Granice interwencjonizmu państwa a dobro dziecka - dyskusja

radości i sukcesy ale również problemy, z którymi rodziny adopcyjne mogą się spotkać już po adopcji

Moderator: Moderatorzy po adopcji

Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: Granice interwencjonizmu państwa a dobro dziecka - dysku

Post autor: Miniula »

Pod tym co napisała Pockahontas podpisuje się w 100%. Uważam, że urzędnik powinien najpierw dogłębnie zbadać sytuację, a potem ewentualnie podejmować odpowiednie działania, a nie prewencyjnie stosować zabezpieczenia dziecka.
Czyli jeśli jest podejrzenie, że dziecko może być krzywdzone, najpierw należy obserwować i dopiero mając niezbite dowody, że np. jest przypalane papierosami (blizny) lub gwałcone (obrażenia odbytu, narządów płciowych) odseparować? Aha...

Pockahontas nie odniosę się do przykładu Bloo, ale do innego, który znam.
Była sobie pani. 4 dzieci, które zostały jej odebrane z potwornego syfu, najmłodsze miało na całym ciele ślady przypalania papierosami. Jedno z dzieci upośledzone fizycznie i intelektualnie, potwornie zaniedbane.
Pani mocno trunkowa.
Dzieci umieszczono w DD, wszystkie trafiły do terapeutów, niepełnosprawne dziecko też na fizjoterapię. Pani od czasu do czasu przedzwoniła.
Wszedł program pińcet i pani się uaktywniła. W tydzień, przy pomocy dobrych ludzi, odremontowała mieszkanie.
Zaczęła się starać o urlopowanie dzieci. Dzieci z DD jechały czyste, odkarmione. A pani wzywała wtedy TV pokazując jak ona o dzieci dba, a złe urzędy jej dzieci zabrały.
Ostatecznie pani dzieci odzyskała, przy wydatnej pomocy mediów.
Po miesiącu - ciuchy otrzymane z DD znosiły się. Upośledzone dziecko spędza całe dnie przypięte paskami do wózka, pani dobrze się bawi.
Gdzie tu są prawa dzieci? Bo prawo matki jak najbardziej jest. A co z dziećmi?
Nie wierzę w zabieranie dzieci "za nic". Po prostu nie wierzę.

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


Pockahontas
Posty: 2897
Rejestracja: 06 wrz 2012 15:13

Re: Granice interwencjonizmu państwa a dobro dziecka - dysku

Post autor: Pockahontas »

Miniula, widzę dramatyzm opisanej sytuacji, ale nie wiem dlaczego ja jestem adresatką twojej wypowiedzi.

Ja pisałam tak:
Pockahontas pisze:
sandra_paczy pisze:zabezpieczenia dziecka na czas wyjaśnienia sytuacji nie jest karą dla rodzica.
Jest właśnie zabezpieczeniem dziecka.
Albo karą ...dla dziecka. W sytuacji gdy podstawą oskarżenia stała się plotka, pomówienie czy zatarg w rodzinie/między sąsiadami. Zero-jedynkowe myślenie może być szkodliwe, są jeszcze niezliczone odcienie szarości. Dlatego odbieranie prewencyjne przy każdym podejrzeniu jak dla mnie jest przejawem sadyzmu.
Co innego, gdy dziecko samo artykułuje prośbę o pomoc, nawet gdy nie widać winy po stronie opiekunów. Wtedy taka sytuacja może stać się przyczynkiem do zdiagnozowania problemu, objęcia pomocą psychologiczną, ewentualnie postawienia ultimatum, jeśli faktycznie jest źle. Żadne dziecko bez powodu nie mówi, że nie chce wracać do domu. Albo w domu jest po prostu źle (i wtedy trzeba zmobilizować rodziców do naprawy - bardzo ogólnie mówiąc) albo to nastolatek, który kombinuje (wtedy trzeba udzielić rodzicom pomocy w wychowaniu) albo dziecko ma problemy emocjonalne (to powód do sprawdzenia czy ma terapię, zabezpieczenie medyczne, czy rodzice są świadomi problemów i jak je rozwiązują). I tu faktycznie jednak skłaniam się ku zabezpieczeniu dziecka na czas wyjaśnienia. Byleby jednak był on w miarę krótki, powiedzmy tydzień-dwa i jakieś wstępne postanowienia, plan pracy, a nie mija pół roku i niby coś tam pracownik socjalny wypytał i zanotował, ale w sumie to dalej nie wiemy, więc przetrzymujmy w pieczy na wszelki wypadek, bo państwo bogate.
Do tego odnosiła się Tojam. I nie bardzo znajduję wspólny mianowani.
Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: Granice interwencjonizmu państwa a dobro dziecka - dysku

