Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadczenia?

radości i sukcesy ale również problemy, z którymi rodziny adopcyjne mogą się spotkać już po adopcji

Moderator: Moderatorzy po adopcji

Gaweł
Posty: 15
Rejestracja: 02 cze 2010 12:55

Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadczenia?

Post autor: Gaweł »

Witajcie!

Stosował ktoś z Was może metodę ustawień rodzinnych do rozwiązania problemów rodzinnych? Ciekawy jestem Waszych opinii.

Na pierwszy rzut oka wydało mi się to jakąś paranauką, ale im więcej o tym myślę, tym więcej problemów znajduje swoje wytłumaczenie.

Znalazłem coś takiego:
Z pracy Hellingera wynika, że dzieci adoptowane zawsze będą tworzyły bliską więź ze swoimi rodzicami biologicznymi i z nimi tworzą pole energetyczne rodziny. I w takim rozumieniu nikt i nic nie zastąpi im biologicznej rodziny.

Może to jest główną przyczyną naszych problemów. RAD ... może to tylko próba opisu skutków, a przyczyna leży zupełnie gdzieś indziej. Nie zaniedbanie czy odrzucenie, nie zaburzenie w nawiązywaniu więzi, ale po prostu podświadoma potrzeba dziecka za naturalną więzią? Może po prostu nie da się zostać matką/ojcem dla dziecka, które przecież ma już swoich rodziców? Może adopcja to nasza próba nierównej i skazanej na niepowodzenie walki z naturą?

A przecież niemal wszystko w rodzinie oparte jest na zdrowej więzi. Bez tej więzi trudno osiągnąć powodzenie.

Im dłużej staram się być adopcyjnym ojcem, tym więcej wątpliwości. Dochodzę do wniosku, że mogę być tylko (rodzicem) opiekunem zastępczym/zapasowym. Być może oczekiwanie od niebiologicznego dziecka, że będę dla niego ojcem jest utopią. Jest walką skazaną z góry na niepowodzenie. Uświadamiając to sobie, zupełnie inaczej oceniam sytuację. Uwalniam siebie i dziecko od wielu ciężarów.
Bobetka
Dokarmiam bociana ;)
Posty: 14478
Rejestracja: 13 gru 2004 01:00

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: Bobetka »

Gaweł pisze: Z pracy Hellingera wynika, że dzieci adoptowane zawsze będą tworzyły bliską więź ze swoimi rodzicami biologicznymi i z nimi tworzą pole energetyczne rodziny. I w takim rozumieniu nikt i nic nie zastąpi im biologicznej rodziny.
Nie wiem w jakim wieku było twoje dziecko w chwili adopcji i ile ma teraz i ile czasu spędziło w rodzinie biologicznej. Mój syn ma aktualnie 13 lat, a z MB był (nie licząc ciąży) 3,5 tygodnia. Nie wiem jeszcze jak u nas się potoczy szukanie korzeni, lecz od dłuższego czasu w ogóle nie ma pytań o rodzinę biologiczną. Kiedyś ten temat go ciekawił i rozmawialiśmy zgodnie z potrzebami. Teraz kompletnie nic, nie widzę w ogóle ciągot, jakiegokolwiek zainteresowania, najmniejszej potrzeby tej bliskiej więzi z RB z cytatu. Natomiast bliskości ze mną i z mężem syn nieustannie potrzebuje. Pożyjemy zobaczymy :)

Synku, nie mógłbyś być bardziej mój



01.2005



W każdym z nas tkwi talent. Ważne by go dostrzec i w niego uwierzyć


Gaweł
Posty: 15
Rejestracja: 02 cze 2010 12:55

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: Gaweł »

Mam dwóch adoptowanych synów. Obecnie w wieku 10,5 i 13 lat. Poznaliśmy się kiedy mieli 2,5 i niecałe 5 lat. Sytuacja u mnie jest o tyle nietypowa i trudna bo od ponad 5 lat, po śmierci żony, samodzielnie ich wychowuję. Nie mam pomocy ani wsparcia. Nie trafiłem też na specjalistów, którzy mogliby mi pomóc.

Chłopcy biologicznie są rodzeństwem przyrodnim, ale są zupełnie różni. Od ponad 8 lat, obaj wychowują się w bardzo podobnych warunkach.

Jak na razie poważniejsze problemy dotyczą starszego syna. Wydaje się to być naturalne. Przyczyn szukałem w przeszłości, wpływie alkoholu, zaniedbaniu, przemocy, wczesnodziecięcej traumie, moich błędach i nieumiejętnościach, itp. Przez ostatnie lata sporo na ten temat czytałem. Starałem się obserwować i analizować zachowania, sytuacje, itp. W mojej ocenie, głównym źródłem problemów i niepowodzeń jest brak zdrowej więzi między nami. To wieź jest m.in. źródłem wewnętrznej motywacji do umacniania wspólnoty.

