NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

radości i sukcesy ale również problemy, z którymi rodziny adopcyjne mogą się spotkać już po adopcji

Moderator: Moderatorzy po adopcji

aggita
Posty: 28
Rejestracja: 15 lut 2016 14:10

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: aggita »

Ja też jestem rok po drugiej adopcji (2,5 roku po pierwszej). Z córką jest raz lepiej, raz gorzej, również robiła słodkie minki, szła do każdego, była piekielnie rozpuszczona w RZ (taka mała maskoteczka dla nich, ubrana w różowe ciuszki, od której się niczego nie wymagało), a ma mózgowe porażenie dziecięce i musieliśmy ją dodatkowo przez rok rehabilitacyjnie wyprowadzać (zaczyna troszkę chodzić, ale ile łez wylała w tym czasie, ile słodkich minek nastrzelała i ile nas to kosztowało cierpliwości to ja tylko wiem). I napiszę Ci jedno - rok po adopcji to jest nic. To za krótki czas. Wszystko jeszcze przed Wami. Głowa do góry. Dziecko też musi Was pokochać i "zaadoptować" jako rodziców. Wtedy wszystko będzie dużo łatwiejsze. Myślę, że każdy rodzic przechodzi przez podobną gehennę pod adopcji (także rodzic biologiczny, nie tylko jest adopcyjny), nie zawsze jest różowiutko i milutko (to chyba tylko w reklamach pampersów:)- a przeważnie wcale nie jest, tylko wokół adopcji narastają mity i adopcję się infantylizuje (tak samo, jak macierzyństwo ogólnie). Fajnie, że piszesz otwarcie o tym, co Cię boli, że Ci ciężko. Zapewniam Cię, że wiele z nas przechodziło przez podobne sytuacje, tylko nie każdy o tym mówi otwarcie. Tak to już jest. Co więcej, nie każda/każdego z nas miłość uderzyła w dniu pierwszej wizyty u dziecka i potem trzeba było się zmagać ze swoim/nieswoim dzieckiem, jego fochami, trudnym charakterem. Po prostu trzeba czasu, czasu i jeszcze raz czasu, dla obu stron. Tylko szkoda, że o tym się nie mówi na kursach dla przyszłych rodziców ado. Pozdrawiam Cię serdecznie i wierzę, ze będzie dobrze, coraz lepiej wraz z upływem czasu! Ja akurat biorę leki od psychiatry i chodzę na terapię do psychologa (zaczęłam miesiąc temu, bo nie wyrabiałam), wiec Cię świetnie rozumiem. :)

-- 25 sie 2016 13:33 --

Ja posłałam dwa miesiące temu córkę do przedszkola (ma prwie 3 lata, ponad rok u nas). Jest super! Fajnie sie dogaduje z dziećmi, zaczęła lepiej jeść (bo z dziećmi smakuje bardziej), chodzi też z chodzikiem bez problemu ( w domu był płacz i wymuszanie, tam wzięła chodzik i poszła po prostu). Bardzo chętnie chodzi, rano sama się domaga, także polecam. Dziecko w przedszkolu uczy się, ze nie jest pępkiem świata, socjalizuje się, uczy dyscypliny i właściwych zachowań, poza tym inne dzieci motywują. Ja osobiście polecam. A tobie będzie lżej, znajdziesz czas dla siebie. A wypoczęta mama to lepsza, szczęśliwsza mama. :)
Sabina2013
Posty: 24
Rejestracja: 10 maja 2016 08:09

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Sabina2013 »

Sugar_Woman co u Ciebie nie odzywasz się, jak Wasze sprawy?
27.01.2016- pierwsza wizyta w OA
06.06.2016 - kwalifikacja wstępna na szkolenie
12.09.2016- rozpoczynamy szkolenie :)
23.12.2016 - mamy kwalifikację :))
31.10.2018 - nasza córcia na zawsze z nami :))
Sugar_Woman
Posty: 8
Rejestracja: 10 sie 2016 14:02

