Czy adopcja rozwiązuje problemy?

Archiwum forum "Adopcyjne dylematy"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Awatar użytkownika
Jarecki
Posty: 209
Rejestracja: 21 paź 2003 00:00

Post autor: Jarecki »

Adopcja rozwiązała mój jak do tej pory, najwiekszy problem życiowy. Wynika z tego chyba tylko tyle że moim problemem nie była niepłodność tylko bezdzietność. Uzmysłowiłam to sobie dzieki temu wątkowi.
Kaśka Jarecka mama Zosi
zuzola
Posty: 3235
Rejestracja: 06 gru 2003 01:00

Post autor: zuzola »

Jarecki pisze:Adopcja rozwiązała mój jak do tej pory, najwiekszy problem życiowy. Wynika z tego chyba tylko tyle że moim problemem nie była niepłodność tylko bezdzietność. Uzmysłowiłam to sobie dzieki temu wątkowi.
Kaśka Jarecka mama Zosi
8O takie proste, to by wyjaśniało moje odczucia...Dzięki Kaśka...

Mama Zuzi (IX. 2002) i Filipka (IX. 2008)


Awatar użytkownika
Jewka
Posty: 2079
Rejestracja: 12 maja 2003 00:00

Post autor: Jewka »

Kilkakrotnie na "Bocianie" - szczególnie na wątkach "terapeutycznych" - natrafiłam na (w moim odczuciu) kryptoreklamę adopcji zawartą w pozornie olśniewająco trafnym pytaniu: "chcesz mieć dziecko, czy chcesz być w ciąży i mieć dziecko?"

Takie to pozornie odkrywcze: jeśli nie upierasz się przy 9 miesiącach bycia w ciąży i porodzie, Twój problem jest rozwiązany: adopcja!!!

Myślę, że adopcja to dużo więcej niż rezygnacja z dwóch kresek na teście, porannych mdłości, rosnącego brzuszka, trudu porodu, piersi mlekiem płynących.

Uświadomiłam to sobie, gdy dzień po zakończeniu MŚ w piłce nożnej syn koleżanki postanowił przedstawić mi swojego najlepszego przyjaciela. Stało się, że przyjaciel przyszedł z rodzeństwem. Wyszłam na korytarz i poraziło mnie.
Czworo dzieci, pięknych dzieci (najmłodszy miał na czole ślad po niedomytej fladze Portugalii, której dzień wcześniej kibicowali :) ), wszystkie do siebie podobne i wszystkie tak bardzo podobne do swoich rodziców...
Potem koleżanka powiedziała mi, że to piękno liczy się do siedmiu 8O :D

Poraził mnie ten widok.
Adopcja to dużo więcej niż rezygnacja z dziewięciu miesięcy ciąży.
Adopcja to rezygnacja z: "tyś krew z krwi, kość z kości moich..."

Adopcja to zgoda, by doświadczyć do bólu w szpiku kości, że dzieci są SPOZA nas.
To jest prawda o wszystkich dzieciach. Rodzice biologiczni czasem w trudzie ogromnym dorastają do tej prawdy przez długie lata. Czasem nie odkrywają tego nigdy :( Rodzice adopcyjni mają to serwowane na wstępie.
Awatar użytkownika
Ania71
Posty: 1194
Rejestracja: 02 lip 2002 00:00

Post autor: Ania71 »

Jewka pisze: Adopcja to dużo więcej niż rezygnacja z dziewięciu miesięcy ciąży.
Adopcja to rezygnacja z: "tyś krew z krwi, kość z kości moich..."
Dla mnie to nie była trudna rezygnacja. To był nawet argument za adopcją :D wszystko zależy od piękna rodziców :wink:
Jest duża szansa na to, że nasze dziecko, dzięki temu, że jest adoptowane nie będzie musiało liczyć kalorii, zmagać się z niepłodnością, a jak zobaczy fajny ciuch albo buty to przymierzy i kupi, tak po prostu... Nie mam tylko wpływu na to czy pojawi się równie piękne rodzeństwo.