Post autor: Miniula »

Pockahontas adresatką pierwszego zdania, przepraszam, mam dziś niż intelektualny :roll:
Skierowane było raczej do Tojam. I tak ogólnie, do tego, że zawsze patrzy się na dobro rodziców, mimo, ze z dobrem dziecka na ustach :(
A o rodzica musimy dbać zwłaszcza, bo szczęśliwy rodzic równa się szczęsliwe dziecko.
Jak mama i tata są radośni to ich dziecko też takie będzie.

Szkoda, że nikt nie wpadł na to, by to odwrócić: radosne dziecko stanowi pewien wgląd w funkcjonowanie rodziny, taki sam jak nieszczęśliwe dziecko.
Szczęśliwe dzieci nie chcą wyrwać się z domu, choćby i do obcych ludzi.
Szczęśliwe dzieci nie szukają obcych dorosłych, by im powiedzieć, ze nie są szczęśliwe i że proszą o pomoc.
Szczęśliwym dzieciom rodzice nie zabraniają rozmawiać z psychologami.
Szczęśliwe dzieci nie tną się, nie są zagłodzone i nie mają siniaków.
No więc właśnie... Kompletnie nie ogarniam, kompletnie :cry2:

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


Pockahontas
Posty: 2897
Rejestracja: 06 wrz 2012 15:13

Re: Granice interwencjonizmu państwa a dobro dziecka - dysku

Post autor: Pockahontas »

Miniula, ja też mam niż, i to taki konkretny ,po Relanium ;-), stąd pewnie niedogadanie.
Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: Granice interwencjonizmu państwa a dobro dziecka - dysku

Post autor: Miniula »

Pockahontas pewnie tak :)
Tym bardziej, że temat wywołuje u mnie silne emocje.
Generalnie nie zgadzam się na stawianie dobra dorosłych ponad dobro dzieci. I nie zgadzam się na proste przełożenie szczęśliwy rodzic = szczęśliwe dziecko.
Spokojnego weekendu :flowers:

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


Tojam
Posty: 68
Rejestracja: 11 lis 2017 19:59

Re: Granice interwencjonizmu państwa a dobro dziecka - dysku

Post autor: Tojam »

@Miniula -
Miniula pisze:
Pod tym co napisała Pockahontas podpisuje się w 100%. Uważam, że urzędnik powinien najpierw dogłębnie zbadać sytuację, a potem ewentualnie podejmować odpowiednie działania, a nie prewencyjnie stosować zabezpieczenia dziecka.
Czyli jeśli jest podejrzenie, że dziecko może być krzywdzone, najpierw należy obserwować i dopiero mając niezbite dowody, że np. jest przypalane papierosami (blizny) lub gwałcone (obrażenia odbytu, narządów płciowych) odseparować? Aha...
Tak byłoby najlepiej. Chodzi oto, aby nie popaść w drugą skrajność i żeby sam donos osoby trzeciej bez innych dowodów był podstawą do zabezpieczającej interwencji w rodzinę szczególnie tak poważnej jak zabranie dziecka z rodziny.
Pockahontas
Posty: 2897
Rejestracja: 06 wrz 2012 15:13

Re: Granice interwencjonizmu państwa a dobro dziecka - dysku

Post autor: Pockahontas »

Dobra, to ja będę kontynuować moje żale i wnioski po środkach uspokajających ;-)

Dużo by mówić o tym, że nasz system jest do d. i dlaczego...
Jedna z historii, która mi się przypomina. Dwie dziewczynki, ewidentnie zastraszone, zaniedbane, głodne, starsza bita w sposób widoczny. Szkoła zgłasza sprawę do gops, gops "interweniuje"... Poucza rodziców. Tak, poucza, mając przed sobą dziecko ze śladami przemocy fizycznej. Ja, młoda napalona, idę więc do gops a równie młoda pracownik socjalna mówi mi, że to przecież rodzina, to nie takie proste ich rozdzielić. Czy pomyślałam co będzie czuła mama dziewczynek, jak one będą za nią tęskinić? Przecież ona nie bije, tylko tatuś. Starsza pani pracownik dodaje, że gdyby myśleć tak jak ja postuluję, to połowę rodzin na wsi trzeba by rozbić. Nie wiem jak się sprawa skończyła, bo wyłaczono nas z tego, zresztą oa oficjalnie stroną nie był nigdy.