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Sugar_Woman »

Cześć Wszystkim. Nie odzywałam się, byłam bardziej skupiona na pracy z dzieckiem i już widzę poprawę. Póki co całkowicie zrezygnowaliśmy z wizyt u dziadzi i babci, dziadkowie oglądają wnuka na zdjęciach, dzwonimy do siebie - zdaję im tylko relacje co się działo, że byliśmy tu i tam, że mały zadowolony co zresztą widać na zdjęciach - uśmiechnięty bardzo. I tak żyje nam się lepiej, nie ma żadnej kontroli, pouczania, żadnych pretensji i poczucia winy. Przykro mi to stwierdzić, ale tak mogłabym żyć cały czas. Rodzice tak namieszali nam w życiu, że na samą myśl, że mały miałby znów się z nimi zobaczyć czuję lęk, że wszystko wróci. Nasze dziecko już nawet nie wspomina o nich, przyjdzie jeszcze czas na spotkania, ale już z mężem stwierdziliśmy, że nie ma żadnego spania u dziadzi, bo niestety dziadzia spał z wnukiem, bo to jego dom i on tak chciał, a to nie sprzyjało zacieśnianiu naszych więzi. Ja i mąż przyjęliśmy teraz taktykę, że razem przemawiamy do dziecka np. jak wyłączamy bajki, a on płacze razem idziemy do niego mu wytłumaczyć, że mama i tata razem tak zdecydowali, bo wcześniej było tak, że mąż np. wyłączał bajkę, potem mały biegł do mnie na skargę a potem z wyciągniętym palcem krzyczał na tatę, że "Ty mi nie będziesz wyłączał bajek" przez co tata stawał się trochę wrogiem.

Mąż też się zmienił, wszystko co Państwo tutaj napisaliście to na głos przeczytałam mężowi, było widać, że łezki mu się kręcą, sam przyznał, że trochę uciekał, że bał się dziecka, budził się z lękiem, jak będzie wyglądał nasz dzień, że to będzie szarpanina z dzieckiem, które krzyczy na niego z paluszkiem. Mąż więcej rozmawia z dzieckiem, schodzi do pozycji dziecka i więcej z nim rozmawia i bardziej wrzucił na luz, wcześniej reakcje dziecka i jego słowa brał bardziej serio, a to przecież my jesteśmy rodzicami i my rządzimy - razem stajemy przed dzieckiem i mu mówimy, że bajeczki się wyłączyły, ale będą znów jutro, mama i tata Cię kochają, nie smuć się itp. Mały wtedy odpuszcza, bo widzi, że my jesteśmy razem, że nie ma już szans na negocjacje. Poza tym z mężem więcej się przytulamy, chodzimy za rękę i mały to widzi i też chce, widzi, że my się kochamy i on też chce być z nami, więcej przytulamy się na jego oczach - on wtedy robi takie dziwne minki zawstydzone-z półuśmiechem, a potem rzuca się do nas i razem się przytulamy i całujemy.

Nie wiem co z przedszkolem, na pewno idziemy jutro 1 września na rozpoczęcie. Potem razem z mężem przychodzimy po niego - mąż wziął wolne specjalnie na tę okoliczność, żeby razem przyjść po małego, a potem chcemy pójść na lody do kawiarni świętować 1 dzień w przedszkolu. 12 września mam teoretycznie przyjść do pracy...zobaczę jak będzie w przedszkolu. Boję się, że synek będzie przytulał się do wszystkich nowych pań/cioć. Chyba, że porozmawiam z personelem, że dziecko jest z adopcji, że jak będzie nagminnie się przytulał, to żeby owszem przytulić na chwilę, ale z komentarzem, że tak bardzo to do mamy i taty się przytulamy...ale nie chciałam mówić, że jest adoptowany, bo widzę jakie są tego skutki, ludzie bardzo się rozczulają nad nim, od razu padają komentarze "ale biedny chłopczyk", a on nie jest biedny, tylko fajny, kochany i bystry chłopak".
matula
Posty: 397
Rejestracja: 16 lip 2013 16:10

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: matula »

Gratulacje, że udało się Wam wejść na nowe tory.

