Nie wiem czy to odpowiednie forum, ale jak nie to prą bardzo mod lub admina o przesunięcie w odpowiednie miejsce.
Otóż moja kochana, może jestem dziwolągiem, ale:
1) kiedy zobaczyłam swego biologicznego syna to
- nie padłam z zachwytu- pomyślałam, ooooo jakiś chłopczyk ze mnie zrodzony - to mój syn - trzeba go pokochać- choć dziecka pragnęłam z całego serca. To samo uczucie towarzyszyło mi w chwili gdy poznałam Kacpra! -aż się zdziwiłam
2) dzieci to wcale nie sama słodycz i zachwyt tylko na początku szczególnie uciążliwe potworki, co przy moim umłowaniu niezależności było strasznym doświadczeniem
3) ciągle czegoś chcą! (zwłaszcza na początku)
4) mam być niewolnicą-matką bo toto nie rozumie,że padam na buźkę
5) miłośc do dzieci jest ogromna, ale wcale nie od początku! tego trzeba się uczyć. Jednym wystarczy 20 minut, a innym potrzeba co najmniej roku!
6) dziecko (zwłaszcza uciążliwe! - choć anioły jak Kacper też się zdarzają!) wcale nie cementuje związku, wręcz przeciwnie- nowa trudna sytuacja to jest dopiero sprawdzian na siłę między nami.
7) pierwszą noc przespałam jak mój starszy miał 2,5 roku! Przez pierwszy rok budził się 10-12 razy na noc! - wyobraźnia niech wam podpowie jak funkcjonowaliśmy...
krawe brodawki i kolki to nic przyjemnego..
mogłabym tak w nieskończoność.
Ale prawda jest taka, że wolałam przejść te męczarnie niż bezdzietnosc. A uśmiech moich synów to najlepsza nagroda za przeszłość. I wcale nie uważam, że się strasznie poświęcałam. Dzieci
mają prawo być takie. Ważne byśmy miały świadomosc,że bywa różnie.
Kasia, mama (z)mieszana, ale się porobiło...