RAD zespół zaburzen wiezi

radości i sukcesy ale również problemy, z którymi rodziny adopcyjne mogą się spotkać już po adopcji

Moderator: Moderatorzy po adopcji

ODPOWIEDZ
justycha.p
Posty: 17
Rejestracja: 23 lis 2014 00:02

Re: RAD zespół zaburzen wiezi

Post autor: justycha.p »

Yennefer23, młody ma 4,5 roku, jest kontaktowy, otwarty, lecz właśnie, zbyt otwarty. Jest z nami prawie 6 miesięcy. Każda nowa osoba jest ciekawa, młody wchodzi jej na kolana, gładzi po rękach,itp. Psycholog potwierdził, że mogą to być objawy lepkości.
DOmownik
Posty: 1
Rejestracja: 16 gru 2019 10:11

Re: RAD zespół zaburzen wiezi

Post autor: DOmownik »

Dzień dobry, od roku spotykam się z dwuletnim chłopcem z D Dz .Początkowo odwiedzałam go w placówce 1-2 razy w tygodniu, obecnie zabieram go do domu na weekend.Czasami wydaje mi się ,że te spotkania nic dobrego nie wnoszą.Dziecko radosne w ciągu dnia, nocą potrafi kilka godzin bujać się. Boje się czy to zabieranie na weekend nie wyrządza mu więcej krzywdy niż pożytku.Biorę go a póżniej muszę oddać. Niestety nie mogę poświęcić mu więcej czasu,mam 62 lata .
Hephalump
Posty: 75
Rejestracja: 12 mar 2018 09:21

Re: RAD zespół zaburzen wiezi

Post autor: Hephalump »

DOmownik Proszę Pani... Z Pani wpisu na forum wynika, że los tego dziecka nie jest Pani obojętny i kieruje się Pani autentyczną troską o sytuację wspomnianego dziecka.
Tak więc proszę aby sama Pani się nie obciążała. Dziecko jest pod opieką placówki wychowawczej i... ktoś pewnie zdecydował o możliwości takich spotkań.

Proszę szczerze o sprawie porozmawiać z osobą odpowiedzialną za to dziecko w DD.
Jak oni widzą dalszy los dziecka?
Czy dziecko ma szanse na przysposobienie (adopcję)?

Pozdrawiam
M
Awatar użytkownika
yennefer23
Moderator Członek Stowarzyszenia
Posty: 5638
Rejestracja: 23 lut 2010 01:00

Re: RAD zespół zaburzen wiezi

Post autor: yennefer23 »

DOmownik pisze:od roku spotykam się z dwuletnim chłopcem z D Dz
peirwsze pytanie ktore mi sie nasuwa, jakim cudem takie male dziecko jest w DD? dlaczego nie zostalo umieszczone w rodzinie zastepczej?
to straszne, prawde mowiac.

i zgadzam sie z przedmowca, warto porozmawiac z opiekunem prawnym dziecka, jakie sa jego losy, czy ma szanse na adopcje, co mozna zrobic by ulzyc dziecku w obecnej sytuacji. a bujanie sie wyglada na objaw choroby sierocej ...
Kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno
mariolkag
Posty: 18
Rejestracja: 21 wrz 2005 00:00

RAD zespół zaburzen wiezi

Post autor: mariolkag »