W przedszkolu nie informowałabym o adopcji, póki nie zaistnieje taka konieczność.
Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Miniula »

Sugar_Woman cudnie :D Aż się uśmiechnęłam czytając.
Nie wiem czy konieczne jest mówienie o adopcji.
Może na początek wystarczy powiedzieć, że prosicie o nie przytulanie Waszego dziecka, nie brania na kolana, chyba, że stanie się dziecku jakaś krzywda, to wtedy żeby uspokoić, ale na chwilę.
Po ewentualnych pytaniach można powiedzieć, że są pewne problemy z nadmierną ufnością wobec obcych, a nie chcecie żeby się w ten sposób zachowywał, bo to może mu zaszkodzić i stworzyć dla niego zagrożenie, jeśli zaufa nieodpowiednim osobom.
Informacja o adopcji wg mnie jest ostatecznością.
Naprawdę super. Tak trzymać :)

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


Haneczka80
Posty: 35
Rejestracja: 05 lis 2015 19:12

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Haneczka80 »

Sugar_Woman popłakałam się jak to przeczytałam, gratuluje postawy. Pozdrów męża i całujcie się i ściskajcie ile się da - miłość zawsze wygra :)

Grudzień 2014 - podanie

Sierpień 2015 - testy

Wrzesień 2015 - wizyta domowa

Grudzień 2015 - początek kursu

Luty 2016 - koniec kursu

Marzec 2016 - kwalifikacja

Czerwiec 2016 - telefon z OA i jesteśmy razem :)

Lipiec 2016 - decyzja Sądu - na zawsze R


Pikuś Incognito
Moderator
Posty: 452
Rejestracja: 29 gru 2015 22:11

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Pikuś Incognito »

