w naszym życiu.Było to 6 lat temu.Jesteśmy rodziną adopcyjną,zintegrowaną i silną.Nie łączą nas więzy krwi,i co z tego? My wiemy co nas scala i że w naszym domu panuje miłość.Od miesiąca mamy drugą adoptowaną córeczkę.Co mam Ci powiedzieć po tych 6 latach? Jestem szczęśliwa,kocham nad życie,nie zamieniłabym mojego życia na żadne inne.Życzę Ci pokonania demonów w sobie,zastanowienia czego tak naprawdę potrzebujesz do szczęścia.Bo to zwyczajne,najprostsze jest w zasięgu ręki.Pozdrawiam serdecznie. W różny sposób wszechświat obdarza ludzi szczęściem,dla nas wybrał-adopcję.
bola116
Posty: 23
Rejestracja: 21 cze 2010 20:14

Re: MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ...

Post autor: bola116 »

A ja jestem na drodze adopcyjnej... do spotkania z dzieciątkiem jeszcze niestety daleka droga ale nie obawiam się, że nie będę umiała pokochac dziecka. Jestem pewna że pokocham je całym sercem bo ono urodzi się z mojego serca... jeszcze go nie znam a juz kocham bo jak tu nie kochac takiej małej bezbronnej istotki :caluje :D
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Adopcyjne dylematy”