NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

radości i sukcesy ale również problemy, z którymi rodziny adopcyjne mogą się spotkać już po adopcji

Moderator: Moderatorzy po adopcji

Sugar_Woman
Posty: 8
Rejestracja: 10 sie 2016 14:02

NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Sugar_Woman »

Witam. Z góry przepraszam za moją szczerość. Szukamy z mężem pomocy, bo nie radzimy sobie z sytuacją w domu. Rok temu spełniło się nasze marzenie - adoptowaliśmy synka 2,5 letniego, na którego czekaliśmy 2 lata. Wcześniej było mi bardzo ciężko, większość czasu spędzałam w łazience leżąc na ziemi i płacząc z pretensjami do Boga, że nie dał mi dziecka, że telefon milczy. Kilka dni przed tym (5 telefonem) nie byłam w stanie chodzić do pracy z powodu "bólu istnienia". Po tym telefonie od razu odżyłam, spełniło się moje marzenie. Czeka na mnie synek, zdrowy, kochany. 2 miesiące później po okresie przenosin nasz synek przyjechał do nas na zawsze. To był wspaniały dzień, wszyscy razem siedzieliśmy na ziemi bawiąc się nowymi zabawkami, podrzucając balony. To była niedziela. W poniedziałek zostałam sama z dzieckiem, ponieważ mąż musiał jechać do pracy - 3 dni delegacji. Powoli czar pryskał, miałam być sexi mamą, zadbaną, z wyobrażeniami, że zabiorę mojego synka tu i tam, a gdy już byliśmy w tych miejscach zawsze działy się straszne rzeczy - generalnie synek nie radził sobie z emocjami, gdy coś widział, chciał to mieć na zawsze, dlatego wszelkie wycieczki, spacerki kończy się płaczem, z rozwydrzonym dzieckiem wracałam do domu i po jakimś czasie przestaliśmy w ogóle wychodzić, bo nie dawaliśmy rady go uspokoić. Nie mogliśmy wychodzić do Centrum Handlowego, na zakupy, do parku, nigdzie, ogrom wszystkiego, przepych powodowało u mojego dziecka, że tego wszystkiego nie ogarniał, nigdy w życiu nie był w dużym mieście, nie widział latających samolotów, tramwajów, miliona zabawek w 1 sklepie, 20 rodzajów lodów w lodziarni, takiego wyboru żywności w supermarkecie i wiele innych rzeczy. Zamknęliśmy się w domu i przestaliśmy bywać i też normalnie funkcjonować, bo każdy przecież chodzi do sklepu po chleb. Od rana do wieczora chodziłam w piżamie z dzieckiem, które owszem mówiło na mnie mama, ale tylko gdy coś chciało, nie słuchało mnie, gdy mówiłam, że trzeba umyć rączki, nie pukać widelcem w stół, że proszę pozbierać zabawki, żadne moje zasady wychowania nie docierały do niego. Po 1 tygodniu od stałego pobytu dziecka zaczęły się męczące przekraczanie granic na każdym kroku, wymuszanie, chodziliśmy spać o 1:30, bo nasz syn nie chciał zasnąć, byłam wyczerpana fizycznie, bo o 7.00 rano już pobudka i wołanie parówka, kakao, nie dawał mi nawet czasu na przygotowanie posiłku, płakał, że nie ma tego teraz, nie pomagało tłumaczenie, że parówka się gotuje, pokazywanie moich czynności. Można więc powiedzieć, że syn budził się z płaczem i zasypiał z płaczem. Mąż zaczął się oddalać, od rana do wieczora w pracy, potem zaczęły się delegacje, zostałam sama z dzieckiem i z wszystkimi obowiązkami, a przecież miało być tak pięknie. Raz na jakiś czas zabierałam dziecko do swoich rodziców, zauważyłam, że jest mi dużo lżej, jak jest więcej rąk do pomocy, jednak problem w tym, że rodzice za każdym razem dawali mu prezenty, najlepsze słodycze, byli na każde jego zawołanie, nie to co ja, po jakimś czasie, musiałam dziecku tłumaczyć, że mama musi się ubrać, że mama musi zjeść. Po powrocie od dziadków było jeszcze gorzej, dziecko płakało, że chce do dziadzi i babci, moja depresja coraz bardziej się pogłębiała, czułam się już nikim ważnym dla tego dziecka, skoro budzi się i widząc mnie płacze i woła, że chce do dziadków. Rodzice na każdym kroku mnie krytykowali, że u nich nigdy nie płakał, że się do nich przytulał, że co ja robię temu dziecko, że jestem psychiczna, że się nie nadaję. Moja samoocena spadła do zera :-( Czuję się nikim, czuję, że zmarnowałam swoje życie, małżeństwo, rodzina mnie obwinia, że widać, że dziecko ode mnie ucieka, ostatnio odwiedziła mnie moja mama, mój synek cały czas siedział jej na kolanach, mówił, że ją kocha - ja nigdy tak nie miałam, zdarza się, że mój syn woła mnie żeby go przytulić, a potem szepcze mi do ucha, czy włączę mu bajkę, albo dam czekoladkę. Zawsze jak mi powie, że mnie kocha, to coś chce, tak jakby nauczył się, że te słowa działają, że warto je wypowiadać, bo można coś dostać, oczywiście ja wtedy nic nie daję, mówię że też go kocham, ale nie mam czekoladki, że kupimy jutro. Potem mój syn zapytał moją mamę, czy ona go zabierze do swojego domku do dziadzi, moja mama tłumaczy mu, że tu jest Twój domek, a on że on nie chce... Nienawidzę mojego dziecka za ten fałsz. Ewidentnie widać, że moje dziecko szuka ucieczki.

