MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ...

Archiwum forum "Adopcyjne dylematy"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Awatar użytkownika
azika
Posty: 1093
Rejestracja: 25 mar 2007 01:00

Re: "Obce" dziecko?(wydzielone z forum eksperta)

Post autor: azika »

ja też życze wszystkim którzy podejma decyzję o adopcji aby okazała się ona trafna i abyście czuli sie szczęśliwi wychowując dzieciaczki :)
ja, niestety, pozostanę bezdietna, jest to chyba najtrudniejsza decyzja w moim zyciu :( nie potrafimy się zdecydować na adopcję ... poza tym w naszym wieku nie mamy szans na bobasa więc adopcja na 100% odpada ...
marzenia się nie spełniają
a nadzieja umiera
Awatar użytkownika
mila1003
Posty: 39
Rejestracja: 08 sty 2009 01:00

Re: "Obce" dziecko?(wydzielone z forum eksperta)

Post autor: mila1003 »

Azika na maleństwo macie chyba szanse poprzez adopcje ze wskazaniem, może to jest dla was jakieś wyjście. Może trudniej, ale przecież warto walczyć o marzenia.
Awatar użytkownika
azika
Posty: 1093
Rejestracja: 25 mar 2007 01:00

Re: "Obce" dziecko?(wydzielone z forum eksperta)

Post autor: azika »

tak, adopcja ze wskazaniem jest szansą na maleństwo ale ... ja nie chcę aby rodzice biologiczni wiedzieli gdzie jest ich dziecko - boje się takiej sytuacji, że np. po roku, dwóch mama biologiczna nagle zatęskni i zacznie nam w życie "z butami wchodzić" ... dla mnie to zbyt przerazające .... poza tym my nie jesteśmy jeszcze gotowi na "tą" decyzję ... chyba jednak się nie nadajemy :(
marzenia się nie spełniają
a nadzieja umiera
Awatar użytkownika
azika
Posty: 1093
Rejestracja: 25 mar 2007 01:00

Re: "Obce" dziecko?(wydzielone z forum eksperta)

Post autor: azika »

Omilko, ja po prostu już chyba taka jestem :? a nieplodność nie jest moim jedynym problemem ... w moim zyciu wiele złego się zdarzyło i to w dosyc krótkim czasie , to wszystko nałożyło się na siebie i przygniotło mnie bezlitośnie ... ja też mam kochającego męża i w sumie w miarę "normalne" życie ale ... nie potrafie już byc taka jak kiedyś ... leczenie nic nie dało, leczenie duszy też nic ... nie wierzę w to, ze psychoterapia może mi w jakikolwiek sposób omóc- próbowałam wielokrotnie, psychiatra też niewiele może - bo niby co?? leki przepisać??? a czy te leki zmienią mój świat ??? nie , po lekach tylko żle sie zawsze czułam... zresztą mój organizm już tak jest "skatowany" lekami, że nawet po witaminach mnie żołądek boli ... więc odpada ...

znajomi, przyjaciele ??? no niby znajomi są ale ... przyjaciol nie mam ... sama sie przed ludźmi zamknęłam, zbudowałam mur ... tylko tutaj sie odzywam ... choć też nie wszystko mówię ...

walczyć już nie będziemy, mamy serdecznie dośc ... poza tym tyle lat walki bez skutku potwierdza, że to koniec ... w klinice gdzie ostatnio sie leczyliśmy zasugerowano nam adopcje ... tylko, ze my nie potrafimy pogodzić się z brakiem biologicznego dziecka , dlatego na rodzicow adopcyjnych chyba się nie nadajemy ...

dlatego tak bardzo Wam zazdroszczę tej umiejętności pogodzenia sie z tym, ze na nic nie mamy wpływu i trzeba brać życie takie jakie jest ... mnie wychowano w prześiadczeniu, ze jak będę wytrwała, pracowita i solidna to osiągnę wyznaczony sobie cel ... i to wszystko runęło ... całe moje -dziestoletnie zycie okazało się farsą ...
marzenia się nie spełniają
a nadzieja umiera
Awatar użytkownika
Emily
Posty: 294
Rejestracja: 05 kwie 2004 00:00

Re: "Obce" dziecko?(wydzielone z forum eksperta)

