Czy adopcja rozwiązuje problemy?

Archiwum forum "Adopcyjne dylematy"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Awatar użytkownika
Jewka
Posty: 2079
Rejestracja: 12 maja 2003 00:00

Czy adopcja rozwiązuje problemy?

Post autor: Jewka »

Czekanie na dzieci urozmaicają mi rozmowy o adopcji. Rzadka ja je inicjuję. Raczej podchwytuję zasygnalizowany temat.

Rozmawiałam z koleżanką, której brat z bratową, zmagając się z niepłodnością zdecydowali się na adopcję i mają adoptowaną trzyletnią obecnie córeczkę.
I koleżanka mówi, że kontakty wewnątrzrodzinne są trudne okropnie. Ona widzi wielkie spięcie i stres adopcyjnych rodziców, gdy mała kopnie, uderzy, zęby ze złości zaciśnie. Widzi, jak adopcyjna mama "tężeje", gdy mała wybiera ciocię do zabawy, do przytulania zostawiając na chwilę mamę lub mówiąc do niej: "ty nie!"

Bocian pełen jest opowieści o potwornie trudnych kontaktach z rodziną, z przyjaciółmi "dzieciatymi" czy "zaciążonymi".
Czy po adopcji wszystkie te trudności ustępują?
Koleżanka twierdzi, że kontakty, które zawsze były pełne napięcia, bo "nie chcemy się z Wami spotykać, bo Wy macie dzieci i nie wiecie, jak boli niepłodność" (znamy doskonale, prawda?) - teraz są jeszcze trudniejsze.

Czy adopcja rozwiązuje typowe dla niepłodności problemy?
Przecież niepłodni pozostajemy, znika tylko nasza bezdzietność.
natabocian
Posty: 10956
Rejestracja: 08 gru 2002 01:00

Post autor: natabocian »

Dobry temat.
Myślę, że wszyscy w jakis sposób się z nim zmagamy :?
Niestety boję się, że jestem oceniana jako ta, która adoptowała. Niestety, bo nawet jeśli tak jest (być moze to tylko moje wyobrażenia), wpływa to chyba na moje zachowanie i na ocenę mojego macierzyństwa jako tej, która nie urodziła, ale wychowuję i: albo powinna być najlepszą matką na świecie, albo biedna musi się męczyć z obcymi dziećmi więc nie ma się co dziwić, że puszczają jej nerwy:?
Masz rację Jewka, że nasza niepłodność z nami zostaje. Odczułam to kiedyś na spotkaniu rodzinnym. Otóż żona mojego kuzyna (przesympatyczna osoba) zachwycała się dziewczynkami (no jest czym, nie :?: :wink: ). Oni nie mają jeszcze dzieci. W pewnej chwili padło takie zdanie, zupełnie nieswiadomie wypowiedziane, bo szczerze mówiąc widziałyśmy się pierwszy raz w życiu i przez przypadek, ona na pewno nie wiedziała, że małe są adoptowane, on chyba też nie. Więc ona w pewnym momencie mówi: Tez chciałabym mieć bliźniaki. Nie musiałabym dwa razy chodzić w ciąży i rodzić :!: Nie będę Wam pisała, że mnie krew zalała, bo ja mogłabym być i 5 razy w ciąży. I już miałam to na końcu języka, bo w końcu reszta rodziny uświadomiona, ale przypomniałam sobie, że na spotkaniu jest nasza ciocia, która też jest bezdzietna, a nie zdecydowali się na adopcję. I nic się nie odezwałam, ale tkwi to we mnie do dzisiaj. No i tak chyba juz zostanie, że na tego typu teksty będę reagowała alergicznie. :(
Karolka, Monika i Krzyś - trójka rozbójników :) :) :)
zuzola
Posty: 3235
Rejestracja: 06 gru 2003 01:00

Re: Czy adopcja rozwiązuje problemy?

Post autor: zuzola »

Jewka pisze:Bocian pełen jest opowieści o potwornie trudnych kontaktach z rodziną, z przyjaciółmi "dzieciatymi" czy "zaciążonymi".
Czy po adopcji wszystkie te trudności ustępują?