Sugar_woman, bardzo się cieszę, że wszystko się poukładało. Zastanawiam się tylko, czy przypadkiem zbyt pochopnie nie stwierdziliśmy, że Twój synek ma problemy z zaburzeniem więzi. Wprawdzie Twój pierwszy post, który napisałaś niecały miesiąc temu wyraźnie na to wskazywał (na dobrą sprawę, aż chciało się napisać, że pomoc psychologa jest niezwłocznie potrzebna zarówno chłopcu, jak i Tobie), to jednak już kolejne wpisy (a zwłaszcza wczorajszy), rzucają na całą sprawę nieco inne światło. Razem z żoną, prowadzimy pogotowie rodzinne i przez nasz dom przewinęło się już sporo dzieciaczków. Próbowałem poszukać pewnych analogii pomiędzy zachowaniem Waszego syna, a zachowaniami dzieci, które mieliśmy pod opieką. Nie chciałbym się wymądrzać, ale wydaje mi się, że rozwój emocjonalno-społeczny dziecka jest procesem długotrwałym i jeżeli wystąpią jakieś nieprawidłowości w tym względzie, to powrót do normalności (że tak nieładnie powiem) też trwa – wielokrotnie wymaga współpracy z terapeutą a czasami wręcz uniemożliwia osiągnięcie dojrzałości emocjonalno–społecznej. W Waszym przypadku wszystko ułożyło się niesamowicie szybko. Rodziny, których historie są podobne do opisanej przez Ciebie w pierwszym wpisie, wielokrotnie zmagają się z problemami swojego dziecka (a przez to całej rodziny) przez wiele miesięcy, a nawet lat. Piszę teraz dlatego, bo być może czytają ten wątek osoby, których historia rozpoczęła się podobnie, a mimo ogromnego wysiłku, nadal niewiele się zmieniło. Mogą więc pomyśleć „co robię nie tak, że mi się nie udaje?”
Gdy dzisiaj jeszcze raz przeczytałem Twój wpis sprzed miesiąca (mając w pamięci to, co napisałaś wczoraj), doszedłem do wniosku, że Wasz synek może być zwyczajnym czterolatkiem, chociaż być może tylko nieco bardziej temperamentnym. Dzieci, które pewien okres swojego życia spędziły w rodzinnej pieczy zastępczej, mimo że nauczyły się nawiązywać więzi, też mogą sprawiać wrażenie, że mają w tym względzie jakieś zaburzenia. Mamy aktualnie dziewczynkę, która jest w naszej rodzinie od urodzenia. Ma już półtora roku i mimo tego, że jako jedna z nielicznych naszych dzieci, w wieku 8 miesięcy przechodziła lęk separacyjny, aktualnie jest bardzo ufna w stosunku do zupełnie obcych osób. Po części wynika to z tego, że przez nasz dom przewija się mnóstwo ludzi (rodzice biologiczni, inne rodziny zastępcze, wolontariusze, panie z sądu, PCPR-u oraz nasza rodzina i znajomi), po części z tego, że jako dziecko jedno z wielu, musi w pewien sposób dzielić się naszą miłością z innymi, po części … pewnie jest jeszcze wiele innych powodów. Mieliśmy chłopca, który wchodził na kolana każdemu, kto do nas przyszedł. Dwa dni temu pojawił się w naszej rodzinie sześciolatek (przyszedł z innej rodziny zastępczej), który po dwóch godzinach znajomości stwierdził, że u nas jest lepiej niż u jego mamy i cioci, u której wcześniej przebywał. Powód? Dostał pokój z niezliczoną ilością zabawek (bo zwyczajnie nie mamy już gdzie ich przechowywać). Dzieci są interesowne i do pewnego okresu ich życia, chyba trzeba się z tym pogodzić. Pisałaś Sugar_woman, że Wasz synek rzuca się Twojemu mężowi na szyję, że przytula się do Ciebie. Dopiero teraz zaczynam dostrzegać pewne szczegóły w Twoich opisach. Być może pisząc pierwszego posta, zwyczajnie miałaś lekkiego doła. Wszystko co trwa nieustannie przez wiele miesięcy bez wytchnienia (nawet jeżeli jest to ukochane dziecko) może doprowadzić do „przemęczenia materiału”. Jako rodzina zastępcza mamy tego świadomość, co sprowadza się do tego, że wielokrotnie moja żona załatwia sprawy urzędowe, jedzie po zakupu lub z jakimś dzieckiem na rehabilitację (pozostawiając mi pod opieką pozostałe dzieci). Ma też czas, który może poświęcić tylko sobie, zupełnie zapominając o dzieciach, którymi się opiekujemy. Oczywiście ja również mam czas dla siebie, w którym mogę choć na chwilę wyłączyć się z życia.
Wrócę jednak do tego doła … Na przykładzie mojej rodziny zauważyłem, że dziecko, tak samo jak próbuje naśladować zachowania rodzica, tak samo też udziela mu się jego nastrój. Jeżeli mama jest smutna, to dziecko również, jeśli jest wesoła – dziecko też. Dzieci są świetnymi obserwatorami. Patrząc na reakcje i zachowanie rodziców, uczą się one panować nad swoimi impulsami, kontrolować swój strach, przygnębienie. Normalną też sprawą jest testowanie granic, czy też próby manipulowania rodzicami. Wiele rzeczy jest normalnych, a stopień normalności tak naprawdę zależy od sposobu postrzegania tego przez rodziców (oczywiście do pewnych granic).
Przepraszam Sugar_woman, jeżeli w jakiś sposób Cię uraziłem (absolutnie nie miałem takiego zamiaru). Zastanowiło mnie tylko, co takiego się stało, że w ciągu niecałego miesiąca nastąpiła taka metamorfoza całej rodziny. Na początku pisałaś, że Twoi rodzice mają ogromny wpływ na Twoje życie (wręcz są toksycznymi rodzicami), łącznie z tym, że konsultujesz z nimi zakupy, które masz zamiar zrobić. Teraz ograniczyłaś kontakty tylko do przekazywania im informacji o wnuku.Podjęcie takiej decyzji jest bardzo trudne A jednak się nie obrazili? Na czym polegała praca z synem, o której pisałaś? Co tak naprawdę spowodowało przemianę w Twoim mężu? Sam jestem facetem i wydaje mi się, że jestem otwarty na argumenty, mogące zmienić moje zdanie. Jednak zmiany mojego nastawienia nie spowoduje kilka wpisów nieznanych mi osób. Nawet jeżeli się z nimi zgodzę, to muszę to „przespać” … a w moim przypadku jest to sen zimowy.
Sugar_woman, jeżeli masz ochotę dalej kontynuować ten wątek, to z pewnością bardzo chętnie będę czytał Twoje wpisy i się do nich ustosunkowywał. Mam tylko nadzieję, że weźmiesz pod uwagę fakt, że ja jestem z Marsa i pewnie rozumuję … nieco inaczej – tak jak wszystko co napisałem powyżej.
Nie pytaj "dlaczego?". I tak nie uzyskasz odpowiedzi.