Mnie z kolei dziwią marzenia: ,,oczy po tacie, nogi po mamie, muzykalność po dziadku". Tego nie można zaprogramować. Nie zawsze dzieci sa podobne do rodziców biologicznych. Czasem dziecko może mieć charakter nielubianej teściowej albo szwagra.
Ja nie jestem bardziej podobna do swojej rodzonej mamy niż moja córka do mnie.

Dla mnie z decyzją o adopcji wiąże się jednak głównie rezygnacja z bycia w ciąży, karmienia piersią, zgoda na to, że przez pierwsze kilka miesięcy życia nasze dziecko nie bedzie miało optymalnych warunków do rozwoju. W chwili obecnej nie jest to już problemem. Została mała tęsknota.
Wiara
Posty: 106
Rejestracja: 07 sty 2004 01:00

Post autor: Wiara »

Przeczytałam wasz wątek :) i po raz pierwszy napiszę coś o sobie.
Nie posiadamy biologicznych dzieci i nie adoptowaliśmy dziecka, lecz wychowujemy piątkę rodzeństwa w rodzinie zastępczej. Kiedyś marzyłam o pięknym domu, mężu i gromadce dzieci. Wszystko ułożyło się pięknie w moim życiu piękny dom dobry samochód, kochający mąż i pustka.........................................................
Po sześciu latach małżeństwa nasze życie było pustką, praca, imprezy, praca, znajomi i dzień niczym nie różnił się od następnego. Zawodowo pracuję z dziećmi w przedszkolu i brak macierzyństwa mnie zabijał. Wychowujesz „czyjeś dzieci” dajesz im wszystko, co masz w sercu a inne spragnione miłości czekają w domu dziecka czy innych placówkach, jaka to niesprawiedliwość dla tych bezbronnych dzieciaków.
Kiedy podejmowaliśmy decyzję z Piotrkiem myśleliśmy o adopcji, ale dręczyła mnie myśl, co z dziećmi, które nie mogą być adoptowane, bo ich sytuacja prawna jest nieuregulowana, bo jest ich zbyt liczne rodzeństwo, bo co najgorsze są dorastającą młodzieżą. Kocham was za to, że podjęliście trud adopcji, że je kochacie i wychowujecie, ja kocham moje dzieci, choć mają inne dane, że mówią ciocia, że są „duże”, ale są w moim sercu jak moje.
A pytania rodziny o naszą przyczynę braku posiadania potomstwa zawsze traktowałam z przymrużeniem oka, nigdy nie dyskutowałam z nimi na ten temat i nigdy nie dowiedzą się prawdy, aby nie osądzali, kto jest winny, to nasza tajemnica.
:wink:
R-pozdrawia
Dorunia
Posty: 9255
Rejestracja: 04 kwie 2002 00:00

Post autor: Dorunia »

AGA pisze:Ja myślę podobnie jak Jarecki i zuzola. Ja chciałam mieć dziecko i mam, i niepłodność nie jest dla mnie żadnym problemem. Na razie nie myślę o rodzeństwie dla Małgoni, ale jeśli byśmy się zdecydowali to "wolałabym" adoptować niż rodzić - bycie w ciąży przy dziecku w domu wydaje mi się niewyobrażalnie trudne, wręcz niewykonalne (jak to robią inne dziewczyny 8O :?: ).
Innymi słowy, nie marzę o ciąży, o karmieniu i o wszystkim co wiąże się z macierzyństwem biologicznym (zresztą zawsze ciążę traktowałam jako stan, przez który trzeba przejść, żeby mieć dziecko a nie piękny okres w życiu kobiety i stan błogosławiony - może dlatego, że nigdy w nim nie byłam i nie wiem co straciłam :?: ).
Pamiętam dyskusje na niektórych wątkach sprzed ok. 2 lat - dziewczyny-matki pisały, że cały czas czują się niepłodne choć mają już dziecko/dzieci biologiczne lub adoptowane - ja nie mam absolutnie takiego poczucia wobec siebie, ale moje doświadczenia z tamtego okresu pozwalają mi zrozumieć tych, którzy ten problem cały czas mają i pewnie dlatego "ten Bocian" tak ciągle mnie przyciąga do tego grona....
Daniel, Adaś i Lena - pełnia szczęścia!
Awatar użytkownika
gostad
Posty: 10
Rejestracja: 17 lip 2004 00:00