Druga historia, już przeze mnie wspominana w tym temacie. Mama dziecka niepełnosprawnego zwraca się do mops o asystenta, licząc na pomoc w codziennych sprawach, informacje o dotacjach, możliwościach terapii. Własny dom po rodzicach, dzieci (w tym zdrowe) zadbane, mąż na niezłym stanowisku, finanse pozwalające na prywatną terapię dziecka (u mnie). Mama świadoma zaburzenia dziecka, troskliwa, ogarnięta, ukierunkowana na rozwój. tata też ok, choć widywałam raczej w przelocie. I uwierzcie mi (choć z perspektywy osób mających kontakt z rodzinami dysfunkcyjnymi, pewnie ciężko się na taką optykę przestawić - rozumiem) - taki podły najazd na tę rodzinę, że włos się jeży. Wchodzenie w kompetencje rodziny bez powodu, absurdalne zarzuty (choćby ten, że nastolatka nie może sama wracać z zajęć, gdy jest jasno, a skoro nie ma kto jej przywieźć, to znaczy, że rodzina nie wywiązuje się z opieki), żądanie wglądu w dokumenty medyczne bez wyraźnej przyczyny, groźby. Nie jest to jedna taka sytuacja, którą znam, ale jedna o takim stopniu zaawansowania. Naprawdę wystarczy znać jedną, by zacząć patrzeć na system dwubiegunowo.
Tyle ode mnie, tym razem będzie bez puenty.
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Granice interwencjonizmu państwa a dobro dziecka - dysku

Post autor: bloo »

z patrzenia na system bez euforii wcale nie wynika konkluzja, że wobec tego lepiej interpretować sprawy na rzecz rodziców.
Odniosę się do historii, które opowiedzialaś.
W pierwszej dzieci zostały bez pomocy, choć się o nią zwróciły. Wczesniej pisałaś o tym, że Twoja krytyczna ocena pomocy socjalnej wynika w dużej mierze z obserwacji, jak wielu pracowników kierowało się niechciejstwem, lenistwem, brakiem zaangażowania. I okej, ja się z tym zgadzam. Tyle że to niechciejstwo też z czegoś wynika i chwilowo nie wchodźmy w temat - rzeka pt. 'kultura pracy w Polsce', za to pójdźmy tropem reakcji tych pracownic gopsu, o których pisałaś. Z czego wynikała ich obojętność?
Z przekonania - które przecież w tym wątku toczonym wiele lat później po tej sprawie wciąż jest żywe - że w sprawach podejrzenia krzywdy dzieci należy się kierować rodziną, a nie dziećmi. O tym własnie dyskutujemy od 10 stron. To matce będzie smutno; to inne rodziny we wsi poczują sie zagrożone (w końcu prawie każdy bije dzieci i co?); uczucia dzieci też zinterpretowano przez pryzmat założeń "interwencja w rodzinę doprowadza do takiej krzywdy rodziców, że dzieci też na tym stracą, bo nieszczęsliwy rodzic = nieszczęśliwe dziecko".

Teraz druga historia, oczywiście okropna. Co się w niej jednak wydarzyło na poziomie skutków dla dziecka? Niewiele. Rykoszetem oberwali rodzice, stali się obiektem złośliwości, nieuzasadnionych podejrzeń, wojen podjazdowych. W ogóle nie dyskutuję z tym, że było to niesprawiedliwe wobec rodziców i że było dla nich dotkliwe - dla mnie by było.
Ale wracam do pytania: czy dziecko doznało krzywdy?
Jasne, jeśli wierzymy w maksymę szczęśliwy rodzic = szczęsliwe dziecko to tak, bo dziecko pośrednio doświadczyło problemów swoich rodziców.
Czy jednak stalo się z tego powodu:
Pockahontas pisze: ewidentnie zastraszone, zaniedbane, głodne, starsza bita w sposób widoczny
?