Na teorię Hellingera trafiłem przypadkiem, poszukując zrozumienia mechanizmów oraz rozwiązań dla codziennych problemów. Olśniło mnie, że być może, po prostu, dziecko, choćby i podświadomie już związane więzią ze swoją rodziną biologiczną (mające gdzieś indziej swoje korzenie), nie jest w stanie przestawić tej więzi na nowego opiekuna. Niezależnie od tego jaki ten opiekun jest, na ile to dziecko kocha, na ile o to dziecko dba, co może mu dać, itp. To się dzieje w podświadomości. Jak miłość - do jednych czujemy to coś, do innych nie. I koniec, nie mamy na to wpływu. To co nazywamy zaburzeniem w nawiązywaniu więzi, może jest niczym innym, jak właśnie nieumiejętnością przekierowania więzi na nowego opiekuna? Powodzenie adopcji zależeć może na ile zakorzenione są te jego korzenie.

Być może to, że ja widzę w dziecku swojego syna, nie oznacza, że syn we mnie widzie swojego ojca. Nie zachowuje się więc jak syn. Nie ma tego zgrania się jak w rodzinie. W efekcie moje podświadome, naturalne oczekiwania też są niespełnione. Coś co dla mnie może być naturalne, dla dziecka nie związanego naturalną więzią, wcale takim nie musi być. Jeżeli tak jest, to co by nie robić, nie da się tego zmienić. Można opiekować się dzieckiem, można dbać o nie, dawać poczucie bezpieczeństwa i bezwarunkowej miłości, ale bolesną naiwnością byłoby liczenie na wzajemność. Wręcz przeciwnie, dziecko czując obcą miłość, będzie na każdym kroku manifestować swoją odrębność.

Mam nadzieję, że się mylę i że tak nie jest.
łosica
Posty: 24
Rejestracja: 17 lip 2017 00:35

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: łosica »

Jak dla mnie wszelkie te teorie mówiące o prymacie więzi z RB nad więzią z RA są po prostu głupie. Również czytałam, to o czym tu piszesz. Wywód, na który natrafiłam sprowadzał się do tego, że Ty się RA możesz starać, ale Twoje działania można o kant tyłka rozbić, bo nie masz więzów krwi z dzieckiem. Wspomniany Hellinger pisze również, że za wszystko, co się dzieje z dzieckiem odpowiada RB i ich aktualne zachowania/działania (niezależnie od tego, czy dziecko wie o RB, kiedy zostało odebrane itp.). Dziecko ma być połączone z RB jakąś cudowną więzią, która nigdy nie ustaje, przez co to, co się dzieje z dzieckiem, jego zachowania a nawet choroby zależą od RB. Przykład z tych wywodów, dziecko na coś zachorowało (np. rak- to już ode mnie, trochę to przejaskrawiając), nie będzie to efektem jakiejś reakcji organizmu, bo się zaraziło, coś walnęło w organiźmie itp., tylko jest to efekt jakiegoś zachowania RB. Jakiego? O tym podobno mówi totalna biologia. Czyli podsumowując rację mają, ci, którzy twierdzą, że adopcja to przyjęcie dziecka niewiadomego pochodzenia, obcych genów (genów patologii typu pijący, mordercy - to się wciąż słyszy, niestety), które dadzą o sobie znać. Chyba jednak to tak nie jest.
Ponadto, z ustawieniami systemowymi wiąże się oczyszczanie energii biopola i czakramy, mające uwolnić nas od przysiąg karmicznych (jeśli coś pokręciłam, to przepraszam). Czy to już nie trąci ezoteryką? Na tych kanałach wróżki i wróże wszelkiej maści również oferują takie rzeczy, tyle że taniej. Takie ustawienia systemowe nie są tanie, koszt od tysiąca złotych. Bo trzeba dodać, że pod płaszczykiem pomocy i takiej zajefajności metody kryją się duże pieniądze. Niby pomagamy, ale w zamian życzymy sobie niemałe pieniądze. Co jeszcze, osoby, które się tym zajmują niekoniecznie mają kwalifikacje, typu studia, kursy. Część z nich odkryła w sobie takie zdolności/ spłynęła na nie energia. Więc czym to się różni od wróżek, znachorów i innych szarlatanów?
Rozmawiałam o tym z psychologiem, który powiedział, że nie ma dowodów, że teoria/metoda Hellingera jest skuteczna, na ile to efekt placebo, na ile to faktycznie komuś pomogło. Poza tym Hellinger nie miał wykształcenia psychologicznego, w ogóle chyba nie skończył żadnych studiów, a niemieccy psychologowie (bo jest Niemcem) odcinają się od niego.
Do mnie to nie przemawia, ale był moment, kiedy było mi bardzo źle i ciężko i zastanawiałam się, czy z tego nie skorzystać, bo to miało być takie super i tak zmieniać życie. I właśnie ta metoda wykorzystuje ludzi na rozdrożu, w dołku, w jakimś momencie, kiedy nie potrafią sobie pomóc, albo którzy odrzucają racjonalne, konwencjonalne sposoby pomocy. Na szczęście w porę się zreflektowałam, że to tylko o kasę chodzi.