Nasze dziecko poniża nas przed innymi, jak wychodzimy na grilla czy jedziemy tramwajem idzie do innych, którzy się nim zachwycają. Nasz syn bardzo często zaczepia innych obcych ludzi uśmiechając się szczerze do nich, próbuje nawiązać z nimi kontakt wzrokowy, ludzie zazwyczaj odwzajemniają jego zaloty i zaczynają do niego mówić, że jest fajny, kochany, słodziutki, a wtedy on jakby używa języka niemowlęcia "edzieć" i chce być przytulany i wyciąga ręce do obcych. Robi to na naszych oczach w tramwaju, pociągu, a my czujemy się zerem, bo nasz syn nie oczekuje od nas że by też pragniemy go przytulić. Ostatnio Pan w aptece dał mojemu synkowi cukiereczka to mój syn powiedział do mnie na głos: "Mamo, ja kocham Pana". Myślałam, że umrę!!!! On miłość kojarzy z podarunkami, że jak ktoś coś daje to się kocha.

Obecnie jest tak, że boję się własnego dziecka, jest dla mnie nieprzewidywalne - nie wiem, jak się zachowa, a raczej wiem, że będzie się tulić do obcych a nie do rodziców, czasami śpiewa przed ludźmi lub tańczy. Daliśmy mu wszystko, piękny pokoik, telewizorek, zabawki, smakołyki, miłość, on od nas tylko oczekuje "daj", ale nie chce nas kochać, jak tylko ktoś się pojawia u nas w domu to on potem płacze, że ta osoba wychodzi. Niedawno zdarzyło się tak, że zachorowałam, zawiozłam dziecko do rodziców, to nie płakał jak odjeżdżałam, bawił się doskonale u dziadków, dostawał co chciał i jeszcze sam z siebie zaproponował moim rodzicom, czy może do nich mówić mama i tata!!!!!

A może nasz syn ma RAD? Mój mąż uważa, że winni są moi rodzice, że dają to czego my nie dajemy, auta, prezenty, czekoladę, wszystko o co poprosi, dziadkowie są w stanie o 8 rano być już z nim na rowerku, bo on tak chce, o 10.00 na działce, o 12 na lodach, drzemka.....nie dają rady, więc jej nie ma, u dziadków jest raj, bo bajki są włączone cały dzień, odwiedzają moją rodzinę, która cały czas daje prezenty, więc mąż uważa, że nasz syn woli dziadków od nas, bo tam jest więcej atrakcji., , ale przecież te atrakcja trwają tylko kilka dni, wątpię, żeby dziadkowie byli w stanie każdego dnia żyć tak intensywnie, poświęcają się, bo wiedzą, że za 3-4 dni, on do nas wróci. Chcą pokazać, jakimi wspaniałymi są dziadkami, a przecież nie byli wspaniałymi rodzicami - mój ojciec stosował przemoc w rodzinie i teraz próbuje wszystko naprawić. A nasze atrakcje są inne - nie są materialne. No i my wychowujemy, a on tego nie lubi jak mu się mówi, co wolno a czego nie, nie potrafi dostosować się do norm społecznych.

Nie wiem, jak z nim postępować, wkłada maski - np. jak odwiedziła mnie mama to ją zawołał kupę, siku, a ja mówię, że my pojdziemy razem to zanosił się na płacz i patrzył na moją mamę litościwym wzrokiem, a moja mama od razu się martwi...ja w sumie też się zmartwiłam, ewidentnie widać, że żyjąc ze mną udaje, żyje żeby było dobrze, ale jak już inni są w pobliżu lekceważy mnie i szuka ucieczki, "sprzedaje się" udając fajnego chłopczyka, co się uśmiecha, patrzy ludziom głęboko i długo w oczy. Jak jesteśmy sami to wiadomo, że ze mną pojdzie kupię i siku i nie płacze, bo tu nikogo więcej nie ma, ale myślałam, że jestesmy tak blisko, że takie czynności robi tylko z mamą i tatą.

Proszę o pomoc, co robić, jak żyć...Byłam już u psychiatry - straciłam czas, bo dostałam receptę na psychotropy, których nawet nie wykupiłam, nie chcę leków, chcę zrozumieć, gdzie popełniłam błąd, a nie omamiać się lekami. Chcę ratować moją rodzinę!!!!
Pockahontas
Posty: 2897
Rejestracja: 06 wrz 2012 15:13

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Pockahontas »

Sugar_Woman, przeczytałam z uwagą i widzę w twoim poście wołanie o pomoc. Na razie napiszę ci tylko, że moim zdaniem sytuacja nie jest beznadzieja, choć na pewno trudna dla was wszystkich. W wolnej chwili postaram się rozwinąć tę myśl i napisać jak widzę to co opisałaś.
izabelam
Posty: 155
Rejestracja: 08 gru 2010 23:27

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: izabelam »