Post autor: Emily »

aziko,

Myślę, że po moich wcześniejszych wypowiedziach możesz mnie traktować z dystansem, ale spróbuję jeszcze raz (jeśli natomiast dopuszczasz do siebie tylko te odpowiedzi, które są po Twojej myśli, po prostu nie czytaj dalej). W chyba każdym Twoim wpisie tutaj dajesz wyraz swojej goryczy, zniechęceniu, smutkowi, żalowi... Piszesz, że życie Cię doświadczyło, a w swoim podpisie masz tylko smutne refleksje na temat cierpienia. A ja jeszcze raz - z uporem maniaka - powtórzę (może kiedyś się na to otworzysz), że to kwestia Twojego nastawienia. Nie, nie chcę przez to powiedzieć, że doświadczasz niepłodności, bo tak sobie wymyśliłaś! Jestem od tego bardzo daleka. Chodzi mi o to, jak odbierasz wszystko to, co Cię spotkało, i co z tym robisz. Spójrz, dookoła Ciebie są setki, tysiące osób, a każda w jakiś sposób radzi sobie (lub nie radzi...) ze swoimi "demonami". Po wielu pewnie tego nie widać, bo - jak Ty - nauczyli się zamykać przed ludźmi. Są też tacy, którzy potrzebują o swoich tragediach mówić, bo to daje im ukojenie. Każdy ma swój sposób. Ale większość ludzi jakiś swój sposób sobie wypracowała. Za własne nastawienie to akurat tylko Ty odpowiadasz. Wiem, możesz mówić/pisać o wychowaniu, ale ostatecznie jesteś teraz dorosłą, niezależną, świadomą siebie (?) osobą, więc "to Ty decydujesz". Fakt, jest obok Ciebie Twój mąż i razem podejmujecie decyzje we wspólnych sprawach, ale możesz różnie o tym myśleć i różnie chcieć się czuć.

Dam Ci przykład:
Ostatnio moja przyjaciółka przechodzi bardzo trudny okres. Tak trudny, że wiele osób sobie z podobnymi problemami nie radzi. Ona też dostała od życia po pupie bardzo mocno. I wiesz co? Ona wyciągnęła dla siebie fantastyczny wniosek. Powiedziała mianowicie ostatnio, że wreszcie przestała zwracać uwagę na szczegóły... Kiedyś pewne rzeczy ją denerwowały tak, że potrafiła za to robić awantury, a teraz cieszy się tym, że jej męża ucieszyły zrobione rano kanapki...

Rozumiesz? Chodzi o perspektywę. Kiedy - w przenośni - uderzy w ciebie ciężarówka, to - jeśli masz odpowiednie nastawienie - cieszy Cie każdy przeżyty dzień i każda, nawet najmniejsza radość. Po prostu wiesz, że można cieszyć się życiem po prostu dlatego, że się żyje. To ważne rzeczy są ważne. Pytanie tylko, jak zdefiniujesz to, co jest dla Ciebie ważne: czy ważne jest dla Ciebie rozdrapywanie ran, czy życie. Jeśli to pierwsze, cierp, ale nie wiem, czy masz wtedy prawo się na to użalać, bo to Twój wybór. Jeśli to drugie, żyj i znajdź swoje sposoby na doświadczanie i celebrownie pełni życia. Po prostu wybierz. To nie są proste wybory, bo potrzeba do nich dużej świadomości siebie. I właśnie w tym (w zdobyciu prawdziwego wglądu w siebie) pomaga psychoterapia. Nie w poprawieniu Ci nastroju, albo rozwiązaniu Twoich problemów tkwi jej sens. Tu chodzi o to, żeby pomóc Ci przejść drogę, którą sama chcesz pokonać. Chcesz (podkreślam) i otwierasz się, a nie zamykasz, bo chcesz przede wszystkim siebie chronić. Psychoterapia nie jest dla niezdecydowanych, bo nie jest "lekka, łatwa i przyjemna" - to ciężka praca, w którą musisz chcieć włożyć całą siebie, bo inaczej nie da efektów.