Rozumiem, że może być Ci ciężko. Ale czy RB nie ma problemów z dziećmi, zwłaszcza, gdy jest to samotne rodzicielstwo? Lepiej poszukać pomocy u profesjonalisty, niż czytać takie brednie.

Z moim dzieckiem mam super więź, adekwatną do jego wieku. Nie łączą nas żadne więzy krwi. Dziecko bardzo często zachowuje się jak my w jego wieku, generalnie jeśli chodzi o zachowanie, charakter i pewne cechy jest naszą wierną kopią. Nie doszukuję się podobieństwa na siłę, po prostu tak jest. Zobaczymy jak to będzie w przyszłości. Z kolei w naszych RB niby każdy z nas był wychowywany przez rodziców tak samo, a czasem jesteśmy tak różnymi osobami, jakbyśmy mieli innych rodziców. Nie ma żadnej reguły.

I na sam koniec. Uważam siebie za pełnoprawną matkę mojego dziecka, a nie tymczasową opiekunkę. To ja jestem obok, kiedy tego potrzebuje, to ja ocieram łzy, przytulam, mówię, że kocham, że będę zawsze, to ja jestem mamusią, do której przychodzi jak jest źle. O adopcji rozmawiamy na tyle, na ile w danym wieku jest to możliwe. Nie wyobrażam sobie, żeby kiedyś dziecko mnie odrzuciło z powodu braku więzi biologicznej, co nie znaczy, że się tego w ogóle nie boję. Mam świadomość, że nasza rodzina powstała w trochę innych warunkach, ale nie jest to czymś, co determinuje wszystkie nasze działania i o czym myślę nieustannie, bo chyba bym oszalała.
Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: Miniula »

Gaweł , po pierwsze czasem mam myśli podobne do Twoich. Ale mam też świadomość, że wynikają one głównie z moich lęków.
Piszesz, że wychowujesz chłopców sam po śmierci ich Mamy.
Czy dopuszczasz, że problemy dzieci wynikają z utraty Mamy?
Piszesz, że nie masz wsparcia. To jest skrajnie traumatyczne przeżycie dla Ciebie i chłopców.
Na pewno część problemów ma źródło w przeszłości dzieci, ale Wasza teraźniejszość jest bardzo, bardzo trudna i żadna rodzina nie przeszłaby bez szwanku przez to. Dodatkowo dzieci są w trudnym wieku.
Bredzeniem Hellingera nie zaśmiecaj sobie głowy. One nie mają żadnego poparcia w rzeczywistości ani badaniach naukowych.
Nie ma czegoś takiego jak "obca miłość"
Biologia ani nie gwarantuje miłości, ani jej nie determinuje.
Dzieci nie kochają naszych genów tylko nas.
Odbierz priv.
Trzymaj się.

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


Gaweł
Posty: 15
Rejestracja: 02 cze 2010 12:55

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: Gaweł »

Co do samej metody, mam na razie zbyt duży mętlik w głowie, aby wyrobić sobie zdanie. To dla mnie świeży temat. Wyczytałem bardzo różne opinie, ale zainteresował mnie nią przyjaciel, którego sobie bardzo cenię. Stąd nie potraktowałem tego od razu w kategorii magii.

Ale ... poznając koncepcję Hellingera, przełomowe dla mnie było to, że dotarło do mnie, że w przypadku starszego syna, po prostu nie jestem dla niego ojcem. Proste, a jednocześnie tragiczne. To znaczy ja traktuję go jak syna, ale on nie traktuje mnie jak ojca. I nie chodzi mi o jakieś moje oczekiwania czy wymagania. Po prostu jestem dla niego obcym człowiekiem. Gorzej, bo zapewne w jego oczach jawię się jako ktoś, kto na siłę chce zrobić z niego swoje dziecko. Nie chcę być w takiej sytuacji i nie chcę jego stawiać w takiej sytuacji. Po co nam to. To pozwoliło mi zupełnie inaczej dostrzec i zrozumieć jego zachowania, stosunek do mnie, do spraw rodzinnych, domowych, szkolnych. Nagle zrozumiałem dlaczego nasze relacje są takie jakie są. A są bardzo złe i nie do zaakceptowania. Zaakceptowałem ten fakt, bo nie jestem w stanie tego zmienić. Z jednej strony zrobiło mi się lżej, z drugiej strony nie wiem co mam dalej robić. I tak byłem już na etapie realnego myślenia o rozpoczęciu starań o rozwiązaniu przysposobienia bo nie wyobrażam sobie takiego dalszego życia.