Witaj. Na początek chciałąbym Ci napisać,że pierwszy krok już zrobiłaś-prosisz o pomoc. O psychiatrze, ja bym nie pomyślała, chyba,że rzeczywiście wymagasz farmakoterapii. Moim zdaniem lepiej w Twoim przypadku zadziałałaby terapia systemowa. Czyli terapia całej rodziny. Ty obwiniasz siebie i wymagasz od siebie uzdrowienia całej sytuacji. Nie jesteś wróżką, więc sama nic nie zdziałasz. Nie myśl tylko ,że ciebie oceniam. Sytuacje o ktorych piszesz, wbrew pozorom, zdarzaja się często w rodzinach adopcyjnych. Warto o tym wiedzieć. Pomocna może być tez terapia poznawczo-behawioralna. O obie terapie pytaj w Ośrodkach Zdrowia Psychicznego. Należą ci się bezpłatnie. O skierowanie poproś lekarza pierwszego kontaktu, lub psychiatrę. Minus jest taki,że czekasz na pierwszą wizyte długo. Możesz tez rozpocząć terapie prywatnie. Nie wiem jakie masz mozliwości finansowe, bo taka prytwatna terapia jest kosztowna.
chcę zrozumieć, gdzie popełniłam błąd
Nigdzie, bo niby jaki?Masz fantastycznego synka, który stara się odnaleźć w nowej, przerażającej dla niego sytuacji. Jeżeli chcesz mu pomóc, zgłoś się na terapię.
iza
matula
Posty: 397
Rejestracja: 16 lip 2013 16:10

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: matula »

Sugar_Woman, depresja poadopcyjna to zjawisko, które zdarza się często.

Nie wiem jak przygotowałaś się do macierzyństwa adopcyjnego, ale podstawowa ksiązka dla Was to Wychowanie zranionego dziecka Keck, Kupecky.

Nie jest Waszą winą, że chłopiec zachowuje się tak, a nie inaczej, on ciągle jest w szkole przetrwania, szuka dla siebie optymalnej sytuacji. Nasuwa mi się jedna uwaga, że to dziecko otrzymało za wiele bodźców na raz. Na początek powinno siedzieć w domu z rodzicami.

Dziadków wykorzystaj dla własnego wytchnienia, zrób coś przyjemnego dla siebie: kosmetyczka, ksiązka, siłownia. Rodzic w dobrej formie to połowa sukcesu.

Na NB przeczytaj wątek: Adoptowaliśmy starszaki, są dwie części.
Sugar_Woman
Posty: 8
Rejestracja: 10 sie 2016 14:02

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Sugar_Woman »

Dodam jeszcze, że jestem 3 mamą mojego synka, w rodzinie biologicznej syn spędził rok i 3 miesiące, potem został przewieziony do rodziny zastępczej, gdzie na opiekunów mówił mama i tata, a teraz jesteśmy my. W rodzinie biol. była przemoc i alkohol, ta rodzina miała założone 4 niebieskie karty, matka i ojciec uzależnieni od alkoholu skierowani na odwyk - nigdy nie skorzystali z pomocy, syn ma również podejrzenie zespołu FAS. Co mnie zastanawia, gdy syn wyjeżdzał do nas na zawsze, nie pożegnał się nawet z 2 matką zastępczą, nie chciał jej przytulić, szedł do nas, bo mieliśmy więcej zabawek, więcej atrakcji. Może taki jest już jego system wartości?
Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Miniula »

Adoptowaliście 2,5 letniego chłopa rok temu, czyli ma teraz 3,5 roku... to nadal małe dziecko.
Jesteście 3 rodziną dziecka, które doświadczyło przemocy we wczesnym etapie rozwoju, prawdopodobnie urodziło się z FAS lub FAE (bardziej to drugie).
Zachowanie wskazuje na zaburzenia więzi, co raczej nie dziwi...
Wasza rodzina zamiast pomagać bardzo szkodzi. Podważa Wasze kompetencje, Twoją samoocenę, nadmiernie stymuluje dziecko.
Nie popełniłaś błędu innego niż chęć wynagrodzenia dziecku przeszłości, w tym materialnie. Tylko ciężko to nazwać błędem, to naturalna chęć rodzica - dać wszystko, co najlepsze.
Nie jestem ekspertem, ale na początek poszukałabym terapii dla Ciebie i męża plus dobrego psychologa dziecięcego.
Zrobiłabym na czas terapii, a na pewno na kilka miesięcy, szlaban na kontakty z dziadkami, ciociami i innymi osobami, które dają prezenty i nadmiernie stymulują dziecko.
Musicie zbudować swoją rodzinę (Was troje) od nowa.
Ograniczyłabym też dziecku rzeczy materialne. I cukier.
Będzie ciężko, ale Wasz syn jest jeszcze mały.
Trzymajcie się ciepło. I dbajcie o siebie z mężem, bo stanowicie bazę Wasze Rodziny. Bez Was razem, zjednoczonych, niczego nie będzie.

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


Kalafiora
Posty: 11
Rejestracja: 02 mar 2016 21:14

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Kalafiora »