Post autor: gostad »

Zgadzam sie z wypowiedzia AGI. Dla mnie największym problemem było brak dziecka. Nie miało dla mnie znaczenia jak ono do nas trafi. Szczęście dziecka to nasze szczęście. Nie zwracałam uwagi na kobiety w ciąży czy rodziny mające dzieci. Uwielbiałam się bawić z maluchami moich znajomych. Mąż tez przepadał za dziećmi. Pragnienie posiadania dziecka było ogromne. Po adoptowaniu Kasi przestałam sie całkowicie leczyć. Wraz z mężem obdarowaliśmy Kasię wielką miłością. Ważne. aby rodzice, którzy decydują się na adopcje byli przekonani do tego na 200%. Nie bralam dziecka po to aby mnie wyleczyło z niepłodności i problemów z tym zwizanych tylko po to aby je zawsze kochać.
Mama Kasi
Awatar użytkownika
amata
Posty: 71
Rejestracja: 04 paź 2002 00:00

Post autor: amata »

Ostatnio dużo myslę na ten temat.
W OAO uświadomiono mi pewną bardzo ważną rzecz.
Usłyszałam, że zanim podejmę decyzję o adopcji, muszę pogodzić się z własną bezpłodnością.
W moim przypadku nie była to decyzja o zaprzestaniu leczenia lecz pogodzenie się z tym, że choć możemy mieć biologiczne dzieci, nigdy już mieć ich nie bedziemy.
Długo się z tym zmagałam. Świadomie "skazałam" się na bezpłodność - ale nie na bezdzietność.
Czasami jednak bardzo mi z tym trudno, szczególnie gdy inni patrzą na mnie jak na kosmitę.
Przecież mogę!? Na co mi to?
A teraz mi jeszcze trudniej, gdy zaczęliśmym mysleć o rodzinie zastępczej.
Adopcja jest prosta - naprawdę.

amata
Awatar użytkownika
kasialu
Posty: 1394
Rejestracja: 13 mar 2004 01:00

Post autor: kasialu »

Ze mna jest tak: Ja mam problem "jajowodowy", mąż idealne parametry. Czy czuję sie gorsza ? nie! zastanawiam się co myślą moi teścowie - wiedzą, że nie mamy dzieci "przeze mnie". Nic nie mówią, nie pytają. Podjęliśmy decyzję o adopcji - narazie zrobimu kurs adopcyjny. Teściowie nic nie wiedzą. Zastanawiam sie jak zareagują.
Jeżeli chodzi o przyjaciół i znajomych to : najbliżsi przyjaciele /Halek z tego wątku :lol: pozdrawiam Cie Halusia/ mają małego adoptusia tzn adoptusię - cuuuudna dziewczynka, kolejni przyjaciele mają półroczną córcię - naturlanie poczętą, jeszcze inni bliźniaki z probówki, moja siostra jedno dziecko, drugie w drodze po dwóch poronieniach, koleżanka jest w invitrowej ciąży. Czy Oni patrzą na nas dziwnie, albo czy my na dziecko adoptowane, czy z IVF patrzymy inaczej ? Nie! Ja chce odnaleźć moje dziecko i nie mam zamiaru ukrywać, że jest adoptowane.
natabocian gratuluję bliźniaczek! Ja też marzę o dwóch dziewczynkach :D
Dwie drogi, dwa szczęścia...
Ula-la
Posty: 2557
Rejestracja: 13 sie 2002 00:00