Na początku wiele sytuacji widziałem przez pryzmat faktu adopcji. Po tym, na długi czas moja czujność osłabła. Zrobiło się normalnie. Chyba uwierzyłem, że to się udało i traktowałem dzieci i rodzinę najzwyczajniej w świecie. Ale z biegiem czasu coraz bardziej przestawało to grać. Tak, jakby klocki rosły i coraz mniej do siebie pasowały. Pomimo dużego zaangażowania z mojej strony nie udało mi się tego poskładać do kupy. Nie poddałem się po śmierci żony (mama adopcyjna chłopców). Nie wiem na ile przeżyli tę kolejną stratę bo to było w początkowym okresie adopcji.

Jeżeli coś nie zadziałało pomimo bardzo wielu i różnych prób, nie wierze już, że może kiedykolwiek zadziałać. Może to ja robię to źle, tym bardziej nie warto, abym robił to przeciw naturze. A natura podpowiada mojemu starszemu synowi, że nie jestem jego ojcem. Nie ma co z tym walczyć. Nie chodzi tu raczej o (przynajmniej świadome) dążenie do rodziny biologicznej. Taki temat nigdy się nie pojawiał. Przynajmniej werbalnie.

Z młodszym synem relacja jest zupełnie inna. Jest tak, jak by to był biologiczny syn. Przynajmniej na razie.
łosica
Posty: 24
Rejestracja: 17 lip 2017 00:35

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: łosica »

A próbowałeś rozmawiać o tym z synem? Być może on ma inne zdanie na ten temat.

Poza tym takie sytuacje zdarzają się i w rodzinach biologicznych. Znam ludzi, którzy nie utrzymują kontaktu ze swoimi rodzicami, nie akceptują ich z różnych powodów. I nie ma tu mowy o żadnej adopcji, to rodzone dzieci swoich rodziców. Niekoniecznie Wasze problemy muszą mieć więc źródło w fakcie adopcji.
Gaweł
Posty: 15
Rejestracja: 02 cze 2010 12:55

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: Gaweł »

Oczywiście, że próbowałem. Wciąż próbuję rozmawiać.

Chodzimy też na terapię rodzinną.
Awatar użytkownika
yennefer23
Moderator Członek Stowarzyszenia
Posty: 5638
Rejestracja: 23 lut 2010 01:00

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: yennefer23 »

Gaweł pisze: Z młodszym synem relacja jest zupełnie inna. Jest tak, jak by to był biologiczny syn.
Gawel, a masz biologiczne dzieci, ze wiesz jaka jest badz byc powinna wiez z biologicznym dzieckiem?
Gaweł pisze:że w przypadku starszego syna, po prostu nie jestem dla niego ojcem.
a kto jest? rozmawiales o tym z synem?
Gaweł pisze:Może to jest główną przyczyną naszych problemów. RAD ...
Gaweł pisze:Chodzimy też na terapię rodzinną.
Gaweł pisze:Nie mam pomocy ani wsparcia. Nie trafiłem też na specjalistów, którzy mogliby mi pomóc.
czy z powyższych wynika, ze terapia nie dziala? nie pomaga? macie diagnoze RAD?
Gaweł pisze:Im dłużej staram się być adopcyjnym ojcem, tym więcej wątpliwości.
i chyba tu jest przyslowiowy pies pogrzebany.

jestem mama dwoch corek, obie adoptowane w podobnym wieku jak Twoje dzieci. jestem ich matka. nie staram sie byc. moze na poczatku, gdy wszystko bylo takie nowe i przerazajace sie staralam, ale od dlugiego czasu matka ich jestem. nie staram sie, nie bywam. jestem. koniec kropka.
Kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: bloo »

niestety nie mam czasu się rozpisywac, więc od siebie napiszę krótko: trzymałabym się z dala od Hellingera, niezaleznie od tego, czy mówimy o adopcji, depresji, aborcji czy nerwicy lękowej.
W psychologii jest uznawany za szalbierza, jego teorie okołoadopcyjne są jednym z przykładów, jak daleko odjechał już peron (pomijając fakt całkowitego braku dowodów na działanie ustawień oraz inny fakt, że ta metoda przyciąga jak magnes ludzi-terapeutów, których nalezy omijać szerokim łukiem).
Gaweł
Posty: 15
Rejestracja: 02 cze 2010 12:55

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: Gaweł »

Yennefer, to dobrze, że czujesz się matką swoich córek.

