Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadczenia?

radości i sukcesy ale również problemy, z którymi rodziny adopcyjne mogą się spotkać już po adopcji

Moderator: Moderatorzy po adopcji

Gaweł
Posty: 15
Rejestracja: 02 cze 2010 12:55

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: Gaweł »

Tak - wiem, że bycie rodzicem to super sprawa. Marzyłem o tym od dziecka. Dlatego parłem na adopcję. Dlatego robiłem co mogłem. Dlatego po śmierci żony, już przez ponad 5 lat prę dalej.
Tak - przeżyłem wiele ważnych, bezcennych rodzinnych chwil.
Tak - dotarłem na skraj. Nie mam żadnego wsparcia. Ani w rodzinie, ani pośród ludzi, których wcześniej uważałem za przyjaciół. Nie mam odpoczynku, wytchnienia, przerwy, dystansu. Nie zadbałem o to w porę.
Tak - jestem ojcem moich dzieci. Jestem z tego dumny.
Tak - wiem, że syn ma bardziej pod górkę niż ja. O sobie nie myślę. Ranami się nie przejmuję. Boję się o przyszłość. Siłę odbiera gasnąca nadzieja i poczucie, że nie jestem w stanie zrobić wszystkiego.
Tak - wiem, że nie mogę pozwolić sobie choćby na chwilę zwątpienia, że jestem odpowiedzialny za dwie istoty.

Dziękuję Wam dziewczyny za wszystkie słowa. Nie musicie wywoływać u mnie poczucia winy za moje wątpliwości, sam wystarczająco to odczuwam.
Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: Miniula »

Gaweł nie chodzi o wywoływanie poczucia winy przecież.
Ciężko cokolwiek sensownego powiedzieć nie znając człowieka, nie mając wiedzy co już zrobił, a czego jeszcze nie.
Poza tym o sobie trzeba myśleć! Podstawowa zasada - maskę tlenową zakłada najpierw rodzic. Jeśli Ty padniesz, nie pomożesz swojemu dziecku. Ono ma bardziej pod górkę, to znaczy, że jego działanie nie jest (albo niekoniecznie jest) celowe i wymierzone w Ciebie. To może być najzwyczajniej w świecie jego reakcja obronna w sytuacji, z którą sobie nie radzi. A ponieważ jest dzieckiem, jego system nerwowy nie do końca jest ukształtowany, jego funkcje intelektualne są daleko mniej zaawansowane niż Twoje i po prostu nie potrafi zachować się inaczej. Nie dlatego, że jest zły, nie kocha Cię, nie uważa za ojca, ale dlatego, że cierpi i nie potrafi inaczej się zachować.
Powiedzenie dziecku - rozumiem, że Cię boli, ale zadawanie bólu mnie niczego nie zmieni i nie uzdrowi - jest OK. Komunikowanie dzieciom - ja też cierpię, Wasza Mama była dla mnie kimś mega ważnym, brakuje mi jej, jest mi tak samo ciężko, musimy sobie na wzajem pomagać - jest OK.
Masz prawo cierpieć, bać się i wątpić. Ale faktem jest, że podnieść się, otrzepać i iść dalej trzeba.
My nie chcemy Cię dołować tutaj, my wyciągamy rękę :glaszcze

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


Awatar użytkownika
yennefer23
Moderator Członek Stowarzyszenia
Posty: 5638
Rejestracja: 23 lut 2010 01:00

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: yennefer23 »