Witaj,
Jestem mamą adopcyjną trójki dzieci. Przeczytałam Twoją historię i mam wrażenie, że zbyt dużo wymagasz od siebie i zbyt dużo oczekujesz od synka (oczekujesz, bo wymagać od synka oczywiście trzeba). Te wszystkie wycieczki, wrażenia jakie mu pokazałaś prawie od razu... Czy to nie tak, że próbowałaś być taką "Super-mamą"? Mamą jak z filmu, super idealną, zadbaną. Synek ma charakter i temperament inny, niż oczekiwałaś. Inaczej reaguje na reprymendy, pouczenia, niż byś chciała. To co dla mnie jako adopcyjnej mamy było najtrudniejsze na początku, to moje wyobrażenie o dzieciach vs to jakie faktycznie one były. Nagle okazało się, że nawet jeśli dwudziesty raz powtarzam to samo i konsekwentnie za to samo daję karę to dziecko i tak broi w ten sam sposób. Życie z dziećmi nauczyło mnie, że dziecko to nie komputer, który da się zaprogramować tak jak chcemy. Dziecko to taki "stwór", który płacze wtedy, kiedy wg nas nie ma absolutnie powodu, ma focha o taką głupotę, że ręce opadają. Psychika dziecka rządzi się swoimi prawami.
Twój synek ma już swoją historię, ma poranioną duszę. Aby dojść z tym wszystkim do ładu na pewno będzie Ci potrzebna duża doza cierpliwości i wiedza, wiedza i jeszcze raz wiesza. Nigdy tu nie pisałam, ale przeczytałam chyba wszystkie możliwe wątki. Jeśli mogę poradzić to czytaj i pisz tutaj jak najwięcej. Pisz co działo się danego dnia, jak sobie z danym problemem poradziłaś (lub nie poradziłaś). Tak jak tu już wcześniej sugerowano poszukaj pomocy u specjalisty przede wszystkim dla siebie. Przed wszystkim Ty musisz znaleźć spokój w sobie. Wiem, że nie jest łatwo, bo sama nie raz i nie dwa zamykałam się w pokoju i ryczałam w poduszkę.
Jeśli synek chce się przytulać do obcych osób po prostu podejdź do niego i nie pozwól mu na to. Ja swoim dzieciom musiałam tłumaczyć do kogo można się przytulać, do kogo nie (proste tłumaczenie pewnie nie wystarczy, ale od czegoś trzeba zacząć). Jeśli ryczy, gdy Ty robisz mu parówkę to niech ryczy. Nie daj się sterroryzować. To Ty rządzisz i decydujesz w domu. Ja często powtarzam to moim dzieciom. Decyduje mama i tata.
Tak jak sugeruje Miniula, ogranicz kontakty, szczególnie te od prezentów. Czy Twój mąż uczestniczy w wychowaniu synka?
Nie wiem, co pisać, bo o adopcyjnym wychowaniu powstała już niejedna książka.
Pisz dużo. Ściskam cieplutko.
Awatar użytkownika
yennefer23
Moderator Członek Stowarzyszenia
Posty: 5638
Rejestracja: 23 lut 2010 01:00

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: yennefer23 »

Sugar_Woman napisze w skrocie - wszystko o czym piszesz, przechodzilam ze Starsza córka. w momencie adopcji miala 4 lata niecale, jak sie poznalismy, miala 3,5. wszystkie zachowania Twojego synka wystapily mojej Starszej córki, a wszystkie Twoje emocje przerobilam

przy czym moja corka nie ma FAS (FAE). zaburzenia wiezi, i przezycia posttraumatczne - ale efekt taki sam :(

jezeli chcesz, to przeczytaj dalej i dzialaj, bo musisz dzialac, obecnie jestescie na rowni pochylej

1. z Twojego postu bije taka ogromna bezradnosc i bol - ogromnie mi przykro, bo wiem ..... bo sama to samo przechodzilam, ale ... patrz p. 2

2. to Wy jestescie rodzicami, to Wy mowicie dziecku co dobre, co zle, jak nalezy postepowac, a jak nie nalezy. dziecko tego nie wie, jak slusznie zauwazylas Syn ma wdrukowane pewne zachowania, i sam ich nie zmieni.
tym bardziej, ze widzi ze to dziala. my od samego poczatku tlumaczylismy, czasem po 100 razy dziennie, ale i wymagalismy. ze nie wolno do obcych ludzi podchodzic, zaczepiac, a tym bardziej przytulac sie. ja reagowalam ZA KAZDYM RAZEM gdy Starsza zaczynala sie wdzieczyc do obcych - czyli sciagac ich uwage. tanczyla, oj tak. spiewala, jak najbardziej. krzyczala, przytulala psa, jak widziala ze to pies jest atrakcja dla kogos. A ja jak mantre powtarzalam - nie wolno. i tlumaczylam.
i nie odpuscilam ani razu. za kazdym razem mowilam "widzialam co robisz".
poskutkowalo ..wierz mi ze zadzialalo. oczywiscie czas zrobil swoje, ale wierze gleboko w to, ze nasze zdecydowane dzialania od pierwszego dnia przynioslo szybkie efekty (szybkie - rozumiem, po paru miesiacach)

3. moja Starsza nadal ma te swoje "kocham Cie" ale juz tylko do mnie i meza. dawniej miala do wszystkich. wlasciwie w kazdej sytuacji. i to byla nasza rola ja oduczyc, wytlumaczyc, pokazac ze to nie tak dziala. ze dzialalo moze w innej rzeczywistosci, ale nasza rodzina TAK nie funkcjonuje

4.tak, dziecko po traumie manipuluje, nawet takie male. nie musi Ci nikt wierzyc, wiem ze to trudne bo Ty widzisz i rozumiesz, ale tylko Ty. ale to MUSI wystarczyc. Ty odpowiadasz za Syna, Ty tlumaczysz swiatu jego zachowania. wiesz jak mnie bylo (i czasem nadal jest) trudno, gdy widze ze Starsza manipuluje cala grupa doroslych? tesciowa szybko sie polapala w Starszej "zdolnosciach" ale moja mama dosc dlugo sie nabierala na "akcje" Starszej. wiem jak trudno nie miec sprzymierzenca w rodzinie :glaszcze

5. pamietaj, ze dziadkowie sa od rozpieszczania a rodzice od wychowania. i powtorze to co wczesniej pisalam, to Wasza odpowiedzialnosc wychowac dziecko. Twoi rodzice juz swoje wychowali (lepiej, gorzej, ale wychowali). i tak, niech daja Synkowi to czego Wy nie dajecie. wazne, by uwspolnic front w najwazniejszych sprawach - czyli Syn musi wiedziec i czuc ze to Wy decydujecie, to Wy jestescie najwazniejsi, nie zas dziadkowie. Gdy to dziadkowie decyduja faktycznie, to dziecko widzi kto silniejszy, kto decyzyjny, i za tym podaza (ok - dziecko po traumie - powinnam napisac)

6. Mnie pomogla ogromnie:
- szczera ogromnie, az do bolu rozmowa z przyjaciolka, ktora naprowadzila mnie na odpowiednie tory (watpilam w siebie jak i Ty)
- terapia rodzinna
- pomoc z zaprzyjaznionego (obecnie) osrodka.