Witajcie. Ostatnio zaglądałam na Bociana kilkanaście lat temu, kiedy przezywaliśmy z mężem radość z procedury adopcyjnej i posiadania dzieci. Obecnie syn ma lat 17 , córka 16. Nasza historia jest pełna wzlotów i upadków, chwil zwyczajnych, radosnych i smutnych . Nie ma sensu wdawać się w szczegóły- życie. Najpierw zaczęły się problemy z synem (3,5 roku w dniu adopcji), skargi pań w przedszkolu, szkole, nieciekawe towarzystwo, eksperymenty z używkami, sprawa w sądzie. Dziś rzec można mamy dobry kontakt z synem, choć jest chłopcem raczej mało wylewnym. Większe kłopoty mamy z córką (2 lata 3 miesiace w dniu adopcji). Nie ma co opisywać wszystkich etapów, bo przeszliśmy wszystko to, co opisujecie Państwo powyżej. Pobyty w szpitalach psychiatrycznych, próby samobójcze, kontrola w domu, prowokacje. Na dzień dzisiejszy córka jest w pogotowiu opiekuńczym poniewaz podała nas o stosowanie przemocy wobec niej. Powoli sie juz ze swoich zeznań wycofuje, ale machina ruszyła. Odwiedzają nas pracownicy socjalni, kuratorzy, za chwile wezwie nas policja i bedzie sprawa w Sadzie Rodzinnym. Cała nasza rodzina jest pod opieką terapetów, przez ostatnie trzy lata szukaliśmy pomocy gdzie się da, ale okazuje sie, że większość z nich robi wielkie oczy na okreslenie RAD. Jesteśmy chwile przed zebraniem zespołu, który bedzie wymagał od nas deklaracji, podpisania kontraktów itp, juz padły pierwsze propozycje np skończenia przez nas szkoły dla rodziców. Służby socjalne mają okreslony szablon działania w takich sytuacjach, ale my mamy przekonanie, że w ten sposób nie pomogą nam ani dziecku. Nie mamy zamiaru porzucać córki, ale mamy w sobie przekonanie, że zrobiliśmy wszystko co potrafilismy, że w chwili obecnej bez szukania dalszej pomocy specjalistycznej nie pomożemy dziecku. Czy są w Polsce stacjonarne placówki specjalizujące sie w diagnozowaniu i terapii ludzi z RAD ?
Elara
Posty: 276
Rejestracja: 29 cze 2006 00:00

RAD zespół zaburzen wiezi

Post autor: Elara »

Z tego co mi wiadomo, niestety nie do końca. nie wiem z jakiego regionu Polski jestes, jest kilka osob pracujacych wokoł problemu
Elara
Posty: 276
Rejestracja: 29 cze 2006 00:00

RAD zespół zaburzen wiezi

Post autor: Elara »

Elara
Posty: 276
Rejestracja: 29 cze 2006 00:00

RAD zespół zaburzen wiezi

Post autor: Elara »