Życzę Ci znalezienia wreszcie sensu Twojego życia... i radości.
"As my children grow my dreams come alive..."
W styczniu 2009 dwa Cudy dodały barw naszemu życiu... :-D
Awatar użytkownika
azika
Posty: 1093
Rejestracja: 25 mar 2007 01:00

Re: "Obce" dziecko?(wydzielone z forum eksperta)

Post autor: azika »

Emily, to prawda co piszesz ... tyle, że ja już nie widzę sensu w moim zyciu ... czy pojście do psychoterapeuty wróci mi to co było albo czy da mi biologiczne dziecko ???

ja już nie dostrzegam drobiazgów, którymi można się cieszyć ... a całość wydaje mi się strasznie czarna i smutna ...

co jest dla mnie ważne ??? żeby już nikt z moich bliskich mi nie umarł i nie chorował ... ale na to nie mam najmniejszego wpływu, niestety ...
marzenia się nie spełniają
a nadzieja umiera
Awatar użytkownika
Emily
Posty: 294
Rejestracja: 05 kwie 2004 00:00

Re: "Obce" dziecko?(wydzielone z forum eksperta)

Post autor: Emily »

Azika,

Rzeczywiście, pewnych rzeczy nie możesz zmienić, na wiele nie masz wpływu... MOŻESZ przeformułować swój sposób myślenia o pewnych rzeczach, np.:

- zamiast "chcę, żeby mi już nikt bliski nie umarł" i "chcę mieć biologiczne dzieci" możesz powiedzieć sobie "ważna jest dla mnie rodzina
=> możesz wtedy koncentrować się na mężu, na bliskich, którzy Ci zostali, na innym sposobie, aby wychowywać dzieci (jeśli do tego dojrzejesz) etc.

- zamiast "ja już nie dostrzegam drobiazgów" możesz zastanowić się "co jest w moim życiu dobre, miłe, cenne, co daje mi radość" (choćby drobną, bo przecież są takie rzeczy, przy których się uśmiechasz, i nie mów mi, że nie)
=> możesz czerpać siłę do walki z rozpaczą, żalem czy poczuciem beznadziejności z mniejszych radości, które - jak się im dobrze przyjrzeć - całkiem sporą radość mogą przynieść (uświadomione i jako całość).

To właśnie mam na myśli, mówiąc "zmiana nastawienia". Czy Twojemu mężowi przyjdzie coś z żony, która nie potrafi go wspierać, nie czerpie radości z życia u jego boku, nie widzi sensu w życiu? Choćby dla niego mogłabyś się trochę "postarać" i "powalczyć".

A psychoterapia, jak już napisałam, nie rozwiąże problemów i nie da Ci biologicznego dziecka, ale może Ci właśnie w zmianie nastawienia, w zrozumieniu siebie pomóc.

Serdecznie Cię pozdrawiam.
"As my children grow my dreams come alive..."
W styczniu 2009 dwa Cudy dodały barw naszemu życiu... :-D
Awatar użytkownika
azika
Posty: 1093
Rejestracja: 25 mar 2007 01:00

Re: "Obce" dziecko?(wydzielone z forum eksperta)

Post autor: azika »

Emily :)

to właśnie dla męża się staram ... gdyby nie on myslę, że mnie już by na tym "cudownym" swiecie nie było ... więc uśmiech wyćwiczony ... radość wyćwiczona ... normalne funkcjonowane wyćwiczone ale ... nieprawdziwe ... czuję się strasznie samotna w tym udawaniu i już nie ma siły ...
marzenia się nie spełniają
a nadzieja umiera
Awatar użytkownika
KlaraG
Posty: 257
Rejestracja: 06 mar 2007 01:00

Re: "Obce" dziecko?(wydzielone z forum eksperta)

Post autor: KlaraG »