6. wg mnie zostalas w tym wszystkim sama. potrzebujesz wsparcia, i to fachowego. cala Wasz rodzina potrzebuje. czy probowalas szukac pomocy dla Was jako calosci (moze poradnia jakas? moze OA wasz lub inny w okolicy?). nie musisz byc super mama, nic nikomu nie musisz udowadniac. pamietaj o tym prosze ...
Kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno
Pikuś Incognito
Moderator
Posty: 452
Rejestracja: 29 gru 2015 22:11

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Pikuś Incognito »

Sugar_Woman, jak zauważyło wielu moich przedmówców, w przypadku Twojego syna można mówić o jakiegoś rodzaju zaburzeniu więzi. Sama zadałaś (sobie i nam) pytanie, czy to może RAD?
Osobiście, daleki jestem od stygmatyzowania dzieci różnymi określeniami: RAD, FAS …
Bardzo ciężko jest postawić konkretną diagnozę, a nawet jeżeli ktoś zdecyduje się pod tym podpisać, to i tak nie ma gwarancji, że tak jest faktycznie i czy przypadkiem dziecka zwyczajnie nie skrzywdził. Ja staram się patrzeć na konkretne zaburzenia i zachowania dzieci, i na nie reagować.
W przypadku Waszego syna, można odnaleźć wręcz książkowe zachowania związane z zaburzeniem więzi. Symptomatyczne jest to, że w sposób bezkrytyczny próbuje uzyskać pociechę od osób obcych (a nawet w miarę bliskich – dziadków – jednak będących w jego mniemaniu, bezpiecznie daleko), a trzyma ogromny dystans w stosunku do Was. Taki stan nie jest niczyją winą. Chłopiec wyraźnie boi się do Was zbliżyć, boi się, że po raz kolejny zostanie odrzucony.
Sporo napisałaś o sobie, jednak wydaje mi się, że w takim przypadku ważne są szczegóły. Jak dziecko reaguje na bliskość (na dotyk), czy nawiązuje kontakt wzrokowy, czy potrafi sobie uzmysłowić czym jest ból, głód, ciepło, zmęczenie. Czy nie jest mu obce myślenie przyczynowo-skutkowe, wreszcie – jak zachowywał się będąc w rodzinie zastępczej (w końcu spędził tam ponad rok – miał więc możliwość nauczyć się pewnych zachowań).
Uważam, że bez pomocy psychologa, terapeuty – kogoś kto zwyczajnie wie o czym mówi, i wie jak temu zaradzić – raczej się nie obejdzie. Nie do końca jest prawdą, że rodzice adopcyjni muszą liczyć tylko na siebie. Ja na początek bym zadzwonił do Waszego ośrodka adopcyjnego, być może będzie mógł pomóc.
Jednak na dobrą sprawę, nie o tym chciałem pisać, bo to zostało już powiedziane powyżej.
Jestem facetem i wiem, że ucieczka od problemów w pracę jest najlepszym alibi (zwłaszcza jeżeli przynosi to wymierne korzyści finansowe). Być może nawet Twój mąż doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że trzeba zdecydować się na kroki, które nie będą popularne, które rodzina uzna za … dziwne – bo może wyjdzie z założenia, że trzeba walnąć pięścią w stół i zastosować żołnierską dyscyplinę. Tak to już jest, że dzieci często mają tendencję do wysadzania rodziny od środka. Ale wystarczy być dobrym saperem i mieć dobrego, sprawdzonego partnera.
Nie pytaj "dlaczego?". I tak nie uzyskasz odpowiedzi.



Adres bloga o naszym pogotowiu:

http://pikusincognito.blogspot.com
Sabina2013
Posty: 24
Rejestracja: 10 maja 2016 08:09

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Sabina2013 »

Witam,
Ja też uważam, że najlepiej zadzwonić do swojego OA i tam szukać pomocy. My jak byliśmy na rozmowie wstępnej od razu nam powiedziano, że Oni są w stanie pomóc, ale tylko w przypadku gdy sami "dobrali" dziecko do rodziców.
27.01.2016- pierwsza wizyta w OA
06.06.2016 - kwalifikacja wstępna na szkolenie
12.09.2016- rozpoczynamy szkolenie :)
23.12.2016 - mamy kwalifikację :))
31.10.2018 - nasza córcia na zawsze z nami :))
aneczka1973
Posty: 110
Rejestracja: 05 paź 2011 09:14

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: aneczka1973 »

Przepraszam ale ja w tym zachowaniu nie widzę nic nietypowego dla dziecka po traumie i stracie.

Moim zdaniem przede wszystkim powinniście zadbać o zbudowanie więzi z Wami, nie z rodziną i dziadkami. U nas to wyglądało tak, że pierwsze 2 miesiące byliśmy tylko i wyłącznie we własnym gronie, rodzice i dzieci (znaczy się wychodziliśmy na place zabaw itp ale nie zapraszaliśmy znajomych, dziadków, cioć, nikomu dzieci nie były powierzane, żadne przedszkole itp). To moim zdaniem możecie zrobić już teraz.