Gaweł, nie wiem po co to ironizowanie. Nikt tu nie pisal, jakie rodzicielstwo, szczegolnie dziecka straumatyzowanego jest super.
Rozumiem, ze jestes na krawedzi, sama nad nia co jakis czas staje. Rozumiem, ze napisales to, o czym w gorsze dni i chwile zwatpienia niejadna z nas i niejeden z nas pomyslal ... a przynajmniej ja tak miewam. chwile bezsilnosci, bezradnosci, gdy wydaje sie ze czlowiek juz zrobil wszystko co bylo w jego mocy, a to nadal nie wystarcza.
Wszystko to rozumiem
Zapewne czesc tego przechodzilam i przechodze nadal
Zapewne nie wiem jak to jest gdy drugi rodzic obumrze
ale wiem jak to jest byc na krawedzi, i znikad pomocy wiec wydaje nie ma i nie bedzie
i wiem tez, ze to tylko chwile, potem trzeba podniesc korone, otrzepac sukienke, i pchac ten wozek dalej
bo jezeli my, rodzice tego nie zrobimy, to nikt tego za nas nie zrobi
i nie chodzi tu o wyrzygiwanie teczy, jak to jest cudownie byc rodzicem, i jak to witamina M dziala i daje nam moc. czasem nie dziala, i mocy nie daje. ale tak czy tak trzeba robic swoje, bo nikt tego za nas nie zrobi

o to mi chodzilo

dostales szereg rad, co mozesz zrobic

po pierwsze specjalista - najlatwiej i najszybciej bedzie Ci zaczac od naszej ekspert forumowej Pani Magdaleny Kruk -> tu jest watek ekspercki Po adopcji - pytania do eksperta.
zapytaj o namiary na kogos godnego polecenia w Twojej okolicy

na forum mamy tez watki pogaduszkowe, np. dla rodzicow ado
mozesz tez zawsze napisac wiadomosc prywatna
zawsze jest to jakis wetyl bezpieczenstwa

czy mozesz liczyc na Wasz rodzimy osrodek adopcyjny? moze oni pokieruja do specjalistow?
jezeli nie, to moze jakies inne OA w okolicy, beda mogly pomoc?
my tak zrobilismy, gdy juz odbilismy sie od sciany - uderzylismy do innego OA niz nasz, gdzie nadal nam pomagaja

i daleko, ale to daleko od hohsztaplerow roznej masci sie trzymaj
Kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno
Pockahontas
Posty: 2897
Rejestracja: 06 wrz 2012 15:13

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: Pockahontas »

Gaweł, nie odbieraj wypowiedzi innych jako próbę wpędzenia cię w poczucie winy - jestem pewna, że nikt nie miał takiej intencji.

Znalazłeś się w bardzo, ale to bardzo trudnej sytuacji i osobiście wierzę ci, że nie masz wsparcia - takiego jakie jest ci potrzebne, takiego które pozwala na realną zmianę i daje do niej impuls, a nie tylko analizę uczuć czy zachowań. Wydaje mi się także, że rozumiem twój zwrot w stronę Hellingera - podkreślam "wydaje mi się" - ponieważ analiza problemu wg klucza, który przedstawiłeś, pozwoliłaby ci choć trochę emocjonalnie odpocząć, spuścić z tonu, zmniejszyć wymagania. I nie czytaj tego jako ocenę czy wzbudzanie poczucia winy! Takie pragnienia są w twoim położeniu jak najbardziej naturalne. Czy zawsze musisz chcieć być ojcem twojego syna? Oczywiście, że nie musisz. Masz prawo do chwil, gdy marzysz, by życie było łatwiejsze lub być może - by nie było w nim twojego dziecka. Dla mnie żaden wstyd. Masz prawo poddawać w wątpliwość decyzję o adopcji czy sens TEJ konkretnej adopcji. Kto by sobie takich pytań nie zadał na twoim miejscu? Strasznie trudne jest też to, że gdy wypowiesz te wątpliwości na głos, odpowie ci jedynie echo, a nie mama chłopców, która mogłaby podzielić się swoimi trudnościami, zapłakać razem z tobą, innym razem wesprzeć. Albo odpowie ktoś, kto nie ma pojęcia o miejscu, w którym jesteś teraz i jak trudno tam trwać - taki ktoś nawet jeśli nie powtórzy sloganu, że "dzieci trzeba kochać", to zaprzeczy twoim uczuciom i oceni. Co oceni? Przecież nie brak konsekwencji i egoizm, skoro trwałeś przez wszystkie te lata i trwasz nadal. Brak sił? Czy to podlega ocenie? Nie podlega. Głowa, do góry, Człowieku, pierś do przodu! Przetrwałeś chwile, o których zapewne szturchający cię w bok specjaliście, w dużej mierze uczyli się tylko na wykładach lub słyszeli od swoich klientów (co nie znaczy, że nie mogą ci pomóc, na pewno są tacy, którzy potrafią ulżyć, choć troszkę). I przetrwasz nadal, wierz mi.