Adres bloga o naszym pogotowiu:

http://pikusincognito.blogspot.com
Sabina2013
Posty: 24
Rejestracja: 10 maja 2016 08:09

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Sabina2013 »

Sugar woman - super że u Was powoli wszystko wraca na właściwe tory. Miło przeczytać, że mąż w końcu też się zaangażował :-)
27.01.2016- pierwsza wizyta w OA
06.06.2016 - kwalifikacja wstępna na szkolenie
12.09.2016- rozpoczynamy szkolenie :)
23.12.2016 - mamy kwalifikację :))
31.10.2018 - nasza córcia na zawsze z nami :))
Awatar użytkownika
diar
Posty: 519
Rejestracja: 29 gru 2009 01:00

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: diar »

Picuś Incognito dzięki za ten wpis. Czytam wątek z zaciekawieniem mimo że mnie bezpośrednio nie dotyczy, gdyż adoptowałam dziecko 8-tygodniowe. Nie mamy (chyba) zaburzeń więzi, ani nasze życie nie legło w gruzach. Czasem jednak jest ciężko. Mój syn obecnie 4latek jest niebywale temperamentny, czasem awanturniczy, bywa że ciągle niezadowolony i grymaszący. Odczytuje moje nastroje w jednej chwili. Czytając relacje rodziców dużo bardziej doświadczonych (tutaj mam na myśli Picusia Incognito) śmiem twierdzić że mój syn to normalny 4 latek, który już wiele potrafi ale jeszcze nie wszystko może. Uspokajają mnie takie wypowiedzi, dają do myślenia i motywują do dalszej pracy nad sobą i dzieckiem. Dzięki Pikuś. Pisz i dziel się doświadczeniami.
Sugar_wonen też zdawaj relacje z Waszych postępów.
Mama cudnego chłopczyka.
izabelam
Posty: 155
Rejestracja: 08 gru 2010 23:27

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: izabelam »

on nie jest biedny, tylko fajny, kochany i bystry chłopak".
Cieszę się,że to dostrzegasz. To jest bardzo ważne, gdy mamy problemy, których przyczyną jest ( lub tylko tak nam sie wydaje) dziecko.