Też tak czułem, że dla chłopaków jestem ojcem. Przez całkiem długi czas. Naturalnie. Tak po prostu. Bez żadnych wątpliwości. Nie mam żadnych problemów z faktem adopcji. Jestem z tego dumny.

Kłopoty ze starszym synem są od samego początku. Nie trafiłem na specjalistę, który był w stanie nam pomóc.

Chciałbym synowi pomóc. Próbuję zrozumieć z czego wynika taki, a nie inny, stosunek starszego syna do mnie. Pomyślałem, że może po prostu dla niego nie jestem ojcem. Ma do tego prawo, a ja nie mam prawa, wbrew jego odczuciom zaprzeczać temu. Nawet, jeżeli uważam się za ojca i jeżeli chcę nim być. Nie odrzucam syna. Nie mam mu tego za złe. Nie warunkuję od niczego mojej miłości. Nie potrafię tego zmienić.

Każde dziecko jest inne, każda sytuacja jest inna. Mówimy o zaburzeniach, diagnozach, zdrowieniu, a może tak właśnie działa biologia i co by nie robić, nie da się tego zmienić. Może nie zawsze sama miłość i opieka wystarczą. Może naturalna więź jest na tyle silna, że raz zerwanej nie da się ponownie nawiązać. To się może dziać w podświadomości i żadna rozmowa tego nie wyjaśni bo nie da się tego zwerbalizować. Jak boli brzuch to nie wiesz co konkretnie, wiesz tylko, że jest Ci źle i trudno normalnie żyć.

Dzieci biologicznych nie mam. Diagnozy nie mam, ale widzę, czuję, ...
Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: Miniula »

a może tak właśnie działa biologia i co by nie robić, nie da się tego zmienić. Może nie zawsze sama miłość i opieka wystarczą. Może naturalna więź jest na tyle silna, że raz zerwanej nie da się ponownie nawiązać.
1. Biologia tak nie działa. Pokrewieństwo nie determinuje miłości, bo w przeciwnym wypadku nie byłoby kochających się ponad wszystko obcych genetycznie ludzi i nienawidzących się krewnych.
2. Oczywiście, że sama miłość i opieka nie wystarcza! W przypadku dzieci skrzywdzonych przez rodziców biologicznych, w przypadku dzieci z deficytami rozwojowymi, magiczna witamina M to stanowczo za mało, potrzebna jest pomoc specjalistyczna.
3. Pojęcie "naturalna więź" w kontekście rodziny biologicznej jest takim wytrychem, którym dyletanci w dziedzinie psychologii oraz rodzice biologiczni, którym nie chce się inwestować wysiłku w więź z dzieckiem usiłują tłumaczyć swoje dyletanctwo i lenistwo. Nie ma żadnej "magicznej więzi" biologicznej jeśli nie idzie za tym wspólne życie. Dzieci przywiązują się do opiekunów. Kropka. Opiekun nie musi być biologiczny ani nawet nie musi poprawnie wywiązywać się z obowiązków. Może nawet krzywdzić dziecko, a ono i tak będzie czuło więź. Tak to działa. To nie magia tylko neuropsychologia.
Dziecko w ciągu swojego życia jest w stanie nawiązać głęboką i trwałą więź więcej niż raz. Oczywiście nie nieskończoną liczbę razy, ale na pewno więcej niż raz i to nawet mając stały kontakt z rodzicem biologicznym, jestem tego żywym przykładem (w kontekście młodszego pasierba).
Twój (!) starszy syn został skrzywdzony w dość newralgicznym momencie rozwojowym (pisałeś o alkoholu i przemocy). Jeśli poznaliście się kiedy miał niespełna 5 lat, to na pewno przeszedł przez system opieki zastępczej. Czyli przez 5 pierwszych lat swojego życia nie miał prawdziwego domu ani prawdziwych rodziców - piszę prawdziwych celowo, ponieważ jest to zbyt często określenie, jakim opisywani są rodzice biologiczni. A oni nie są wcale prawdziwi, lecz jedynie biologiczni. Prawdziwy rodzic jest ze swoim dzieckiem, po prostu.
Czyli Twój syn dopiero w wieku 5 lat dostał szansę na dom i rodzinę. A po 3 latach umiera jego Mama. Ta, która miała być na zawsze.
Nie piszesz nic od kiedy są problemy z synem.
Na pewno jakieś zaburzenia więzi są, bo byłoby cudem, gdyby nie było.
Rozumiem też Twój tok myślenia. Ale uważam, że idąc w tym kierunku nie pomożesz Waszej rodzinie.