azika mnie to wygląda na depresję, a depresja sama nie przechodzi.
Bo ja się podpisuję pod tym co napisała Emily obiema rękami. Rozumiem twój stan bo też przechodzę od lat przez piekło bezpłodności. Ale to przecież nie jest to jedyny aspekt mojego życia. Zrobiłam sobie mały życiowy bilansik i minus był oczywisty, ale w plusach okazało się wiele-kochający mąż, świetna rodzina, grupa wypróbowanych przyjaciół, nie najgorsza praca, realizacja swoich ambicji i zainteresowań. To więcej niż wiele osób może sobie wymarzyć. Stwierdziłam ze szkoda życia na rozpatrywanie tylko tego jednego dramatu. Wciąż cierpię, ten ból zawsze będzie w moim sercu ale nie pozwoliłam żeby był jedyną składową mojego życia.
azika obawiam się, że jeżeli zdajesz sobie sprawę z tych wszystkich rzeczy o których piszą tu dziewczyny to Twój problem jest głębszy i na prawdę powinnaś iść do dobrego psychiatry. Ton Twoich wypowiedzi bardzo przypomina mi okres początku depresji mojej najbliższej przyjaciółki. Nic i nikt nie był w stanie wyciągnąć jej z dołka, pierwszy lepszy psychiatra jeszcze pogorszył sprawę źle dobranymi lekami i chciała skakać z okna. Dopiero dobry lekarz plus wsparcie przyjaciół i rodziny dało efekty i teraz normalnie funkcjonuje, nawet leki możnabyło odstawić.
Szczęście to stan ducha, a nie stan posiadania.
Awatar użytkownika
azika
Posty: 1093
Rejestracja: 25 mar 2007 01:00

Re: "Obce" dziecko?(wydzielone z forum eksperta)

Post autor: azika »

KlaraG - ja mam zdiagnozowana depresje, teraz chodzę do miłej pani psycholog i fajnej pani psychiatry (kiedyś trafialam na niezbyt kompetentne osoby) ale leków brać nie będę poniewaz nie pozwala mi na to zdrowie - tzn. układ pokarmowy "zajechany" lekami hormonalnymi .... niestety ta opcja odpada ...

ja również robiłam sobie wiele bilansow "zysków i strat" i niestety, w moim obecnym stanie, staraty przeważają ... eh ...

mam cudnego męża, poza tym już niestety niepelną rodzinę :( ale dobrą :) mam znajomych ale nie przyjaciół :( nie mam zainteresoań, w pracy były różne "przejścia" i już nie jest dla mnie ważna ani istotna (po prostu pracuje po to by mieć pieniądze na życie a nie dla jakiejś satysfakcji) ... nie mam już ambicji (a kiedyś mnie zjadały) ...

nie mam dziecka, więc jako matka sie nie zrealizuję, nie mam "ukochanej" pracy więc tutaj też mnie "kariera" nie czeka , nie mam zainteresowań - kiedys miałam ... nawet wielokrotni probowałam się "zmusić" do tego co kiedyś było dla mnie ważne i ciekawe ale to wszystko "na siłę", już nie widzę w tym sensu, ...

nie widzę sensu w robieniu planów i stawianiu sobie celów bo to takie domki z kart ... jeden podmuch i jesteśmy na dnie, zasypai tymi kartami, ktore bezlitośnie nas przygniatają ...

ale coż, jest jak jest, i chyba tak pozostanie ...

lubie czytać strony o adopcji bio wiem, ze dzięki temu niektóre osoby mogą się spełnić w roli rodzicow, mialam nadzieję, ze się do tego przełamę ale nie wychodzi mi ...


pozdrawiam i życzę aby wam sie ukladało jak najlepiej :)
marzenia się nie spełniają
a nadzieja umiera
Awatar użytkownika
mila1003
Posty: 39
Rejestracja: 08 sty 2009 01:00

Re: "Obce" dziecko?(wydzielone z forum eksperta)

Post autor: mila1003 »

Azika, ja też zgadzam się z powyższymi postami. Nie chcę Cię na siłę przekonywać że adopcja to lek na całe zło, ale wydaje mi się, że trochę zbyt czarno na to wszystko patrzysz. Ja głęboko wierzę w to, że bycie mamą - nawet adopcyjną - dałoby Ci wiele satysfakcji i spełnienia. Spróbuj znaleźć w swojej okolicy rodziny adopcyjne i zobacz jak one funkcjonują na co dzień. Zauważysz wtedy, że ich problemy to takie normalne problemy typu jakie buty dziecku kupić, albo czy wybrać lekcje angielskiego lub kurs tańca. Wierz mi, że na prawdę to nie jest tak, że my rodzice adopcyjni nie martwimy się każdego dnia o to co będzie jak MB będzie chciała poznać dziecko itd. Nie wiem skąd jesteś, ale jeśli gdzieś ze Śląska to być może masz do mnie kawałek i możesz śmiało wpadać kiedy tylko masz ochotę. Nie myśl od razu o tym że to nie ma sensu, bo i tak nic nie zmieni. Być może rzeczywiście w temacie adopcji nic nie zmieni, ale może też być tak, że wyrwiesz się z domu, poznasz nowych ludzi, pogadasz o głupotach i świat wyda Ci się choć odrobinę bardziej przyjazny. A to już dużo, bo trzeba zaczynać od małych rzeczy.
Awatar użytkownika
Zaba604
Posty: 64
Rejestracja: 23 lut 2010 01:00

Re: MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ...