Czy adopcja rozwiązuje typowe dla niepłodności problemy?
Przecież niepłodni pozostajemy, znika tylko nasza bezdzietność.
U mnie było tak, że minęło mi jak ręką odjął. Właśnie wróciłam z letników, na których byłam z ciężarną koleżanką i jej 4 letnią córeczką, i, oczywiście, z Zuzią :wink: Głaskałam brzuszek Agnieszki, kiedy Maciuś kopał, moja Zuzka też. Nie martwi ani nie boli mnie to, że czasem Zuzia woli spędzać czas z kimś innym- wiem, że bardzo mnie kocha i ja ją też.
Jeśli chodzi o niepłodność/bezdzietność, to dla mnie płodność jest prostą drogą do posiadania dziecka, a ja je mam, więc nie widzę problemu. Czasem nawet myślę, że coś jest ze mną nie tak, może mi się kiedyś zmieni, ale jeśli zdecydujemy się kiedyś na drugie dziecko, to nie zamierzam podejmować próby zajścia w ciążę i urodzenia, pomimo, że w naszej sytuacji to jest mocno możliwe. Jestem spełniona, spokojna, szczęśliwa i wcale nie przeszkadza mi to, że nie mogę urodzić dziecka. Nie czuję takiej potrzeby. Pozdrawiam Cię gorąco :)

Mama Zuzi (IX. 2002) i Filipka (IX. 2008)


Awatar użytkownika
Ania71
Posty: 1194
Rejestracja: 02 lip 2002 00:00

Re: Czy adopcja rozwiązuje problemy?

Post autor: Ania71 »

Jewka pisze:I koleżanka mówi, że kontakty wewnątrzrodzinne są trudne okropnie. Ona widzi wielkie spięcie i stres adopcyjnych rodziców, gdy mała kopnie, uderzy, zęby ze złości zaciśnie. Widzi, jak adopcyjna mama "tężeje", gdy mała wybiera ciocię do zabawy, do przytulania zostawiając na chwilę mamę lub mówiąc do niej: "ty nie!"
Nie wiem co prawda co oznacza duży stres i napięcie, ale to równie dobrze mogą być problemy rodziców biologicznych. Może to twoja koleżanka trochę wyolbrzymia reakcje tych adopcyjnych rodziców. Znam matki, które sa bardzo zaborcze w stosunku do swoich biologicznych dzieci. Już kiedyś pisałam, że musiałam duzo pracy włozyć w to, żeby nie przejmowac się tym jak mnie inni oceniają w roli matki. My jednak chyba bardziej analizujemy swoje uczucia i postępowanie. Ja wciąż za mało ufam swojej intuicji, dążę do tego by podpierać się wiedzą.

Moje kontakty ze znajomymi (biologicznymi) rodzicami zmieniły się o 180 stopni. Bardzo sobie cenię szczere rozmowy z nimi np o uczuciach do dziecka, o moich i ich reakcjach na różne sytuacje. Jakie sa wnioski? chyba nie ma dziecka które nie wyprowadza rodziców z równowagi, nie można mysleć, że złe zachowanie dziecka kompromituje rodziców bo nie wszystko da się przewidzieć.
Wczoraj byliśmy na imprezie, gdzie nasza córka pół wieczoru bawila się z dziećmi a na drugie pół przykleiła się do swojej ukochanej cioci. Dawno się tak nie zrelaksowałam :chatter: :piwo: :lick3: . Dla mnie to po prostu wymarzona sytuacja - Agatka jest bardzo nieufna w stosunku do obcych ludzi a lgnie do tych, którzy sa nam naprawdę bliscy.

A teksty które podnosza cisnienie nie dotyczą ciąży, raczej bezdzietności: ,,bezdzietni kierowcy nie uważają na dzieci'', ,,bezdzietni ludzie włączają głosno muzykę", ,,bezdzietni ludzie nie maja podejścia do dzieci". Muszę się pilnować by nie wywołać burzy :evil:
Jewka pisze: Czy adopcja rozwiązuje typowe dla niepłodności problemy?
Przecież niepłodni pozostajemy, znika tylko nasza bezdzietność.
To prawda, wiedziałam przed adopcją, że tak będzie i się potwierdziło, chyba dlatego odwiedzam tę stronę kilka razy w tygodniu.
Awatar użytkownika
nataku
Posty: 3117
Rejestracja: 01 kwie 2003 00:00

Re: Czy adopcja rozwiązuje problemy?