Mąż powinien być jak najwięcej w domu (urlop, zwolnienie cokolwiek). U nas pierwszy miesiąc mąż praktycznie nie pracował tylko był z dziećmi.

Przed KAŻDYM wejście na plac zabaw czy tam gdzie są obcy ludzie tłumaczyłam wiele razy, że do obcych się nie przytulamy i nie zaczepiamy ( a było to wcześniej nagminne). Teraz po 4 latach jak ktoś obcy w sklepie zagaduje dzieci to "patrzą bykiem" czyli zachowują się jak przeciętne dziecko biolog. Przy czym ogólnie są b. towarzyscy i otwarci na kolegów, naszych , znajomych, ciocie.

Przytulać i całować dziecko jak najwięcej, mówić, że się go kocha, że jest wspaniałe, wyczekane, cudowne. I Nie czekiwać od razu wzajemności.

Z Twojego opisu mi wynika, że dość zadaniowo przystąpiliście do działania a za mało nastawieni byliście na relacje. Dziecko będzie próbować granice trzeba być spokojnym i konsekwentnym. NIe oczekiwac, że jak się powie, żeby czegoś nie robić to 3,5 latek się dostosuje. Jeszcze potem więcej napiszę.
Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę
izabelam
Posty: 155
Rejestracja: 08 gru 2010 23:27

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: izabelam »

Sugar_Woman, zanim zaczniesz wprowadzać w relacji z synem wszystkie "dobre rady" z forum, musisz wiedzieć,że to co dobre dla innych wcale nie musi dotyczyc Twojej rodziny. Jeżeli Twoje odczucia są tak dramatyczne, jak opisujesz ( bo zaczynasz synkowi przypisywać zachowania, których w tym wieku mieć nie może- system wartości, to myślenie abstrakcyjne, którego syn jeszcze nie wykształcił), możesz od razu zgłosić się do Punktu (lub Centrum) Interwencji Kryzysowej. Tam Ciebie i Twoją rodzinę pokierują i obejmą opieką od razu. Możesz również napisać na forum do eksperta od adopcji.
iza
Pockahontas
Posty: 2897
Rejestracja: 06 wrz 2012 15:13

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Pockahontas »

Sugar_Woman, spróbuję wypunktować to co dostrzegam w twoim opisie.

1. Piszesz, że dziecko źle się czuło w tłumie, w miejscach gdzie jest nadmiar bodźców. TO akurat nie musi być związane z zaburzeniami więzi, być może mały ma problemy sensoryczne, np. nadwrażliwość wzrokową i słuchową. U dzieci układ nerwowy jest jeszcze niedojrzały, zdarza się, że dziecko nie jest w stanie wytrzymać bzyczenia muchy czy komara, wyobraź więc sobie jak będzie się czuło w galerii handlowej, gdzie z każdej strony jest bombardowane najróżniejszymi dźwiękami czy na ruchliwej ulicy. Jeśli jest nadwrażliwe wzrokowo, to jak zachowa się choćby w markecie przed półką pełną wielu artykułów. Zabieranie dzieci z takimi problemami w opisane przez ciebie miejsca będzie skutkowało dezorganizacją zachowania. Jak syn reaguje na dotyk?
Radzę zdiagnozować małego u terapeuty integracji sensorycznej. Być może wykluczy problemy, ale jeśli dziecko ma zaburzenia w tej materii, to one wkrótce zablokują jego rozwój intelektualny i problem się zwielokrotni.

2. Piszesz o testowaniu granic. U dzieci po zerwaniu więzi to naturalne zachowanie.
Radziłabym podzielić sobie to tak: a) są sprawy w których dyskusji nie ma i decydujesz ty (na pewno kwestie związane z szeroko pojętym bezpieczeństwem i zdrowiem) i b) takie, w których można odpuścić (np. mały upiera się, że nie zje kolacji - spróbuj zareagować w stylu "wiesz co, ja też jakoś nie jestem głodna, to może zjemy później, a teraz się pobawimy?, albo kłóci się, że nie będzie spać - możesz rozładować sytuację pytaniem "to co, poczytamy książeczkę?"). Generalnie sama musisz dokonać rozgraniczenia na sprawy priorytetowe i mniej ważne, bo będzie to różne w różnych rodzinach.

3. Dziadkowie. W zasadzie poprzednicy już wszystko napisali, ale ja jeszcze raz podkreślę - nikt nie ma prawa dyskredytować cię jako matkę, a tym bardziej robić to w obecności dziecka. Mały czuje, że decyzyjna jest babcia a nie mama i to powoduje, że postrzega cię (nieświadomie) jako słabszą, kogoś kim można sterować. To więc nakręca i pogłebia dodatkowo wasze problemy. Wszędzie tam, gdzie w wychowaniu dziecka (nawet biologicznego, zdrowego) pojawia się dwugłos, zapewniam - szykują się kłopoty. TYm bardziej dotyczy to dziecka z zerwanymi więziami.
Moim zdaniem, konieczne jest czasowe całkowite odizolowanie synka od dziadków, by wzmocnić waszą więź i by mały na nowo nauczył się, że to mama decyduje w jego sprawach. Synek potrzebuje poczuć twoją siłę, by odzyskać poczucie bezpieczeństwa. Czy można polegać na mamie, którą wszyscy krytykują? Która coś mówi, a za chwilę dziadzio zmienia jej decyzje? Odetnij krytykantów od dziecka, by mogło nauczyć się na tobie polegać. Będzie jeszcze czas by zbudować relację chłopca z dziadkami - ona nie jest priorytetowa i jestem przekonana, że należy zbudować ją na nowych, całkowicie innych niż dotąd zasadach. By to zrobić - sprzeciwić się im, będąc pewna swoich racji - najpierw ty sama potrzebujesz trochę nad sobą popracować.