Post autor: Zaba604 »

Cześć Azika!
W obecnym stanie ducha to wg. mnie faktycznie się nie nadajesz, bo adopcja nie jest dla rodziców, ona jest przede wszystkim dla dziecka. Jakim byłabyś rodzicem z takim nastawieniem? Myślę, ze nie umiałabyś się skoncentrować na dziecku (na biologicznym tez pewnie nie) będąc w depresji. Zastanawia mnie to, dlaczego dla ciebie jest takie ważne posiadanie biologicznego dziecka? Bo jeśli są poważne problemy natury zdrowotnej, a mniemam, ze takie są, to wysoce prawdopodobne, ze nigdy nie będziesz miała biologicznego dziecka. Zapewne wykorzystujesz różne nowoczesne metody leczenia i ponosisz tego konsekwencje np. zła reakcja organizmu na leki, straty, ból, kolejne traumy itp. Nawet twoja depresja jest tego konsekwencją. Pragniecie mieć biologiczne dziecko, czy tylko jedno z was tego pragnie? A drugie dostrzega inne rozwiązanie? Jaki jest wasz związek? Odpowiedz sobie na te i inne pytania, spróbuj stawić czoła rzeczywistości a nie uciekaj w depresje i nie poddawaj się.
My tez wiele przeszliśmy, ale dajemy rade i jak mi jest złe to wiem, ze nigdy nie jest tak złe, ze nie mogłoby być gorzej, ze są inni, którzy maja gorzej i staram się nie marudzić tylko coś robić.
W swojej wypowiedzi napisałaś, ze robisz to dla męża. Ty nie masz tego robić dla męża tylko dla WAS! Napisałaś, ze ciebie by już dawno nie było. Radze Ci porozmawiaj ze swoim mężem o TWOICH potrzebach!! Dlaczego czytasz fora o adopcji? Podziwiasz nas? Czy dopuszczasz taka ewentualność, a twoja druga polowa nie?
Zastanów się nad tym wszystkim!! Głowa do góry!
Awatar użytkownika
azika
Posty: 1093
Rejestracja: 25 mar 2007 01:00

Re: MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ...

Post autor: azika »

Zaba 604 - moje małżeństwo jest naprawdę udane, nigdy nie zamieniłabym mojego męża na innego - kocham i szanuję męża, żyć bez niego nie umiem :) , mam bardzo dobrych teściów.

do szczęścia rodzinnego brakuje nam "tylko" dziecka ale na to już za późno ... siwy włos na skroni już jest ...

o dziecko staramy sie od lat, spróbowaliśmy wszystkiego co ma do zaoferowania obecna medycyna i nic z tego nie wyszło, tylko mnóstwo zszarganych nerwów i straty, straty i straty ... emocjonalna huśtawka i dół :(

obydwoje pragniemy mieć biologiczne dziecko ... choć dopuściliśmy już do siebie myśl, że to niestety nierealne marzenia ściętej głowy ... nad adopcją bardzo dużo sie zastanawialiśmy ale coś nie możemy "zaskoczyć", niestety ...

co do pocieszania się tym, że inni maja gorzej ode mnie - takie zachowanie uważam za nieetyczne ... nie można cieszyć sie z tego, że ma sie troche lepiej od innych i, że to "innych" a nie "nas" coś tam dotknęło ... hmmm...

nie potrafie niestety trzymać głowy do góry, czuję się gorszam wybrakowana i praktycznie nic nie warta :( i tak już chyba mi zostanie bo nie mogę mieć dziecka ... bo wokół mnie tyle dzieci, które nigdy nie będą moje... bo te dzieci mam na co dzień - większe i mniejsze i bardzo duże - w pracy, na ulicy, w bloku, w sąsiedztwie, w rodzinie ... wszędzie ich pełno ... tylko w naszym domu pusto ... dlatego myśleliśmy o adopcji ale chyba nie umiemy się do niej przełamać ... ja chyba bardziej nie potrafie niż mo mąż ...
marzenia się nie spełniają
a nadzieja umiera
Awatar użytkownika
aniczka73
Posty: 148
Rejestracja: 20 lut 2007 01:00

Re: MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ...