Zgadzam sie tez z Pikusiem Incognito, szczególnie z tym,że problemem nie jest zachowanie dziecka, tylko nasza reakcja na to zachowanie.
iza
Awatar użytkownika
MałŻonka
Posty: 617
Rejestracja: 25 lip 2015 21:26

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: MałŻonka »

Sugar_Woman, gratuluję konsekwencji i postępów.
Sugar_Woman pisze:Mąż więcej rozmawia z dzieckiem, schodzi do pozycji dziecka i więcej z nim rozmawia i bardziej wrzucił na luz, wcześniej reakcje dziecka i jego słowa brał bardziej serio, a to przecież my jesteśmy rodzicami i my rządzimy - razem stajemy przed dzieckiem i mu mówimy, że bajeczki się wyłączyły, ale będą znów jutro, mama i tata Cię kochają, nie smuć się itp. Mały wtedy odpuszcza, bo widzi, że my jesteśmy razem, że nie ma już szans na negocjacje. Poza tym z mężem więcej się przytulamy, chodzimy za rękę i mały to widzi i też chce, widzi, że my się kochamy i on też chce być z nami, więcej przytulamy się na jego oczach - on wtedy robi takie dziwne minki zawstydzone-z półuśmiechem, a potem rzuca się do nas i razem się przytulamy i całujemy.
Dziękuję Ci szczególnie za ten fragment. Przeczytałam go mojemu mężowi i wspólnie stwierdziliśmy, że choć w teorii to niby oczywiste, to w praktyce mogłoby być różnie. Na co dzień trudno jest być we wszystkim razem, a jeszcze trudniej panować nad emocjami. Uświadomiłaś nam, jakie to ważne dla dziecka...
"Nadzieja uczy czekać pomaleńku"
08-09.2015 - początek drogi w OAO
01-10.2016 - testy i szkolenie
03.2017 - Księżniczka z nami

Zapraszam tu:
http://takietamstozki.wordpress.com/ ;)
Sugar_Woman
Posty: 8
Rejestracja: 10 sie 2016 14:02

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Sugar_Woman »

Cześć Wszystkim, od ostatniego wpisu sporo się działo....

Synek chodzi do przedszkola i odbieram "zwłoki" - dosłownie. Okazuje się, że on tam nie śpi i z jedzeniem jest różnie - pochlipie trochę zupę, a resztę jakimś dziwnym trafem wylewa na siebie...to mnie zastanawia czy po prostu jest trochę niezdarny, czy zdenerwowany, czy manipuluje i wylewa żeby już nie było tej zupki. W każdym razie jak go odbieram jest głośny, zmęczony i głodny. Poza tym często pyta jak go odbieram, po co przyszłaś...więc ja mu mówię, że przyszłam po Ciebie, a on a po co? A ja, że Cię kocham i jestem Twoją mamą i każda mama przychodzi po swoje dziecko, a on, ale ja chcę tu zostać, to ja mu tłumaczę, że niedługo zamykają przedszkole i wszystkie Panie i Ciocie jadą do swojego domku do swoich dzieci - robię to po to, żeby nie dawać mu żadnych nadziei na to, że ktokolwiek oprócz mnie czeka na niego.