4. Przymilanie się do obcych. Jak już pisano - równie oczywiste dla dziecka jak wszelkie manipulacje bliskimi. Na zewnątrz obraz aniołka, tylko mama jakoś dziwnie nerwowa i napięta, zupełnie niezrozumiałe dlaczego...
Tłumaczyć i jeszcze raz tłumaczyć, i jeszcze raz tłumaczyć. Ale i egzekwować. Tu asertywność jest bardzo trudna, bo łatwo wyjść na gbura, gdy odwracasz się plecami do miłej babci zagadującej w tramwaju albo pani w sklepie częstującej cukierkami. Miej to w nosie - w końcu chodzi o twoje dziecko. Jeśli wiesz, że będziesz miała z tym problem, przygotuj sobie w myślach jedną awaryjną formułę i naucz się jej na pamięć. Może to być do dziecka "nie rozmawiamy/nie przytulamy się/nie dotykamy obcych ludzi", do dorosłego: "bardzo proszę nie brać mojego dziecka na kolana/nie dotykać go" - i stosuj jak mantrę w KAŻDEJ tego typu sytuacji. Jeśli się na t odważysz, efekty będą, muszą być - mały załapie. Nie wiem jak szybko, bo to indywidualne, a on pogłebił już złe wzorce. Zniechęcić się w tej sprawie po prostu nie wolno, bo jeśli chłopiec utrwali sobie taki styl reagowanie, wraz z wiekiem pójdzie za tym nie tylko lepkość do obcych, ale też wołanie ich na ratunek (nauczyciela, babcię, sąsiadkę, lekarza, panią na ulicy) we wszystkich sprawach, w których czegoś mu zabraniasz. A to już jest kosmos dla rodziny, bo nagle do problemów z emocjami dochodzi jeszcze kontrola społeczna. I nie ma się co dziwić, w naszym społeczeństwie, jeśli dziecko skarży się na rodziców obcym, rozumiemy to na ogół tak, że w domu musi być bardzo źle i próbujemy reagować, pomóc. Bardzo mocno cię przed tym przestrzegam - jeśli nie opanujesz klejenia się do innych, chwila i będziesz miała w życiu totalny sajgon, zapewne już od przedszkola.

5. Tata i jego rola. Coś mi się wydaje, że twój mąż, przypisując teściom całą winę za zachowanie dziecka, trochę wypiera ogrom jego problemów, z którymi jako rodzice musicie się zmierzyć. Dziecko prezentuje obraz zaburzeń przywiązania, nie wiem czy od razu RAD, pewnie jeszcze nie, ale niewłaściwie prowadzone, może to pojść w tym kierunku. Piszesz, że tata wycofał się trochę z wychowania syna - trzeba mu uświadomić, że bez jego udziału w tym procesie, nie odniesiecie sukcesu. I niestety uświadamianie tego mężowi musi się zacząć od ciebie, od poważnej rozmowy. Warto powiedzieć jak bardzo czujesz się zmęczona i bezradna w obecnej sytuacji, że potrzebujesz jego wsparcia.

Wnioski :)
1. Poszukaj wsparcia terapeutycznego co najmniej dla siebie, być może od tego warto zacząć. Terapia podniesie cię na duchu, będziesz miała szansę wyrzucić z siebie troski.
2. W poważnej rozmowie uświadom mężowi rozmiar problemu i że jeśli nie będzie go z wami tu i teraz w taki sposób w jaki go potrzebujecie, rodzinie grozi rozpad.
3. Na spokojnie (co nie znaczy bez ograniczeń czasowych) poszukaj dobrego miejsca, gdzie można by zdiagnozować i wspomóc terapeutycznie synka. Niestety wydaje mi się, że wasza relacja jest budowana w nieprawidłowy sposób, a że trwa to już od roku, pewne wzorce zachowań twoich i dziecka utrwaliły się już na tyle, że bardzo trudna będzie zmiany ich samą tylko siłą woli. Ktoś doświadczony powinien poprowadzić was w tym procesie.
Tu także pewna rada; poszukaj kogoś doświadczonego w temacie adopcji i rodzicielstwa zastępczego. Jeśli poczujesz się przez terapeutę krytykowana, zauważysz, że staje się on "rzecznikiem" małego przed tobą i kontrolerem twoich rodzicielskich kompetencji - uciekaj gdzie pieprz rośnie, bo to tylko pogłębi wasze problemy. Od dobrego terapeuty dziecięcego powinnaś wyjść z poczuciem, że zostałaś wysłuchana i zrozumiana, że okazano dziecku i tobie serdeczność, nakreślono plan pracy i dano nadzieję na poprawę.