[b]Rozdział 12 Nożyczki Agata Komorowska, Czy mogę Ci mówić mamo?[/b]
„(…) Ada natomiast rozpoczęła naukę w zerówce w szkole rejonowej. Jako dziecko adoptowane cierpi na syndrom odrzucenia. To nieważne, że dziecko zostaje bez rodziców w wieku jednego dnia, roku czy dziesięciu lat. Syndrom odrzucenia jest cechą charakterystyczną większości dzieci adoptowanych. U Ady manifestowało się to niezwykłą emocjonalnością. Jeśli polubiła nauczyciela angielskiego, to ten nie miał już szans na prowadzenie lekcji. Obłaziła go jak stonka ziemniaki. Walczyła o wyłączną uwagę. Kiedy coś nie szło po jej myśli, płakała i histeryzowała, chowając się pod ławkę. Jako dziecko nadpobudliwe, na granicy ADHD, Ada nie potrafiła usiedzieć na pubie przez całą godzinę lekcyjną. Nawet kiedy w domu ogląda telewizję, leży na brzuchu i robi nogami nożyce. Nie potrafi się nie ruszać. Jednocześnie bardzo pragnie być kochana i akceptowana przez dorosłych. Dlatego wychowawczyni, jaka jej się trafiła, była prawdziwą katastrofą(…).
Nagle Ada wparowała do kuchni i bez pytania chciała złapać ciasto. Osunęłam je dalej i powtórzyłam, że ciasto będzie po kolacji. Wtedy zaczęła podskakiwać, próbując dosięgnąć słodkości. Schowałam je do szafki nad kuchnią. Ada dostała szału. Zaczęła wspinać się na blat wrzeszcząc: „Ciasto, ciasto, ciasto”. W jej zachowaniu było coś histerycznego, absolutnie oderwanego od rzeczywistości. Wyglądało to tak, jakby wpadała w trans, zamykając kompletnie dostęp do siebie.
Wiedziałam, że jest to moment, kiedy zaczyna się kolejny napad histerii, i że teraz już nic nie zdziałam. Jedyne, co mogę zrobić, to być przy niej, pilnując, żeby sobie nic nie zrobiła. Zdjęłam wierzgającą i rozhisteryzowaną Adę z blatu i zaniosłam do jej pokoju. Kazałam zostać, aż się uspokoi. Szarżowała na mnie niczym rozjuszony dzik. W końcu wybiegła z pokoju, kierując się prosto do kuchni. Jednym susem wskoczyła na blat i zaczęła otwierać szafkę. Ponownie zaniosłam ją do pokoju. Teraz już biła, pluła i gryzła.
Zamknęłam za sobą drzwi i przyglądałam się demolce, którą przeprowadza w pokoju. Żadne prośby, groźby ani krzyki do niej nie docierały. Jednym ruchem zrzuciła z stos książek i gazet ze swojego biurka. Z mojej strony zero reakcji. Rzuciła się na mnie, chcąc wybiec z pokoju, ale niewzruszenie stałam przy drzwiach i spokojnym głosem informowałam, że wyjdzie, kiedy się uspokoi. Rzuciła się na mnie z pięściami. Złapałam ją, odwróciłam tyłem do siebie, posadziłam na kolanach i objęłam, krzyżując z przodu ręce. W ten sposób nie mogła mnie bić. Wiła się, dziko wyjąc. Miała pianę na ustach, której używała by na mnie pluć. Gryzła mnie po rękach. Kiedy poczułam, że napięcie w jej ciele opada, że zaczyna wiotczeć, powoli rozluźniłam uchwyt. Ada tylko na to czekała. Wyrwała się, skoczyła pod okno balkonowe i zaczęła we mnie rzucać czym popadło. Czułam się zupełnie bezradna. Nie byłam przygotowana na taki atak bezgranicznej furii. Nikt nie mówił mi, jak w takich wypadkach postępować – ani na kursach adopcyjnych, ani na kursie dla rodzin zastępczych. Miałam ochotę przełożyć ją przez kolano i dać w pupę, ale wiedziałam, że to nic nie da. Że to będzie przemoc za przemoc. Ada w tak gwałtowny sposób pozbywała się nagromadzonych i duszonych przez cały dzień emocji i nadmiaru energii. Kiedy w moim kierunku poleciały nożyczki, chwyciłam ją bardzo mocno, podniosłam na ręce i z całej siły przytuliłam. Chodziłam z nią po mieszkaniu, bujając jak małego dzidziusia, a ona objęła mnie wszystkimi kończynami i szlochała mi w szyję. Po kilku minutach usnęła. Położyłam ją do łóżka w ubraniu, zdejmując tylko sweterek. Ucałowałam zapuchnięte czerwone oczy i pozwoliłam spać aż do rana.
Wyszłam z jej pokoju mokra i wypompowana emocjonalnie. Było już późno. Cała akcja trwała prawie dwie godziny (…).
Tego typu akcje powtarzały się przez całe pierwsze półrocze zerówki. Scenariusz był zawsze taki sam. Ada wpadała w histerię, odcinała dostęp do siebie, robiła się agresywna, wrzeszczała na całe gardło i przeraźliwie wyła, stawiając na baczność sąsiadów, którzy czasem pukali do drzwi. Bałam się, że któregoś dnia otworzę i po drugiej stronię zastanę policję. Dźwięki, jakie Ada z siebie wydawała, mogły przecież pochodzić od bitego i torturowanego dziecka. Nikt by mi nie uwierzył, że to ja jestem bita i opluwana.
Konsultowałam jej zachowanie z psychologiem, odwiedzałam specjalistów, żaden nie pomógł ani mnie, ani jej. Kiedyś nagrałam całą scenę i pokazałam pani psycholog. Zaproponowała terapię za niewyobrażalne pieniądze.
Dla Ady każdy pretekst był dobry (…).
Następnego dnia Ada zawsze przepraszała za zachowanie (…).
Ada zasugerowała, że bardzo uspokaja ją masaż pleców. Ustalałyśmy z Adą różne hasła, które miały sygnalizować, że przekracza ustalone granice (…). Ada powiedziała, że zawsze pomaga jej kiedy noszę ją jak dzidziusia. Tak więc robiłam (…). Czasami pomagało, czasem nie (…)”.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Po adopcji”