Mój mąż ma 3 dzieci. Dwoje biologicznych i jedno adoptowane. Wszystkie wychowuje od urodzenia.
Musiałbyś z nim porozmawiać jak to jest i czy jest różnica wynikająca z adopcji. Ja Ci nie powiem, bo nie wiem.
Na ten moment uważam, że bajki z mchu i paproci o polu energetycznym i innych tego typu rzeczach powinieneś potraktować z duuuuuuuuuuuuużą rezerwą.
Facet robił kolosalne pieniądze na desperacji ludzi szukających pomocy. Jego teorie nie mają absolutnie żadnego potwierdzenia w rzeczywistości czy badaniach naukowych. Nie katuj się tymi bzdurami.

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


Awatar użytkownika
yennefer23
Moderator Członek Stowarzyszenia
Posty: 5638
Rejestracja: 23 lut 2010 01:00

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: yennefer23 »

Gaweł nie czuje sie matka, jestem nia. to spora roznica ;-)
moja Starsza rowniez byla dzieckiem silnie straumatyzowanym. A raczej powinnam napisac - jest dzieckiem silnie straumatyzowanym. I co przeszlimy to wiem tylko ja chyba (maz nie byl z nia pierwsze poltora roku, ja non stop - na macierzyskim). obecnie sa okresy lepsze, sa tez calkiem dobre, a sa i gorsze. i jak juz zaczynam wierzyc ze wszystko sie normalizuje ... uspokaja i to najgorsze juz nie wroci, okazuje sie jak sie mylilam. przyplacilam to chorobami, terapia, stanami depresyjnymi. ale nigdy, nigdy bym nie napisala, ze to wina tego ze dziecko nie postrzega mnie jako matke. oczywiscie ze postrzega, a ja postrzegam moje dziecko jako MOJE dziecko. tak, adoptowane, tak straumatyzowane, ale MOJE. a ja jestem JEJ. cala. na to co sie nami dzieje, sklada sie cala nasza historia ... skomplikowana i trudna, ale nasza i nie ma co tu sie dalej rozwodzic. na to, jakie mamy relacje, jaka wiez sie wytwarza miedzy nami ma decydujacy wplyw jednak kazdy element tej historii. to ze Starsza przeszla co przeszla, to, ze Mlodszej w znacznej czesci bylo to oszczedzone. ale i to, ze Starsza ma kompletnie inny temperament niz Mlodsza.

i oczywiscie, z dziemi biologicznymi pewnie byloby inaczej, ale po co w ogole o tym myslec? po co rozkminiac, czy nasza wiez jest taka, jak z biologicznym by była? mysle, ze kiedys nasze dzieci takie mysli miec beda ... jak by to bylo z rodzicami biologicznymi? inaczej? lepiej? gorzej? dziwnym by bylo gdyby nie mialy. dobrze miec sprawe przemyslana, ale z uwagi na swoje dzieci ... bo prawda jest taka, ze w KAZDEJ innej konfiguracji rodzinnej, czy to nasze dzieci czy my, dzialibysmy inaczej. czy lepiej ? czy gorzej? nie wiem ... i nie mam zamiaru sie zastanawiac. bo to kompletnie niczego nie zmieni. i nikogo. to tak jakby sie zastanawiac po 20 latach malzenstwa, co by bylo gdybysmy jednak wyszli za inna osobe. nikt nie wie co by bylo.

znam kilka kobiet ktore sa mamami ado i biol. z dwoma rozmawialam na temat rzekomych roznic. jedna mi powiedziala, ze tak, byla, w momencie poznania dziecka. do czasu gdy nie urodzila mlodszej corki, nie wiedziala ze roznica jest
ale nie w niej. tylko w dziecku. w tym jak niemowle sie patrzy, jak tuli, w czyms takim niedopowiedzianym. w napieciu tego malego cialka. jednka teraz, po latach, nie widzi i nie czuje zadnej roznicy. ten jeden raz, w momecie gdy poznwala swoje corki.