Wiesz, ja bym ci zaproponowała spojrzenie na twoją sytuację w troszkę innym kluczu niż ten, że jesteś coś winien synom, że wziąłeś "ciężar", to noś "ciężar"... Bo jak nie masz siły, energii ani (chwilowo) wiary w to, że dasz radę i ma to sens, to niczego nie poniesiesz. I guzik z tego, że akurat dorosły jesteś. To dorośli ludzie rozwiązują adopcje i jestem przekonana, że gros z nich wcale nie jest draniami, tylko po prostu w którymś momencie już nie udźwignęli.
Popatrz na twojego syna realnie, zobacz jaki on naprawdę jest. Może bywa niegrzeczny, obrażony, prowokujący, odrzucający. Na pewno ma też swoje zainteresowania, talenty... Spróbuj ogarnąć to, kim naprawdę jest twoje dziecko - z jego historią przed wami, w twojej rodzinie, teraz. Nie myśl o tym jak wasza relacja powinna wyglądać, jak wyglądają relacje w innych rodzinach, w rodzinach biologicznych, itp. Może takiej nigdy nie zbudujesz. Ok? Może syn nie będzie wpatrzony w ciebie jak obraz, może nie zostaniesz jego kumplem, a tym bardziej autorytetem, może jeszcze długo głównie będzie szukał zaczepki a nie bliskości.

Nie musisz tego mieć. Ot tak, po prostu. Nie musisz mieć tak jak uczą na kursie w oa, jak ma sąsiad, ojciec kolegi syna ze szkoły, inny ojciec adopcyjny. Być może jest tak, że twoje konkretne dziecko nigdy nie pozwoli ci na taką bliskość - tak piszesz, bo tak teraz czujesz i ja temu nie zaprzeczam, ja to rozumiem. Wiem, że przykro i ciężko, bo nie o tym się marzy, budując rodzinę.
Daj mu to, czego on konkretnie potrzebuje. Reaguj na potrzeby, bądź gdy widzisz, że powinieneś być, nawet gdy nie prosi. Bądź w sposób, który on akceptuje. Ale zerwij się w życiu jeszcze ten kolejny raz, żeby po prostu być. Tak jak potrafisz, może zupełnie inaczej, bardziej ubogo niż chciałeś i wyobrażałeś to sobie. Nie ma znaczenia. Nie musisz być najlepszym ojcem, nie musisz być kumplem ani przyjacielem. Są dzieci, które naprawdę na to nie pozwalają - jeśli on jest własnie takim dzieckiem, to po prostu opiekuj się nim i kochaj tak jak potrafisz. Jeśli czasem emocjonalnie jest to niemożliwe, to kochaj konsekwencją, stałością, dawaniem "pleców". Niech sobie weźmie to, czego sam chce i czego faktycznie potrzebuje.

I wcale nie jest tak, że nie będziesz wtedy ojcem :-D Będziesz, najprawdziwszym na świecie. My wszyscy, mamy określną tylko dla siebie i bardzo różną poojemność wymiany emocjonalnej w relacjach, zależną od bardzo wielu czynników.
Ktoś inny może "być" dzbankiem, a twój syn może być kieliszkiem. No to teraz zrób wszystko, by kieliszek wypełnił się po brzegi! Wtedy wykonasz swoje zadanie :-D A że to smutne, bo bardzo chciałoby się, by dziecko było zdolne przyjąć wszystko to, co pragniemy z serca mu ofiarować? Tak - i to jest ból. Stajemy z nim twarzą w twarz jak z każdą inną utratą w naszym życiu, ale nie przyglądamy się mu przesadnie długo, bo to niewiele zmieni.
Być może jeszcze bardzo długo wszyscy wokół będą cię winić, że nie udało ci się rozciągnąć kieliszka do pojemności baniaka. Ale czy logiczne jest przejmować się takimi wyrzutami? :cool:
Gaweł
Posty: 15
Rejestracja: 02 cze 2010 12:55