żeby to było jasne: nie mówię w ten sposob, że szkody rodziców poniesione z tytułu niesprawiedliwych oskarżeń są do pominięcia i powinniśmy je ignorować. W żadnym wypadku, moim celem nie jest relatywizacja czyjejkolwiek krzywdy.
Chciałam pokazać jednak na tym przykładzie rację, której bronię.
Dziecko właśnie dlatego jest najbardziej bezbronnym i podatnym na krzywdę elementem systemu, ponieważ jego krzywda - jeśli nie zostanie wysłuchane i zabezpieczone - zniszczy je w taki sposób, w jaki nigdy nie zniszczy dorosłego.

Krzywda dorosłych różni się tym, że chroni nas kokon przepisów, naszej wiedzy o świecie i życiu, naszych umiejętności społecznych (wiemy, do kogo się zwrócić) i naszych zdolności komunikacyjnych (jesteśmy rozpoznawani przez innych dorosłych jako równi im; godni wysłuchania; godni wzięcia pod uwagę). Nasza krzywda, której dokonuje system, jest zawsze krzywdą w jakimś społecznym kontekście: mamy bliskich, mamy media (również społecznościowe), mamy środki aby się bronić, mamy umiejętności, które już zdobyliśmy. I dlatego, choć odczuwamy ją jako dotkliwą i niesprawiedliwą, wychodzimy z niej poranieni, ale nie zmiażdżeni.
Dziecko w starciu z dorosłym jest bezbronne, oczywiście jeśli krzywdzicielem jest bliska osoba. Jeśli jednak bliskie osoby są bezpieczne, a zostały fałszywie oskarżone, to dziecko nadal ma ten kokon - impet oskarżeń przyjmują dorośli, ale nie idzie on na samo dziecko, które pozostaje bezpieczne.
Jeśli jest odwrotnie i dziecko krzywdzą najbliżsi, a nie zostanie ono wysłuchane i nie otrzyma pomocy, ta krzywda jest krzywdą miażdżącą dziecko, bo ono nie ma społecznego kontekstu, społecznej sieci, która go złapie i pomoże mu się nie rozbić.
Dlatego w sprawach: "system nie jest doskonały i możemy go ustawić tak, aby preferował dzieci" i "system nie jest doskonały i możemy go ustawić tak, aby preferował rodziców/rodzinę" wybieram tę pierwszą opcję.
Nie dlatego, bo lekceważę krzywdę dorosłych tylko dlatego, że skutki krzywdy
dziecka są zupełnie inne i często nieodwracalne.
dana6
Posty: 525
Rejestracja: 23 lip 2009 00:00

Re: Granice interwencjonizmu państwa a dobro dziecka - dysku

Post autor: dana6 »

Oto mój wkład w dyskusję...
cyt. z FB
"Wojciech Borys
1 godz. · Warszawa ·

Widząc olbrzymie zainteresowanie sprawą nowonarodzonej Klary, oraz mając na uwadze kłamstwa, które przekazywane są do mediów publicznych ze strony szpitala, przedstawiam oficjalne stanowisko:

W związku ze złamaniem naszych rodzicielskich praw do informacji i świadomej zgody opiekunów małego pacjenta, naruszenie autonomii naszej rodziny oraz ograniczenie wolności, chcemy zmienić szpital, w którym leczone jest nasze nowonarodzone dziecko. Wiemy, że sąd rodzinny wydał wczoraj postanowienie, ale nikt nadal nie udostępnił nam jego treści. Od chwili jego wydania policja przestała pilnować partnerkę z dzieckiem, jednak mimo wszystko ogranicza się naszą wolność.

18.04.2018 r. lekarka ze Szpitala Bielańskiego w Warszawie wezwała policję, która nie pozwoliła opuścić szpitala partnerce z córką urodzoną dzień wcześniej 17.04.2018 r. Doszło do sytuacji, że zaprzeczano, że jestem ojcem dziecka, nie chcąc mnie wpuścić na oddział. Nie chciano mi udzielić informacji gdzie jest matka z dzieckiem tłumacząc, że przebywa w obecności pani aspirant. Ostatecznie zgodzono się na moją obecność przy rodzinie, ale dopiero na pisemny wniosek pełnomocnika.

Oprócz tego, w trakcie gdy nie miałem kontaktu z narzeczoną, funkcjonariusze sugerowali jej, że nie powinna mi ufać, że być może jestem członkiem sekty lub wywodzę się ze środowiska patologicznego. Grożono jej i szantażowano pozbawieniem praw do dziecka, a nawet więzieniem.

Cały czas było przy nas dwóch policjantów. Łamiąc nasze prawa nie poinformowano nas na jakiej podstawie prawnej.
Córce są podawane dwa antybiotyki. Nie znamy ich nazwy i nie pokazano nam ich ulotek.