Byliśmy też na urodzinach u mojej koleżanki, niestety tylko ja przyszłam z dzieckiem, miało być na chwilkę, zjeść torcik wypić kawę i do domku. Oczywiście moi znajomi wszyscy zachwyceni dzieckiem, zagadywali, przytulali, mówili o Boże jaki on cudowny, jaki fajny, ale śliczny, ale taki siaki i owaki. Potem rozpętało się piekło, synek zadawał różne pytania, na które ja jako pierwsza udzielałam odpowiedzi to były pytania w stylu czemu nie ma czekoladki na torciku, albo czemu wisi księżyc, bo koleżanka miała taką lampkę, wiec jak ja odpowiedziałam to widziałam w jego oczach takie niedowierzanie i zaczepiał inne osoby i zadawał takie samo pytanie i oczekiwał odpowiedzi, ale patrzył na mnie trochę z konsternacją czując ze to takie jakby moje zdanie się nie liczyło. Było mi głupio, smutno jak zwykle, to są zupełnie inne uczucia z którymi my matki adop. zmierzamy się każdego dnia. Ostatnio spotkałam się z koleżanką, które też adoptowała synka i mamy wiele wspólnych tematów. Np. że czuła się osamotniona, zła i sfrustrowana, jak jak syn spotkał się ze swoim rodzeństwem i szli sobie pod rękę, a ona szła z tyłu zupełnie sama, porzucona, nieważna...takie miała uczucia i ja jej tylko przytaknęłam, że też bym się tak czuła, a przecież matka biol. miałaby zupełnie inne uczucia...cieszyłaby się, że jej dziecko idzie z rodzeństwem pod rękę, że to normalna sytuacja. To jest właśnie ta różnica. Czasami mam takie czarne myśli, że adopcja to wkrętka, że to namiastka, że nie da się oszukać natury, nie da się odtworzyć naturalnych więzi, że w książkach piszą, że na kursach adop. mówią, ale jest jak jest, że wciąż czuję jakiś niedosyt, jakiś żal do syna, czemu dzisiaj podważałeś moje zdanie, czemu nie siedzialeś na moich kolanach....czasami myślę, że moja miłość jest zamknięta w 4 ścianach, póki jesteśmy w domu jest fajnie, przytulamy się, bawimy, rozmawiamy, są baje, nie ma ludzi itp. i czuję się dobrze i bezpiecznie, a na zewnątrz czuję, że on mnie już nie widzi, szuka atrakcji, podważa moje zdanie, że jestem tylko narzędziem...boję się, że z tym piętnem będę musiała już żyć....
Kalka58
Posty: 148
Rejestracja: 19 maja 2011 22:15

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Kalka58 »

Jesteś zazdrosna. Poprostu. Syn to widzi i wykorzystuje. Adopcja to trudny proces. Ale w żadnej rodzinie i adopcyjnej i biologicznej i zastępczej nikt nie ma dziecka na wyłącznosc a próba całkowitego przejęcia kontroli kończy się źle. Nie musisz wiedzieć wszystkiego, odpowiedzieć na każde pytanie jako pierwsza. On nie musi czekać na Ciebie z utęsknieniem zwłaszcza na etapie fascynacji przedszkolem. Moje biologiczne dziecko zachowywało się bardzo podobnie. Do głowy mi nie przyszło być zazdrosny o relacje przedszkole bo cieszyłam się że on się tam dobrze czuje i bawi. Tyle że nie wiem czy w waszym przypadku na przedszkole nie jest poprostu za wcześnie bo Wasze więzi są w powijakach. Ja bym radziła kontakt z psychologiem bo sama tego nie przeskoczysz.
aneczka1973
Posty: 110
Rejestracja: 05 paź 2011 09:14

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: aneczka1973 »

a czemu różni znajomi przytulają Twoje dziecko które nie ma zbudowanej więzi z Wami. My takich sytuacji w początkowym okresie zdecydowanie unikaliśmy bo dziecko szło do każdego.

no cóz wcześniej pisałam, że przedszkole to moim zdaniem bardzo zły pomysł w tej sytuacji i to co piszesz niestety wskazuje, że miałam rację.
Żeby zbudować więc potrzebujecie być tylko sami, bez osób postronnych, dziecko jest Wasze a nie wszystkich dookoła. Znajomym powiedzieć, żeby dziecka na ręce nie brały nie przytulały, bo póki co to tylko Wy możecie to robić. Potem to się zmieni jak dziecko się do Was przywiązę bo na razie to skołowane jest niestety
Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę
sandra_paczy
Posty: 32
Rejestracja: 30 wrz 2015 16:49

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: sandra_paczy »