i jeszcze chcialam sie odniesc do tego
Gaweł pisze:Próbuję zrozumieć z czego wynika taki, a nie inny, stosunek starszego syna do mnie. Pomyślałem, że może po prostu dla niego nie jestem ojcem. Ma do tego prawo, a ja nie mam prawa, wbrew jego odczuciom zaprzeczać temu. Nawet, jeżeli uważam się za ojca i jeżeli chcę nim być. Nie odrzucam syna. Nie mam mu tego za złe. Nie warunkuję od niczego mojej miłości. Nie potrafię tego zmienić.
nie zgadzam sie. po prostu sie nie zgadzam wlasciwie z kazdym slowem, ktore napisales. to zalezy od Ciebie. tylko od Ciebie. to Ty jestes doroslym w tej konfiguracji, to Ty powinienes byc pewien. Ty - Ojciec. Jezeli Ty masz watpliwosci, to jak dziecko ma tego nie wyczuc? Gdy Ty nie czujesz sie pewien, to jak Twoje dziecko ma sie czuc? To Twoja rola - bo jestes Ojcem.
Kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: bloo »

większość ważnych rzeczy została tu już napisana, ale chciałam skomentować jeszcze tę wymianę zdań:
yennefer23 pisze:
i jeszcze chcialam sie odniesc do tego
Gaweł pisze:Próbuję zrozumieć z czego wynika taki, a nie inny, stosunek starszego syna do mnie. Pomyślałem, że może po prostu dla niego nie jestem ojcem. Ma do tego prawo, a ja nie mam prawa, wbrew jego odczuciom zaprzeczać temu. Nawet, jeżeli uważam się za ojca i jeżeli chcę nim być. Nie odrzucam syna. Nie mam mu tego za złe. Nie warunkuję od niczego mojej miłości. Nie potrafię tego zmienić.
nie zgadzam sie. po prostu sie nie zgadzam wlasciwie z kazdym slowem, ktore napisales. to zalezy od Ciebie. tylko od Ciebie. to Ty jestes doroslym w tej konfiguracji, to Ty powinienes byc pewien. Ty - Ojciec. Jezeli Ty masz watpliwosci, to jak dziecko ma tego nie wyczuc? Gdy Ty nie czujesz sie pewien, to jak Twoje dziecko ma sie czuc? To Twoja rola - bo jestes Ojcem.
mnie Twoje przemyslenia, Gawle, są w jakimś sensie bliskie, ponieważ sama koncepcja analizowania sytuacji z miliona różnych stron jest mi bliska. Natomiast radziłabym z uwagą potraktować słowa, które padły ze strony Yen i pozostałych osób, a to z tego powodu, że analizowanie sytuacji rodzicielskiej ma sens tylko wtedy, jesli jesteśmy w stanie z góry powiedzieć, w jaki konkretnie sposób ma się to przysłużyć dziecku. To znaczy umiemy wskazać korzyści dla dziecka. Nie własne.
Przytoczę tu pewną historię, pozornie bardzo daleką.
Wiele lat temu moja znajoma postanowiła opowiedzieć swojej córce, wówczas 9letniej, o epizodzie depresji poporodowej, ktorą przeżyła po jej narodzinach. Ta depresja zaskutkowała między innymi odrzuceniem dziecka, które trwało około pół roku, dopóki leki i terapia nie postawiły matki na nogi. W tym czasie córką zajmował się wyłącznie jej mąż i mama, ona sama nie była do tego zdolna, włącznie z fizyczną barierą wobec dziecka.
Świadomość, że nie sprostała kulturowej roli matki, którą miała silnie przecież zakodowaną we własnej głowie, ciążyła jej tak bardzo, ze na fali wiary w uczciwość wobec dziecka, postanowiła mu o tym opowiedzieć.
Pytanie zasadnicze brzmi jednak, komu miało to pomóc i czy to istotnie miała być opowieść, czy raczej spowiedź (a jesli to drugie - kto miał ją rozgrzeszyć i dlaczego dziecko, a nie ona sama).
Ja akurat jestem w stanie wyobrazić sobie scenariusz, w którym opowieść o epizodzie depresji związanej z odrzuceniem dziecka, może być dla tego dziecka wzmacniająca - ale pierwszą sytuacją przychodzącą mi do głowy jest sytuacja dorosłej córki, ktora sama cierpi na depresję poporodową i wtedy taka historia może posłużyć jako przesłanie nadziei: to się może zdarzyć, to naprawdę mija, życie wraca na właściwe tory, nie dzieje się z tobą nic, z czym medycyna i wsparcie rodziny nie mogłoby sobie poradzić. Analogicznie mogłoby to pomóc dorosłemu synowi, którego partnerkę spotkała depresja poporodowa.