Post autor: nataku »

Ania71 pisze:
A teksty które podnosza cisnienie nie dotyczą ciąży, raczej bezdzietności: ,,bezdzietni kierowcy nie uważają na dzieci'', ,,bezdzietni ludzie włączają głosno muzykę", ,,bezdzietni ludzie nie maja podejścia do dzieci". Muszę się pilnować by nie wywołać burzy :evil:
Byłam w sobotę na imprezie i bawiłam się z chrześniakiem mojego męża, ktorego rodzice byli nieobecni.
Bawiliśmy sie w pieska, później czytałam mu książkę, opowiadałam bajkę, na koniec pogłaskalam po pleckach i on zasnął :love:
Wcześniej powiedział do mnie mamusiu 8O a do mojego meża tato...
aż mnie ciarki przeszly z przerażenia, nie wiedziałam jak zareagować (a on ma rodziców biologicznych).

Jak zareagowali by jego rodzice?

A muzyki nie lubię głosno słuchac - prawie w ogóle nie słucham, takie przyzwyczajenie.
Mama Kubusia i Kacperka - zdecydowanie fajnych chłopaków łobuziaków
Dorunia
Posty: 9255
Rejestracja: 04 kwie 2002 00:00

Re: Czy adopcja rozwiązuje problemy?

Post autor: Dorunia »

zuzola pisze:
Jeśli chodzi o niepłodność/bezdzietność, to dla mnie płodność jest prostą drogą do posiadania dziecka, a ja je mam, więc nie widzę problemu.

Myślę dokładnie tak samo :cmok:
Daniel, Adaś i Lena - pełnia szczęścia!
Awatar użytkownika
halek
Posty: 25
Rejestracja: 15 cze 2004 00:00

Post autor: halek »

Zuzola napisałaś coś mi bardzo bliskiego: właśnie dlatego że mam już moją Córeczkę przestałam reagować nerwowo na konetki w ciąży lub dzieciate!! Ja teraz jestem taka jak inne.... wiem że brzmi to dziwnie, ale czułam sie bardzo nieswojo w towarzystwie "zaciążonych" albo "zadziecionych" gdy jeszcze nie było z nami Kasieńki. A teraz jestem MAMĄ, bardzo szczęśliwą MAMĄ. I wiecie co ... uwielbiam się chwalić Kasią, bo OCZYWIŚCIE jest najmądrzejszą dziewczynką pod słońcem :flowers:

Tak Zuzola!!! Mam dziecko, więc nie widze problemu!! :bigok: :bigok: :bigok: :bigok:
Najszczęśliwsza Kasiowa Mama :)
Awatar użytkownika
korcia
Posty: 360
Rejestracja: 07 gru 2003 01:00

Post autor: korcia »

Jewka pisze: Czy adopcja rozwiązuje typowe dla niepłodności problemy?
Przecież niepłodni pozostajemy, znika tylko nasza bezdzietność.
Adopcja nie jest lekiem na niepłodność. Ale jak popatrzę na ludzi mnie otaczających z którymi rozmawiam na temat adopcji, choć sami takiej decyzji nie podjęli to wiem, że dla nich adopcja to lek. A adopcja nigdy nie rozwiąże problemu bezpłodności. Pragnę mieć niunię a to jedynie może rozwiązac problem bezdzietności.
My jeszcze dziecka nie mamy, więc różnie reaguję na kobiety w ciąży. W zależności od nastroju w danej sekundzie no i w czasie "napięcia przedmiesiączkowego". Wtedy najczęściej mam doła, że nam nie wyszło, że może nasza bezdzietność zostanie. Z bezpłodnością udało nam się pogodzić. Widać tak już jest, że nasza niunia nie będzie w moim brzuszku przed urodzeniem, ale i tak będzie moją ukochana kruszynką.
Ale bezdzietną nie chce być.

Pozdrawiam cieplutko.
[url=http://www.nasz-bocian.pl/modules.php?name=Forums&file=viewtopic&p=445903#445903]Nasze nowe pogaduchy[/url]

Mama wspaniałego synka :-)
Awatar użytkownika
nataku
Posty: 3117
Rejestracja: 01 kwie 2003 00:00

Post autor: nataku »