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: Gaweł »

Jeszcze przy okazji poszukiwań informacji nt. Hellingera kupiłem sobie książkę "Nie zaczęło się od Ciebie - Jak dziedziczona trauma wpływa na to, kim jesteśmy i jak zakończyć ten proces" (Mark Wolynn, wyd. Czarna Owca 2017). Leżała i czekała na swoją kolej. Przyszły święta i trochę więcej czasu i spokoju, no i muszę przyznać, że nie mogę oderwać się od lektury.

Jeżeli to wszystko prawda, a autor powołuje się na wyniki wielu konkretnych badań naukowych, to i dla nas - rodziców adopcyjnych - jest to kolejne pole do poznania, zrozumienia i wykorzystania dla pomocy naszym dzieciom.
Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: Miniula »

Hmmmm... Nie kupuję tego mambo-dżambo o traumach w DNA.
Ale może Wam pomoże. Powodzenia.

P.S. Zaproszenie aktualne cały czas :)

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


matula
Posty: 397
Rejestracja: 16 lip 2013 16:10

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: matula »

A jednak epigenetyka jest faktem. W sieci istnieje sporo odnośników.
wako
Posty: 356
Rejestracja: 12 paź 2014 19:54

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: wako »

Miniula pisze:Nie kupuję tego mambo-dżambo o traumach w DNA
Istnieje sporo dowodów na pamięć genetyczną, więc to nie jest mambo-dżambo :D
Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: Miniula »

To, że nasze DNA ulega zmianom na skutek działania środowiska zewnętrznego to sprawa znana nie od dziś. Są procesy biochemiczne zachodzące w organizmie każdej żywej istoty, które uaktywniane są przez substancje chemiczne znajdujące się w powietrzu, wodzie czy pożywieniu. Pod wpływem długotrwałego stresu zmienia się nasza gospodarka hormonalna, a pod wpływem działania hormonów zachodzą zmiany na poziomie komórkowym.
To wszystko jest jasne i nie ulega wątpliwości.
Jednak robienie założenia, że trudne przeżycia są przekazywane kolejnym pokoleniom w sposób, który determinuje ich stan emocjonalny to o wiele za daleko posunięta teoria.
Nie mówiąc już o tym, że badania nad pamięcią genetyczną są w powijakach i nie ma żadnych miarodajnych dowodów na to, że zasoby pamięci naprawdę pochodzą z DNA, a nie np. z bardzo wczesnych doświadczeń.

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: bloo »