Natomiast w wieku dziewięciu lat, jak sądzę, nie ma okoliczności, które pozwalałyby na opowiedzenie tego dziecku w sposób, który miałby na celu jakąkolwiek korzyść tego dziecka, a nie wyłącznie ulgę rodzica.
I tu zmierzam do sedna: co Tobą motywuje? Nie musisz odpowiadać tu, nie musisz wcale odpowiadac, ale zastanów się, bo w świetle tych słów:

Gaweł pisze: poznając koncepcję Hellingera, przełomowe dla mnie było to, że dotarło do mnie, że w przypadku starszego syna, po prostu nie jestem dla niego ojcem. Proste, a jednocześnie tragiczne. To znaczy ja traktuję go jak syna, ale on nie traktuje mnie jak ojca. (...) Po prostu jestem dla niego obcym człowiekiem. Gorzej, bo zapewne w jego oczach jawię się jako ktoś, kto na siłę chce zrobić z niego swoje dziecko. Nie chcę być w takiej sytuacji i nie chcę jego stawiać w takiej sytuacji. Po co nam to.
(...) I tak byłem już na etapie realnego myślenia o rozpoczęciu starań o rozwiązaniu przysposobienia bo nie wyobrażam sobie takiego dalszego życia.

(...) Pomimo dużego zaangażowania z mojej strony nie udało mi się tego poskładać do kupy.
(...)
Jeżeli coś nie zadziałało pomimo bardzo wielu i różnych prób, nie wierze już, że może kiedykolwiek zadziałać. Może to ja robię to źle, tym bardziej nie warto, abym robił to przeciw naturze.
wygląda na to, że traktowanie ośmiolatka po partnersku i uznanie jego praw do odrzucenia ojca, jest próbą zobiektywizowania trudności, jakich doświadczasz i częsciowego przerzucenia ich na dziecko.
Tymczasem ośmioletni człowiek nie jest Twoim partnerem, ani niczyim zresztą.
Interpretacja, którą wyżej podajesz, jest przerzucaniem perspektywy dorosłego (i jego odczuć, refleksji, analiz) na perspektywę dziecka, które poznawczo nie jest jeszcze zdolne do dokonania rozróżnień, o których piszesz. Po prostu.
Duch ustawień helingerowskich właśnie dlatego jest hochsztaplerstwem, bo skutkuje ubocznie między innymi legitymizacją podobnych pomysłów: odrzucenie dziecka przestaje być odrzuceniem dziecka, a staje się głębokim podążeniem za rzekomą potrzebą tego dziecka o byciu odrzuconym. Bo ono ma prawdziwych rodziców i są to rodzice biologiczni.
Nie, jedyni prawdziwi rodzice, jakich ma, to Ty i Twoja nieżyjąca żona. W praktyce Jesteś to wyłącznie Ty.
Przepraszam, ze pisze ostro, ale sądzę, że znajomy, który opowiada podobne bzdury i proponuje Ci wejście w ustawienia, zasługuje na krótkie "spi.erdalaj, stary", a później wykasowanie numeru, ewentualnie omijanie na korytarzu w pracy, jeśli razem pracujecie. I piszę to serio.
To czego prawdopodobnie potrzebujecie to pomoc terapeutyczna, ale z konwencjonalnego nurtu, i na pewno konsultacja pod kątem RAD.
Na forum eksperckim (poadopcyjnym) Magdalena Kruk na pewno podrzuci Ci adresy specjalistów siedzących w tematyce adopcji. Jeśli jesteś z Warszawy - sprawdź stronę mazowieckiego PORTu, który prowadzi bezpłatne grupy wsparcia i terapię dla rodzin adopcyjnych. Są bardzo dobre.
Ważne, aby to była pomoc specjalistów mających doświadczenie dokładnie w pracy z rodzinami adopcyjnymi, a nie ogólne doświadczenie w terapii rodzin. To nie są te same obszary.

Co jeszcze jest ważne: wsparcie otoczenia. Nie wiem, jaką masz sytuację prywatną, ale jeśli masz zaangażowaną rodzinę i przyjaciół, korzystaj z ich pomocy. Daj sobie pomóc i odpocznij, kiedy możesz.


natomiast poważnie, unikaj mambodżambo i dyletantów. Z Twoich postów wynika, ze dotarłeś na skraj - obiektywnie nie dziwię się, musi Ci być bardzo trudno. Ale to nie jest jeszcze czas na składanie namiotów i odejście z pola bitwy w poczuciu, że zrobiłeś wszystko. Jeszcze nie zrobiłeś wszystkiego.
Otrzep się, poszukaj pomocy i walcz. Jesteś to winien synom.
Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: Miniula »

Jesteś to winien synom.
Myślę, że nie tylko synom, ale też sobie. Bycie rodzicem to jednak super sprawa ;-) Czyż nie w tym celu podejmujemy te wszystkie trudy i wyzwania?
Wiem, że bycie rodzicem "trudnego" dziecka nie jest łatwe.
Wiem, że odrzucenie boli (oj, wiem coś o tym :cry2: ).
Ale, mimo wszystko...
Pomyśl, że syn ma znacznie bardziej pod górkę niż Ty.

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


ODPOWIEDZ

Wróć do „Po adopcji”