Post autor: Ula-la »

Może jeszcze nie powinnam się tu wypowiadać... Może powinno to byc już po fakcie zaadoptowania ?
Od bardzo dawna noszę w sobie przekonanie, które tak drażni Jewkę: nie musze być w ciąży, chcę mieć dziecko. I odczucie to wzmaga się z dnia na dzień. Jestem pogodzona z faktem braku podobieństwa fizycznego pomiędzy nami a naszym dzieckiem. Jestem zupełnie pogodzona z tym, że nie urodzę dziecka. Widocznie tak było nam pisane. Czeka nas coś równie wspaniałego.
Może mam trochę łatwiej, bo jestem córką adoptowanej osoby. Przekonałam się empirycznie, jak więzy krwi potrafią niewiele znaczyć wobec więzów duchowych. Nie boję się obcych genów. To dla mnie całkowicie naturalne. Raz się dziecko rodzi, a raz się adoptuje :). Pewnie w kolejnych pokoleniach naszej rodziny znowu ktoś kiedyś odpuści sobie walkę o biologiczne rodzicielstwo, bo zrozumie, że są rzeczy cenniejsze niż "krew z krwi i kość z kości" :).
W końcu "historia kołem się toczy" ;).

Pozdrawiam serdecznie
Ula Bezproblemowa ;)

Mamusia Bartusia (kwiecień 2005) i Kasieńki (październik 2006) --> Bartek Pogromca i Kasia Zaskakiwanka


Awatar użytkownika
kasiavirag
Posty: 4121
Rejestracja: 24 lip 2002 00:00

Post autor: kasiavirag »

Ula-la,
miód na moje serce!

Choć ja ostatnio chyba odwiesiłam niepłodność na jakieś 3 godziny, bo pomyślałam, że fajnie by było znowu... ech marzenia...
Kasia, mama (z)mieszana, ale się porobiło...
Awatar użytkownika
Emily
Posty: 294
Rejestracja: 05 kwie 2004 00:00

Post autor: Emily »

Czytam ten watek i mysle, ze to dobrze, ze tu zajrzalam... Bo ja tez mam obawy, czy juz po zaadoptowaniu dziecka, nie bede nadal odczuwala zalu, ze nie moglam go urodzic. Ostatnio udalo mi sie jednak zrobic krok na drodze do racjonalnego podejscia. Pomyslalam sobie, ze przeciez nawet w przypadku, gdyby wychowywaly sie w naszej rodzinie nasze dzieci biologiczne (czytaj: w przypadku, gdybym nie miala zadnych klopotow z ciaza, wiec ciaza = zyjace dziecko), to - zaleznie od ich liczy - oznaczalo by to, ze bylabym w ciazy 2-3 razy... Pomyslcie: tylko 2-3 razy! A potem przeciez sa jeszcze dlugie lata, kiedy w ciazy juz raczej nie bede - z roznych powodow... Czy wtedy mialabym miec zal do losu, ze nie moge miec 40-ciorga dzieci - zeby w kazdym roku mojego zycia moc byc w tym blogoslawionym stanie?... Pomylka...
Ania71 pisze: Dla mnie z decyzją o adopcji wiąże się jednak głównie rezygnacja z bycia w ciąży, karmienia piersią, zgoda na to, że przez pierwsze kilka miesięcy życia nasze dziecko nie bedzie miało optymalnych warunków do rozwoju.
Tak, to tez chodzi mi po glowie... To chyba wynika - przynajmniej w moim pryzpadku - z checi posiadania kontroli nad tym, co dzieje sie ze mna i moimi bliskimi... Do furii doprowadza mnie mysl o tych wszystkich matkach, ktore tak malo dbaja o dzieci, ktore nosza w sobie.... Jeszcze gorzej czuje sie, kiedy mysle, ze biologiczna matka dziecka, ktore kiedys moze stanie sie moim, bedzie pila, palila, zle sie odzywiala, narazala "moje" dziecko na wiele jeszcze innych niekorzystnych czynnikow... Dopiero po dluzszej chwili, kiedy odetchne, uspokoje sie, probuje sie pogodzic z faktem, ze nie mam nad wszystkim kontroli... Moj maz smieje sie ze mnie, ze najchetniej otoczylabym matke naszego przyszlego dziecka scisla opieka i zorganizowala pobranie podczas porodu krwi pepowinowej, zeby Malenstwo mialo ta specyfincza "polise ubezpieczeniowa"... Ma racje, ze sie smieje - a ja musze sobie jakos radzic z uczuciem bezradnosci.