Jewka - myślę, że decydując się na adopcję wiele par zarzuca proces leczenia, który do tego momentu wypełnial im całe życie.
Tak jest np. w naszym przypadku. Teraz sobie myślę, jejku skąd ja miałam tyle czasu, żeby jeździć do kliniki, chodzić na kolejne badania itp.
Przez 6 lat moje życie ograniczało się do tego, a także do jedzenia tabletek - setek pigułek...
Więc chyba adopcja oznacza pogodzenie się z niepłodnością i z faktem, że może nie będziemy mieć biologicznego dziecka.
Mama Kubusia i Kacperka - zdecydowanie fajnych chłopaków łobuziaków
Awatar użytkownika
dorcia33
Posty: 1058
Rejestracja: 09 cze 2003 00:00

Post autor: dorcia33 »

Technicznie wszystko pozostaje bez zmian, będę niepłodna do końca życia i nic tego stanu nie zmieni. Ale równocześnie do tego samego końca będą mamą i to jest dla mnie najważniejszy fakt. Swoje niedomaganie przyjęłam do wiadomości i odstawiłam do kąta, a adopcja nie miała być lekiem na rodzinne kryzysy.
We mnie adopcja zmieniła bardzo dużo, nie tęsknię już za byciem w ciąży, za przeżywaniem tego niedostepnego dla mnie stanu, nie liczy się dla mnie również to, że to nie ja urodziłam Michała, bo dla mnie najistotniejsze jest to, że On jest w moim życiu. A bycie z nim wypełnia wszystkie możliwe luki.
Nie wiem, jak jestem oceniana czy postrzegana w roli matki, matki adopcyjnej. Może jeszcze za wcześnie, bo Michał jest zbyt krótko lub jest zbyt mały, aby widzieć efekty wychowania (w końcu roczne dziecko bardzej się kocha niż wychowuje). Ja widzę siebie jako normalną dzieciatą kobietę, namiętnie gadającą o mleczkach, kupkach i pieluszkach, przeżywająca efekty dziecka, martwiącą się jego podkówką i siniakiem.
Awatar użytkownika
Hasik
Posty: 677
Rejestracja: 23 mar 2002 01:00

Post autor: Hasik »

Dla mnie dziecko = płodność. Często z mężem patrzymy na śpiącego Mateuszka i dziękujemy sobie nawzajem za niego. Gdybyśmy nie podjęli tej decyzji, to nie mielibyśmy dziecka. Decydując się na adopcję uruchomiliśmy swoją płodność, której wcześniej nie uruchomiła się biologicznie lub medycznie.
Natomiast zgodzę się, że jakiś problem pozostaje. Ze mną został problem tęsknoty za tym Mateuszkiem którego nie znałam ze swojego brzuszka (poznaliśmy synka gdy miał 7 tyg.). Jest też jakiś żal za tą niebiologiczną ciążą - że nie można się podzieliś refleksją jak to było gdy się miało poranne nudności, czy parcie na pęcherz czy szczegółami porodu. W sumie to wiem, że nie ma do czego tęsknić, ale troche mi szkoda. To uczucie jest bardzo ulotne i niestałe i zależy od nastroju oraz od tego jak bardzo napotkana kobieta w ciąży cieszy się głośno swoją ciążą. W sumie to nic takiego, bo ja jak byłam w ciąży adopcyjnej, to też chętnie nawijałabym o tym non stop. To wszystko jest kwestia uświadomienia sobie pewnych rzeczy.
Ja trochę takich negatywnych odczuć poczułam gdy minął już pierwszy kierat bycia z niemowlęciem i mogłam trochę odetchnąć przy rocznym synku, więcej sie pospotykać z ludźmi i pogadać. Wtedy jakoś zaczęło mnie nachodzić, czy moja niepłodność minęła. Wtedy przypomniałam sobie, jak bardzo czekałam na Mateuszka właśnie przez adopcje, tak bardzo że właściwie nie dokończyliśmy leczenia, bo czuliśmy, że nie ma sensu. Tęsknię też już za tym bobaskiem, którym synek był a już urósł i nie jest taki maleńki. Wczoraj oglądałam z nasze zdjęcia z roku 2001 i 2002 - przed Mateuszkiem. Miałam uczucie, że to się działo wieki temu, podczas gdy na wszystkie zdjęcia z synkiem reaguję, jakby to było wczoraj.
Awatar użytkownika
mordeczka
Posty: 89
Rejestracja: 01 wrz 2003 00:00

Post autor: mordeczka »