Sugar_Woman wiem jakie to wszystko trudne. Mój syn podważał na początku wszystko co mówiłam. Z zazdrością patrzyłam na koleżanki, które były wszechwiedzącymi boginiami dla swoich dzieci. Moje nie wierzyło gdy mówiłam która ręka jest prawa, że pieprz jest ostry, a ponad wszystko nie wierzyło, że ja rządzę w domu. Po niedługim czasie sama zaczęłam w to wątpić.
W dodatku zachowanie nadpobudliwego dziecka, które miało w poważaniu moje nakazy i zakazy było często totalnie nie do zaakceptowania przez osoby postronne. Cały czas czułam, że jestem jakimś totalnym oszustem. Miałąm wewnętrzny przymus tłumaczenia każdemu, że dziecko nie jest biologicznie moje. Pamiętam jak lekarka na badaniach powiedziała mi że RB na pewno byli alkoholikami i że to pozostawia ślady na zawsze. Powiedziała to złośliwe, bo diagnozowała mnie, a nie syna, ale on rozrabiał i pomalował jej kredkami biurko. :)
Długo byłam taką prawie - mamą. Widocznie potrzebowałam czasu by oswoić się z sytuacją. Nie wiem kiedy pierwszy raz poczułam, że jestem poprostu mamą. To nie był żaden grom z jasnego nieba. Poprostu pewnego dnia rozważając swoje uczucia odkryłam, że coś się zmieniło. Że już nie patrzę na to co się dzieje jak przez szybę i już nie stawiam przed sobą wyzwań. Nie obchodzi mnie jak wypadam w oczach innych ludzi. Że akceptuję jakie jest moje dziecko, itp.
To oczywiście nie zakończyło wszelkich problemów. Przeciwnie. Jak się odblokowałam emocjonalnie to zaczęłam czuć syna. Czułam gdy było mu źle, albo gdy był zły i mnie też robiło się źle. Słowa syna częściej mnie raniły. Słowa wymierzone w syna tym bardziej. Ale też relacja zaczęła się zaciesniać. Syn, który nigdy się nie przytulał, a jeśli już to zawsze odwracał się plecami nagle zaczał potrzebować bliskości. Potrzebował i jednoczęsnie nie umiał jej przyjąć. Przytulał się i równoczesnie bił i szczypał. Nigdy się nie smucił. Nie umiał udźwignąć smutku. Od razu przerabiał go na złość i agresję. Ta szamotanina trwała wiele lat. Ale są zmiany. Widać je gołym okiem. Trzeba dać sobie czas. Trzeba też pozwolić sobie na wyczerpanie i odpuszczenie. Musisz pamiętać, że możesz dać z siebie tylko tyle ile możesz. To wystarczy. Nie obwiniaj się. Poprostu na owoce trzeba czekać. Miej dystans do dobrych rad, bo one wpędzają w poczucie winy a zwykle są skrojone na radzącego. Jesteśmy różni. Nie ma co wbijać się w cudzą skórę. Są oczywiście rady uniwersalne, ale wdrażać i tak trzeba je przecież do własnego życia z uwzględnieniem jego kolorytu.
Na pewno lepiej gdy dziecko jest dłużej w domu z rodzicami a nie w przedszkolu. Moje było w przedszkolu, bo musiałam pracować. Dziecko koleżanki było w przedszkolu choć nie pracowała, ale alternatywą było że oszaleje. Musiała dbać o siebie. Trudno ją winić.
Lepiej żeby znajomi nie tulili dziecka, ale znam takich którzy wygłaszając podobne prośby spotkaliby się z ostracyzmem i niezrozumieniem, które trudno by im było udźwignąć. Po co się na to narażać? Raz nie zawsze.
Zmierzam do tego, że wszystko co dziewczyny piszą jest prawdą. To kierunki życia ważne po adopcji. Ale to nie oznacza, że trzeba być ich zakładnikiem. Warto iść w stronę ideału z pełną świadomością, że się go nie osiągnie i z pełnym przyzwoleniem na taki stan.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Po adopcji”