Post autor: aniczka73 »

Tu się zgadzam z Omilką. Mam dobrą znajomą, która wiele lat dosłownie walczyła o biologiczne dziecko (będąc wtedy w zrozumiałej w jej sytuacji depresji). Stał się cud, 8 lat temu urodziła synka. Radość!... Bardzo go kocha, ale nie umie mu tego okazywać, nie ma spontanicznej czułości, książkowy chów i wykupione zajęcia dodatkowe... Mały od początku siedział sam w wózku czy kojcu, a ona bezskutecznie marzyła o drugim dziecku. Depresja wróciła, pogłębiła się strasznie. Więź między jej synkiem a nią samą prawie nie istnieje, relacja nacechowana jest wrogością z jego strony. Dziewczyna teraz jest na lekach. Dziecka wszystkim żal.

Po co to piszę? Z depresją trzeba się zmierzyć wszelkimi dostępnymi metodami, bo niszczy ona życie, dziecko niewiele tu zmieni. Dziecko niestety nie jest lekiem na depresję. Ona nie zginie bez śladu z chwilą pojawienia się dziecka. A żyć na codzień z depresyjna osobą (mamą) jest trudno.

Ostatnio łapią mnie jakieś chandry (ze zmęczenia chyba) i widzę jak się to odbija na moich dzieciach. Czerwone światełko już mi się w głowie zapala, żeby coś z tym szybko zrobić.

Aziko, a może do pójdź do lekarza?
Awatar użytkownika
azika
Posty: 1093
Rejestracja: 25 mar 2007 01:00

Re: MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ...

Post autor: azika »

Aniczka 73 - C H O D Z E DO L E K A R Z A O D L A T i nic mi to nie dało :(

Czasem czytam różne wypowiedzi, nie tylko na bocianie, ogólnie na forach w internecie ... i zastanawiam się czy ze mną jest coś tak strasznie nie tak czy po prostu trafiam na niedouczonych psychologów i psychiatrów ... hmmm.

skoro chodzę na terapie, stosuje się do rad to ... dlaczego jest ze mną coraz gorzej a nie coraz lepiej ???

Gdzie Wy znajdujecie tych wspaniałych psychologów uzdrawiaczy ???

Mieszkam w dużym mieście ale coś nie udało mi się jeszcze trafić na "cudotwórcę" .. nawet na "twórcę" ... :(

Powiedzcie, ale tak uczciwie, czy któraś z Was ma adoptowane dziecko/dzieci w wieku nastoletnim lub wyżej ???

Jak układaja sie relacje między wami i dziećmi ???

Czy Wasze adopcyjne dzieci nie cierpią na "traumę po odrzuceniu" przez rodziców biologicznych ... a jeśli tak to jak sobie z tym radzicie???

Jako osoba depresyjna nie tryskam "niepoprawnym optymizmem" i boje sie , ze w "przyszłości" mogę nie udźwignąć takiego "psychologicznego ciężaru" i w wychowaniu dziecka adopcyjnego "nawalić na całej linii"..

Jako osoby wierzące : jak pogodziłyście wizję dobrego Boga z tm co się Wam i tym dzieciom przytrafiło - bezpłodność i porzucenie ???

Jak tłumaczycie swoim dzieciom "że tak miało być" i ,że tak jest cudnie .
Co odpowiadacie dzieciom na pytanie: czy nie wolałbys jednak mieć nie mnie a dzieko biologiczne ???

Może jeszcze jakieś inne "pytania " z ust adoptowaych dzieci paają?? jak sobie z nimi radzicie???


Wiem, ze adoptowany rozkoszny, mały bobas jest super, wiem, ze kilkuletnie dziecko (nawet po przejściach) jakoś tam można z pomocą np. psychologa "udobruchać" na jakiś czas i zażegnać "bombę" ale jak radzicie sobie z nastolatkami i dorosłymi "dziecmi" ???

bardzo mnie o gnębi ...
marzenia się nie spełniają
a nadzieja umiera
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Adopcyjne dylematy”