Kochana, być może to co wyżej napisałam brzmi trochę sucho, ponieważ pisałam na szybko i starłam się zawrzeć jak najwięcej konkretów. Dobrze, że tu jesteś :) Rozgość się na forum, pytaj, opowiadaj. Zauważyłaś, że jest źle i poprosiłaś o pomoc - czyli potrafisz to zrobić. Przenieś to teraz na świat realny - poproś o terapię. Jest cholernie trudno, zapewne boli, że marzenia trochę rozjechały się z realiami, ale jeszcze nic straconego. Wiele, bardzo wiele jest w twoich rękach. Działaj, nim zacznie ci się wymykać. Powodzenia!
Sugar_Woman
Posty: 8
Rejestracja: 10 sie 2016 14:02

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: Sugar_Woman »

Dziękuję wszystkim za wypowiedzi, za porady, za szczerość. Myślę, że czas najwyższy zadzwonić do OA w naszej miejscowości i poprosić o spotkanie. Wcześniej nie potrafiłam tego zrobić - było mi wstyd, bo ja i mąż byliśmy kojarzeni jako idealna para, świetnie dogadująca się, wielokrotnie nam powtarzano na zajęciach, że wierzą w nas i są przekonani na 200%, że będziemy w stanie zapewnić naszemu dziecku wspaniały dom i rodzinę. A tymczasem stało się inaczej...Bałam się kolejnego osądu, przyznania, że nie dałam rady, tym bardziej, że tydzień po przenosinach synka byłam w naszym OA z małym "pochwalić się" i przy okazji donieść brakujący dokument z sądu. Wtedy było wszystko ok, sama mówiłam Paniom z OA jaka to ja nie jestem szczęśliwa, ale to był tydzień po przenosinach, kiedy moim największym problem był tylko brak snu.

Jeśli chodzi i męża, widujemy się już tylko w weekendy, oczywiście dzwoni do nas i mówi, jak bardzo nas kocha, my też go kochamy ale to zupełnie inna miłość, nienamacalna, w tygodniu tak wiele się dzieje. Mąż udziela rad, jak postępować, ale łatwo się mówi "z daleka". Wiele przepracowałam z synkiem, z wielu rzeczy jestem zadowolona np. od pół roku nie nosi już pampersów, nie używa już od dawna smoczka, butelki, sam woła siku i kupę, nie puka widelcem, mówi proszę dziękuję, jest grzeczny, posprząta zabawki, rozmawiamy na różne tematy, razem się bawimy, oglądamy bajki, rozmawiamy po angielsku i wiele innych rzeczy, ALE nie ma tej bazy, tego szkieletu, wiem, że syn zdradziłby mnie przy pierwszej, lepszej okazji z kimś obcym, kto ma więcej cukierków, aut. Nie potrafię zadrzeć mu tych wyuczonych masek z twarzy, tego fałszywego dostosowywania się do sytuacji, gdzie udaje fajnego chłopczyka, że nie mówi, kocham, bo tak czuje, tylko bo coś chce. Ostatnio usłyszałam od cioć z przedszkola (mieliśmy w nim wykupionych parę godz. w tygodniu), że będzie im go brakowało, bo to było jedyne dziecko z którym można było pogadać o życiu!!!!! Byłam przerażona, jak to usłyszałam!!! Rozmawiać z 3 latkiem o życiu??? Właśnie taki jest mój syn, mały stary człowieczek, który poucza inne dzieci i ich rodziców na placu zabaw, na spacerach, jak należy się zachowywać, jak się robi babki z piasku, na każdym kroku wszystkich kontroluje i jest mało dziecięcy. Potrafi przerwać spektakl, żeby pouczuć aktora, że tak się nie robi, albo coś tam...

Synek wita ojca z pytaniem czy kupił mu auta, a mąż odpowiada, że nie, to mały leci z płaczem do mnie, że tata nic nie kupił, że nic nie ma i płacze. Dopiero jak ja rzucam się mężowi na szyję mówiąc, tata wrócił hurra kocham go i idę go przytulić, to mały papuguje i robi to samo mówiąc "ja też, ja też", ale wcześniej się tak nie zachował, bo tego nie czuł... Mąż też się blokuje przez takie sytuacje, ledwie przyjeżdża do domu, a synek już się od niego odwraca, bo nie ma nic dla niego. Ja mu wiele razy tłumaczę, że tata ma miłość, że Cię kocha, że ciężko pracuje, ale synek nie rozumie...Martwi mnie też podejście męża do adopcji...uważa, że jest jak jest, że trzeba żyć swoim życiem, że mamy swoje plany i marzenia, a syn, jest i będzie, ale gdzieś obok nas, że niedługo przyjdzie czas i dowie się wszystkiego, a wtedy będzie musiał nas docenić, że mamy dom, jedzenie itp, że lepiej się dostosować do nas, że nie możemy pozwolić, żeby zrujnował nasze życie, że my idziemy do przodu, a on musi automatycznie podążać za nami. Ostatnio nawet powiedział do niego, żeby synek nie mówił do niego tata tylko po imieniu, że tak jest lepiej, że to ściąga piętno odpowiedzialności, że lepiej być dobrym opiekunem, niż ojcem czy matką, bo słowo ojciec/matka powoduje odpowiedzialność, zamartwianie się, poczucie winy, a opiekun jaka sama nazwa wskazuje opiekuje się dzieckiem, zapewnia dom, jedzenie, normalne życie, bez poczucia winy, frustracji....
pumi
Posty: 122
Rejestracja: 20 kwie 2006 00:00

Re: NIE UDAŁO SIĘ - rok po adopcji/rozwód/psychotropy

Post autor: pumi »

Miałam tak samo z moim synkiem. Adoptowałam go gdy miał 2 latka i trwało to około 1,5 roku zanim przestał przytulać się do obcych....w większości podobnie zachowywał się jak twój...Ma teraz 6 lat ....wiele się poprawiło ale cześć została...jak chcesz pogadać pisz...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Po adopcji”