Hasik-ja czuje prawie to samo co Ty.Nieraz płakałam w poduszke,że nie mogę kochać się z mężem,zajść normalnie w ciążę,czuć ruchów dziecka i przeżyć porodu aby zaraz móc utulić moje maleństwo w ramionach.Ale zaraz stają mi przed oczami te setki wizyt u lekarzy,badań,operacji,dni pełnych bólu ale i dni szczęśliwych,gdy patrzyłam na podzielone komórki które chociaż przez pare dni były we mnie dając wielką nadzieję.Przez prawie 9 długich lat czekałam na naszego synka i dzięki adopcji zyskałam spokój,spełnienie jako matka.Prawda,że brak mi trochę tych 2,5 miesiąca z życia Adasia-ale przed nami jeszcze tyle następnych szczęśliwych i długich miesięcy!!!!
Dorota-najszczęśliwsza mamusia Adusia
/15.04.2002/ i Majusi /24.11.2005/
Nasze długo wyczekane i wytęsknione cuda
Awatar użytkownika
jedrek
Posty: 442
Rejestracja: 13 maja 2002 00:00

Post autor: jedrek »

Hasik,
myślę jak Ty, mam dziecko więc jestem płodny-nieistotne że nie na biologicznym poziomie. Uwewnętrznienie takiej świadomości sprawia, że czuję się płodny jak kobieta i mężczyzna razenm wzięci. Być może nie wszystkimi kieruje biologiczny imperatyw płodności, bycia w ciąży i rodzenia, dlatego nie dziwią mnie postawy typu: chciałabym mieć dwojaczki, bo to krótsza droga do większej rodziny.
jędrek
Awatar użytkownika
elik999
Posty: 708
Rejestracja: 15 mar 2004 01:00

Post autor: elik999 »

Hej,
mysle sobie ze nie ma dla mnie teraz znaczenia czy jestem płodna, owszem leczyłam sie długo bo to chyba normalna kolej rzeczy, wiem jak się rodzą dzieci i że bocian to mit :lol: stąd nasze próby, ale kiedy okazały się bezowocne to postanowilam swoj cel czyli POSIADANIE dziecka zrealizowac w inny sposob.
Czy adopcja rozwiazuje problemy? - u mnie powoli tak, przestaje sie szpikowac hormonami i życ z kalendarzem w reku, zaczynam uczestniczyc w rozmowach mamusiek i czuje ze dorastam (mimo mojego zdecydowanie doroslego wieku) .
A co bedzie dalej....zobaczę. Znam mojego szkraba od 4 doby jego życia, widze jak sie zmienia, jak nabiera siły, każdy dzień z nim to dla nas wielkie szczęście....... a że nie nosiłam go pod sercem..............teraz go nosze i to BARDZO MOCNO !!! :lol:
Awatar użytkownika
Renko
Posty: 27
Rejestracja: 22 cze 2004 00:00

Post autor: Renko »

Dziś nie ma mojego szczęsliwego dnia, jestem po nieudanym in vitro ( pierwszym), ale zajrzałam na wasz wątek z ciekawości bo mnie też to zastanawia. Zanim zdecydowałam się na dalsze leczenie tzn. in vitro w zasadzie byłam już zdecydowana na adopcję, niestety mój mąż nie. Nie ma dla mnie znaczenia , że nie mogę zajść w ciążę= że jestem bezpłodna ( chociaż tego nikt do końca nie wie), ja poprostu chcę kogoś jeszcze kochać, zresztą większości z was też przecież o to chodziło. " Sprzedać komuś swoją miłość, której się za dużo nagromadziło w organiźmie". Przynajmniej ze mną tak jest , czasem myślę ,że wybuchnę. A jeśli się sprzedaje swoją miłość to nie ma możliwości żeby nie dostać czegoś w zamian tzn. takiego samego ciepełka. Różni są adopcyjni rodzice z różnych powodów zdecydowali się na ten krok adopcyjny, ale jeśli zrobili to z miłości , to nie możliwe żeby byli złymi rodzicami. Jeśli tak jest to i jako biologiczni też nie sprawdziliby się. Ale niestety są pod tzw. obstrzałem, więcej oczu na nich patrzy , każdego interesuje jak sobie radzą. Nie jest ważne ,że Małgosi mama- biologiczna nie daje sobie rady -to normalne , ale ta adopcyjna mama musi pokazać światu że jest najlepsza. I to boli.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich odważnych adopcyjnych rodziców.
Ja was podziwiam i nawet gdyby kiedyś udało mi się zostać biologiczną mamą to adopcyjną też bym chciała zostać.
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Adopcyjne dylematy”