Miniula pisze: Nie mówiąc już o tym, że badania nad pamięcią genetyczną są w powijakach i nie ma żadnych miarodajnych dowodów na to, że zasoby pamięci naprawdę pochodzą z DNA, a nie np. z bardzo wczesnych doświadczeń.
niezupełnie, są już badania potwierdzające związek piętnowania z np. wrażliwością na zapach (eksperyment Diasa i Resslera), gdzie myszy warunkowano zanim poczęły potomstwo, które również miało tę nadwrażliwość. Zatem z pewnością nie jest to pamięć wczesnych doświadczeń, a własnie metylacja genów. Generalnie badań potwierdzających to zjawisko jest sporo, tyle że są to badania nad zwierzętami niższego rzędu, co wynika głównie z tego, że w przypadku banalnych nicieni można sobie do woli badać piętnowanie i śledzić jego skutki w kilkudziesięciu pokoleniach, co w przypadku ssaków nie jest już takie łatwe, a w przypadku ludzi wręcz niemożliwe.
Ogólnie epigenetyka jest takim prztyczkiem w nos dla wszystkich krytyków lamarkizmu (jeśli ktoś nie pamięta z biologii to Lamarck był kolesiem wierzącym święcie w dziedziczenie cech nabytych) bo udowadnia, że cecha zdecydowanie nabyta, np. niechęć do danego zapachu, może być równocześnie cechą dziedziczną, niespodzianka.
No i historia chyba najbardziej pobudzająca wyobraźnię zbiorową dotyczącą potęgi epigenetyki, czyli klęska głodu w Holandii w czasach II WŚ, kiedy okazało się, że płody niedożywionych ciężarnych miały po urodzeniu zmodyfikowane m.in. geny odpowiedzialne za metabolizm tłuszczów, w tym jako dorośli częściej chorowali na cukrzycę, mieli podniesione poziomy cholesterolu etc. Rzecz, która w myśl klasycznej wiedzy biologicznej i genetycznej nie powinna się nigdy wydarzyć, bo wiadomo, że płód jest pasożytem swojej żywicielki w tym sensie, że prędzej wyssie matkę z ostatniej witaminy, niż pozwoli na swoją własną biologiczną krzywdę. Teoretycznie więc nawet skrajnie niedożywione ciężarne powinny urodzić zdrowe dzieci. A tu zonk, niemowlęta miały zmienione geny w wyniku doświadczenia przez ich matki w pierwszych tygodniach ciąży skrajnego głodu i strachu przed śmiercią głodową.
Co wazniejsze, dotyczyło to grupy ok. 1000 osób poczętych w trakcie 'zimy głodu' niezaleznie od tego, z jakich rodzin pochodziły i jakie miały rodzinne linie genetyczne. Tym samym można potwierdzić, ze tym, co zmieniło ich DNA było właśnie środowisko (szacuneczek, panie Lamarck), a nie DNA ich rodziców.

Tyle że powyższe wcale nie jest argumentem na rzecz Berta Hellingera i jego teorii. Cały problem z nauką polega na tym, że większość biedateorii, historii mambo dżambo i szarlatanerii wcale nie jest w całości ssane z palucha, a czerpie jak najbardziej z prawdziwej nauki, tyle że do potwierdzonych faktów dopowiada błędne lub wręcz kosmiczne interpretacje. Tak jest na przykład z niewinną witaminą C, która jest fajna i potrzebna, oraz na pewno istnieje ;), ale z tego zupełnie nie wynika, że wyleczy raka, jak twierdzą różni szamani.
Tak samo raka nie wyleczy amigdalina, branie citroseptu ani czerpanie z mocy kryształów, choć kryształy istnieją oraz promieniują. Tyle, że to promieniowanie niestety nie zastępuje radioterapii.

Hellinger trafił w pewną lukę, co pokazuje też ta dyskusja. Dostarcza prostych odpowiedzi na bardzo trudne i złożone pytania. Zamiast mozolnego przedzierania się przez problemy psychologiczne człowieka, warstwy stworzone przez lata jego życia, doświadczeń, relacji międzyludzkich itd. mamy rozwiązanie zagadki: ach, byłaś adoptowana, wszystko jasne. Energia twojej rodziny została zakłócona, co widać w ustawieniu obcych ludzi na scenie. Bingo, to dlatego teraz nie idzie ci w robocie, a twój partner poszedł w długą z biuściastą dwudziestką.
Co wazniejsze, klasyczna psychologia oferuje niestety nieatrakcyjne recepty. Praca nad sobą. Terapia rodzinna. Refleksja nad nawykami rodziny. Praca nad własnymi przekonaniami. Bolesna rewizja własnej przeszłości. Ból, krew, pot i łzy, co wie każdy, kto terapię przeszedł. Ona nie jest przyjemna, konfrontuje nas z prawdą o nas samych i to od nas wymaga zmiany.
Hellinger jest prostszy - źródło naszych problemów leży poza nami, bo nie mamy wpływu na to, że babcia przerwała ciążę, pradziadek był kapo w obozie koncentracyjnym, a praciotka zmarła w dzieciństwie na sepsę. Możemy więc w pełni poczuć się ofiarami sytuacji i zakopać w miłym poczuciu spie.przenia naszego życia przez inne osoby. Przy okazji nie zauważamy, ze to podejście odbiera nam sprawczość we własnym życiu i kontrolę nad nim, co raczej nigdy nie doprowadzi do konstruktywnej zmiany w teraźniejszości.
W przeciwieństwie do mambo dżambo klasyczne terapie psychologiczne mają ten potencjał.