Jak Wy sobie z tym radzicie, jesli macie podobne odczucia?...
"As my children grow my dreams come alive..."
W styczniu 2009 dwa Cudy dodały barw naszemu życiu... :-D
Awatar użytkownika
lefiontko
Posty: 10
Rejestracja: 26 mar 2003 01:00

Post autor: lefiontko »

Bardzo budujące jest to, co tutaj piszecie.
Po dwóch nieudanych ICSI podjęliśmy decyzję o adopcji, ale nie zrezygnowaliśmy z leczenia...
W poszukiwaniu miejsc w OAO zawędrowaliśmy do jednego, który uświadomił nam, że jesteśmy w okresie żałoby po naszych nienarodzonych dzieciach :(
I muszę się z tym najpierw uporać zanim przejdę kurs w OAO.

Wciąż tylko czekanie, czekanie...
Awatar użytkownika
Jewka
Posty: 2079
Rejestracja: 12 maja 2003 00:00

Post autor: Jewka »

Ula-la pisze:Może mam trochę łatwiej, bo jestem córką adoptowanej osoby. Przekonałam się empirycznie, jak więzy krwi potrafią niewiele znaczyć wobec więzów duchowych. Nie boję się obcych genów. To dla mnie całkowicie naturalne. Raz się dziecko rodzi, a raz się adoptuje :).
Ula-la! Jak bardzo, bardzo chciałabym miec Twoje i Twojej rodziny doświadczenie normalnosci adopcji...

Ja mam tylko przekonanie o normalnosci adopcji.
To i tak duzo - wiem. To dobry punkt wyjścia, ale doświadczenie dopiero będziemy nabywać...

Dla mnie to kolejny argument za tym, by adopcja była jawna, obtrąbiona całej rodzinie i znajomym.
By ten, kto za jakiś czas bedzie - jak my - przechodził przez noc niepłodności wiedział, że inni przed nim przeszli przez to samo i żyją.
Awatar użytkownika
IzuniaT
Posty: 60
Rejestracja: 14 sie 2004 00:00

Post autor: IzuniaT »

W naszym przypadku nie stwierdzono konkretnej przyczyny bezpłodności. Niektórzy sugerowali, że może blokada psychiczna czy coś takiego, i że jak już adoptujemy to może nam się odblokuje. To teraz tak brzmi jakby nasz Michaś miał być lekarstwem na bezpłodność (wiecie, biorę tą tabletkę, po to tylko żeby zajść w ciążę). I owszem po pół roku zaszłam w ciążę - adopcyjną po raz drugi. Od tamtego czasu (3 lata) tylko raz pomyślałam, że można by ponowić starania, bo przecież medycyna posunęła się do przodu. Pomyślałam, ale nawet nie powiedziałam tego głośno. Za to mój mąż powiedział niedawno, że jak Michaś pójdzie już do przedszkola to może byśmy pomyśleli o adopcji trzeciego dziecka, albo nawet RODZEŃSTWA. Mój Boże, on znowu chce być w ciąży! :roll:

PS
Jak się wstawia te ikonki, miało być na końcu przewracanie oczami!
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Adopcyjne dylematy”