Powodem miało być wysokie CRP u dziecka, którego to wyniku nie pokazano nam mimo prośby i prawa pacjenta do wglądu w dokumentację medyczną dziecka oraz prawa do informacji. Odmówiono nam kolejnego badania, a było nam potrzebne w celu konsultacji u innego lekarza - spoza szpitala.
Wyniki poprzednich badań pokazano dopiero gdy interweniowali przedstawiciele organizacji pozarządowych oraz Pan Poseł Paweł Skutecki, oraz gdy padła groźba o obciążeniu szpitala kosztami opieki prawnej.

Ze względu na uzasadnione obawy, chociazby przez podwyższony wynik CRP, dotyczące mozliwego obniżenia odporności, co jest przeciwwskazaniem do szczepienia noworodka, nie wyrazilismy zgody na szczepienia, podanie niedopuszczonej do obrotu witaminy K (nie ma w Polsce preparatu dopuszczonego przez Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych do stosowania u noworodków) oraz zabieg Credego, (co również jest uzasadnione, ponieważ partnerka nie jest nosicielką rzeżączki).

Chcemy przenieść się do innego szpitala i nie rozumiem dlaczego nie pozwolono nam na powyższe. Nie jest też prawdą, że nie wyraziliśmy zgody na podanie antybiotyku. Zgodę wyraziliśmy 18 kwietnia, a 19 kwietnia o 7 rano o wyrażeniu zgody poinformował również sąd rodzinny pisemnie nasz pełnomocnik.

Szukamy prywatnego szpitala, który szanuje prawo do świadomej zgody na zabiegi medyczne oraz komfort psychiczny matki i nowonarodzonego dziecka.

P.S.
Klara ma się dobrze, nie za bardzo przejmuje się całym zamieszaniem i z pewnością chciałaby wszystkim ludziom udzielającym wsparcia z całego serduszka podziękować."
Ja już mam zdanie na ten temat...a co na to koleżanki z forum?
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Granice interwencjonizmu państwa a dobro dziecka - dysku

Post autor: bloo »

dana6 pisze: Ja już mam zdanie na ten temat...a co na to koleżanki z forum?
moje zdanie jest takie, że widzę głęboki sens w zestawianiu historii bitych i głodzonych dzieci ze wsi z historią noworodka urodzonego warszawskim rodzicom z co najmniej przyzwoitym kapitałem kulturowym. Krzywda doznana przez rodziców Klary istotnie uzasadnia zamykanie oczu na krzywdę dzieci z mniej wydolnych środowisk, bo ostatecznie instytucje takie jak Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę zajmują się głównie chronieniem dzieci przed witaminą K.
W końcu większych krzywd polskie dzieci nie doznają.
dana6
Posty: 525
Rejestracja: 23 lip 2009 00:00

Re: Granice interwencjonizmu państwa a dobro dziecka - dysku

Post autor: dana6 »

Nie porównuję tych 2 spraw, bo po prostu się nie da. Tak zgadzam się z Tobą bloo, że to dziecko powinno być najważniejsze, bo jest chociażby słabsze w każdym aspekcie. Ale gdzieś się ten system "sypie" skoro tam gdzie powinien zadziałać nie działa, a tam gdzie nie ma zagrożenia angażuje się policję, sąd... i robi się z rodziców przestępców...

-- 20.04.2018, 18:02 --

Poczytaj o przedawkowaniu witaminy K (nikt noworodkom nie bada poziomu witaminy K, tylko bezmyślnie ją podaje):
cyt. "Przedawkowanie (hiperwitaminoza):
Nadmierna dawka witaminy K powoduje poty i uczucie gorąca. Witamina K3 (syntetyczna) w dawkach przekraczających 5mg może wywołać niedokrwistość hemolityczną oraz zaburzenia funkcji wątroby. Ponadto u noworodków przedawkowanie powoduje ostrą żółtaczkę i uszkodzenie mózgu."
https://www.doz.pl/zdrowie/h1203-Witamina_K
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Granice interwencjonizmu państwa a dobro dziecka - dysku

Post autor: bloo »

dziękuję za link, ale ufam zaleceniom krajowego konsultanta ds neonatologii bardziej niż ustaleniom rodziców, nie odbierając im dobrej woli. Nie odbieraj tego osobiście, ale w sprawach szczepień i profilaktyki zdrowotnej nie zmienię stanowiska i nie chciałabym o tym dyskutować w wątku poświęconym dobru dziecka.
dana6
Posty: 525
Rejestracja: 23 lip 2009 00:00