ale jesteśmy tu wszyscy dorośli i sami wybieramy, czy chcemy zaufać pracy nad sobą, czy Hellingerowi bądź dowolnemu szamanowi.
Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: Miniula »

niezupełnie, są już badania potwierdzające związek piętnowania z np. wrażliwością na zapach (eksperyment Diasa i Resslera), gdzie myszy warunkowano zanim poczęły potomstwo, które również miało tę nadwrażliwość. Zatem z pewnością nie jest to pamięć wczesnych doświadczeń, a własnie metylacja genów.
Badania te zostały zakwestionowane właśnie w zakresie ewentualnego kontaktu z zapachami w bardzo wczesnym okresie życia lub w okresie prenatalnym.
Choć nie twierdzę, że nie jest możliwe, by zapachy zmieniły biochemię, a zatem DNA osobników dorosłych, które zmieniony już kod genetyczny przekazały potomstwu? Nie jestem specjalistką, zaledwie liznęłam genetyki :)
Generalnie badań potwierdzających to zjawisko jest sporo, tyle że są to badania nad zwierzętami niższego rzędu, co wynika głównie z tego, że w przypadku banalnych nicieni można sobie do woli badać piętnowanie i śledzić jego skutki w kilkudziesięciu pokoleniach, co w przypadku ssaków nie jest już takie łatwe, a w przypadku ludzi wręcz niemożliwe
No więc właśnie ;)
Tyle że powyższe wcale nie jest argumentem na rzecz Berta Hellingera i jego teorii.
No i to jest chyba clue programu.
Cały problem z nauką polega na tym, że większość biedateorii, historii mambo dżambo i szarlatanerii wcale nie jest w całości ssane z palucha, a czerpie jak najbardziej z prawdziwej nauki, tyle że do potwierdzonych faktów dopowiada błędne lub wręcz kosmiczne interpretacje.
Właśnie...
Hellinger jest prostszy - źródło naszych problemów leży poza nami, bo nie mamy wpływu na to, że babcia przerwała ciążę, pradziadek był kapo w obozie koncentracyjnym, a praciotka zmarła w dzieciństwie na sepsę. Możemy więc w pełni poczuć się ofiarami sytuacji i zakopać w miłym poczuciu spie.przenia naszego życia przez inne osoby. Przy okazji nie zauważamy, ze to podejście odbiera nam sprawczość we własnym życiu i kontrolę nad nim, co raczej nigdy nie doprowadzi do konstruktywnej zmiany w teraźniejszości.
W przeciwieństwie do mambo dżambo klasyczne terapie psychologiczne mają ten potencjał.
Dokładnie tak samo myślę.
ale jesteśmy tu wszyscy dorośli i sami wybieramy, czy chcemy zaufać pracy nad sobą, czy Hellingerowi bądź dowolnemu szamanowi.
Ament :)

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


Bobetka
Dokarmiam bociana ;)
Posty: 14478
Rejestracja: 13 gru 2004 01:00

Re: Ustawienia rodzinne Hellingera - macie jakieś doświadcze

Post autor: Bobetka »

bloo Miniula dziękuję za Wasz wkład w dyskusję, od razu mi lżej na duszy, bo ja z tych co wierzą w moc pracy :)

Synku, nie mógłbyś być bardziej mój



01.2005



W każdym z nas tkwi talent. Ważne by go dostrzec i w niego uwierzyć


ODPOWIEDZ

Wróć do „Po adopcji”