omilka pisze:
To chyba zależy wyłącznie od dziecka
Dokładnie.
Ale nie tylko ...
Mój kontakt tak z rodzicami jak i z pozycji rodzica z profesjonalistami nauczył mnie, że głównym problemem w pracy z dzieckiem zaburzonym jest brak całościowego spojrzenia a więc:
1. Traktowanie poszczególnych zaburzeń i deficytów jako "pojedyncze problemy do usunięcie".
2. Nie uwzględnianie hierarchiczności potrzeb organizmu i fazowości w leczeniu/kompensowaniu deficytów.
Po ludzku:
Ad.1
Dziecko w rodzinie ado nie jest zwykłym dzieckiem. Jest dzieckiem, które przeżyło zbyt wiele jak na dziecko. Na ile "wiele" - to trzeba ocenić, zdiagnozować ... (uprzedzam od razu, że nie wdaję się w dyskusje nt. celowości diagnozy bo to jest dyskusja dla mnie abstrakcyjna).
Niestety w praktyce diagnoza najczęściej dotyczy tego "co boli". A to choroby a to nagła i niespodziewana agresja, a to problemy w uczeniu się.
I wtedy np. "ordynujemy" ED albo NI ... albo pomoc PP w szkole ...
I tak dalej.
W ten sposób ja ze swoim synem do dzisiaj nie wyszlibyśmy poza 16 ty z kolei szpital i 20 ty ośrodek i gabinet.
My zaś od lat nie chodzimy NIGDZIE i nie mamy problemów z instytucjami.
Robimy swoje - to co trzeba i tylko to co trzeba.
DLACZEGO?
Dlatego, że uznaliśmy, że wszystko - wszystkie problemy, schorzenia etc. wynika w ten czy inny sposób lub powiązane jest w ten czy inny sposób z faktem porąbanego dzieciństwa (także ciąży, także porodu). I już.
Uznaliśmy, że takie dzieciństwo spowodowało zaburzenia w rozwoju. Krok po kroku zbadaliśmy na ile i w jakiej sferze. Określilismy co robić. I robimy.
I w takim układzie nie ma rozważań: dobra ED, niedobra ED ?
Potrzebny jest półroczny pobyt w sanatorium w Czechach? (bo jakaś dziwna dziecięca osteoporoza) ... OK - zero dyskusji: ED.
Zbyt wysoki jest jeszcze poziom lęku, napięcia (organizm nie dorobił się jeszcze dobrej autoregulacji ... ) - zero dyskusji: NI bo klasa szkolna jest dla takiego dziecka skrajnie toksyczna - w ramach "specjalnych warunków dostosowania" kwalifikacje nauczyciela musiałyby być niebotyczne, żeby to skompensować.
5 lat specjalistycznego szkolenia i specyficzna osobowość.
Ad. 2
Jaki sens mają rozważania na temat socjalizacji i izolacji, gdy dzieciak ma rozwalony układ immunologiczny na bazie burzliwego procesu nawiązywania głębokiej relacji z nową mamą - (TAK TAK!) (w domu dzieją się masakry w sensie zachowania ale jak się nie dzieją to dziecko "nie wiadomo czemu" choruje na okrągło).
Prosta piłka: odizolować w tej fazie od wszystkiego skoro jest taka jazda, ustabilizować dziecko (czasem trzeba wywieźć w cholerę do chaty z bali w Bieszczadach - ja tak zrobiłem) a potem dopiero martwic się socjalizacjami i innymi duperszmitami.
Nb - w międzyczasie dziecko "jakoś dziwnie przestało chorować"
No i tyle - i w takim kontekscie mają moim zdaniem sens rozważania o ED czy NI ...
ciach/moderator