Re: Granice interwencjonizmu państwa a dobro dziecka - dysku

Post autor: dana6 »

każdy ma prawo do swojego zdania i nie zamierzam Cię przekonywać do mojego, ale chciałabym, żebym mogła mieć wybór...i moim zdaniem to również dotyczy tzw. dobra dziecka...Rozumiem jednak, że Twoim zdaniem nie wpasowuję się w ten wątek, więc nie będę się już wypowiadać.
Pockahontas
Posty: 2897
Rejestracja: 06 wrz 2012 15:13

Re: Granice interwencjonizmu państwa a dobro dziecka - dysku

Post autor: Pockahontas »

dana6 pisze: Ale gdzieś się ten system "sypie" skoro tam gdzie powinien zadziałać nie działa, a tam gdzie nie ma zagrożenia angażuje się policję, sąd... i robi się z rodziców przestępców...
Otóż to, twoje słowa świetnie precyzują moje stanowisko w tej kwestii.

bloo, nie zamierzam z tobą polemizować w sprawach fundamentalnych, bo i nie ma też takiego powodu. Myślę, że spokojnie mogę zgodzić się z tobą w co najmniej 90% wypowiedzi. To co nas różni to fakt, iż ty zdajesz się mówić "jeśli już muszą być jakieś nadużycia, to niech będą kierowane w stronę dorosłych, bo jest to koszt wart zapewnienia jak największego bezpieczeństwa dzieciom". Ok, przyjmuję takie rozumowanie. Ja natomiast twierdzę, że żadne nadużycia nie powinny mieć miejsca. Uzdrowienie obecnej, patologicznej sytuacji, w której dzieci giną z rąk dorosłych a noworodki znajduje się na wysypiskach śmieci - choć wymaga radykalizmu - nie powinno i nie może iść w kierunku represjonowania rodziców z samego tylko założenia, że teoretycznie każdy rodzic ma warunki i środki, by krzywdzić dziecko, bo jest silniejszy. Jakkolwiek w niektórych sytuacjach założenie to będzie trafne i prawdziwe. W niektórych. A niestety meandry tej dyskusji skłaniają mnie ku wnioskowi, że idąc takim tokiem myślenia, przejdziemy od jednej skrajności w drugą. I nie uważam tego za dobry kierunek. Myślę, że konieczna jest opcja pośrednia. Jaka? Być może wspomniana przez ciebie funkcja adwokata dziecka, ale pod warunkiem, że byłaby to osoba całowicie niezależna od organów nadzorujących sprawę rodziny i rodziców. Być może na etapie umieszczenia dziecka w pieczy, należałoby radykalnie oddzielić pomoc cpr udzielaną rodzicowi od tej udzielanej dziecku, tzn. innym pracownik pracuje z dorosłymi (stając się tym samym ich rzecznikiem, bo nawet rodzice którzy faktycznie krzywdzą, potrzebują wyciągniętej ręki, choćby po to, by ktoś z empatią przekonał ich, że powinni np. zrzec się praw do opieki), inny z dzieckiem i jego nowymi opiekunami. Może należałoby powołać, najlepiej przy sądzie rodzinnym jakąś specjalistyczną komórkę do interwencyjnego rozwiązywania spraw nagłych, typu np. pierwszorazowa skarga sąsiada czy teściowej na rodzinę, która nigdy nie dorobiła się jeszcze żadnej obciążającej kartoteki. Może w takiej sytuacji do domu powinien natychmiast wejść zespół terapeuty rodzinnego, mediatora i kuratora i powiedzmy - do kilku godzin przedstawić sądowi wnioski czy faktycznie trzeba zabezpieczyć dziecko czy też jest to wyssana z palca bzdura, którą można wyjaśniać na spokojnie bez niepokojenia rodziny i rozdzielania jej na wszelki wypadek. Opcji jest wiele, w moim przekonaniu niekoniecznie zaostrzona do granic możliwości prewencja wymierzona w rodziców z założeniem, że są potencjalną przyczyną krzywdy własnych dzieci.
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Granice interwencjonizmu państwa a dobro dziecka - dysku

Post autor: bloo »

spoko, możemy pracować w jednym zespole eksperckim, dogadałybyśmy się :mrgreen:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Po adopcji”